poniedziałek, 31 grudnia 2018

Rozdział 14

   Domek gościnny został zamknięty, walizki stały na progu, a w pobliżu nie  było widać żywego ducha. Wyglądało na to, że znany wszystkim Anioł został właśnie bez dachu nad głową, a właściciel lokum skreślił go grubą krechą z listy lokatorów. Obaj powracający do willi mężczyźni nie zauważyli najmarniejszej kartki, żaden z nich nie otrzymał wcześniej nawet zwykłego sms' a czy maila z wyjaśnieniami. Trzymający się dwa kroki z tyłu Luis miał ochotę krzyknąć - a nie mówiłem!
- I co teraz mistrzu?
- Kto jak kto, ale ty powinieneś znać słowo - negocjacje. - Andrieia, chociaż był przygotowany na awanturę, mocno dotknął widok zamkniętych drzwi. Zabolało. Przygryzł wargę.
- Niby tak, ale to mi raczej wygląda na otwartą wojnę. - Menadżer wskazał na opuszczone żaluzje. - Niż próbę pokojowego rozwiązania konfliktu. - Nie miał najmniejszego zamiaru wtrącać się do sporu dwóch, temperamentnych artystów. Czuł się wciśnięty, wbrew swojej woli, między młot a kowadło, a jego instynkt samozachowawczy ja zwykle zadziałał bez pudła. Jeśli pomógłby tym gorącokrwistym gołąbkom oberwałby od wytwórni, Demkowiczów oraz Katii. I odwrotnie.
- Czy to nie ty przy każdej okazji wypominasz, jakim to jesteś niedocenionym fachowcem? Pokaż klasę i wymyśl coś. Przez tyle lat użerania się z kontraktami powinieneś nabrać wprawy w pertraktowaniu. - Nie rozumiał dlaczego musiał się zakochać akurat w tym nieznośnym grafomanie. Czy piękne oczy i smakowity tyłek wynagrodzą mu kiedykolwiek wszystkie trudy jakie musiał ponosić? Zawsze był swoim największym wrogiem, ale teraz przeszedł samego siebie. Do tej pory robił wszystko pod dyktando innych, próbował zadowolić rodziców, nauczycieli, producentów, fanów. Od dawna lat miał poczucie spętania. Coś się w nim jednak zmieniło odkąd poznał Adama. Zobaczył przed sobą wiele dróg, możliwości o których nie miał pojęcia, których nie dostrzegał lub nie chciał dostrzec. Strach, który kontrolował do tej pory jego życie, nagle go opuścił. Postanowił już nie robić niczego wbrew sobie i być zwyczajnie szczęśliwym. Nie buntował się jako nastolatek, więc może właśnie teraz przyszedł na to czas... Poczuł na twarzy powiew wolności, a może to była jedynie bryza od oceanu.
- Nie śmiałbym wychodzić przed szereg. - Ukłonił się nisko Luis. - I tak prawie nigdy mnie nie słuchasz.
- Spróbuj.
- Urodziłem się tchórzem, o największy z Cudów, a Zauber ma okropną opinię. Podobno atakuje jak tornado i zmiata wszystko na swojej drodze. -  Poważnie zaniepokojony zachowanie swojego podopiecznego menadżer postanowił, że tym razem Andriei będzie musiał sam posprzątać bałagan jakiego narobił.
- No proszę, zatrudniam sztab ludzi, a na koniec i tak wszystko muszę robić sam. - Luis najwyraźniej nie miał zamiaru mu pomóc. Jak Adam mógł go do tego stopnia zignorować? Czy nie zasługiwał nawet na kilka słów wyjaśnienia? O nie! Nie pozwoli mu się tak traktować! Mężczyzna zawrócił i ruszył do willi.
- Twoja wdzięczność nie zna granic. Nie wiem czy zauważyłeś, ale mamy tutaj do czynienia ze sprawami osobistymi, a nie zawodowymi.
- I co z tego? Ja tam nie widzę żadnej różnicy. - Kątem oka zobaczył jak menadżer chyłkiem wycofuje się i zmierza do samochodu. I bardzo dobrze. Był dorosły i nie potrzebował niańki. A jeśli pisarzyna myślał, że tak łatwo się go pozbędzie to całkiem oszalał. Już on mu pokaże, co to znaczy ,,prawdziwy mężczyzna". Przypomniał sobie słodkie uczucie, kiedy trzymał go w ramionach. Zatrzymał się i głęboko odetchnął. Odnalazł DOM i prędzej skona na jego progu, niż da się wyrzucić.
                                                                    ***
   Andriei z bijącym szybko sercem, duszą na ramieniu, ale determinacją wypisaną na pięknej twarzy, wszedł stanowczym krokiem do willi Luogo di Silencio. Od razu w holu został zaatakowany przez zmartwioną Jenni, która po części czuła się winna całej sytuacji.
- Piękny. Nikt ci nie mówił, że sprawy sercowe, zwłaszcza między znanymi osobami, najpierw omawia się w cztery oczy, a potem ogłasza całemu światu?! - Dźgnęła go mocno palcem w pierś.
- Ała... Schowaj szpony kobieto. Wiesz, ile jest warte to ciało?
- W dupie mam twoje ciało! Szkoda, że nie mam przynajmniej porządnego kija idioto! - Wzrokiem omiotła hol w poszukiwaniu broni, którą mogłaby przemalować na filetowo przystojną buźkę.
- Znasz Adama? - Starał się zejść z pola rażenia rozwścieczonej kobiety.
- Znam, chyba lepiej od ciebie.
- A zauważyłaś, jak nerwowo reaguje i jakie ma tendencje ucieczkowe na najmniejszy przejaw uczuć ze strony innej osoby? - Okrążała go to z jednej to z drugiej strony. Dlaczego u licha kobiety były zawsze takie zawzięte?
- No skądże, psychologu od siedmiu boleści! - Warknęła z przekąsem. - Widziałam jedynie przerażający atak paniki u dorosłego faceta, wywołany przez twoje mistrzowskie wyznanie  i omal nie padałam trupem z wrażenia. - Doszła do wniosku, że jeśli zamorduje Anioła, zrobi wielką przysługę Adamowi, który może wtedy okaże litość i nie wyrzuci ją razem z nim na bruk.
- Było aż tak źle? - Zatrzymał się gwałtownie. Serce ścisnęło się mu boleśnie.
- Yhy...- Zrobiło się jej żal bałwana. Jeszcze nigdy nie widziała tyle smutku w czarnych oczach.
