niedziela, 15 września 2019

Rozdział 17


   Dawno mnie nie było i trochę zardzewiałam. Może się wam jednak spodoba kolejny rozdział.

   Andriei wiadomość Adama o niespodziance wziął naprawdę poważnie do serca. Ciekawość nie dawała mu spokoju, co też pisarz, do tej pory bardzo powściągliwy w okazywaniu uczuć, dla niego przygotował. Postanowił nie pozostać w tyle i postawił na niewielkim stoliku, znajdującym się w ich nadal wspólnej sypialni, pięknie pachnący bukiet kwiatów, w najładniejszym flakonie, jaki znalazł w dom. Zaświecił nawet kilka wyżebranych od Jenni świec, licząc na wywołanie romantycznego nastroju, w upartym mężczyźnie, który być może zaowocowałby paroma gorącymi całusami. Sam zwichrzył włosy, odpiął kilka guzików koszuli  pod szyją, usiadł w fotelu i przybrał najseksowniejszą jego zdaniem pozę ,, tyle dobra i wszystko twoje”, by po chwili zmienić ją na ,, porzuciłeś mnie draniu bez serca i cierpię w samotności”. Trwał tak jakiś kwadrans i właśnie zaczął się niecierpliwić, gdy usłyszał stukot butów na parkiecie. Głupie serce natychmiast zaczęło mu szybciej bić, zanim zaskoczył rozum, ono już swoje wiedziało. Drgnęły drzwi.
- Gdzieś ty się podziewał? Miałeś posmarować mi plecy. – W głosie Andrieia zabrzmiał lekki wyrzut. Doskonale wiedział jak wzbudzić w pisarzu wyrzuty sumienia. Jednego jednak nie mógł przewidzieć nawet w najfantastyczniejszych snach. Życie zawsze było najlepszym, najbardziej pomysłowym scenarzystom.
- Andriuszkaaa… - Ciemnowłosy pocisk wyskoczył nagle zza pleców mężczyzny i rzucił się w jego kierunku. Piszcząc z radości wdrapał mu się na kolana i omal nie udusił ściskając za szyję.
- O …Mój… Boże…!! Co ty tutaj robisz Pyszczku? – Tak nazywali chłopca wszyscy w domu z racji nigdy nie zamykających się ust, które wypuszczały z siebie setki słów na minutę. – Śmierdzisz jak bezdomny. – Oczy mężczyzny od pierwszej chwili były niemal okrągłe. Musiał przyznać, że niespodzianka wyjątkowo się pisarzowi udała. Potem się z nim policzy. Stał oparty o ścianę i przyglądał się mu z nieodgadnionym uśmieszkiem.
- Bo ja jestem bezdomny… - Mała buzia skrzywiła się do płaczu, a Adam zmarszczył brwi i zrobił krok w jego stronę.
- Jak to? Gdzie mama? – W głowie miał kompletny zamęt.
- A skąd ja mam wiedzieć? Nawet nie zadzwoniła w moje urodziny. Babcia jest bardzo chora. A do tej sąsiadki nie pójdę za żadne skarby! Jej synowie są paskudniejsi niż trolle.
- Z kim przyjechałeś? – Andriei nadal w szoku, odgarnął mu włosy z brudnego czoła.
- Sam. Mam już osiem lat. – Chłopiec dumnie wypiął chudą pierś. – Mówiłeś, że męscy mężczyźni nigdy nie płaczą i są dzielni.
- Co za żałosne bzdury wpierasz temu biednemu dziecku? – Warknął Adam.
- Mitia, przestań zmyślać! – Zaszokowanemu mężczyźnie puściły nerwy.
- Mówię prawdę. – Zaczął pochlipywać. Zrobiło się mu przykro, że ukochany brat tak się na niego rozgniewał. Może powinien zostać w domu? Niechciane łzy same popłynęły mu z oczu. – Oni zamykają mnie w szafie wiesz… ? Ja trochę… Trochę boję się jak jest ciemno.
- Co się dzieje u mnie w domu?! – Ryknął Andriei, a zaskoczony chłopiec zastygł z szeroko otwartymi ustami, przestał nawet mrugać, niczym królik zahipnotyzowany przez węża.