- Odkręcę to. Przysięgam. - Przygryzł dolną wargę. Zawsze to robił, kiedy miał poważny problem do rozwiązania.
- Ciekawe jak. Zamknął się w swoim gabinecie, zaraz po tym, jak wywalił twoje klamoty na bruk. - W Jeni jakimś cudem wstąpiła nadzieja, że jeszcze nie wszystko było stracone. Demkowicz wyglądał na bardzo zdeterminowanego.
- Nie sądziłem, że aż tak go zdenerwuję. - Na wzmiankę o panice Adama poczuł strach. W żadnym razie nie chciał go skrzywdzić. Czy posunął się za daleko? Może powinien rozegrać to jakoś delikatniej?
- Takie ekstremalne zachowanie nie jest normalne. - Postanowiła dokładniej pogrzebać w przeszłości pisarza. Każda wskazówka mogła być cenna, by rozwiązać dramatyczna sytuację. - Powinniście się najpierw lepiej poznać.
- Teraz? Niby jak? Będzie ciężko przez dziurkę od klucza. - Westchnął. Czekało go naprawdę trudne zadanie.
- Jak się okaże, że go znowu skrzywdziłeś, znajdę sposób by cię zatłuc. George i Bred mi pomogą. - Machnęła mu ostrzegawczo przed nosem szponami.
- Jeni. - Niespodziewanie ujął jej twarz w dłonie i poważnie spojrzał w oczy. - Moje uczucia do Adama to nie jakiś żart, czy przelotne zauroczenie, jak sądzi mój menadżer.
- A jak tam twoja orientacja?- Nadal nie do końca dowierzała w jego deklarację. Dla niej wszystko toczyło się zbyt szybko. W dodatku nigdy nie słyszała o homoseksualnych skłonnościach Anioła, a takich rzeczy w ich środowisku nie dało się ukryć. -  Wiesz, że on jest facetem, czy całkiem ci się pokręciło?
- Masz mnie za kompletnego buraka, w dodatku ze słabym wzrokiem? - Zdenerwował się Demkowicz. Tak naprawdę Jeni miała sporo racji, sam się sobie dziwił. Miał jednak stuprocentową pewność, chyba po raz pierwszy w życiu, do tego co właśnie czuł.
- Niedokładnie, ale blisko... Bardzo blisko... - Włożyła ręce do kieszeni. Może Anioł, nie był mimo wszystko aż tak głupi, jak myślała?  Wyglądał na szczerego, a ją raczej trudno było oszukać w sprawach uczuć. Miała zamiar modlić się do każdego boga, o którym słyszała, by się mu udało.
- Przepuścisz mnie? - Zapytał już o wiele łagodniej. Aktorka okazała się prawdziwą przyjaciółką pisarza. Nigdy jej tego nie zapomni. W show biznesie rywalizacja była ogromna, a przyjaciele rzadcy niczym bezcenne skarby.
- Proszę bardzo. - Patrzyła jak powoli podchodzi pod drzwi gabinetu i delikatnie puka. Odwróciła się i cicho, by nie przeszkadzać, wróciła do swojej sypialni. Włączyła tableta i zamieniła z piękności z południa w naprawdę skrupulatnego detektywa. Nie na darmo gazety nazywały ją Królową Plotek. Jeśli pisarz coś przed nimi zataił, wyrwie to choćby spod ziemi.
***
   Demkowicz chwilę postał pod drzwiami. Nie doczekał się jednak żadnego odzewu. Słyszał, jak ktoś gwałtownie usiadł w bujanym fotelu. Wyglądało na to, że Zauber nadal był wściekły i nie miał zamiaru odpuścić.
- Adaś... Adam...- zaczął łagodnie, usiłując nie rozdrażnić jeszcze bardziej pisarza.
- Spierdalaj...! - Nie miał zamiaru dać się nabrać kolejny raz na syreni śpiew łajdaka. Andriei aż drgnął, tyle było w tym krzyku gniewu i głęboko ukrytego żalu. O wiele wrażliwszy na dźwięki niż większość ludzi wychwytywał najmniejsze niuanse. Coś ciężkiego, prawdopodobnie książka, uderzyło o klamkę, która gwałtownie podskoczyła.
- Przecież ten wywiad nie mógł być dla ciebie aż takim zaskoczeniem. Doskonale wiesz, co do ciebie czuję...- Spróbował delikatnej perswazji.
- Nie mam pojęcia, co ty do mnie czujesz...- Zdenerwował się jeszcze bardziej. Ten facet ubliżał jego inteligencji. Naprawdę sądził, że padnie mu w ramiona po ckliwych tekstach dla nastolatek?
- Kocham cię. - Te dwa ciche słowa wypowiedziane miękkim głosem spowodowały, że Adam potrząsnął głową, jakby chciał coś z niej wyrzucić.
- Rudej i Katii też to mówiłeś?! - Na szczęście Zoja pokazała mu te wiele mówiące zdjęcia, inaczej mógłby, mimo targających nim sprzecznych emocji, ulec.
- Skąd wiesz o Elenie? To stare dzieje. Jeszce z liceum...- Demkowicz był naprawdę zaskoczony. Niewiele osób wiedziało o jego starej miłości - jedynie rodzice , Zoja i menadżer. Która z nich ośmieliła się opowiadać o jego prywatnych sprawach?
- Łatwo ci to przychodzi. Chyba lubisz zmiany. Rude, brunetki, a teraz przerzuciłeś się na blond?!
- Adaś, nie masz pojęcia o czym mówisz. - Sprawa z Eleną wpłynęła na niego bardziej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, a stare rany nadal bolały. - Chyba nie jesteś zazdrosny o dziewczynę sprzed siedmiu lat?
- Zazdrosny? - Zauber aż się poderwał z krzesła. Fanki zrobiły z mózgu Pięknego koktail. Najwyraźniej pławił się w samo zachwycie. - Ty rozpuszczony dzieciaku! Niby o ciebie?!
- Na to wygląda. - Mimo sytuacji uśmiechnął się pod nosem. Z pewnością miał rację. Pisarzyna go lubił. Naprawdę lubił i tylko to się w tej chwili dla niego liczyło. Inaczej dlaczego by się tak pieklił? Teraz mógł wrzeszczeć na niego do woli.
- Kretynie! - Zazgrzytał zębami ze złości. Palące uczucie w piersiach na pewno nie było zazdrością! Wysunął z uporem szczękę. To wściekłość. Tak. Na pewno wściekłość. - Zjeżdżaj z manatkami do L.A!