- Zamknij się idioto! Masz pojęcie, że tym głosem mógłbyś walić mury? – Pisarz zamachnął się i rzucił w niego jaśkiem, przywracając natychmiast zdrowy rozsądek. Świat w ciągu ułamka sekundy wrócił na swoje miejsce. – Nie strasz dziecka. Jest zmęczony i przerażony. Zabierz go do siebie, tam jest rozkładana kanapa. Trzeba go umyć, nakarmić i położyć do łóżka. Potem wszystko ci wytłumaczę.
                                                                          ***
   Wykąpanie, nakarmienie i utulenie brata do snu zabrało Andrieiowi dobre dwie godziny. Oczywiście wpakował się mu do łóżka, a on nie miał serca go z niego wyganiać. To co opowiedział mu wystraszony chłopiec przechodziło ludzkie pojęcie. Okazało się, że jego rodzina nie była tak idealna jak sobie to do tej pory, naiwnie wyobrażał. Zresztą innej nie znał, jako dziecko był izolowany od świata zewnętrznego, ciągle zajęty biegał od jednych zajęć dodatkowych do innych, nie miał żadnego porównania. Zajęty karierą, nie poświęcał rodzeństwu zbyt wiele czasu, uważał, że od tego byli rodzice, którzy od kilku lat przestali czynnie występować na scenie. Uznał, że skoro mieli teraz o wiele mniej na głowie, zajęli się domem i dorastającymi dziećmi, które potrzebowały ich troski i uwagi. Ależ był niemądry. Zapomniał jak bardzo bywał w domu samotny. Zawsze najbardziej liczył się Andriei wschodząca gwiazda, a nie Andiei syn. Już przyjazd Zoji, powinien dać mu do myślenia. Kto pozwala takiej smarkuli na samotną podróż na drugi koniec świata? Ciężko westchnął otwierając drzwi do sypialni Adama. Romantyczny nastrój całkowicie trafił szlag. Dlaczego zrobiło się tak zimno? Otulił się połami swetra i potarł lodowate dłonie. Powoli podniósł głowę. Czarne oczy napotkały zielone, zanurzyły się w ich cieple i blasku. Drgające w nich złote iskierki przypominały te w płonącym kominku, w które uwielbiał się wpatrywać.
- Chodź do mnie. – Szept przyniósł ukojenie, a czułe ramiona szczelnie go otuliły. – Odpuść. Najważniejsze, że Mitia dotarł zdrowy i cały. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
- Jest jeszcze taki mały. – Coś go dławiło w gardle, ledwo mógł mówić. - Przyjechał w klatce, niczym zwierzątko.
- Jutro się zastanowimy co zrobić. – Łagodnie gładził drżące plecy mężczyzny. Bał się, że ta sprawa będzie miała poważne konsekwencje. Trudno. Najwyższy czas, by Andriei przejrzał na oczy i stawił czoła rzeczywistości. Wyglądało na to, że dla swoich bliskich był jedynie sprawną maszynką do zarabiania pieniędzy. Inne dzieci się nie liczyły, bo nie oferowały nawet ułamka jego możliwości, dlatego spychano je na margines. Każdy telefon, który miał z domu, dotyczył jedynie lukratywnych kontraktów. Nikt nigdy nie zapytał jak się czuje w zupełnie obcym kraju, nie tęsknił, nie zapewniał o miłości.
- My…? – Takie małe słówko, a potrafiło pokolorować od nowa świat.
- Tak. – Usiadł na łóżku. - My. – Obawiał się, że jeszcze tego pożałuje.
- Mogę tutaj zostać? – Ciche, nieśmiałe pytanie sprawiło, że serce Adama całkowicie się roztopiło. Czarne, wpatrzone w niego oczy, pojaśniały.
- Oczywiście. – Poklepał miejsce obok siebie. – Powiem tylko gosposi by miała na małego oko, gdyby się obudził. – Zadzwonił do Celiny, która po krótkiej wymianie zdań udała się na kanapę w domku gościnnym, gdzie postanowiła spędzić noc.
- Och.– Rzucił się z impetem do przodu, aż jęknęły sprężyny. – Jest świetne.- Niczym dziecko rozpostarł szeroko ręce i nogi, oczywiście nie pozostawiając ani skrawka wolnego miejsca.
- Posuń swoje szanowne wdzięki Księciuniu! – Burknął Adam na widok beztrosko rozwalonego na materacu mężczyzny. Zawsze podziwiał jego umiejętność błyskawicznego przechodzenia z jednego nastroju w drugi.
- Moja Pani… - Podniósł kołdrę, wturlał się pod nią, a potem zgarnął prychającego na niego pisarza. Odwrócił go tyłem do siebie i wtulił się mu w plecy. Przez chwilę z rozkoszą obwąchiwał jego kark, przy akompaniamencie zduszonych pisków.
- Mam łaskotki kretynie! – Wykończony pisarz, który od dłuższego czasu dyskretnie poziewywał, wił się jak nadziany na haczyk robak. Znał Demkowicza, ale znowu dał się wciągnąć w jego gierki. Słabość do tego drania kiedyś go zgubi. Gorący oddech na szyi wzbudzał sensacje w całym ciele. – Zachowuj się, albo wylądujesz na dywanie.
- Będę grzeczny. Słowo. – Natychmiast spokorniał w obawie przed wyrzuceniem z ciepłego łóżka. Jeszcze nigdy nie miał takiej słodkiej przytulanki. Mocniej przygarnął nadąsanego pisarza. Z przyjemnością obserwował coraz ciemniejsze rumieńce na jego policzkach.
- Obyś go dotrzymał. – Zrobiło się strasznie gorąco. Kołdra wydała mu się zbyt ciężka. Próbował spod niej wypełznąć, ale został stanowczo powstrzymany. Księciunio niby taki szparag, ale miał sporo siły.
- Nie do końca rozumiem. To groźba czy zachęta? – Zachichotał i pocałował w ucho wiercącego się mężczyznę. Mimo wcześniejszej sytuacji z Mitią, poczuł się w pełni rozluźniony. Facet miał rację, nie było sensu rozkminiać życiowych problemów w środku nocy. Podpuszczanie pisarza, którego wyobraźnia często ponosiła i była jego największym wrogiem, zawsze niezmiernie bawiło Andrieia. Był jednak zmęczony bardziej niż myślał. Głowa sama opadła mu na poduszkę.
- Masz mnie za pluszaka? – Adam nie miał szans się wyswobodzić. Udało mu się to dopiero po wielu próbach. Zasapany odwrócił się do drania, trzymającego go w ramionach niczym w imadle, z zamiarem strzelenia w pusty łeb, aby dopłynęła do niego odrobina zdrowego rozsądku. Chyba nie myślał, że w takich okolicznościach będzie się z nim migdalił. Co prawda jego ciało miało na ten temat odmienne zdanie. – Piękny! Piękny?! – Ze zdumieniem stwierdził, że kiedy on przeżywał rozterki egzystencjonalne, poddać się czy nie poddać oto jest pytanie, Anioł spokojnie sobie zasnął. – Faceci! Beznadziejna nacja! – Warknął zapominając, że on również do niej należy. Długo jeszcze leżał z otwartymi oczami licząc barany, z którymi poczuł jakąś dziwną więź.
                                                                  ***
   Mitia obudził się skoro świt, w zupełnie nieznanym sobie miejscu. Okropnie burczało mu w brzuszku. Zupełnie jakby ktoś tam włączył całą orkiestrę. Rozejrzał się wokół, nigdzie śladu brata. Postanowił go poszukać na własną rękę. Na kanapie w saloniku pochrapywała jakaś wytatuowana, wyglądająca groźnie kobieta. Cichutko zamknął za sobą drzwi. Boso, w starej koszulce Adama, pobiegł ścieżką do głównego budynku. Po drodze dołączyło do niego radośnie wielkie psisko, najwyraźniej zadowolone, że ktoś się w końcu obudził. Chłopiec nie bał się zwierząt, na ogół były milsze od ludzi, a kudłacz zawzięcie machał ogonem. Dom okazał się strasznie duży, niezdecydowany zatrzymał się w holu. Licho wie, gdzie znajdowała się kuchnia. Zapamiętał jednak, gdzie znajdował się sypialnia miłego mężczyzny, który go tutaj przywiózł. Wkradł się do środka. Zobaczył, że łóżko było zajęte przez dwie osoby. Zdumiony w jednej rozpoznał Andrieia. Nie wahając się ani przez moment, z rozbiegu, wskoczył między śpiących, wydzierając się ile miał tchu w bardzo zdrowych, odziedziczonych po pokoleniach niezrównanych śpiewaków, płucach.