- Kocham cię i nigdzie się nie wybieram - odpowiedział spokojnie. Może jeśli będzie to powtarzał wystarczająco często, coś w końcu dotrze do tego upartego osła. No cóż. Namiot choćby najbardziej komfortowy nie przypominał niestety hotelu. Andriei miał tylko nadzieję, że się nie upiecze na trzydziesto stopniowym upale.
- W moim domu na pewno nie zostaniesz! - Zauber był przekonany, że rozpuszczony Książę nie wytrzyma na plaży nawet trzech dni, a tutaj nigdy więcej nie pozwoli mu wrócić. Zwłaszcza teraz, kiedy wiedział, jak czułe potrafią być duże dłonie, jak silną sieć potrafił tkać anielski głos wokół jego duszy.
- Ale plaża jest publiczna, a ja skołowałem sobie przytulny kącik. - Uśmiechnął sie pod nosem kolejny raz. Odkąd w głosie Adama przestał słyszeć ból, a jedynie złość, kłótnia zaczęła mu sprawiać frajdę.
- Wariat! Poszczuję cię psem! - Wstyd. Pisarz złapał się na tym, że zaczął tupać z bezsilności nogami niczym dziecko.
- Akurat. Twoje bydlę boi się nawet królików. - Na mężczyźnie ta groźba nie zrobiła żadnego wrażenia. Miejscowe psisko choć wielkie, na ogół robiło za dywanik, bądź żebrało pod stołem o przekąski.
- Pierwsze tornado, zmusi cię do odwrotu. - Adam był pewny swego. Andriei chyba nie miał o tym pojęcia,  a ta informacja powinna dać mu do myślenia. - Demolują wybrzeże przynajmniej raz w tygodniu.
- Najwyżej utonę z miłości. -  Grafoman najwyraźniej chciał go wystraszyć. Jakby było tak niebezpiecznie, nikt nie stawiałby tutaj domu. - Romantyczna śmierć. Powinna się spodobać moim fanom.
- Szybko ci się znudzi biwakowanie. - Adam nie wyobrażał sobie, tego kochającego wygody lalusia, jako harcerza piekącego kiełbasę na ognisku i jedzącego chleb doprawiony piaskiem.
- Nie docenisz mnie. Kocham cię i będę tu koczował choćby do końca życia. - Miał jednak cichą nadzieję, że nie potrwa to aż tak długo. Odrobina litości tliła się chyba w tym twardym sercu?
- Nigdy... - Wspomnienia znowu wróciły. Była żona dała mu naprawdę solidną lekcję. - Nigdy do mnie nie mów o miłości i końcu życia w jednym zdaniu! - Andriei zerwał się z podłogi. Drzwi zadrżały od uderzenia. Powstała na nich długa rysa. Czyżby tym razem pisarz rzucił w nie fotelem, na którym wcześniej siedział? Ależ ten facet miał temperament. Najwyraźniej nie było sensu się dalej z nim sprzeczać, tym bardziej, że ból znowu wrócił. Słyszał to wyraźnie.
- Kocham cię. W końcu w to uwierzysz. - Nie miał wyjścia. Musiał przeczekać burzę. Obawiał się tylko, że może to potrwać naprawdę bardzo długo i jego piękna skóra, na kalifornijskim słońcu, wyschnie niczym rodzynka. Miłość wymagała poświeceń i z tym nie miał zamiaru dyskutować. Grafoman wyglądał na bardzo upartego, więc jak tak dalej pójdzie, po wielu latach znajdą na plaży jego zmumifikowane szczątki. Trudno.
- Daj znać, kiedy ci przejdzie. - Zbytnia natarczywość mogła jedynie wszystko zepsuć. Adam musiał uporać się ze swoimi demonami. - Wtedy porozmawiamy jak dorośli. - W odpowiedzi coś równie dużego jak bujak rąbnęło w drzwi. Rysa się powiększyła. Andriei uznał strategiczny odwrót za najlepsze wyjście. Złapał stojące na progu domu walizki i ostrożnie zaczął schodzić po stromych schodach w dół. Nie było tego złego co by na dobre nie wyszło. Trochę ćwiczeń fizycznych, na które ostatnio nie miał zbyt wiele czasu, dobrze mu zrobi. Wkrótce jednak pożałował swojej beztroski.
Zdyszany, po dwóch godzinach ciężkiej pracy, padł na piach. Rozczochrany, brudny, z poobijanymi palcami nie miał ochoty się nawet umyć. Gdyby go teraz zobaczyły fanki umarłyby z żalu nad losem swojego księcia. Przed nim stał jednak porządnie rozbity namiot, poukładał w nim swoje rzeczy, a nawet rozścielił materac do spania. Ogrodził kamieniami miejsce na ognisko. Nie był aż takim mieszczuchem jak sądził pisarz. Gwiazdy jasno świeciły, ocean szumiał cichutko, jedynie od czasu do czasu rozlegał się plusk, wyskakującej ponad powierzchnię wody, ryby. Zapowiadała się pogodna noc.
                                                             ***
   Pozostali mieszkańcy willi Luogo do Silencio starali się trzymać jak najdalej od konfliktu między Adamem i Andrieiem. Nie mieli ochoty paść jej ofiarami. W przeciwieństwie do hotelu, tutaj czuli się jak w domu. Celina wspaniale gotowała, o nic nie musieli się martwić, a Zauber był całkiem miłym gospodarzem, o ile przestrzegali spisanych wcześniej ustaleń. Przez kilka dni chodzili niemal na palcach. Każdego wieczora zbierali się całą gromadką na skarpie za domem, skąd mogli obserwować zawziętego Anioła walczącego z uporem, o serce powarkującego coraz ciszej, pisarza.
- Co za marnotrawstwo - wzdychała Jenni, podziwiająca przez lornetkę nagą klatkę Andrieia. - Ładnie mu z opalenizną.
- Jemu we wszystkim ładnie. - Bred był nieco zazdrosny. Dziesięć lat robiło kolosalną różnicę. Kiedyś i on posiadał takie gładkie mięśnie.
- Kiedy oni w końcu przestaną? - George obawiał się, że ten pokaz silnej woli skończy się dla Anioła szpitalem z powodu udaru słonecznego. - Cała nadzieja w nadchodzącym huraganie. Z pewnością przywróci mu rozum.
- Ja bym się na twoim miejscu nie zakładała. - Aktorka w zamyśleniu pokręciła głową. - On razem z sercem stracił kompletnie rozsądek. - Żadne z nich nie usłyszało cichych kroków za plecami.