- Śniaaadankoooo!
- Kogo mordują?! – Adam zerwał się na równe nogi i pociągnął za kołdrę, w którą zawinięty był Demkowicz.
- Rany boskie! – Zawtórował mu Andriei, z hukiem spadając na podłogę.
- Zostawiłeś mnie samego! – Chłopiec zrobił nadąsaną minkę, w czym bardzo przypominał brata, kiedy się obraził. – Chce mi się siku. Jestem głodny. Macie płatki? A mleczko? Dlaczego ten pies mnie liże po pięcie? Taka wielka chata i nie ma tutaj więcej łóżek? – Słowa padały z niewiarygodną szybkością. -Boli cię, podmuchać? – Zatroszczył się o pocierającego głowę Andrieia, który postękując zbierał się z podłogi.
- On tak zawsze? – Udało się w końcu dojść do głosu pisarzowi. Rozsądnie podał chłopcu leżące na stoliku jabłko, czym zatamował rzekę, płynącą bezustannie z jego ust.
- Aha… Cicho, ale już! - Niezbyt przytomny Demkowicz popatrzył nieprzyjaźnie na brata, który przezornie schował się za plecami Adama.
- Mogę zrobić siku tutaj. – Mitia czując się bezpieczny, wykrzywił się i wystawił język.
- Zjeżdżaj do łazienki, nie rób wstydu! To te drzwi po prawej. – Ziewnął szeroko i oparł czoło o ramię pisarza. Jaki słodki zapach. Ledwo mógł pozbierać myśli. Smarkacz wyrwał go brutalnie z głębokiego snu.
- Ożenisz się z nim czy z Katią? – Zapytał rzeczowo chłopiec, przyglądając się z zaciekawieniem manewrom brata. – Całowaliście się?
- Jak cię trzepnę!- Rzucił w paplę poduszką. Rodzeństwo było czystym złem, zesłanym przez boga by go skompromitować. Skąd on wiedział o takich sprawach? Ledwo wyrósł z pieluch!
- No co? – Odskoczył zwinnie. – Wiesz, on jest ładniejszy. – Wskazał na zaśmiewającego się pisarza, który niezmiernie żałował, że gdzieś zapodział telefon. Zmieszana mina, czerwonego jak burak Demkowicza warta była porządnego zdjęcia. Miałby go potem przez co najmniej tydzień czym szantażować. – I przytulny. – Dodał rezolutnie maluch przypominając sobie, jak mężczyzna delikatnie głaskał go po głowie, kiedy przestraszony zaczął płakać. Umknął do łazienki, zanim zdążył oberwać.
- Przestań się znęcać nad dzieckiem. – Podniósł jaśka. Ten mężczyzna składał się z samych przeciwieństw. Jak ktoś mógł być tak przebojowy i nieśmiały, namiętny i płochliwy jednocześnie?
- To nie dziecko, to demon! – Miał nadzieję, że jakoś dogada się z rodzicami, musiało istnieć sensowne wyjście z tej sytuacji, inaczej szkrab zrobi mu z życia piekło. - Jeszcze się przekonasz.
- No cóż. Jesteście strasznie podobni. – Pokręcił z rozbawieniem głową.
- To czerwone pachnie truskawkami. Można polizać? – Rozległo się zza drzwi.
- A jednak go ukatrupię! – Andriei zerwał się z łóżka, nie zdążył zrobić kroku, jak został na nie pchnięty z powrotem.
- Spokojnie, ja to załatwię. – Dzieciak zauroczył pisarza od pierwszej chwili. Nie miał zamiaru pozwolić na żadną przemoc. Wszedł do łazienki. Maluch siedział na wannie i wąchał po kolei kolorowe mydełka.
- Nie liż, bo będziesz puszczał bańki nosem. – Oczywiście nie udało mu się wtrącić niczego więcej.
- Łeee… - Chłopiec odwrócił się żywo do Adama. – Brat dużo krzyczy, ale jest fajny. Wiesz… Słyszałem jak Katia mówiła do koleżanki, że nie umie się całować i jest zimny jak lód. Kłamczucha. Jest cieplutki. Naprawdę. A całować można się nauczyć. Prawda? Może ty potrafisz? Pokażesz mu? – Ten mężczyzna podobał mu się o wiele bardziej od nadętej skrzypaczki. Miał świetny dom, psa i najśliczniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział. Kiedyś słyszał w telewizji, że reklama była bardzo ważna. Postanowił spróbować.