- Czy wy nie macie już co robić? - Wywarczał Adam. Wstrętni spiskowcy, podgryzali rękę która ich karmiła i użalali się nad skwierczącym na upale kretynem. Miał jednak niewielkie poczucie winy. - Potem jęczycie, że próby się przeciągają. A ćwiczyć role niełaska?
- Jak możesz go tak torturować? - Jenni wyraźnie była pod wrażeniem piosenkarza. Dla niej nikt nie wysilił się nawet na własnoręcznie ugotowaną kolację. Głupi faceci myśleli, że wszystko załatwią przy pomocy forsy.
- Sam się prosił. - Tak naprawdę, nie spodziewał się, że Andriej weźmie aż tak poważnie swoją deklarację. - Dzisiaj wróci do L.A. W radiu zapowiadali tornado. Fale mogą osiągnąć wysokość budynku. - Machnął lekceważąco ręką. W duszy jednak odczuwał niepokój. Mały namiot pośrodku ogromnej plaży wyglądał dzisiaj dziwnie samotnie i jakoś bezbronnie.
- Obyś miał rację. - George miał złe przeczucia. Znał podobnych Andrieiowi facetów, sam taki był przez sporą część swojego życia. Im bardziej piętrzyły się trudności, tym większą odczuwał ochotę do walki. A jeśli do tego dodać bezcenny skarb do zdobycia w tle...
                                                                 ***
    Nadszedł wieczór, wiatr wzmagał się coraz mocniej, o szyby zaczął bębnić deszcz. Zoja , która do tej pory, z powodu rozwoju wypadków, w duszy szalała z radości, przekonana, że wkrótce wytwórnia zmusi brata do powrotu na Ukrainę, teraz otworzyła okno i stanęła jak wryta. Ciemniejące w przyspieszonym tempie niebo raz po raz zaczęły rozdzierać błyskawice. Wiatr tworzył coraz większe wiry z piasku. Struchlała. Chciała pokonać Andrieia, ale nie w ten sposób. Czasami, w chwilach największej rozpaczy i bezsilności,  przychodziło jej do głowy, że śmierć jednego z nich, tak naprawdę byłaby najlepszym rozwiązaniem. Miałaby wtedy pisarza tylko dla siebie. Ale to były jedynie sekundy. Mimo wszystko stanowili z Andrieiem rodzinę. Do tej pory zawsze się wspierali. Wychyliła się mocniej. W dole, gdzie przedtem rozpościerała się złocista plaża, teraz panowały kompletne ciemności, mimo, że słońce jeszcze całkowicie nie zaszło. Chwilami migało niewielkie światełko, rzucane przez silny reflektor, zawieszony przed namiotem.
- Panie Zauber, trzeba go stamtąd zabrać. - Dziewczynie trzęsły się ręce. Zauważyła, że wszyscy stojący na tarasie skąd mieli dobry widok na plażę, byli wystraszeni.
- Sam wróci jak porządnie zmoknie. - Adam powoli tracił swoją pewność. Ten facet naprawdę oszalał! Naprawdę chciał ryzykować życiem?
- Nie bądź głupkiem. - Jenni wręczyła mu kurtkę, którą upuścił ze złością na podłogę.
 - Nie znoszę szantażystów. - Była żona igrała z nim tak każdego dnia. Niestety o jeden raz za dużo. Oboje zapłacili najwyższą cenę.
 - Wy się tutaj sprzeczacie, a on tam utonie. - Zdenerwował się George i sięgną po ubranie. Na ten widok wszyscy się poderwali. Celina została na miejscu na wszelki wypadek, jeśli trzeba by było wezwać pomoc z zewnątrz. Protestującą ze wszystkich sił Zoję zamknięto w składziku, który miał tylko jedno maleńkie okienko pod sufitem. Szalejąca z niepokoju nastolatka byłaby zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale dla nich wszystkich. Ostatni wyszedł z domu Adam. Huk oceanu był ogłuszający. Deszcz zacinał prosto w oczy.
- Zostańcie. - Wysforował się do przodu i rozpostarł ramiona. - Ja go do tego popchnąłem i ja go stamtąd wyciągnę.
- Nie wiem, który z was jest większym wariatem. - Bred przytomnie wziął ze sobą grubą linę, którą teraz przewiesił przez ramię.
- Idziemy wszyscy. - George rozdał im kapoki wiszące zwykle w kącie holu. - Musimy współpracować. -Adam porwał od razu dwa i rzucił się do schodów prowadzących na plażę. Wiatr wył i zawodził. Słona woda zalała mu twarz. Prawie nic nie widział.
- To niemożliwe. - Jeni była przerażona. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej zapowiadało się na niewielką burzę. Prognozy w telewizji były raczej optymistyczne inaczej nigdy by nie pozwoliła Aniołowi na kontynuację tej farsy. Wyciągnęłaby go z namiotu za czarne kudły.
- Uważajcie, mokre są cholernie śliskie. - Kiedy Zauberowi udało się zejść do połowy drogi, złapał  zbielałymi palcami mocno za barierkę i z drżącym sercem spojrzał w dół. Błyskawica na moment oświetliła plażę. Fale rycząc rzuciły się w jego kierunku. Usiłowały ściągnąć skamieniałego ze zgrozy mężczyznę w dół, w kipiąca topiel. Po namiocie nie zostało ani śladu. Jakimś cudem nadal migotał reflektor wbity na mocnym, metalowym pręcie w piasek.
- O Boże...- Idący za nim Bred zaniemówił.
- Zabiłem go! - Adam osunął się na kolana. - Znowu zostałem mordercą! - Zupełnie zapomniał, gdzie się znajdował. Widział jedynie niknącą w odmętach piękną twarz Demkowicza. Gdyby nie silne ramię Georga spadłby prosto w tworzący się wir.
- Puść mnie. - Zaczął się szarpać. Nie miał żadnego powody, aby dalej żyć.- Powinienem zginąć za pierwszym razem. Andriei by mnie wtedy nie poznał.
- Zdurniałeś? - Uderzył zrozpaczonego mężczyznę w twarz z otwartej dłoni. - Przestań się nad sobą roztkliwiać. Musimy go znaleźć!
- Masz się za syrenę? - Oprzytomniał. Pojawiła się maleńka iskierka nadziei. -  Choć nawet ona nie dałaby rady. - Nadal trząsł się jak w febrze.
- On chciał powiedzieć, że powyżej linii wody jest mnóstwo jaskiń. - Bred złapał go z drugiej strony za ramię. - Kiedyś wyszliśmy na dymka i trochę pozwiedzaliśmy.
- No tak. - Jenni klasnęła w ręce. - Andriei może i jest zakochany w równym sobie idiocie, ale kiedy trzeba, bywa całkiem inteligentny. A już na pewno nie jest samobójcą.
George wyjął z kieszeni starą latarkę, minął pisarza i wskazał wąską ścieżkę po prawej stronie, wijąca się wśród stromych skał po ścianie zbocza. Ostrożnie, gęsiego, mieszkańcy willi ruszyli przed siebie, nawzajem sie ubezpieczając. Żadne z nich nawet nie pomyślało o powrocie do domu. Gnał ich niepokój o przyjaciela, którego mieli zamiar odnaleźć całego i żywego.


   Demkowicz powoli odzyskiwał przytomność. Najwyraźniej nie był już w jaskini, bo leżał na czymś miękkim i ciepłym. Nie do końca kontaktował czy był żywy czy martwy. Na widok spiętrzających się nad nim, ryczących  fal przeraził się nie na żarty. Dobrze, że wcześniej przygotował sobie drogę ucieczki. Kiedy Adam wspomniał o huraganach wolał się zabezpieczyć.
Poobijane ciało pulsowało tępym bólem, a najbardziej piekły poobdzierane do krwi dłonie, które uratowały mu życie, kiedy wspinał się po śliskich skałach. Poruszył się na próbę. Podobno ból był oznaką życia. Ale tak naprawdę nie był tego pewien. Nigdy wcześniej nie umarł. Ktoś siedział obok i cicho chlipał. Otworzył ostrożnie jedno oko. Pisarzyna był blady jak płótno, miał zapuchnięty nos i mazał się niczym dziecko. A podobno to on nie wyrósł jeszcze z pieluch. Co on tam mamrotał? Nastawił uszy.
- Obudź się Andriuszka. - Delikatnie pogładził go po policzku, a Demkowicz przezornie przymknął powieki. Nigdy jeszcze ten uparciuch tak czule nie wymówił jego imienia. - Nadal strasznie wieje i nie mogliśmy odwieźć cię do szpitala. Otwórz oczy proszę. Proszę... - Obwiódł palcami ich kontury - Są naprawdę piękne, niczym dwa bliźniacze klejnoty. Kiedy na mnie patrzysz, za każdym razem, kradną moją duszę. - Odgarnął mu z czoła niesforny lok. - Pozwolę ci zostać ile chcesz. Lubię cię wariacie. Naprawdę cię lubię.
- Powiedz to jeszcze raz...- Powoli rozchylił powieki. Oczekiwał gwałtownego protestu, zadartego nosa, a przynajmniej wyniosłego prychnięcia.
- Andriuszka, przeraziłeś mnie niemal na śmierć! - Coś ciepłego, słodko pachnącego, przygniotło mu klatkę, a smukłe ramiona owinęły się wokół szyi.
- No dobrze, już dobrze. Przecież żyję. - Zaczął gładzić drżące plecy. Mężczyzna wtulił się w niego i ukrył twarz na piersi. - Choć nie jestem do końca przekonany. - Tak musiało wyglądać niebo. Nawet nie zauważył, że rany na dłoniach się otworzyły i krew zabarwiła bandaże.
  

niedziela, 16 grudnia 2018

Rozdział 13

  Andriei postanowił przeczekać najgorszą burzę z dala od willi Luogo di Silencio. Podejrzewał, że pisarz, który nade wszystko cenił sobie święty spokój, nie będzie zachwycony publiczną deklaracją uczuć i zwyczajnie bał wyrzucenia na bruk, a raczej piasek. Lubił wygody i nie wyobrażał sobie spania pod gołym niebem. Nawet jako dziecko nie znosił namiotów, a tylko to by mu pozostało, ponieważ nie miał zamiaru oddalać się od słodkiego uparciucha bardziej niż musiał, a w promieniu kilkunastu kilometrów nie było niczego nadającego się do zamieszkania. Poza tym jego delikatna cera nie znosiła wiatru oraz ostrego słońca i z pewnością dostałby reumatyzmu od wilgoci jeśli musiałby koczować przez dłuższy czas nad oceanem. Miłość miłością, ale jakoś trzeba było żyć dalej. Demkowicz nie do końca wyrzucił rozsądek za burtę, należało się zabezpieczyć na wszelki wypadek. Poznał już trochę wybuchowy temperament Adama i nie spodziewał się, że padnie mu w ramiona, jak zrobiłaby to co najmniej połowa świata. Z jego pechem do związków trafił mu się naprawdę zawzięty egzemplarz. Kiedy tylko za bardzo się zbliżał wysuwał szczękę, jakby chciał powiedzieć - zabieraj tyłek i znikaj. Ale on miał czas, dużo czasu i prędzej czy później wydłubie tego pięknookiego łobuza z jego skorupki. Z pewnością nie był mu obojętny, widział to w jego niespokojnych gestach, które jednocześnie odpychały go i przyciągały, spłoszonym spojrzeniu, kiedy próbował zajrzeć mu głęboko w oczy.
   Szturchnął stanowczo siedzącego obok niego w limuzynie menadżera, który od dobrego kwadransa cicho pojękiwał i rwał sobie włosy z głowy. Może powinien dać biedakowi podwyżkę? Napad wyrzutów sumienia szybko jednak mu przeszedł. Kiedy chodziło o pieniądze Demkowicz miał naprawdę twarde serce.
- Przestań w końcu histeryzować. - Facet coraz mniej przypominał mu sprytnego biznesmena, a coraz bardziej niezrównoważoną nastolatkę. - Mam dla ciebie zadanie.
- Jeśli mi każesz pisać listy miłosne dla Zaubera, to się zastrzelę. - Luis wcale nie żartował. Już nieraz robił głupsze rzeczy dla swojego podopiecznego, który jako licealista nie błyszczał elokwencją więc to on był autorem większości namiętnych maili do rudowłosej Eleny.
- Jestem dużym chłopcem i nawet zdałem maturę. Potrafię w razie potrzeby skreślić kilka sensownych linijek. - Poczuł się urażony, od okresu kiedy był pryszczaty i nieśmiały, dzieliły go całe milenia. Ile jeszcze będzie mu wypominał te parę zwrotek? Jak chudy, niezbyt atrakcyjny chłopak mógł się zbliżyć do najładniejszej dziewczyny w szkole? Wiedział, że uwielbiała poezję, a Luis okazał się o wiele zręczniejszym od niego pisarzem.
- Jesteś pewny? - Siedzący obok drań miał krótką pamięć. Siedem lat, a on kompletnie o wszystkim zapomniał? Całymi dniami wzdychał wtedy do Rudej, doprowadzając wszystkich do szału. Rodzicom nie ośmieliłby się niczego powiedzieć, znając ich twarde zasady - w ich świecie nie było miejsca na romanse. I kto mu wtedy pomógł. No kto? Szkoda tylko, że wielka miłość szybko się skończyła. Andriej pisał wtedy taką piękną muzykę. Zaledwie po pół roku dziewczyna zniknęła, a chłopak chodził struty całymi miesiącami. Przez kilka lat nawet nie spojrzał na inną. Dopiero Katia zwróciła jego uwagę.
- Siedź cicho i notuj. - Luis posłusznie wyciągnął z kieszeni zeszycik. Nie miał zamiaru się sprzeczać, a lanie niestety nie wchodziło już w grę. Zauber wykona brudną robotę za niego. Taki inteligentny facet nie pozwoli się wpakować w coś równie głupiego jak Wielka Miłość, w dodatku na oczach całego świata. Będzie musiał jedynie dopilnować, by zbytnio nie uszkodził Anioła. Kubeł wylanej przez pisarza, zimnej wody rozsądku, nie może zbytnio posklejać mu piór. Smutny tracił zawsze swoją niespożytą energię i zapał do pracy, a kasa musiała się zgadzać.   
- Kupisz mi porządny namiot, niewielki, najwyżej dwuosobowy i całe wyposażenie. Aha... I nie zapomnij o akumulatorze, bez prądu ani rusz Wszystko musi się zmieścić w bagażniku mojego samochodu zapakowane w wygodne torby.
- Zamierzasz ukryć się przed Zauberem na bezludnej wyspie? - Menadżerowi wrócił dobry humor. - Nie martw się, może cię jednak nie zabije. Mimo wszystko twoje wyznanie powinno mu choć trochę pochlebiać, w końcu jesteś całkiem sławnym Cudem.
- Słyszałeś kiedyś, że milczenie jest złotem?
Demkowicza z menadżerem łączyły niemal przyjacielskie stosunki, na ogół dobrze się rozumieli, ale też często spierali w różnych sprawach. Zawsze chodził własnymi drogami niczym kot i jak coś postanowił, nikt nie był w stanie wpłynąć na jego decyzję. Luis nie miał wyjścia, jak tylko pogodzić się z kolejnym, niemądrym pomysłem swojego podopiecznego i modlić, by nie wpłynął w żaden sposób na jego karierę. Chciał romansować z Adamem - nie ma sprawy, postanowił mieszkać w namiocie - proszę bardzo. Całe życie czuł się jak akrobata balansujący na cienkiej linie losu. Zarobił już wystarczająco, by w razie sromotnej porażki, nigdy nie musiał pracować. Spędzili razem wiele lat i zawsze się jakoś dogadywali, tak z pewnością będzie i tym razem. Na pewno nie rozdzieli ich jakiś pisarz.
***
   Następnego dnia, Zoja, nadal żyła wycieczką do domu towarowego. Nie spała prawie całą noc. Dziesiątki razy przywoływała w myślach każdą chwilę spędzoną z Adamem - jego czarujący uśmiech na widok sukienki w łączkę, wpatrzone w nią, błyszczące, zielono niebieskie oczy. Moment, kiedy wziął ją za rękę, nadal wywoływał dreszcze. Cieszyła się każdym, najdrobniejszym dowodem uwagi. Gdy przyszła pora śniadania niemal sfrunęła po schodach.
- Dzień dobry. - Nikt jej nie odpowiedział. Przy stole siedział jedynie pisarz oraz Jenni, z którą nie była w najlepszych stosunkach. Spochmurniała. Specjalnie głośno odsunęła krzesło, by zwrócić na siebie uwagę. Na szczęście Andrieia nie było nigdzie widać. Prawdopodobnie został na noc w L.A.
- Witaj. - Mężczyzna nawet nie podniósł oczu znad laptopa, który stał przed nim na stole.
- Coś ważnego? Pomóc w czymś? - Zauważyła, że z uwagą i  zdumieniem przeglądał swojego facebooka.
- Ludzie są coraz dziwniejsi, a szczególnie fani twojego brata. Wczoraj mnie wyklinali, a dzisiaj proszę...
,, - Może powinien pan sobie sprawić okulary. Jak można nie kochać naszego Anioła?
- Andriuszka jest śliczny i słodszy niż najlepszy cukierek, nie powinien pan być dla niego taki okrutny.
- Chłopie co z tobą? Gorący towar pcha ci się do łóżka, więc bierz i o nic nie pytaj.
- Masz okazję mieszkać z żyjącym Cudem nad Cudami. Wiesz ile osób chciałoby być na twoim miejscu? Najprzystojniejszy mężczyzna 2017 roku, o niespotykanym, nieziemskim głosie, wielbiony przez miliony - czego ty u licha jeszcze chcesz więcej?"
- To chyba jakaś forma swatania - wybuchła śmiechem Jenni. - Reklamują swojego idola, choć trochę niezręcznie. Ale intencje mają dobre.
- I tak im się nagle odmieniło? W ciągu jednego dnia. - Podrapał się po głowie zdziwiony pisarz. - Co ich opętało?
- No... No...Ile tego jest? - Dziewczyna zajrzała mu przez ramię.
- Nie uwierzysz... Od wczorajszego wieczora dobre kilkadziesiąt tysięcy komentarzy.
- Może powinieneś rozważyć długi i namiętny romans? Albo wiesz ty co... Ożeń się z nim. Będziecie piękną i utalentowaną parą, a wasze dzieci...
- Ta staromodna trwała uszkodziła ci głowę? Masz mnie za wybryk natury z macicą? - Zamknął laptopa, nie było sensu się dalej denerwować. A cholerny Demkowicz podejrzanie długo nie wracał z L.A. Ciekawe dlaczego?
- Odczep się od mojej trwałej! Nie każdy dostał w prezencie burzę loków. - Prychnęła. - Musisz być taki racjonalny? Jakim cudem piszesz teksty piosenek? Zero wyobraźni i romantyzmu.
- Może te wszystkie komentarze były dla Katii, a facebook coś pomylił i znalazły się u mnie? Może ktoś mi zrobił głupi kawał? - Przychodziły mu na myśl, coraz bardziej pokrętne tłumaczenia zaistniałej sytuacji.
- Pewnie, Sherlocku, a połowa z tych ludzi zwraca się do Cycatej chłopie albo per pan. No chyba, że skrzypaczka jest jednak facetem, ale zręcznie to ukrywa przed światem.
- Bardzo śmieszne... Naprawdę...
- A ty co o tym myślisz? - Jeni zwróciła się do dziewczyny, której twarz płonęła, a strzelające błyskawicami oczy mogłyby podpalić dom.
- Banda kretynów!! - Rzuciła z taką nienawiścią w głosie, że zarówno Adam jak i aktorka popatrzyli na nią zdziwieni. - Myślą, że świat się zaczyna i kończy na Andrieiu?! Zupełnie jakbym słyszała rodziców! A co z innymi? - Uderzyła się w pierś. - Nie mają już prawa do szczęścia? - Wybiegła z jadalni i zostawiła oboje z opadniętymi szczękami. Nie mogli zrozumieć co się nagle stało tej na co dzień spokojnej i delikatnej dziewczynie.
- Może ma okres.
- Pewnie tak. - Adam nie znał się zbytnio na kobiecych dolegliwościach, ale o menstruacji i skokach hormonów słyszał straszne rzeczy. Nie miał powodu by nie wierzyć Jenni. - Mam jednak dziwne wrażenie, że coś mnie ominęło. Wiesz gdzie się podziewa Piękny?
***
   Zirytowany przeciągającą się w nieskończoność sesją zdjęciową Demkowicz, doprowadzał, znanego mu już wcześniej z programu IDOL reżysera, do rozpaczy. Niebacznie zgodził się na krótką reklamę dla znanej mu odzieżowej marki. Sądził, że skończy się na kilku fotkach w studiu, a nie całodziennym maratonie, w dodatku na leśnej polanie z mrówkami. Niestety zgubiła go słabość do koszulek z fantazyjnym nadrukiem, a chciwy Luis jak zwykle dogadał się za jego plecami. Doskonale wiedział, że gdyby zapytał wprost nigdy by się nie zgodził, w końcu był muzykiem nie aktorem i nie cierpiał na brak gotówki. Postanowił uważniej czytać podsuwane przez niego kontrakty.
- Andriei miej litość. Co ci nie pasuje w tych przystojniakach? - Mężczyzna miał ochotę walić głową o blat stojącego obok turystycznego stolika na którym porozkładał swoje akcesoria. Kiedy się zorientował, że słynny Anioł miał, jak wynikało z wywiadu, tęczowe skrzydła, doszedł do wniosku, że tym razem poradzi sobie z nim o wiele lepiej. Chodziło o kilka prostych scenek ukazujących w ruchu elegancję i wygodę sportowych strojów znanej firmy, na najnowszy sezon. Przygotowano plener z wielką starannością. Zatrudniono dwóch najlepszych, męskich modeli. Już w czasie kręcenia pierwszej sceny zauważył jak straszny popełnił błąd. Nie mógł się niestety wycofać bez poniesienia poważnych konsekwencji. Złośliwego perfekcjonisty nie dało się nikim zastąpić, wszystko co włożył na grzbiet sprzedawało się na pniu. Ludzie kochali jego piękną twarz i hipnotyzujący głos.
- Pocą się - skrzywił usta. - Nie mogą stać trochę dalej?
- Skoro biegają za piłką muszą się pocić, to ludzie nie roboty. - Po co mu były te studia filmowe. Może powinien zostać fryzjerem, tak jak jego ojciec. Siedziałby teraz w klimatyzowanym studio i plotkowałby z klientkami o sąsiadach. - Jest trzydzieści stopni.
- No właśnie. Czuję jak zaczyna mnie piec nos. - Dotknął skóry. - Jeśli się opaliłem to was zaskarżę.
- Niemożliwe, masz filtr numer 50. - Reżyser uznał, że jeśli przetrwa ten dzień, z pewnością wyrośnie mu nad głową aureola. Matka w końcu będzie z niego zadowolona.
- Mam bardzo wrażliwą cerę. - Andiriei był bardzo ciekawy, jak długo facet wytrzyma , zanim wybuchnie. Nie miał ochoty niczego mu ułatwiać. Na drugi raz dwa razy pomyśli zanim zacznie spiskować z Luisem.
- Więc zróbmy to możliwie szybko. Postaraj się wyglądać na seksownego i rozluźnionego, a nie wkurzonego i znudzonego.
- Jak mogę wyglądać na rozluźnionego, kiedy te małe paskudztwa kąsają mnie w łydki.
- Zabij mnie...! - Niestety wcześniej nie zauważył mrowisk. Facet go nie lubił i robił wszystko by wykończyć. Poczuł, że jeszcze chwila i się rozpłacze z bezsilności.
- Z przyjemnością. - Usiadł na leżaku pod specjalnie rozpiętym dla niego parasolem. - Proszę o zimną, gazowaną wodę. - Nie musiał nic robić, reżyser najwyraźniej miał zamiar zejść na zawał sam z siebie.
- Żadnych przerw. Za dwie godziny stracimy odpowiednie światło.
- To przykre. - Andriei spojrzał na niego z uśmiechem i podniósł jedną brew do góry.
Obaj wynajęci modele nie mieli nic przeciwko kłótni. Czuli się jak na fascynującym meczu, ich oczy biegały od jednego do drugiego. Mieli płacone od godziny, im dłużej trwały zdjęcia, tym więcej zarobili. Anioł rozparty na krześle niczym książę na tronie był całkiem zabawny. Uwagi o brzydkim zapachu puścili mimo uszu.
- Jak zaraz nie ruszycie tyłków, to ja was pomorduję! - Niespodziewanie do ataku ruszyła asystentka reżysera. Faceci byli do bani, a jej kończył się czas.
- Lisa, nie denerwuj się. - Próbował ją udobruchać mężczyzna wystraszony, że dojdzie do awantury z rozpieszczonym Księciuniem, a z jednego dnia zdjęciowego zrobią się dwa.
- Cisza...! Wy dwaj, zróbcie siatkę z patyków i sznurka. Jesteście na wypadzie do lasu i zagracie w piłkę. - Chłopcy poderwali się z trawy.
- Rozkaz to rozkaz. - Chichocząc wypełnili zadanie.
- Ty...! - Wskazała na Andrieia. - Bierz się do roboty. Moja córka ma dzisiaj urodziny, a ja nie zdążyłam kupić prezentu. Mieliśmy skończyć godzinę temu.
- Co mam robić królowo? - Zrobiło mu się głupio. Doskonale pamiętał rozżaloną minę Mitii, kiedy rodzice zapominali lub nie przychodzili na jego święto. Żadne dziecko na to nie zasługiwało.
- Ty po jednej stronie, oni po drugiej. Żadnego rozluźniania. Pokaż jak bardzo jesteś wkurzony. Weź piłkę. Wyobraź obie, że to dwie wielkie mrówki.
- Mam to. - Stanął i zmierzył chłopców wzrokiem. Nie znosił insektów. Łydki swędziały go niemiłosiernie.
- Dajcie mu krótszą koszulkę, by przy podskokach widać było brzuch. Idealnie. - Zadowolona włożyła ręce do kieszeni. - A wy co? - Warknęła na kamerzystów. - Na stanowiska.
Piłka raz po raz uderzała o trawę. Szybko się okazało, że trafiła w dziesiątkę. Dawno nie widziała czegoś równie seksownego. Demkowicz, z roziskrzonym wzrokiem, usiłujący zbombardować przeciwników, był naprawdę porywający. Te gniewnie napięte szczęki, pracujące mięśnie brzucha, szerokie ramiona oraz piękna twarz, zarumieniona od gniewu i wysiłku. Szkoda, że nie przepadał za kobietami, jak donosiła najnowsza plotka. Zauber to miał farta. Po kilku próbach nagrali wreszcie reklamę, prawdopodobnie najlepszą jaką zrobiła w swoim życiu. Kiedy cała ekipa zaczęła pakować już sprzęt, Demkowicz niespodziewanie podszedł do niej i podał spore pudełko, zapakowane jak prezent.
- Przepraszam za kłopot.  A to na przeprosiny.
- Co to? - Zmieszała się kobieta.
- Kupiłem dla brata, ma sześć lat i uwielbia pluszaki. Jajko Hatchimals. Trzeba je wysiedzieć, by wykluł się interaktywny przyjaciel.
- Coś o tym słyszałam. Bardzo dziękuję. - Asystentka była zachwycona. Nie dość, że skończyła na dzisiaj pracę, to jeszcze nie wracała z pustymi rękami. Kłopotliwy gość, okazał się o wiele milszy, niż na to wyglądał na początku. Jej byłemu mężowi nigdy nie przyszłoby do głowy przywieźć niczego dziecku ze służbowej podróży. Świat nie był taki zły skoro chodzili po nim tacy mężczyźni.
- Proszę pozdrowić córeczkę. Niech się dobrze bawi. - Pomachał jej ręką i wsiadł do czekającej na niego limuzyny.
***
   Jenni ogromnie żałowała swojej popędliwości. Niepotrzebnie się wtrącała. Ciekawość jak to często bywa zwiodła ją na manowce. Kiedy Adam pokazał jej komentarze na facebooku, po chwili zastanowienia zrozumiała, że miał rację i musiał istnieć jakiś powód do zmiany frontu przez fanów piosenkarza. Nadal nie piali zachwytu nad zauroczeniem swojego idola, ale lojalnie gotowi byli poprzeć każdą durnotę, jaką wymyślił. Oczywiście nie wszyscy, bo ci którzy liczyli na bliższą znajomość, nadal wypisywali okropieństwa. Konferencję prasową nadawano na wszystkich stacjach telewizyjnych. Nie każdego dnia słynny artysta czynił publicznie podobną deklarację. Bardzo lubiła pisarza i życzyła mu wszystkiego dobrego, a Andriei wyglądał na poważnego. Może to był ten jedyny? Natychmiast pobiegła pochwalić się odkryciem. Niestety zareagował zupełnie inaczej niż oczekiwała.
- Mój Boże...- Mężczyzna po obejrzeniu króciutkiej relacji usiadł na fotelu i na chwilę ukrył twarz w dłoniach. Demkowicz najwyraźniej bawił się jego kosztem, o czym świadczyły widziane poprzedniego dnia w jego telefonie zdjęcia szczęśliwych, roześmainych kobiet - rudowłosej piękności oraz skrzypaczki Katii.  To było jak powrót do przeszłości, o której ze wszystkich sił starał się zapomnieć. Myślał, że ataki paniki miał już dawno za sobą. W głowie mu zawirowało, umysł wzięła swoje macki ciemniejąca z każdą chwilą, cuchnąca krwią mgła. Nie powinien wpuszczać tego faceta za próg. Stracił czujność i niebacznie pozwolił mu zanadto zbliżyć się do siebie. Nikt kolejny raz nie zniszczy mu życia.
 - On oszalał!
- Po prostu się zakochał. - Jenni próbowała pogłaskać go uspokajająco po drżących plecach, ale się odsunął. Nie liczyła na wybuch radości, ale przynajmniej odrobinę zainteresowania. Sądziła, że zauroczenie było obustronne. Tymczasem w oczach pisarza zamiast oczekiwanych emocji zobaczyła jedynie strach, niczym u zaszczutego zwierzątka. Co się z nim działo? Niewiele wiedziała o jego prywatnym życiu. - Adam... - Patrzył na nią zaszokowanymi oczami, niczego wokół siebie nie widział ani nie słyszał.
- To najpotworniejsze, najpotworniejsze słowa jakie kiedykolwiek słyszałem...- Jego głos był martwy tak jak pobladła twarz.
- Adam, spokojnie, najpierw z nim porozmawiaj. Daj mu szansę. - Jenni była coraz bardziej zaniepokojona jego stanem. - On cię naprawdę kocha, inaczej nie mówiłby czegoś takiego publicznie. - Postanowiła wezwać na pomoc Celinę.
- Trzeba z tym skończyć! Natychmiast! - Wstał sztywno od biurka i ruszył do ogrodu, gdzie znajdował się domek gościnny. Trzęsącymi rękami  zaczął pakować rzeczy Andrieia. Szło mu bardzo opornie. Niechciane, dawno zapomniane obrazy wracały jeden po drugim z zakamarków rozpadającego się umysłu.
,,- Mam zamiar walczyć o tę miłość... Do Końca... KOŃCA ŻYCIA..." - Te straszne słowa dźwięczały mu w uszach raz po raz. Znowu, znowu huk i zgrzyt gnącego się, rozdzieranego metalu. Widział lecącą na niego, rozpryskującą się w drobny mak szybę. I krew, wszędzie mnóstwo krwi... - Świat kręcił się w koło w zwolnionym tempie. I ból, obezwładniający ból...Ostatnia myśl...
- Nie ma jej, już jej nie ma.."