- Może to powinna jednak być dziewczyna? – Udało się wtrącić Adamowi.
- Gadasz jak mama. Z dobrej rodziny, po tych no, studiach, ładna, zdrowa i dobrze przechowana. – Wyliczał na palcach chłopczyk z bardzo poważną minką.
- Przechowana? – Otworzył szeroko oczy, by nie popłakać się ze śmiechu.
- Wychowana. Tak mi się pomyliło. Jak szybko mówię, czasem coś pomyrdam. – Wyjaśnił rozsądnie. – Lubisz go prawda? – Czarne oczka świdrowały zmieszanego pisarza bardzo uważnie.
- Eee…- Nie miał pojęcia co odpowiedzieć nad wyraz wygadanemu dzieciakowi.
- Nie przerywaj. Popatrz. Andiriei jest przy..  Przystojny. Prawda?
- No prawda. – Przytaknął pisarz ciekawy, dokąd prowadzi ta rozmowa.
- A wiesz jak piszczą jego fanki na koncertach? – Trochę zazdrości powinno pomóc. Babcia zawsze mówiła, że czym coś wydaje się droższe tym i trudniejsze do zdobycia, tym ludzie bardziej to cenią. Doskonale zrozumiał o co chodzi. Jak trzy miesiące zbierał naklejki na Świeżaki z Biedronki, to mała przytulanka jaką za nie dostał, wydała mu się najpiękniejsza na świecie. - Wszystkie chcą się z nim ożenić.
- Strasznie duża konkurencja. – Zrobił zafrasowaną minę. Chłopiec był niemożliwy i chyba chciał mu wcisnąć brata.
- Nie martw się, pomogę ci. Kiedyś rzuciłem na nie mrówki. Wiały, że hej. – Na głupie baby miał tysiąc i jeden sposobów. Nigdy żadna nie wydała mu się godna Andriuszki.
- Miło mieć fachową pomoc. – Poklepał małego po ramieniu z trudem zachowując powagę.
- Czyli nauczysz go całowania? – Filozofia Mitii była prosta. Jak dziewczynka w klasie kogoś pocałowała, to mówiła o nim potem ,,narzeczony”, więc jak sobie dadzą buzi to zostaną rodziną, a jak zostaną rodziną, to będzie mógł tutaj zostać. Do głowy mu nie przyszło, że dwóch całujących się mężczyzn może być czymś złym. Skoro kogoś lubił to lubił i kropka.
- Zastanowię się. – Oświadczył ostrożnie. Nie miał pojęcia co się roiło pod tym zmarszczonym czółkiem, ale czuł, że nadchodziły kłopoty i tak łatwo się nie wywinie.

6 komentarzy:

  1. Mitia to taki kochany, rezolutny Diablik, którego nie można nie kochać.Uroczy i zabawny. Jak jego rodzice mogą tego nie zauważać ? Adam za to jest ciepłym, pełnym zrozumienia facetem.Mam nadzieję, że razem z Andriuszką zaopiekują się małym urwisem.
    Pozdrowionka od MEFISTO

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za niespodzianka... I to podwójna... Po pierwsze wróciła po mega przerwie nasza Autorka (hip hip hurrra)... Po drugie mały mitia sprawił niespodziankę bratu. Myślę, że Mitia pomoże kochanemu braciszkowi w zdobyciu upartego/wystraszonego pisarza. I oczywiście wszystko dobrze się skończy także dla malucha. Pozdrawiam Autorkę i czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Czekam na nastepny. Dużo weny pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka, hejka,
    jak cudownie, mały Mita po prostu skrada serce tak jak Adamowi... pieknie mu wciskał brata to jest cudowne... dzieci nie widzą problemów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    kochana, kochana autorko, bardzo, ale to bardzo tęsknię... proszę choć się odezwij... bardzo wyczekuję momentu Twojego powrotu...
    weny, chęci, czasu i pomysłów życzę..
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    kochana wróć do nas, wciąż tu zaglądam, czytam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń