poniedziałek, 31 grudnia 2018

Rozdział 14

   Domek gościnny został zamknięty, walizki stały na progu, a w pobliżu nie  było widać żywego ducha. Wyglądało na to, że znany wszystkim Anioł został właśnie bez dachu nad głową, a właściciel lokum skreślił go grubą krechą z listy lokatorów. Obaj powracający do willi mężczyźni nie zauważyli najmarniejszej kartki, żaden z nich nie otrzymał wcześniej nawet zwykłego sms' a czy maila z wyjaśnieniami. Trzymający się dwa kroki z tyłu Luis miał ochotę krzyknąć - a nie mówiłem!
- I co teraz mistrzu?
- Kto jak kto, ale ty powinieneś znać słowo - negocjacje. - Andrieia, chociaż był przygotowany na awanturę, mocno dotknął widok zamkniętych drzwi. Zabolało. Przygryzł wargę.
- Niby tak, ale to mi raczej wygląda na otwartą wojnę. - Menadżer wskazał na opuszczone żaluzje. - Niż próbę pokojowego rozwiązania konfliktu. - Nie miał najmniejszego zamiaru wtrącać się do sporu dwóch, temperamentnych artystów. Czuł się wciśnięty, wbrew swojej woli, między młot a kowadło, a jego instynkt samozachowawczy ja zwykle zadziałał bez pudła. Jeśli pomógłby tym gorącokrwistym gołąbkom oberwałby od wytwórni, Demkowiczów oraz Katii. I odwrotnie.
- Czy to nie ty przy każdej okazji wypominasz, jakim to jesteś niedocenionym fachowcem? Pokaż klasę i wymyśl coś. Przez tyle lat użerania się z kontraktami powinieneś nabrać wprawy w pertraktowaniu. - Nie rozumiał dlaczego musiał się zakochać akurat w tym nieznośnym grafomanie. Czy piękne oczy i smakowity tyłek wynagrodzą mu kiedykolwiek wszystkie trudy jakie musiał ponosić? Zawsze był swoim największym wrogiem, ale teraz przeszedł samego siebie. Do tej pory robił wszystko pod dyktando innych, próbował zadowolić rodziców, nauczycieli, producentów, fanów. Od dawna lat miał poczucie spętania. Coś się w nim jednak zmieniło odkąd poznał Adama. Zobaczył przed sobą wiele dróg, możliwości o których nie miał pojęcia, których nie dostrzegał lub nie chciał dostrzec. Strach, który kontrolował do tej pory jego życie, nagle go opuścił. Postanowił już nie robić niczego wbrew sobie i być zwyczajnie szczęśliwym. Nie buntował się jako nastolatek, więc może właśnie teraz przyszedł na to czas... Poczuł na twarzy powiew wolności, a może to była jedynie bryza od oceanu.
- Nie śmiałbym wychodzić przed szereg. - Ukłonił się nisko Luis. - I tak prawie nigdy mnie nie słuchasz.
- Spróbuj.
- Urodziłem się tchórzem, o największy z Cudów, a Zauber ma okropną opinię. Podobno atakuje jak tornado i zmiata wszystko na swojej drodze. -  Poważnie zaniepokojony zachowanie swojego podopiecznego menadżer postanowił, że tym razem Andriei będzie musiał sam posprzątać bałagan jakiego narobił.
- No proszę, zatrudniam sztab ludzi, a na koniec i tak wszystko muszę robić sam. - Luis najwyraźniej nie miał zamiaru mu pomóc. Jak Adam mógł go do tego stopnia zignorować? Czy nie zasługiwał nawet na kilka słów wyjaśnienia? O nie! Nie pozwoli mu się tak traktować! Mężczyzna zawrócił i ruszył do willi.
- Twoja wdzięczność nie zna granic. Nie wiem czy zauważyłeś, ale mamy tutaj do czynienia ze sprawami osobistymi, a nie zawodowymi.
- I co z tego? Ja tam nie widzę żadnej różnicy. - Kątem oka zobaczył jak menadżer chyłkiem wycofuje się i zmierza do samochodu. I bardzo dobrze. Był dorosły i nie potrzebował niańki. A jeśli pisarzyna myślał, że tak łatwo się go pozbędzie to całkiem oszalał. Już on mu pokaże, co to znaczy ,,prawdziwy mężczyzna". Przypomniał sobie słodkie uczucie, kiedy trzymał go w ramionach. Zatrzymał się i głęboko odetchnął. Odnalazł DOM i prędzej skona na jego progu, niż da się wyrzucić.
                                                                    ***
   Andriei z bijącym szybko sercem, duszą na ramieniu, ale determinacją wypisaną na pięknej twarzy, wszedł stanowczym krokiem do willi Luogo di Silencio. Od razu w holu został zaatakowany przez zmartwioną Jenni, która po części czuła się winna całej sytuacji.
- Piękny. Nikt ci nie mówił, że sprawy sercowe, zwłaszcza między znanymi osobami, najpierw omawia się w cztery oczy, a potem ogłasza całemu światu?! - Dźgnęła go mocno palcem w pierś.
- Ała... Schowaj szpony kobieto. Wiesz, ile jest warte to ciało?
- W dupie mam twoje ciało! Szkoda, że nie mam przynajmniej porządnego kija idioto! - Wzrokiem omiotła hol w poszukiwaniu broni, którą mogłaby przemalować na filetowo przystojną buźkę.
- Znasz Adama? - Starał się zejść z pola rażenia rozwścieczonej kobiety.
- Znam, chyba lepiej od ciebie.
- A zauważyłaś, jak nerwowo reaguje i jakie ma tendencje ucieczkowe na najmniejszy przejaw uczuć ze strony innej osoby? - Okrążała go to z jednej to z drugiej strony. Dlaczego u licha kobiety były zawsze takie zawzięte?
- No skądże, psychologu od siedmiu boleści! - Warknęła z przekąsem. - Widziałam jedynie przerażający atak paniki u dorosłego faceta, wywołany przez twoje mistrzowskie wyznanie  i omal nie padałam trupem z wrażenia. - Doszła do wniosku, że jeśli zamorduje Anioła, zrobi wielką przysługę Adamowi, który może wtedy okaże litość i nie wyrzuci ją razem z nim na bruk.
- Było aż tak źle? - Zatrzymał się gwałtownie. Serce ścisnęło się mu boleśnie.
- Yhy...- Zrobiło się jej żal bałwana. Jeszcze nigdy nie widziała tyle smutku w czarnych oczach.
- Odkręcę to. Przysięgam. - Przygryzł dolną wargę. Zawsze to robił, kiedy miał poważny problem do rozwiązania.
- Ciekawe jak. Zamknął się w swoim gabinecie, zaraz po tym, jak wywalił twoje klamoty na bruk. - W Jeni jakimś cudem wstąpiła nadzieja, że jeszcze nie wszystko było stracone. Demkowicz wyglądał na bardzo zdeterminowanego.
- Nie sądziłem, że aż tak go zdenerwuję. - Na wzmiankę o panice Adama poczuł strach. W żadnym razie nie chciał go skrzywdzić. Czy posunął się za daleko? Może powinien rozegrać to jakoś delikatniej?
- Takie ekstremalne zachowanie nie jest normalne. - Postanowiła dokładniej pogrzebać w przeszłości pisarza. Każda wskazówka mogła być cenna, by rozwiązać dramatyczna sytuację. - Powinniście się najpierw lepiej poznać.
- Teraz? Niby jak? Będzie ciężko przez dziurkę od klucza. - Westchnął. Czekało go naprawdę trudne zadanie.
- Jak się okaże, że go znowu skrzywdziłeś, znajdę sposób by cię zatłuc. George i Bred mi pomogą. - Machnęła mu ostrzegawczo przed nosem szponami.
- Jeni. - Niespodziewanie ujął jej twarz w dłonie i poważnie spojrzał w oczy. - Moje uczucia do Adama to nie jakiś żart, czy przelotne zauroczenie, jak sądzi mój menadżer.
- A jak tam twoja orientacja?- Nadal nie do końca dowierzała w jego deklarację. Dla niej wszystko toczyło się zbyt szybko. W dodatku nigdy nie słyszała o homoseksualnych skłonnościach Anioła, a takich rzeczy w ich środowisku nie dało się ukryć. -  Wiesz, że on jest facetem, czy całkiem ci się pokręciło?
- Masz mnie za kompletnego buraka, w dodatku ze słabym wzrokiem? - Zdenerwował się Demkowicz. Tak naprawdę Jeni miała sporo racji, sam się sobie dziwił. Miał jednak stuprocentową pewność, chyba po raz pierwszy w życiu, do tego co właśnie czuł.
- Niedokładnie, ale blisko... Bardzo blisko... - Włożyła ręce do kieszeni. Może Anioł, nie był mimo wszystko aż tak głupi, jak myślała?  Wyglądał na szczerego, a ją raczej trudno było oszukać w sprawach uczuć. Miała zamiar modlić się do każdego boga, o którym słyszała, by się mu udało.
- Przepuścisz mnie? - Zapytał już o wiele łagodniej. Aktorka okazała się prawdziwą przyjaciółką pisarza. Nigdy jej tego nie zapomni. W show biznesie rywalizacja była ogromna, a przyjaciele rzadcy niczym bezcenne skarby.
- Proszę bardzo. - Patrzyła jak powoli podchodzi pod drzwi gabinetu i delikatnie puka. Odwróciła się i cicho, by nie przeszkadzać, wróciła do swojej sypialni. Włączyła tableta i zamieniła z piękności z południa w naprawdę skrupulatnego detektywa. Nie na darmo gazety nazywały ją Królową Plotek. Jeśli pisarz coś przed nimi zataił, wyrwie to choćby spod ziemi.
***
   Demkowicz chwilę postał pod drzwiami. Nie doczekał się jednak żadnego odzewu. Słyszał, jak ktoś gwałtownie usiadł w bujanym fotelu. Wyglądało na to, że Zauber nadal był wściekły i nie miał zamiaru odpuścić.
- Adaś... Adam...- zaczął łagodnie, usiłując nie rozdrażnić jeszcze bardziej pisarza.
- Spierdalaj...! - Nie miał zamiaru dać się nabrać kolejny raz na syreni śpiew łajdaka. Andriei aż drgnął, tyle było w tym krzyku gniewu i głęboko ukrytego żalu. O wiele wrażliwszy na dźwięki niż większość ludzi wychwytywał najmniejsze niuanse. Coś ciężkiego, prawdopodobnie książka, uderzyło o klamkę, która gwałtownie podskoczyła.
- Przecież ten wywiad nie mógł być dla ciebie aż takim zaskoczeniem. Doskonale wiesz, co do ciebie czuję...- Spróbował delikatnej perswazji.
- Nie mam pojęcia, co ty do mnie czujesz...- Zdenerwował się jeszcze bardziej. Ten facet ubliżał jego inteligencji. Naprawdę sądził, że padnie mu w ramiona po ckliwych tekstach dla nastolatek?
- Kocham cię. - Te dwa ciche słowa wypowiedziane miękkim głosem spowodowały, że Adam potrząsnął głową, jakby chciał coś z niej wyrzucić.
- Rudej i Katii też to mówiłeś?! - Na szczęście Zoja pokazała mu te wiele mówiące zdjęcia, inaczej mógłby, mimo targających nim sprzecznych emocji, ulec.
- Skąd wiesz o Elenie? To stare dzieje. Jeszce z liceum...- Demkowicz był naprawdę zaskoczony. Niewiele osób wiedziało o jego starej miłości - jedynie rodzice , Zoja i menadżer. Która z nich ośmieliła się opowiadać o jego prywatnych sprawach?
- Łatwo ci to przychodzi. Chyba lubisz zmiany. Rude, brunetki, a teraz przerzuciłeś się na blond?!
- Adaś, nie masz pojęcia o czym mówisz. - Sprawa z Eleną wpłynęła na niego bardziej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, a stare rany nadal bolały. - Chyba nie jesteś zazdrosny o dziewczynę sprzed siedmiu lat?
- Zazdrosny? - Zauber aż się poderwał z krzesła. Fanki zrobiły z mózgu Pięknego koktail. Najwyraźniej pławił się w samo zachwycie. - Ty rozpuszczony dzieciaku! Niby o ciebie?!
- Na to wygląda. - Mimo sytuacji uśmiechnął się pod nosem. Z pewnością miał rację. Pisarzyna go lubił. Naprawdę lubił i tylko to się w tej chwili dla niego liczyło. Inaczej dlaczego by się tak pieklił? Teraz mógł wrzeszczeć na niego do woli.
- Kretynie! - Zazgrzytał zębami ze złości. Palące uczucie w piersiach na pewno nie było zazdrością! Wysunął z uporem szczękę. To wściekłość. Tak. Na pewno wściekłość. - Zjeżdżaj z manatkami do L.A!
- Kocham cię i nigdzie się nie wybieram - odpowiedział spokojnie. Może jeśli będzie to powtarzał wystarczająco często, coś w końcu dotrze do tego upartego osła. No cóż. Namiot choćby najbardziej komfortowy nie przypominał niestety hotelu. Andriei miał tylko nadzieję, że się nie upiecze na trzydziesto stopniowym upale.
- W moim domu na pewno nie zostaniesz! - Zauber był przekonany, że rozpuszczony Książę nie wytrzyma na plaży nawet trzech dni, a tutaj nigdy więcej nie pozwoli mu wrócić. Zwłaszcza teraz, kiedy wiedział, jak czułe potrafią być duże dłonie, jak silną sieć potrafił tkać anielski głos wokół jego duszy.
- Ale plaża jest publiczna, a ja skołowałem sobie przytulny kącik. - Uśmiechnął sie pod nosem kolejny raz. Odkąd w głosie Adama przestał słyszeć ból, a jedynie złość, kłótnia zaczęła mu sprawiać frajdę.
- Wariat! Poszczuję cię psem! - Wstyd. Pisarz złapał się na tym, że zaczął tupać z bezsilności nogami niczym dziecko.
- Akurat. Twoje bydlę boi się nawet królików. - Na mężczyźnie ta groźba nie zrobiła żadnego wrażenia. Miejscowe psisko choć wielkie, na ogół robiło za dywanik, bądź żebrało pod stołem o przekąski.
- Pierwsze tornado, zmusi cię do odwrotu. - Adam był pewny swego. Andriei chyba nie miał o tym pojęcia,  a ta informacja powinna dać mu do myślenia. - Demolują wybrzeże przynajmniej raz w tygodniu.
- Najwyżej utonę z miłości. -  Grafoman najwyraźniej chciał go wystraszyć. Jakby było tak niebezpiecznie, nikt nie stawiałby tutaj domu. - Romantyczna śmierć. Powinna się spodobać moim fanom.
- Szybko ci się znudzi biwakowanie. - Adam nie wyobrażał sobie, tego kochającego wygody lalusia, jako harcerza piekącego kiełbasę na ognisku i jedzącego chleb doprawiony piaskiem.
- Nie docenisz mnie. Kocham cię i będę tu koczował choćby do końca życia. - Miał jednak cichą nadzieję, że nie potrwa to aż tak długo. Odrobina litości tliła się chyba w tym twardym sercu?
- Nigdy... - Wspomnienia znowu wróciły. Była żona dała mu naprawdę solidną lekcję. - Nigdy do mnie nie mów o miłości i końcu życia w jednym zdaniu! - Andriei zerwał się z podłogi. Drzwi zadrżały od uderzenia. Powstała na nich długa rysa. Czyżby tym razem pisarz rzucił w nie fotelem, na którym wcześniej siedział? Ależ ten facet miał temperament. Najwyraźniej nie było sensu się dalej z nim sprzeczać, tym bardziej, że ból znowu wrócił. Słyszał to wyraźnie.
- Kocham cię. W końcu w to uwierzysz. - Nie miał wyjścia. Musiał przeczekać burzę. Obawiał się tylko, że może to potrwać naprawdę bardzo długo i jego piękna skóra, na kalifornijskim słońcu, wyschnie niczym rodzynka. Miłość wymagała poświeceń i z tym nie miał zamiaru dyskutować. Grafoman wyglądał na bardzo upartego, więc jak tak dalej pójdzie, po wielu latach znajdą na plaży jego zmumifikowane szczątki. Trudno.
- Daj znać, kiedy ci przejdzie. - Zbytnia natarczywość mogła jedynie wszystko zepsuć. Adam musiał uporać się ze swoimi demonami. - Wtedy porozmawiamy jak dorośli. - W odpowiedzi coś równie dużego jak bujak rąbnęło w drzwi. Rysa się powiększyła. Andriei uznał strategiczny odwrót za najlepsze wyjście. Złapał stojące na progu domu walizki i ostrożnie zaczął schodzić po stromych schodach w dół. Nie było tego złego co by na dobre nie wyszło. Trochę ćwiczeń fizycznych, na które ostatnio nie miał zbyt wiele czasu, dobrze mu zrobi. Wkrótce jednak pożałował swojej beztroski.
Zdyszany, po dwóch godzinach ciężkiej pracy, padł na piach. Rozczochrany, brudny, z poobijanymi palcami nie miał ochoty się nawet umyć. Gdyby go teraz zobaczyły fanki umarłyby z żalu nad losem swojego księcia. Przed nim stał jednak porządnie rozbity namiot, poukładał w nim swoje rzeczy, a nawet rozścielił materac do spania. Ogrodził kamieniami miejsce na ognisko. Nie był aż takim mieszczuchem jak sądził pisarz. Gwiazdy jasno świeciły, ocean szumiał cichutko, jedynie od czasu do czasu rozlegał się plusk, wyskakującej ponad powierzchnię wody, ryby. Zapowiadała się pogodna noc.
                                                             ***
   Pozostali mieszkańcy willi Luogo do Silencio starali się trzymać jak najdalej od konfliktu między Adamem i Andrieiem. Nie mieli ochoty paść jej ofiarami. W przeciwieństwie do hotelu, tutaj czuli się jak w domu. Celina wspaniale gotowała, o nic nie musieli się martwić, a Zauber był całkiem miłym gospodarzem, o ile przestrzegali spisanych wcześniej ustaleń. Przez kilka dni chodzili niemal na palcach. Każdego wieczora zbierali się całą gromadką na skarpie za domem, skąd mogli obserwować zawziętego Anioła walczącego z uporem, o serce powarkującego coraz ciszej, pisarza.
- Co za marnotrawstwo - wzdychała Jenni, podziwiająca przez lornetkę nagą klatkę Andrieia. - Ładnie mu z opalenizną.
- Jemu we wszystkim ładnie. - Bred był nieco zazdrosny. Dziesięć lat robiło kolosalną różnicę. Kiedyś i on posiadał takie gładkie mięśnie.
- Kiedy oni w końcu przestaną? - George obawiał się, że ten pokaz silnej woli skończy się dla Anioła szpitalem z powodu udaru słonecznego. - Cała nadzieja w nadchodzącym huraganie. Z pewnością przywróci mu rozum.
- Ja bym się na twoim miejscu nie zakładała. - Aktorka w zamyśleniu pokręciła głową. - On razem z sercem stracił kompletnie rozsądek. - Żadne z nich nie usłyszało cichych kroków za plecami.
- Czy wy nie macie już co robić? - Wywarczał Adam. Wstrętni spiskowcy, podgryzali rękę która ich karmiła i użalali się nad skwierczącym na upale kretynem. Miał jednak niewielkie poczucie winy. - Potem jęczycie, że próby się przeciągają. A ćwiczyć role niełaska?
- Jak możesz go tak torturować? - Jenni wyraźnie była pod wrażeniem piosenkarza. Dla niej nikt nie wysilił się nawet na własnoręcznie ugotowaną kolację. Głupi faceci myśleli, że wszystko załatwią przy pomocy forsy.
- Sam się prosił. - Tak naprawdę, nie spodziewał się, że Andriej weźmie aż tak poważnie swoją deklarację. - Dzisiaj wróci do L.A. W radiu zapowiadali tornado. Fale mogą osiągnąć wysokość budynku. - Machnął lekceważąco ręką. W duszy jednak odczuwał niepokój. Mały namiot pośrodku ogromnej plaży wyglądał dzisiaj dziwnie samotnie i jakoś bezbronnie.
- Obyś miał rację. - George miał złe przeczucia. Znał podobnych Andrieiowi facetów, sam taki był przez sporą część swojego życia. Im bardziej piętrzyły się trudności, tym większą odczuwał ochotę do walki. A jeśli do tego dodać bezcenny skarb do zdobycia w tle...
                                                                 ***
    Nadszedł wieczór, wiatr wzmagał się coraz mocniej, o szyby zaczął bębnić deszcz. Zoja , która do tej pory, z powodu rozwoju wypadków, w duszy szalała z radości, przekonana, że wkrótce wytwórnia zmusi brata do powrotu na Ukrainę, teraz otworzyła okno i stanęła jak wryta. Ciemniejące w przyspieszonym tempie niebo raz po raz zaczęły rozdzierać błyskawice. Wiatr tworzył coraz większe wiry z piasku. Struchlała. Chciała pokonać Andrieia, ale nie w ten sposób. Czasami, w chwilach największej rozpaczy i bezsilności,  przychodziło jej do głowy, że śmierć jednego z nich, tak naprawdę byłaby najlepszym rozwiązaniem. Miałaby wtedy pisarza tylko dla siebie. Ale to były jedynie sekundy. Mimo wszystko stanowili z Andrieiem rodzinę. Do tej pory zawsze się wspierali. Wychyliła się mocniej. W dole, gdzie przedtem rozpościerała się złocista plaża, teraz panowały kompletne ciemności, mimo, że słońce jeszcze całkowicie nie zaszło. Chwilami migało niewielkie światełko, rzucane przez silny reflektor, zawieszony przed namiotem.
- Panie Zauber, trzeba go stamtąd zabrać. - Dziewczynie trzęsły się ręce. Zauważyła, że wszyscy stojący na tarasie skąd mieli dobry widok na plażę, byli wystraszeni.
- Sam wróci jak porządnie zmoknie. - Adam powoli tracił swoją pewność. Ten facet naprawdę oszalał! Naprawdę chciał ryzykować życiem?
- Nie bądź głupkiem. - Jenni wręczyła mu kurtkę, którą upuścił ze złością na podłogę.
 - Nie znoszę szantażystów. - Była żona igrała z nim tak każdego dnia. Niestety o jeden raz za dużo. Oboje zapłacili najwyższą cenę.
 - Wy się tutaj sprzeczacie, a on tam utonie. - Zdenerwował się George i sięgną po ubranie. Na ten widok wszyscy się poderwali. Celina została na miejscu na wszelki wypadek, jeśli trzeba by było wezwać pomoc z zewnątrz. Protestującą ze wszystkich sił Zoję zamknięto w składziku, który miał tylko jedno maleńkie okienko pod sufitem. Szalejąca z niepokoju nastolatka byłaby zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale dla nich wszystkich. Ostatni wyszedł z domu Adam. Huk oceanu był ogłuszający. Deszcz zacinał prosto w oczy.
- Zostańcie. - Wysforował się do przodu i rozpostarł ramiona. - Ja go do tego popchnąłem i ja go stamtąd wyciągnę.
- Nie wiem, który z was jest większym wariatem. - Bred przytomnie wziął ze sobą grubą linę, którą teraz przewiesił przez ramię.
- Idziemy wszyscy. - George rozdał im kapoki wiszące zwykle w kącie holu. - Musimy współpracować. -Adam porwał od razu dwa i rzucił się do schodów prowadzących na plażę. Wiatr wył i zawodził. Słona woda zalała mu twarz. Prawie nic nie widział.
- To niemożliwe. - Jeni była przerażona. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej zapowiadało się na niewielką burzę. Prognozy w telewizji były raczej optymistyczne inaczej nigdy by nie pozwoliła Aniołowi na kontynuację tej farsy. Wyciągnęłaby go z namiotu za czarne kudły.
- Uważajcie, mokre są cholernie śliskie. - Kiedy Zauberowi udało się zejść do połowy drogi, złapał  zbielałymi palcami mocno za barierkę i z drżącym sercem spojrzał w dół. Błyskawica na moment oświetliła plażę. Fale rycząc rzuciły się w jego kierunku. Usiłowały ściągnąć skamieniałego ze zgrozy mężczyznę w dół, w kipiąca topiel. Po namiocie nie zostało ani śladu. Jakimś cudem nadal migotał reflektor wbity na mocnym, metalowym pręcie w piasek.
- O Boże...- Idący za nim Bred zaniemówił.
- Zabiłem go! - Adam osunął się na kolana. - Znowu zostałem mordercą! - Zupełnie zapomniał, gdzie się znajdował. Widział jedynie niknącą w odmętach piękną twarz Demkowicza. Gdyby nie silne ramię Georga spadłby prosto w tworzący się wir.
- Puść mnie. - Zaczął się szarpać. Nie miał żadnego powody, aby dalej żyć.- Powinienem zginąć za pierwszym razem. Andriei by mnie wtedy nie poznał.
- Zdurniałeś? - Uderzył zrozpaczonego mężczyznę w twarz z otwartej dłoni. - Przestań się nad sobą roztkliwiać. Musimy go znaleźć!
- Masz się za syrenę? - Oprzytomniał. Pojawiła się maleńka iskierka nadziei. -  Choć nawet ona nie dałaby rady. - Nadal trząsł się jak w febrze.
- On chciał powiedzieć, że powyżej linii wody jest mnóstwo jaskiń. - Bred złapał go z drugiej strony za ramię. - Kiedyś wyszliśmy na dymka i trochę pozwiedzaliśmy.
- No tak. - Jenni klasnęła w ręce. - Andriei może i jest zakochany w równym sobie idiocie, ale kiedy trzeba, bywa całkiem inteligentny. A już na pewno nie jest samobójcą.
George wyjął z kieszeni starą latarkę, minął pisarza i wskazał wąską ścieżkę po prawej stronie, wijąca się wśród stromych skał po ścianie zbocza. Ostrożnie, gęsiego, mieszkańcy willi ruszyli przed siebie, nawzajem sie ubezpieczając. Żadne z nich nawet nie pomyślało o powrocie do domu. Gnał ich niepokój o przyjaciela, którego mieli zamiar odnaleźć całego i żywego.


   Demkowicz powoli odzyskiwał przytomność. Najwyraźniej nie był już w jaskini, bo leżał na czymś miękkim i ciepłym. Nie do końca kontaktował czy był żywy czy martwy. Na widok spiętrzających się nad nim, ryczących  fal przeraził się nie na żarty. Dobrze, że wcześniej przygotował sobie drogę ucieczki. Kiedy Adam wspomniał o huraganach wolał się zabezpieczyć.
Poobijane ciało pulsowało tępym bólem, a najbardziej piekły poobdzierane do krwi dłonie, które uratowały mu życie, kiedy wspinał się po śliskich skałach. Poruszył się na próbę. Podobno ból był oznaką życia. Ale tak naprawdę nie był tego pewien. Nigdy wcześniej nie umarł. Ktoś siedział obok i cicho chlipał. Otworzył ostrożnie jedno oko. Pisarzyna był blady jak płótno, miał zapuchnięty nos i mazał się niczym dziecko. A podobno to on nie wyrósł jeszcze z pieluch. Co on tam mamrotał? Nastawił uszy.
- Obudź się Andriuszka. - Delikatnie pogładził go po policzku, a Demkowicz przezornie przymknął powieki. Nigdy jeszcze ten uparciuch tak czule nie wymówił jego imienia. - Nadal strasznie wieje i nie mogliśmy odwieźć cię do szpitala. Otwórz oczy proszę. Proszę... - Obwiódł palcami ich kontury - Są naprawdę piękne, niczym dwa bliźniacze klejnoty. Kiedy na mnie patrzysz, za każdym razem, kradną moją duszę. - Odgarnął mu z czoła niesforny lok. - Pozwolę ci zostać ile chcesz. Lubię cię wariacie. Naprawdę cię lubię.
- Powiedz to jeszcze raz...- Powoli rozchylił powieki. Oczekiwał gwałtownego protestu, zadartego nosa, a przynajmniej wyniosłego prychnięcia.
- Andriuszka, przeraziłeś mnie niemal na śmierć! - Coś ciepłego, słodko pachnącego, przygniotło mu klatkę, a smukłe ramiona owinęły się wokół szyi.
- No dobrze, już dobrze. Przecież żyję. - Zaczął gładzić drżące plecy. Mężczyzna wtulił się w niego i ukrył twarz na piersi. - Choć nie jestem do końca przekonany. - Tak musiało wyglądać niebo. Nawet nie zauważył, że rany na dłoniach się otworzyły i krew zabarwiła bandaże.
  

niedziela, 16 grudnia 2018

Rozdział 13

  Andriei postanowił przeczekać najgorszą burzę z dala od willi Luogo di Silencio. Podejrzewał, że pisarz, który nade wszystko cenił sobie święty spokój, nie będzie zachwycony publiczną deklaracją uczuć i zwyczajnie bał wyrzucenia na bruk, a raczej piasek. Lubił wygody i nie wyobrażał sobie spania pod gołym niebem. Nawet jako dziecko nie znosił namiotów, a tylko to by mu pozostało, ponieważ nie miał zamiaru oddalać się od słodkiego uparciucha bardziej niż musiał, a w promieniu kilkunastu kilometrów nie było niczego nadającego się do zamieszkania. Poza tym jego delikatna cera nie znosiła wiatru oraz ostrego słońca i z pewnością dostałby reumatyzmu od wilgoci jeśli musiałby koczować przez dłuższy czas nad oceanem. Miłość miłością, ale jakoś trzeba było żyć dalej. Demkowicz nie do końca wyrzucił rozsądek za burtę, należało się zabezpieczyć na wszelki wypadek. Poznał już trochę wybuchowy temperament Adama i nie spodziewał się, że padnie mu w ramiona, jak zrobiłaby to co najmniej połowa świata. Z jego pechem do związków trafił mu się naprawdę zawzięty egzemplarz. Kiedy tylko za bardzo się zbliżał wysuwał szczękę, jakby chciał powiedzieć - zabieraj tyłek i znikaj. Ale on miał czas, dużo czasu i prędzej czy później wydłubie tego pięknookiego łobuza z jego skorupki. Z pewnością nie był mu obojętny, widział to w jego niespokojnych gestach, które jednocześnie odpychały go i przyciągały, spłoszonym spojrzeniu, kiedy próbował zajrzeć mu głęboko w oczy.
   Szturchnął stanowczo siedzącego obok niego w limuzynie menadżera, który od dobrego kwadransa cicho pojękiwał i rwał sobie włosy z głowy. Może powinien dać biedakowi podwyżkę? Napad wyrzutów sumienia szybko jednak mu przeszedł. Kiedy chodziło o pieniądze Demkowicz miał naprawdę twarde serce.
- Przestań w końcu histeryzować. - Facet coraz mniej przypominał mu sprytnego biznesmena, a coraz bardziej niezrównoważoną nastolatkę. - Mam dla ciebie zadanie.
- Jeśli mi każesz pisać listy miłosne dla Zaubera, to się zastrzelę. - Luis wcale nie żartował. Już nieraz robił głupsze rzeczy dla swojego podopiecznego, który jako licealista nie błyszczał elokwencją więc to on był autorem większości namiętnych maili do rudowłosej Eleny.
- Jestem dużym chłopcem i nawet zdałem maturę. Potrafię w razie potrzeby skreślić kilka sensownych linijek. - Poczuł się urażony, od okresu kiedy był pryszczaty i nieśmiały, dzieliły go całe milenia. Ile jeszcze będzie mu wypominał te parę zwrotek? Jak chudy, niezbyt atrakcyjny chłopak mógł się zbliżyć do najładniejszej dziewczyny w szkole? Wiedział, że uwielbiała poezję, a Luis okazał się o wiele zręczniejszym od niego pisarzem.
- Jesteś pewny? - Siedzący obok drań miał krótką pamięć. Siedem lat, a on kompletnie o wszystkim zapomniał? Całymi dniami wzdychał wtedy do Rudej, doprowadzając wszystkich do szału. Rodzicom nie ośmieliłby się niczego powiedzieć, znając ich twarde zasady - w ich świecie nie było miejsca na romanse. I kto mu wtedy pomógł. No kto? Szkoda tylko, że wielka miłość szybko się skończyła. Andriej pisał wtedy taką piękną muzykę. Zaledwie po pół roku dziewczyna zniknęła, a chłopak chodził struty całymi miesiącami. Przez kilka lat nawet nie spojrzał na inną. Dopiero Katia zwróciła jego uwagę.
- Siedź cicho i notuj. - Luis posłusznie wyciągnął z kieszeni zeszycik. Nie miał zamiaru się sprzeczać, a lanie niestety nie wchodziło już w grę. Zauber wykona brudną robotę za niego. Taki inteligentny facet nie pozwoli się wpakować w coś równie głupiego jak Wielka Miłość, w dodatku na oczach całego świata. Będzie musiał jedynie dopilnować, by zbytnio nie uszkodził Anioła. Kubeł wylanej przez pisarza, zimnej wody rozsądku, nie może zbytnio posklejać mu piór. Smutny tracił zawsze swoją niespożytą energię i zapał do pracy, a kasa musiała się zgadzać.   
- Kupisz mi porządny namiot, niewielki, najwyżej dwuosobowy i całe wyposażenie. Aha... I nie zapomnij o akumulatorze, bez prądu ani rusz Wszystko musi się zmieścić w bagażniku mojego samochodu zapakowane w wygodne torby.
- Zamierzasz ukryć się przed Zauberem na bezludnej wyspie? - Menadżerowi wrócił dobry humor. - Nie martw się, może cię jednak nie zabije. Mimo wszystko twoje wyznanie powinno mu choć trochę pochlebiać, w końcu jesteś całkiem sławnym Cudem.
- Słyszałeś kiedyś, że milczenie jest złotem?
Demkowicza z menadżerem łączyły niemal przyjacielskie stosunki, na ogół dobrze się rozumieli, ale też często spierali w różnych sprawach. Zawsze chodził własnymi drogami niczym kot i jak coś postanowił, nikt nie był w stanie wpłynąć na jego decyzję. Luis nie miał wyjścia, jak tylko pogodzić się z kolejnym, niemądrym pomysłem swojego podopiecznego i modlić, by nie wpłynął w żaden sposób na jego karierę. Chciał romansować z Adamem - nie ma sprawy, postanowił mieszkać w namiocie - proszę bardzo. Całe życie czuł się jak akrobata balansujący na cienkiej linie losu. Zarobił już wystarczająco, by w razie sromotnej porażki, nigdy nie musiał pracować. Spędzili razem wiele lat i zawsze się jakoś dogadywali, tak z pewnością będzie i tym razem. Na pewno nie rozdzieli ich jakiś pisarz.
***
   Następnego dnia, Zoja, nadal żyła wycieczką do domu towarowego. Nie spała prawie całą noc. Dziesiątki razy przywoływała w myślach każdą chwilę spędzoną z Adamem - jego czarujący uśmiech na widok sukienki w łączkę, wpatrzone w nią, błyszczące, zielono niebieskie oczy. Moment, kiedy wziął ją za rękę, nadal wywoływał dreszcze. Cieszyła się każdym, najdrobniejszym dowodem uwagi. Gdy przyszła pora śniadania niemal sfrunęła po schodach.
- Dzień dobry. - Nikt jej nie odpowiedział. Przy stole siedział jedynie pisarz oraz Jenni, z którą nie była w najlepszych stosunkach. Spochmurniała. Specjalnie głośno odsunęła krzesło, by zwrócić na siebie uwagę. Na szczęście Andrieia nie było nigdzie widać. Prawdopodobnie został na noc w L.A.
- Witaj. - Mężczyzna nawet nie podniósł oczu znad laptopa, który stał przed nim na stole.
- Coś ważnego? Pomóc w czymś? - Zauważyła, że z uwagą i  zdumieniem przeglądał swojego facebooka.
- Ludzie są coraz dziwniejsi, a szczególnie fani twojego brata. Wczoraj mnie wyklinali, a dzisiaj proszę...
,, - Może powinien pan sobie sprawić okulary. Jak można nie kochać naszego Anioła?
- Andriuszka jest śliczny i słodszy niż najlepszy cukierek, nie powinien pan być dla niego taki okrutny.
- Chłopie co z tobą? Gorący towar pcha ci się do łóżka, więc bierz i o nic nie pytaj.
- Masz okazję mieszkać z żyjącym Cudem nad Cudami. Wiesz ile osób chciałoby być na twoim miejscu? Najprzystojniejszy mężczyzna 2017 roku, o niespotykanym, nieziemskim głosie, wielbiony przez miliony - czego ty u licha jeszcze chcesz więcej?"
- To chyba jakaś forma swatania - wybuchła śmiechem Jenni. - Reklamują swojego idola, choć trochę niezręcznie. Ale intencje mają dobre.
- I tak im się nagle odmieniło? W ciągu jednego dnia. - Podrapał się po głowie zdziwiony pisarz. - Co ich opętało?
- No... No...Ile tego jest? - Dziewczyna zajrzała mu przez ramię.
- Nie uwierzysz... Od wczorajszego wieczora dobre kilkadziesiąt tysięcy komentarzy.
- Może powinieneś rozważyć długi i namiętny romans? Albo wiesz ty co... Ożeń się z nim. Będziecie piękną i utalentowaną parą, a wasze dzieci...
- Ta staromodna trwała uszkodziła ci głowę? Masz mnie za wybryk natury z macicą? - Zamknął laptopa, nie było sensu się dalej denerwować. A cholerny Demkowicz podejrzanie długo nie wracał z L.A. Ciekawe dlaczego?
- Odczep się od mojej trwałej! Nie każdy dostał w prezencie burzę loków. - Prychnęła. - Musisz być taki racjonalny? Jakim cudem piszesz teksty piosenek? Zero wyobraźni i romantyzmu.
- Może te wszystkie komentarze były dla Katii, a facebook coś pomylił i znalazły się u mnie? Może ktoś mi zrobił głupi kawał? - Przychodziły mu na myśl, coraz bardziej pokrętne tłumaczenia zaistniałej sytuacji.
- Pewnie, Sherlocku, a połowa z tych ludzi zwraca się do Cycatej chłopie albo per pan. No chyba, że skrzypaczka jest jednak facetem, ale zręcznie to ukrywa przed światem.
- Bardzo śmieszne... Naprawdę...
- A ty co o tym myślisz? - Jeni zwróciła się do dziewczyny, której twarz płonęła, a strzelające błyskawicami oczy mogłyby podpalić dom.
- Banda kretynów!! - Rzuciła z taką nienawiścią w głosie, że zarówno Adam jak i aktorka popatrzyli na nią zdziwieni. - Myślą, że świat się zaczyna i kończy na Andrieiu?! Zupełnie jakbym słyszała rodziców! A co z innymi? - Uderzyła się w pierś. - Nie mają już prawa do szczęścia? - Wybiegła z jadalni i zostawiła oboje z opadniętymi szczękami. Nie mogli zrozumieć co się nagle stało tej na co dzień spokojnej i delikatnej dziewczynie.
- Może ma okres.
- Pewnie tak. - Adam nie znał się zbytnio na kobiecych dolegliwościach, ale o menstruacji i skokach hormonów słyszał straszne rzeczy. Nie miał powodu by nie wierzyć Jenni. - Mam jednak dziwne wrażenie, że coś mnie ominęło. Wiesz gdzie się podziewa Piękny?
***
   Zirytowany przeciągającą się w nieskończoność sesją zdjęciową Demkowicz, doprowadzał, znanego mu już wcześniej z programu IDOL reżysera, do rozpaczy. Niebacznie zgodził się na krótką reklamę dla znanej mu odzieżowej marki. Sądził, że skończy się na kilku fotkach w studiu, a nie całodziennym maratonie, w dodatku na leśnej polanie z mrówkami. Niestety zgubiła go słabość do koszulek z fantazyjnym nadrukiem, a chciwy Luis jak zwykle dogadał się za jego plecami. Doskonale wiedział, że gdyby zapytał wprost nigdy by się nie zgodził, w końcu był muzykiem nie aktorem i nie cierpiał na brak gotówki. Postanowił uważniej czytać podsuwane przez niego kontrakty.
- Andriei miej litość. Co ci nie pasuje w tych przystojniakach? - Mężczyzna miał ochotę walić głową o blat stojącego obok turystycznego stolika na którym porozkładał swoje akcesoria. Kiedy się zorientował, że słynny Anioł miał, jak wynikało z wywiadu, tęczowe skrzydła, doszedł do wniosku, że tym razem poradzi sobie z nim o wiele lepiej. Chodziło o kilka prostych scenek ukazujących w ruchu elegancję i wygodę sportowych strojów znanej firmy, na najnowszy sezon. Przygotowano plener z wielką starannością. Zatrudniono dwóch najlepszych, męskich modeli. Już w czasie kręcenia pierwszej sceny zauważył jak straszny popełnił błąd. Nie mógł się niestety wycofać bez poniesienia poważnych konsekwencji. Złośliwego perfekcjonisty nie dało się nikim zastąpić, wszystko co włożył na grzbiet sprzedawało się na pniu. Ludzie kochali jego piękną twarz i hipnotyzujący głos.
- Pocą się - skrzywił usta. - Nie mogą stać trochę dalej?
- Skoro biegają za piłką muszą się pocić, to ludzie nie roboty. - Po co mu były te studia filmowe. Może powinien zostać fryzjerem, tak jak jego ojciec. Siedziałby teraz w klimatyzowanym studio i plotkowałby z klientkami o sąsiadach. - Jest trzydzieści stopni.
- No właśnie. Czuję jak zaczyna mnie piec nos. - Dotknął skóry. - Jeśli się opaliłem to was zaskarżę.
- Niemożliwe, masz filtr numer 50. - Reżyser uznał, że jeśli przetrwa ten dzień, z pewnością wyrośnie mu nad głową aureola. Matka w końcu będzie z niego zadowolona.
- Mam bardzo wrażliwą cerę. - Andiriei był bardzo ciekawy, jak długo facet wytrzyma , zanim wybuchnie. Nie miał ochoty niczego mu ułatwiać. Na drugi raz dwa razy pomyśli zanim zacznie spiskować z Luisem.
- Więc zróbmy to możliwie szybko. Postaraj się wyglądać na seksownego i rozluźnionego, a nie wkurzonego i znudzonego.
- Jak mogę wyglądać na rozluźnionego, kiedy te małe paskudztwa kąsają mnie w łydki.
- Zabij mnie...! - Niestety wcześniej nie zauważył mrowisk. Facet go nie lubił i robił wszystko by wykończyć. Poczuł, że jeszcze chwila i się rozpłacze z bezsilności.
- Z przyjemnością. - Usiadł na leżaku pod specjalnie rozpiętym dla niego parasolem. - Proszę o zimną, gazowaną wodę. - Nie musiał nic robić, reżyser najwyraźniej miał zamiar zejść na zawał sam z siebie.
- Żadnych przerw. Za dwie godziny stracimy odpowiednie światło.
- To przykre. - Andriei spojrzał na niego z uśmiechem i podniósł jedną brew do góry.
Obaj wynajęci modele nie mieli nic przeciwko kłótni. Czuli się jak na fascynującym meczu, ich oczy biegały od jednego do drugiego. Mieli płacone od godziny, im dłużej trwały zdjęcia, tym więcej zarobili. Anioł rozparty na krześle niczym książę na tronie był całkiem zabawny. Uwagi o brzydkim zapachu puścili mimo uszu.
- Jak zaraz nie ruszycie tyłków, to ja was pomorduję! - Niespodziewanie do ataku ruszyła asystentka reżysera. Faceci byli do bani, a jej kończył się czas.
- Lisa, nie denerwuj się. - Próbował ją udobruchać mężczyzna wystraszony, że dojdzie do awantury z rozpieszczonym Księciuniem, a z jednego dnia zdjęciowego zrobią się dwa.
- Cisza...! Wy dwaj, zróbcie siatkę z patyków i sznurka. Jesteście na wypadzie do lasu i zagracie w piłkę. - Chłopcy poderwali się z trawy.
- Rozkaz to rozkaz. - Chichocząc wypełnili zadanie.
- Ty...! - Wskazała na Andrieia. - Bierz się do roboty. Moja córka ma dzisiaj urodziny, a ja nie zdążyłam kupić prezentu. Mieliśmy skończyć godzinę temu.
- Co mam robić królowo? - Zrobiło mu się głupio. Doskonale pamiętał rozżaloną minę Mitii, kiedy rodzice zapominali lub nie przychodzili na jego święto. Żadne dziecko na to nie zasługiwało.
- Ty po jednej stronie, oni po drugiej. Żadnego rozluźniania. Pokaż jak bardzo jesteś wkurzony. Weź piłkę. Wyobraź obie, że to dwie wielkie mrówki.
- Mam to. - Stanął i zmierzył chłopców wzrokiem. Nie znosił insektów. Łydki swędziały go niemiłosiernie.
- Dajcie mu krótszą koszulkę, by przy podskokach widać było brzuch. Idealnie. - Zadowolona włożyła ręce do kieszeni. - A wy co? - Warknęła na kamerzystów. - Na stanowiska.
Piłka raz po raz uderzała o trawę. Szybko się okazało, że trafiła w dziesiątkę. Dawno nie widziała czegoś równie seksownego. Demkowicz, z roziskrzonym wzrokiem, usiłujący zbombardować przeciwników, był naprawdę porywający. Te gniewnie napięte szczęki, pracujące mięśnie brzucha, szerokie ramiona oraz piękna twarz, zarumieniona od gniewu i wysiłku. Szkoda, że nie przepadał za kobietami, jak donosiła najnowsza plotka. Zauber to miał farta. Po kilku próbach nagrali wreszcie reklamę, prawdopodobnie najlepszą jaką zrobiła w swoim życiu. Kiedy cała ekipa zaczęła pakować już sprzęt, Demkowicz niespodziewanie podszedł do niej i podał spore pudełko, zapakowane jak prezent.
- Przepraszam za kłopot.  A to na przeprosiny.
- Co to? - Zmieszała się kobieta.
- Kupiłem dla brata, ma sześć lat i uwielbia pluszaki. Jajko Hatchimals. Trzeba je wysiedzieć, by wykluł się interaktywny przyjaciel.
- Coś o tym słyszałam. Bardzo dziękuję. - Asystentka była zachwycona. Nie dość, że skończyła na dzisiaj pracę, to jeszcze nie wracała z pustymi rękami. Kłopotliwy gość, okazał się o wiele milszy, niż na to wyglądał na początku. Jej byłemu mężowi nigdy nie przyszłoby do głowy przywieźć niczego dziecku ze służbowej podróży. Świat nie był taki zły skoro chodzili po nim tacy mężczyźni.
- Proszę pozdrowić córeczkę. Niech się dobrze bawi. - Pomachał jej ręką i wsiadł do czekającej na niego limuzyny.
***
   Jenni ogromnie żałowała swojej popędliwości. Niepotrzebnie się wtrącała. Ciekawość jak to często bywa zwiodła ją na manowce. Kiedy Adam pokazał jej komentarze na facebooku, po chwili zastanowienia zrozumiała, że miał rację i musiał istnieć jakiś powód do zmiany frontu przez fanów piosenkarza. Nadal nie piali zachwytu nad zauroczeniem swojego idola, ale lojalnie gotowi byli poprzeć każdą durnotę, jaką wymyślił. Oczywiście nie wszyscy, bo ci którzy liczyli na bliższą znajomość, nadal wypisywali okropieństwa. Konferencję prasową nadawano na wszystkich stacjach telewizyjnych. Nie każdego dnia słynny artysta czynił publicznie podobną deklarację. Bardzo lubiła pisarza i życzyła mu wszystkiego dobrego, a Andriei wyglądał na poważnego. Może to był ten jedyny? Natychmiast pobiegła pochwalić się odkryciem. Niestety zareagował zupełnie inaczej niż oczekiwała.
- Mój Boże...- Mężczyzna po obejrzeniu króciutkiej relacji usiadł na fotelu i na chwilę ukrył twarz w dłoniach. Demkowicz najwyraźniej bawił się jego kosztem, o czym świadczyły widziane poprzedniego dnia w jego telefonie zdjęcia szczęśliwych, roześmainych kobiet - rudowłosej piękności oraz skrzypaczki Katii.  To było jak powrót do przeszłości, o której ze wszystkich sił starał się zapomnieć. Myślał, że ataki paniki miał już dawno za sobą. W głowie mu zawirowało, umysł wzięła swoje macki ciemniejąca z każdą chwilą, cuchnąca krwią mgła. Nie powinien wpuszczać tego faceta za próg. Stracił czujność i niebacznie pozwolił mu zanadto zbliżyć się do siebie. Nikt kolejny raz nie zniszczy mu życia.
 - On oszalał!
- Po prostu się zakochał. - Jenni próbowała pogłaskać go uspokajająco po drżących plecach, ale się odsunął. Nie liczyła na wybuch radości, ale przynajmniej odrobinę zainteresowania. Sądziła, że zauroczenie było obustronne. Tymczasem w oczach pisarza zamiast oczekiwanych emocji zobaczyła jedynie strach, niczym u zaszczutego zwierzątka. Co się z nim działo? Niewiele wiedziała o jego prywatnym życiu. - Adam... - Patrzył na nią zaszokowanymi oczami, niczego wokół siebie nie widział ani nie słyszał.
- To najpotworniejsze, najpotworniejsze słowa jakie kiedykolwiek słyszałem...- Jego głos był martwy tak jak pobladła twarz.
- Adam, spokojnie, najpierw z nim porozmawiaj. Daj mu szansę. - Jenni była coraz bardziej zaniepokojona jego stanem. - On cię naprawdę kocha, inaczej nie mówiłby czegoś takiego publicznie. - Postanowiła wezwać na pomoc Celinę.
- Trzeba z tym skończyć! Natychmiast! - Wstał sztywno od biurka i ruszył do ogrodu, gdzie znajdował się domek gościnny. Trzęsącymi rękami  zaczął pakować rzeczy Andrieia. Szło mu bardzo opornie. Niechciane, dawno zapomniane obrazy wracały jeden po drugim z zakamarków rozpadającego się umysłu.
,,- Mam zamiar walczyć o tę miłość... Do Końca... KOŃCA ŻYCIA..." - Te straszne słowa dźwięczały mu w uszach raz po raz. Znowu, znowu huk i zgrzyt gnącego się, rozdzieranego metalu. Widział lecącą na niego, rozpryskującą się w drobny mak szybę. I krew, wszędzie mnóstwo krwi... - Świat kręcił się w koło w zwolnionym tempie. I ból, obezwładniający ból...Ostatnia myśl...
- Nie ma jej, już jej nie ma.."

  

wtorek, 27 listopada 2018

Rozdział 12

   Adam milczał przez większość powrotnej drogi, rozczarowany swoją uległością. Okazał się kompletnym słabeuszem bez grama silnej woli, zupełnie nieodpornym na urok Andrieia. A taki był zawsze dumny ze swojej inteligencji i praktycznego podejścia do życia. Przecież do tej pory świetnie sobie radził, nawet Richardowi nie udało się go omotać na tyle, by zrezygnował ze swoich postanowień.
- Jestem osłem - westchnął zrezygnowany. - Miękkim, kudłatym i strasznie głupim. - O tak, to by nawet pasowało. O mało nie zaczął radośnie rżeć, jak to skądinąd sympatyczne zwierzątko na widok marchewki, kiedy Andriei przytulił się do jego pleców.
   Skołowany pisarz, ogarnięty wyrzutami sumienia, bo przecież miał do czynienia z kimś o wiele młodszym i niezbyt doświadczonym, starał się zachować między sobą a idącym obok mężczyzną, stosowną odległość. Za każdym razem, kiedy cholerny kusiciel podchodził zbyt blisko, on się oddalał, jakby natrafiał na  jakąś niewidzialną barierę. Nie miał odwagi spojrzeć w jego stronę. Przestał sobie ufać.
   Kilku długim, jasnym pasmom udało się wymknąć spod więżącej je gumki. Niesforny wiatr przyszedł mu z pomocą, zasłonił włosami twarz, aby nie spuszczający go ani na chwilę z oczu piosenkarz, nie mógł z niej zbyt wiele wyczytać. Adam uważając, że to on powinien być tym rozsądniejszym, usiłował uniknąć pociągającej, długonogiej pułapki jaką postawił przed nim przewrotny los. Zupełnie nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Wyniosły, zdawałoby się zupełnie nieosiągalny książę z innej bajki, okazał się przy bliższym poznaniu niezwykle porywczy i namiętny z natury niczym huragan. Porwał go, oszołomił, zakręcił sercem oraz zmysłami z ogromną łatwością i siłą. Naprawdę trudno się było oprzeć mocy płomiennych, czarnych oczu. Pisarz był jednak uparty. Bardzo uparty. Postanowił wyrwać się jakoś pod ich wpływu za wszelką cenę, zanim zrobi coś naprawdę głupiego.
   Bramą od strony plaży mężczyźni weszli do ogrodu otaczającego willę Luogo di Silenzio. Demkowicz obserwował go spod zmrużonych powiek, nienośny wiatr sypał mu piaskiem w oczy. Doskonale jednak widział nerwowo zaciśnięte w kieszeniach, szczupłe dłonie i zawziętą zmarszczkę, która pojawiła się na gładkim czole. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo zdobyć zaufanie tego mężczyzny, który właśnie wpełznął z powrotem do budowanej latami skorupy. Skulił ramiona, schował głowę, zupełnie jak widziany niedawno żółw. Jak wiele złych doświadczeń zebrał w swoim życiu, że tak bardzo się bronił?
   Mimo gorącego temperamentu, z którego wielu nie zdawało sobie sprawy z powodu chłodnego obejścia,  Andriei potrafił być bardzo, bardzo cierpliwy jeśli mu na czymś naprawdę zależało. Miał do czynienia z delikatnym, acz ostrodziobym stworzeniem, gotowym na każdy gwałtowniejszy gest do ucieczki, musiał więc być ostrożny.
- Adam...-  Zaczął łagodnie, ale nie dane mu było skończyć. - Adaś...
Za każdym razem to jedno, tyle razy wcześniej słyszane, zwyczajne słowo, spływało na samo dno duszy idącego obok pisarza, który się buntowniczo wzdrygał i przybierał niezłomny wyraz twarzy.
- Zamykamy temat. - Machnął ręką, jakby się przed czymś bronił. Usiłował nie dać znowu namieszać sobie w głowie. Drań! Robił to specjalnie. Wymawiał jego imię tak miękko jak nikt inny. - Nie będę ci już robił wymówek. - Starał się przekręcić intencje mężczyzny udając, że ich nie zrozumiał. Stworzyć mu okazję wycofania się z krepującej sytuacji bez konsekwencji. - Ofra to stara lisica. Wmanewrowała cię.  Nie przejmuj się. Znam się na żartach. Nawet jeśli są tak niemądre jak twoje.
- Ja wcale nie żartowałem. - Wydął usta. Ten jasnowłosy spryciarz próbował mu zwiać w elegancki sposób, robiąc koktajl z szarych komórek. - Naprawdę bardzo mi się podobasz. - Objął pełnym aprobaty spojrzeniem smukłą sylwetkę.
- Jak się to ma do twojej oficjalnej narzeczonej? - Zdenerwował się rozdrażniony, jego lekkim podejściem do poważnej sprawy, Adam. Najpierw deklarował w popularnym programie istnienie stałego związku, a potem robił do niego słodkie oczy. Wstrętny podrywacz!
- Dobrze to określiłeś - oficjalnej. - Demkowicz owszem palnął głupstwo, ale wtedy nie wiedział tego co teraz, albo raczej nie miał pewności co do kierujących nim uczuć. Uznał, że bez trudu wszystko odkręci. Od wielu lat, zarówno on jak i Katia, posługiwali się tą zręczną wymówką. Status przeznaczonej sobie pary był bardzo wygodny, chronił ich przed natrętnymi fanami, mamuśkami szukającymi dobrych partii, zakochanymi głuptasami zsypującymi tysiącami maili. Postanowił jak najszybciej rozmówić się z przyjaciółką. - Dawno już nic nas nie łączy.
- Ciekawe, czy ona o tym wie? - Dla pisarza sprawa była jasna, Piękny wyraźnie coś kręcił. Za daleko zabrnął z tą Katią. Natomiast w czasie tras koncertowych najwyraźniej nie brakowało mu rozrywek. Niczym nie różnił się od Georga i Breda, czyli w każdym porcie znajdował kogoś do obściskiwania i zabawy. Nie wierzył, aby jakakolwiek dziewczyna zgodziła się dobrowolnie na rolę marionetki, zwłaszcza jeśli w grę wchodziła tak pożądana zwierzyna. Ludzie jednak nadal potrafili go zaskakiwać.  Poczuł się strasznie zawiedziony. Andriei natychmiast zauważył zmianę w jego zachowaniu. Zielononiebieskie oczy posmutniały.
- Adam...- Próbował rozprostować zmarszczkę, która nieoczekiwanie się pojawiła na wcześniej gładkim czole mężczyzny. Miał wrażenie, jakby stąpał po kruchym lodzie. Jeden fałszywy ruch, a pisarz wepchnie go jak wcześniej zapowiedział, do huczącego w dole oceanu. Dom stał na wysokiej skarpie, więc miałby zapewniony długi, ekscytujący lot.
- Nie zaczynaj od nowa... - Zatrzymał się choć nie bardzo wiedział dlaczego, wbrew swojej woli. Aksamitny głos Andrieia rozlał się po całym ciele, głaszcząc je niczym najdelikatniejszy balsam. - Jestem za stary na zagrywki rodem z romansideł. - Burknął i przyśpieszył. Czym prędzej dotrą do domu tym lepiej. Już nigdy w życiu nie zostanie z tym tanim syrenem sam na sam.
- Jesteś tego pewny? - Demkowicz uśmiechnął się szeroko do prychającego mężczyzny, który z najwyraźniej nie miał pojęcia jak słodko wyglądał z tą rozgniewaną, zarumienioną twarzą i powiewającymi wokół niej, połyskującymi w porannym słońcu, włosami. Czym szybciej uciekał, tym większą ochotę miał go złapać. A jak już go dopadnie, z przyjemnością powetuje sobie wszystkie tortury, którymi ten głuptas go raczył.
- Spieprzaj złamasie! - Kompletnie stracił cierpliwość. Z czego ten facet się tak cieszył? Nie rozumiał jakim cudem, szczerzący się z niewiadomego powodu dureń, niczego nie pojmował, albo raczej pojmował zupełnie na odwrót, wedle własnego uznania.
- Lubię wygadanych. - Złapał w pasie mężczyznę, chroniąc go w ten sposób przed upadkiem. Ścieżka prowadząca do domu była dość stroma i śliska od rosy. Szalejący wokół labrador też nie pomagał.
- Za to ja cię nie lubię! - Stanowczo odepchnął pomocne ramię.
- Adaś... - Uwielbiał kolorki jakie pojawiały się na twarzy czarującego uparciucha, kiedy wypowiadał jego imię. Naprawdę myślał, że go oszuka? Będzie należał do niego, z całą pewnością będzie!- Nie wierzę.
- Cholera jasna! Pieprzona syrena. - Zatkał sobie uszy dłońmi, niestety nic nie pomogło. Nadal go słyszał.
- Wiesz, jestem facetem. - Wyprostował swoją zgrabną postać, a Adam niestety zerkną, bo jak niby mógłby nie zerknąć.  - Co to ,,cholera jasna"?
- Coś jak spierdalaj w podskokach, zanim cię ukatrupię! - Nie zabrzmiało to jednak odpowiednio groźnie. Udręczony pisarz prawie wbiegł na ostatnie stopnie. Tak chyba wyglądał nałóg. Jak nic uzależniał się od łobuza. Stanowczo musiał się ratować.
- Moja babcia zawsze mówiła - jak ktoś zaczyna przeklinać i wywijać pięściami, to znaczy, że skończyły mu się argumenty. Czyli wygrałem pyskówkę z pisarzem, prawda? - Andriei był absolutnie zachwycony i dumny z siebie.
- A niech cię! - Nareszcie dopadł drzwi wejściowych. W pędzie minął Georga i Breda. Z ulgą zatrzasnął za sobą drzwi do sypialni i spłynął po nich na podłogę.
- Co mu zrobiłeś? - Stojąca w holu Jenni był strasznie ciekawa, co się wydarzyło na plaży. W ciągu dwóch godzin można było naprawdę wiele zdziałać.
- Jeszcze nic. - Demkowicz uśmiechnął się drapieżnie do trójki, zaskoczonych jego pewnością siebie, aktorów. Kiedy jednak zaczęli domyślnie chichotać, zarumienił się i uciekł, podobnie jak mężczyzna przed nim.
***
   Zoja obejrzała feralny wywiad zgrzytając zębami. Omal nie zdarła sobie szkliwa. Brat mocno przesadził. Należało go utemperować i sprowadzić z obłoków na ziemię, aby przestał wygadywać bzdury i wchodzić jej w drogę. Prawdę mówiąc nie spodziewała się, że zabrnie tak daleko. Zawsze bardzo ostrożnie wypowiadał się w obecności mediów. Słynął z powściągliwości i rzadko dawał dziennikarzom powód do ekscytacji. Prywatne życie chronił niczym skarb, jedynie od czasu do czasu, niby od niechcenia, rzucając jakieś skromne kąski, aby nie stali się zbyt natrętni. Ani rodzice, ani Katia na pewno nie byli zadowoleni z obrotu sprawy. Nie miała wątpliwości, że oglądali program Ofry, zawsze uważnie śledzili karierę swojego pupila. Dziewczyna o wiele trzeźwiej, niż jej sławny bart, patrzyła na rodzinę i znajomych.  Matka z ojcem, wyraźnie życzyli sobie planowanego od lat małżeństwa, a nadęta skrzypaczka wcale nie była taką wyrozumiałą, wyzwoloną przyjaciółką za jaką chciała uchodzić przed naiwnym Andrieiem. Na razie jednak Zoja wolała nie angażować nikogo więcej i postanowiła poradzić sobie sama. Na posiłki przyjdzie jeszcze czas. Najcięższe działa zostawiła w odwodzie na wszelki wypadek, gdyby jednak nie udało jej się niczego zdziałać w pojedynkę.
   Zoja wiedziała o przeszłości Adama więcej niż ktokolwiek inny, przeprowadziła nawet w tym celu małe śledztwo. Nic nie pozostawiła przypadkowi. Domyślała się dlaczego, na pozór otwarty i chętnie nawiązujący znajomości mężczyzna, tak naprawdę był nieufny i skryty, a najważniejsze rzeczy chował głęboko na dnie serca. Ktoś taki nie uwierzy łatwo w uczucia Andrieia zwłaszcza, że wybuchły tak nagle, a on sam nigdy nie zdradzał homoseksualnych skłonności. Na pewno będzie sie miał na baczności. Ludzie lgnęli do sławnych i bogatych, a znany i ustosunkowany pisarz miał wiele do zaoferowania - cieszył się w LA doskonałą opinią, posiadał sporo wpływowych przyjaciół. Ktoś taki dla wschodzącej gwiazdy byłby ogromnym wsparciem.   
   Dziewczyna sądziła brata swoją miarą. Dla niej te wszystkie rzeczy były ważne, sprawiały, że Adam lśnił na horyzoncie jej marzeń niczym najwspanialsza z gwiazd. Nie pamiętała, a raczej nie chciała pamiętać, że Andriei był jedyną osobą, która w dzieciństwie tuliła ją w ramionach, nie oczekując niczego w zamian, kiedy w nocy budziły ją ze snu koszmary, a rodziców jak zwykle nie było w domu. Musiała być twarda, aby wkrótce zostać panią Zauber.
    Miała dzisiejszego dnia iść razem z pisarzem kupić prezent dla Celiny, która w przyszłym tygodniu obchodziła urodziny. Biedak nie bardzo wiedział, co mogło spodobać się kobiecie, której wiele zawdzięczał. Uważał gosposie za jedną z najważniejszych osób w swoim życiu. Dbała o niego od lat, stworzyła mu namiastkę domu. Zoja jej nie lubiła. Czasami wydawało jej się, że patrzy na nią ze zmarszczonymi brwiami, jakby coś podejrzewała. Wytatuowanym babsztylem postanowiła zająć się w drugiej kolejności. Nikt nie mógł być dla Adama ważniejszy od niej.
   Zoja postanowiła nie zmarnować doskonałej okazji, w tym celu odpowiednio przygotowała swój telefon. Wymknęli się z domu tylną bramą, w razie jakby wszędobylscy paparazzi gdzieś na nich czatowali. Bezkarnie biegali przez dobre dwie godziny po galerii handlowej, w zwykłych, codziennych ubraniach. Ku ich ogromnej uldze nikt Adama nie rozpoznał. Po krótkiej naradzie kupili Celinie rower, który jak wcześniej zauważyła, wielokrotnie podziwiała w telesprzedaży. Sprzedawca obiecał dostarczyć go do domu.
- Chcę, w ramach rekompensaty za ciężką pracę, czekoladowe lody. - Dziewczyna, choć spocona i zmęczona, była w świetnym humorze. Wspólne włóczenie się po sklepach sprawiło jej ogromną radość. Mężczyzna okazał się dobrym kompanem do tego typu eskapad - nie narzekał i nie niecierpliwił się jak przed nim wielu innych, chętnie podziwiał przymierzane przez nią stroje, żartując z jej słabości do kwiecistych wzorów.
- Chodź do windy, w pobliżu jest urocza kawiarenka. Właściciel sam robi wszystkie desery i używa tylko naturalnych produktów. Palce lizać. - Wziął tłumaczkę za rękę. Tłum gęstniał z minuty na minutę. Bał się, że może ją zgubić, a wolał nie narażać się upierdliwemu braciszkowi. Czym rzadziej będzie widywał Pięknego, tym lepiej.
- Oh, jaka ładna. - Zoja, posłusznie weszła za mężczyzną do malutkiej cukierenki znajdującej się na najwyższym piętrze budynku, rozpływając się w duszy ze szczęścia. Dla niej ten drobny gest wiele znaczył. U niej w kraju tak chodziły ze sobą jedynie będące ze sobą bardzo blisko, zakochane pary. Nareszcie wszystko układało się po jej myśli. Usiedli pod oknem, skąd mieli widok na całą galerię. Wybrali z menu po ogromnym pucharku mrożonych słodkości.
- Mhm... Pyszne... - Zamruczał Adam i zmrużył oczy z przyjemności. Odpędził beztrosko w myślach wyrzuty sumienia, czające się gdzieś na obrzeżach świadomości. Był nieuleczalnym łasuchem, w ciągu miesiąca przytył dobry kilogram. Postanowił solennie, jak wrócą do domu, poprosić Celinę o serię dietetycznych posiłków. Nie pozwoli by Pan Doskonały znowu mierzył wzrokiem jego brzuch.
- Wspaniałe. - Dobrze się bawili i dziewczyna nie miała ochoty na powrót do swojego planu. Jednak druga taka chwila, sam na sam, mogła się szybko nie trafić. - Zerknij na mój telefon, nie wiem co z nim nie tak. Mam nowy i strasznie niewyraźnie wychodzą mi zdjęcia. Ja pójdę zapłacić. - Podała mu swoją komórkę, najpierw jednak wchodząc w odpowiedni folder, aby mógł pogłówkować nad jej problemem. Ustawiła się w kolejce do kasy i dyskretnie obserwowała pracodawcę. Znała jego słabostki. Nie ma mowy by oparł się przejrzeniu wszystkich fotek.
   Zauber nie miał się za jakiegoś znawcę elektroniki, ale nie śmiał odmówić dziewczynie, która poświęciła mu dzisiaj tyle swojego wolnego czasu. Pewnie sie z nim nudziła. Nie uważał się za odpowiednie towarzystwo dla atrakcyjnej nastolatki, za którą oglądał się co drugi, przechodzący mężczyzna. Zaczął od zerknięcia na niewyraźne zdjęcia. Już miał przejść do ustawień aparatu fotograficznego, kiedy dwa z nich zwróciły jego uwagę. Chwilę walczył ze sobą, zdawał sobie sprawę, że właśnie naruszał czyjąś prywatność. Ciekawość jak zwykle wzięła nad nim górę. Pierwsze selfie musiało być dość stare, ktoś, prawdopodobnie sama Zoja, musiał je zrobić z zaskoczenia. Andriei wyglądał na nim bardzo młodo. Zawzięcie całował się z rudowłosą dziewczyną, poufale trzymając rękę na jej piersi, kiedy druga błądziła po odsłoniętym udzie, widocznym w rozcięciu krótkiej spódniczki. Oboje wyglądali na bardzo zaangażowanych. Drugie było podobne tyle, że z Katią. Roześmiany mężczyzna, stał z nią po kolana w falującej wodzie. Nigdy nie widział go tak rozluźnionego i szczęśliwego. Obejmowali się trzymając za pośladki, zwróceni do siebie twarzami.
   Czas zwolnił. Krew odpłynęła z pobladłej twarzy Adama. Nagle zrobiło mu się zimno, bardzo zimno. W piersiach coś się zacisnęło. Sięgnął po leżący na oparciu krzesła sweter i zapiął zamek pod samą szyję. Przeczucie go nie myliło, od początku miał rację, co do Demkowicza. Z całą pewnością to kobieta u jego boku była tym, czego potrzebował. Kiedyś znajdzie lub już znalazł wspaniałą dziewczynę, z którą stworzy rodzinę, a ona urodzi mu gromadkę ślicznych, utalentowanych dzieci. Teraz, samotny w obcym kraju, odrobinę się pogubił, ale wkrótce mu przejdzie i wróci do domu. Podziękował w myślach swoim dobrym duchom, że w porę go ostrzegły, zanim zaangażował się w coś, co złamałoby mu serce.
***

   Andriei, wyglądający jak wycięty z okładki żurnala, spokojnie siedział za znajdującym się na podwyższeniu, długim stołem w ogromnej sali konferencyjnej. Po delikatnych ustach błąkał się mu nieśmiały uśmiech, długie rzęsy rzucały cienie na gładkie policzki. Nikt nie dałby mu więcej niż dwadzieścia lat. Piękny, dziki łabędź, który właśnie wpłynął na drapieżne wody show biznesu LA. Nikt nie domyśliłby się, że za przystojną twarzą słynnego Anioła kryje bardzo bystry, chłodny umysł. Hilton pękał w szwach, dawno w hotelu nie było tak gwarno. W dole kłębił się tłum podnieconych paparazzi. Wszystkie kamery były wycelowane w jego stronę niczym lufy karabinów. Te małe, wścibskie hieny chętnie rozszarpałyby go na strzępy, jeśli tylko dostałyby za to odpowiednią gażę. Oczywiście byli wśród nich i solenni dziennikarze, ale szlachetni poszukiwacze prawdy zdarzali się coraz rzadziej. Luis, menadżer Demkowicza, kręcił się na krześle, niczym nadziewana właśnie na haczyk glista. Miał ciężkie życie, czasami piosenkarz w przypływie ludzkich uczuć nawet mu współczuł, ale zaraz potem przypominał sobie ile mu płacił. Nigdy nie wiedział z czym wyskoczy jego podopieczny, ale zawsze musiał po nim posprzątać jak narozrabiał. Tym razem też nie zdradził swoich zamiarów, mimo usilnych próśb i błagań niemal na kolanach.
- Drodzy państwo zaczynajmy. Czas pana Demkowicza jest na wagę złota. Macie kwadrans.
- Jedno pytanie na jedną osobę. - Andriei postanowił nieco ograniczyć swobodę dziennikarzy. Wystarczyło dać im palec, a odgryźliby rękę aż po łokieć.
- Jak pan czuje się w naszym kraju? Podoba się panu w USA. - Po sali rozległ się pełen niezadowolenia szmer, że ktoś pytał o takie bzdury.
- Nie zdążyłem jeszcze zobaczyć zbyt wiele, ale LA jest całkiem przyjemnym miastem. Niestety nie mogę sie po nim swobodnie poruszać. Kobiety bywają u was bardzo niebezpieczne.
- Czyżby wspominał pan wycieczkę do nocnego klubu?
- Trudno to nazwać wycieczką. Raczej dramatycznym przeżyciem. O mało nie zostałem żywcem pożarty przez dwie, wygłodniałe piranie. Broniłem się zawzięcie, a potem z nieznanych mi powodów wylądowałem z przyjaciółmi na bruku. - Popatrzył na chichoczących paparazzi, jakby faktycznie się zastanawiał, co się właściwie wtedy stało. - Nie bardzo znam tutejsze zwyczaje - dodał ciszej. Zawstydzony swoją niewiedzą spuścił oczy. Na sali zawrzało. Wszyscy doskonale znali, wspomniane panie i zaczęli współczuć temu młodemu mężczyźnie, narażonemu na ich niewybredne ataki. Szeptali między sobą gorączkowo, a czas biegł nieubłaganie...
- Chodzi o wypowiedź podczas wywiadu z Ofrą. Jak długo trwa pana romans ze znanym pisarzem?
- Och... - Demkowicz zarumienił się widowiskowo. - Nie mam niestety żadnego romansu.
- Nie ma sensu zaprzeczać. Dokładnie pan opisał miłość swojego życia i zupełnie nie przypomina pięknej narzeczonej.
- Ale to nnie ttak...- lekko się zająknął. Podniósł lśniące niczym klejnoty czarne oczy na tłum. - Od dawna marzyłem o spotkaniu pana Zaubera. Przeczytałem prawie wszystkie jego powieści. - W tym miejscu Andriei nawet niewiele rozminął się z prawdą. Przez wiele godzin od zobaczenia zdjęcia Zoji myślał co zrobi, jak dorwie w swoje łapy pisarza, a w samolocie zaciekle przeglądał szmiry napisane przez wstrętnego podrywacza jego malej siostrzyczki. - Kiedy wytwórnia zaproponowała skomponowanie muzyki do serialu, byłem podniecony możliwością jego poznania.
- Jednak wasza znajomość nie wygląda na zwykły stosunek idol - fan.
- No cóż... - W jego oczach pojawił się ogień, który sprawił, że anielska twarz stała się jeszcze bardziej pociągająca. Większość obecnych niemal wstrzymała oddech. - Na miejscu okazało się, że Adam jest nie tylko świetnym pisarzem, ale i uroczym mężczyzną.
- Zauber jest od pana dobre sześć lat starszy i bardzo elokwentny. Z pewnością bez trudu zawrócił w głowie takiemu młodemu mężczyźnie.
- Niezupełnie...- zaczerwienił się jeszcze bardziej. Postanowił podziękować profesorce za zmuszenie go do lekcji aktorstwa.
- Czyli...?
- To ja próbowałem uwieść jego, ale nic z tego nie wyszło.
- Nie chce pan chyba powiedzieć, że ktoś oparł się takiemu pięknemu chłopcu?
- Eech... Adam to inteligentny mężczyzna, a ja popełniłem mnóstwo niezręcznych gaf. Nie był zachwycony. Nie wyrzucił mnie z domu tylko dlatego, że jest związany kontraktem przez wytwórnię. - Na chwilę ukrył twarz w dłoniach i obserwował tłum przez palce. Chyba mieli wrażenie, że biorą udział w romantycznym filmie.
- I co ma pan zamiar teraz zrobić?
- Jak to co? - Wyprostował się i spojrzał stanowczo, prosto w najbliższą kamerę.  - Zakochałem się i mam zamiar walczyć o tę miłość ze wszelkich sił. Zawsze dawałem z siebie wszystko na koncertach, więc teraz mam nadzieję, że moi wspaniali fani wesprą mnie w tej, tak ważnej sprawie. Potrzebuję ich pomocy, ponieważ nie mam zbytnio doświadczenia. Jestem przekonany, że serce Adama w końcu zmięknie. - Położył zaciśniętą dłoń na piersi. - Poczekam na niego tyle, ile będzie trzeba. Choćby do końca życia. - Zakończył płomienną deklarację. Na sali zaległa głucha cisza. Niektórzy mieli w rękach chusteczki. Czarodziejski głos Andrieia miał hipnotyzującą moc, a w połączeniu z anielskim wyglądem dosłownie uwiódł tłum.
- Panowie, panowie kończymy. - Menadżer na dyskretny znak Demkowicza podniósł się z krzesła.
- Jak to kończymy?
- Dopiero zaczęliśmy.
- Mamy jeszcze wiele pytań.
Rozległy się ze wszystkich stron okrzyki i błagania. Luis był jednak nieugięty.
- Obiecaliśmy kwadrans, a zrobiło się pół godziny.
Dziesięć minut później obaj panowie siedzieli już w limuzynie, mknącej w kierunku studia nagrań. Zmęczony piosenkarz popijał schłodzoną wodę mineralną. Menadżer cierpliwie czekał aż się odezwie pierwszy, w końcu nie wytrzymał.
- Andriei, jak tylko dostaniesz wymarzone Grammy, zacznij grać w filmach. Dramaty będą w sam raz. Oskara zdobędziesz bez najmniejszego trudu. - Mężczyzna był pełen podziwu dla swojego podopiecznego, wodzącego przez całą konferencję za nos, gromadę dziennikarzy.
- Jestem muzykiem, nie aktorem.
- Trochę przesadziłeś z tą deklaracją uczuć do Zaubera. Długo ci tego nie zapomną, nie będzie łatwo się z tego wykręcić.
- Nie mam zamiaru się z niczego wykręcać - oświadczył spokojnie.
- Żartujesz prawda? - Pytanie zabrzmiało nieco histerycznie.
- Bynajmniej. - Jedna aksamitna brew powędrowała do góry. - Naprawdę kocham Adama.
- O... Mój... Boże...! - Luis zaczął się gwałtownie wachlować ręką. O kurwa, kurwa nad kurwami. Jak on się z tego wytłumaczy wytwórni, Demkowiczom, Katii?
- Tylko mi tu nie mdlej idioto! - Prysnął na szalejącego głupka wodą. Znali się już tyle czasu, więc jak mógł pomyśleć, że rzuca tak poważne wyznanie na wiatr. Chyba nie sądził, że będzie się go pytał o pozwolenie z kim może sypiać? Licho z nim. Teraz najważniejszy był Adam, a zaraz po nim trasa koncertowa po USA.
   

piątek, 16 listopada 2018

Rozdział 11


 Bred i George, do willi Luogo di Silenzio, wrócili dopiero wieczorem niezadowoleni, że nie udało im się obejrzeć wywiadu z Andrieiem w roli głównej. Niestety zdjęcia się przeciągnęły, bo roztargniona od rana Jenni zepchnęła tyłkiem stojącą na molo torbę z kosmetykami, którą ktoś tam beztrosko postawił, prosto do oceanu. Ściągnięcie nowych trwało kilka godzin. Zmęczeni mężczyźni padli na kanapę w salonie, powoli sączyli drinki, zezując przy tym nieprzyjaźnie na dziewczynę, która bynajmniej nie przejawiała żadnych odznak skruchy.
- Przestańcie się mazać głupki!
- Sama jesteś durna jak but! - Bred pociągnął duży łyk. - Jak można nie zauważyć ogromnej walizy? Musiałaś się tak wiercić po tym pomoście?
- Ma duże dupsko, więc nawet nie zauważyła jak ją popchnęła. - Wtrącił się George i prawie w tej samej chwili oberwał kapciem. Jenni nie znała litości, traktowała obu aktorów jak upierdliwych, młodszych braci, a ich przystojne buźki i plajbojowskie sztuczki zupełnie nie robiły na niej wrażenia.
- Wy świnie! Znacie słowo wypadek?! Nagrałam ten wywiad, ale wam nie pokażę! - Obrażona obróciła się na pięcie i ruszyła do swojej sypialni. Nie zdążyła dojść do schodów, bo złapały ją dwie pary rąk. Wylądowała na kanapie między skruszonymi mężczyznami.
- Cichaj. Masz ładniejszą dupcię od Lopezki.
- Okrąglutką jak jabłuszko. Słowo. - Podlizywali się bezwstydnie.
- Adam, chodź! Będziemy oglądać Andrieia - wydarli się w kierunku gabinetu, gdzie pisarz próbował skończyć obiecany artykuł. Zadowolony z tej niespodziewanej przerwy, choć wcześniej przysiągł sobie odpuścić filmik, natychmiast podniósł się z fotela.
- Idę! - Jak zawsze, kiedy się do czegoś zmuszał, pisanie szło mu strasznie opornie. Kogo on oszukiwał? Zawsze starał się być szczery ze sobą, ale ostatnio jakoś mu nie wychodziło. Przed oczyma ciągle stała mu twarz piosenkarza, cała w pąsach, z ogromnymi, zaszokowanymi czarnymi oczami. Miał wtedy wielką ochotę go pocieszyć i przytulić. Od nieszczęsnej awantury z Richardem bardzo się starał być rozsądnym. Starał ze wszystkich sił. Doskonale wiedział, że zbytnie zbliżanie się do Anioła nie było dobrym pomysłem i to z wielu względów. Kiedy jego drugi poważny związek rozpadł się z hukiem przyrzekł sobie, że już nigdy nie rzuci się głową w przepaść. Nie tolerował jednorazowych przygód, choć chętnych nie brakowało, zwłaszcza odkąd stał się sławny i zamożny. Wyznawał zasadę wszystko albo nic. Zresztą nie miał ochoty próbować kolejny raz, jego pokiereszowane serce mogło tego nie wytrzymać. Żywił nieśmiałą nadzieję, że czegoś się w końcu nauczył i poprzestanie na przyjaźni.
- Siadaj. Piękny będzie nawijał. - Dziewczyna, teraz już odprężona, podsunęła mu pod nos przygotowaną wcześniej miskę z popcornem.
- Wygląda na nieobecnego duchem. - Adam natychmiast zauważył roztargnienie dyskutującego z dziennikarką mężczyzny.
- Rzeczywiście. Może jakaś ślicznotka wpadła mu w oko. - Niepoprawny George każdego sądził według siebie.
- Przystojniak z niego. - Jenni okiem znawczyni podziwiała prezentującego swoje wdzięki Andrieia. Doceniła też jego umiejętności aktorskie i doświadczenie w pracy z kamerą. Doskonale wiedział jak się ustawić, by wyglądać jak najlepiej.
- Raczej stary, cwany wyga. Próbuje namieszać w głowie prowadzącej. - Bred sam wielokrotnie wykorzystywał tego rodzaju sztuczki.
- Tafił swój na swego. Z Ofrą to nie przejdzie.
- Nigdy nie wiadomo. Takie młode, ponętne ciasteczko, każdej może rzucić się na mózg. - Jenni wpatrzona w ekran zaczęła żałować, że nie zainteresowała się bliżej Andrieiem.
- Co to za dziennikarstwo. Miało być o pracy, nowych piosenkach, a ona tu wyjeżdża z osobistymi pytaniami. - Oburzył się Adam.
- Nie bądź dzieckiem. Krótko siedzisz w tym biznesie. To najciekawsza część - z kim, gdzie i dlaczego. Kogo niby obchodzi jego dorobek artystyczny. Mogą sobie o tym poczytać w internecie. Romanse sławnych i bogatych zawsze są gorącym tematem, zwłaszcza jak ktoś wyrobił sobie opinię wybrednego księcia.
 Skupieni na wywiadzie nie słyszeli jak ktoś od kilku minut nerwowo dzwonił do bramy. Zlitowała się dopiero Celina. Przybysz wyminął ja w pędzie, nawet nie zerknąwszy, jakby była niewidzialna. Brutalnie potraktowane drzwi wejściowe uderzyły z impetem o ścianę. Zdyszany Demkowicz wbiegł do salonu. Jego oczy rozszerzyły z przerażenia na widok rozjarzonego ekranu telewizora.
-  Zacznij delikatnie obchodzić się z moim domem dzikusie! Nie wystarczy ci martwa kukułka? - Odwrócił głowę pisarz.
- Niee....! - Andriei rzucił się w jego kierunku, ale było już za późno. Zobaczył jak usta grafomana układają się w okrąglutkie O.
- ... Jasne włosy, zielononiebieskie oczy, smukła sylwetka, wydatna dolna warga... - Te słowa dodały mężczyźnie odwagi jaką mają straceńcy. Głupi wścibski babsztyl. Miał jeszcze szansę, zanim zupełnie się pogrąży. Niewielką, ale miał. Jeśli jej nie wykorzysta umrze ze wstydu.
- Czego się znowu drzesz?! - Odchylił się na krześle, co nic nie dało. - Co wyprawiasz? - Facetowi jak nic kompletnie odbiło. Zdeterminowany, gotowy na każde głupstwo by dopiąć swego, stanął przed nim zasłaniając telewizor, a rękami zatkał mu uszy.
- Nie możesz tego oglądać!
- Niby dlaczego? - Przesunął się w bok, wyciągnął szyję i usiłował zobaczyć to, czego tak bardzo mu zabraniał. Jak większość pisarzy Adam był bardzo ciekawskim osobnikiem, a zdesperowany Demkowicz wybrał najgorszą z możliwych metod, by odwrócić jego uwagę.
- Bo ja tak mówię! - Walnął najmocniejszym argumentem na jaki było go, w tej chwili kompletnego zwieszenia mózgu, stać.
- Zwariowałeś? Korona zaczęła cię uciskać Księciuniu?
- Jenni, skasuj to natychmiast! - Szare komórki Andrieia w końcu zaskoczyły.
- Co będę z tego mieć? - Aktorka nigdy nie traciła możliwości zrobienia dobrego interesu. Cała jej rodzina pracowała w handlu i odnosiła na tym polu spore sukcesy, a jak mówią niedaleko pada jabłko od jabłoni.
- Pamiętasz pokaz mody , który ostatnio oglądałaś? - Umiejętnie kusił dziewczynę, jednocześnie walcząc z pisarzem, który za wszelką cenę próbował go odepchnąć. Okazał się silniejszy niż na to wyglądał.
- Mhm...- Zamruczała kupiecka duszyczka dziewczyny, wahającej się między lojalnością w stosunku do gospodarza a przeźroczystym cudeńkiem.
- Zdobędę dla ciebie ten różowy komplet. - Głos mężczyzny uwiódłby nawet na wpół głuchą osiemdziesięciolatkę, a co dopiero biedną kobietę ze słabością do francuskiej bielizny.
- Przekupna małpo! Ani się waż!- wydyszał Zauber.
- Przepraszam Adam. Ale to haftowana w angielskie różyczki koronka, więc sam rozumiesz...
- Kobieto puchu marny...!
- I po sprawie. - Zadowolony Andriei rozluźnił uścisk po tym jak Jenni skasowała nagranie przy aplauzie ze strony obu aktorów, bijących jej głośno brawo.
- I wy przeciwko mnie? Ohydni spiskowcy! - Adam wstał z fotela, wbił twarde spojrzenie w Demkowicza, a potem przewrotnie się uśmiechnął pokazując sławne dołeczki. Zielononiebieskie oczy zalśniły. Krok po kroku, nie wzbudzając podejrzeń, dotarł do drzwi, chwycił za klamkę, błyskawicznym ruchem wskoczył do środka i przekręcił klucz.
- Do wiadomości  wszystkich gnid! - Warknął odpowiednio głośno by wszyscy zdrajcy go usłyszeli. - Może i nie wyglądam inteligentnie, ale potrafię się posługiwać internetem. Znajdę ten przeklęty wywiad, choćbym miał paść trupem, a potem zamorduję Andrieia w możliwie najpaskudniejszy sposób, jeśli powiedział to co myślę!
- No stary. - Bred poklepał załamanego piosenkarza po ramieniu. - Zacznij pisać testament.
                                                               ***
   Zarówno pisarz jak i piosenkarz, mieli naprawdę  kiepską noc. To jedno, wypowiedziane w chwili emocji zdanie, poruszyło potężną lawinę zdarzeń. Media społecznościowe pokazały swoją moc. W ciągu kilku godzin plotka, o zauroczeniu do tej pory nieosiągalnego, pociągającego piosenkarza tajemniczą osobą, rozeszła się lotem błyskawicy. Paparazzi wyciągnięci nad ranem z łóżka przez szalejące redakcje, wietrzące znakomity zarobek, ruszyli na łów. Nikogo nie obchodziło, że właśnie bawili się cudzym życiem i próbowali się jego kosztem dorobić.
   Adam, tknięty złym przeczuciem, zawzięcie szukał filmu z ostatnim wywiadem Ofry, ale okazało się to niełatwym zadaniem. Sprawa była zbyt świeża. W końcu wpadł na pomysł i zapisał się do największego na facebooku fanklubu Demkowicza. Tutaj bardzo szybko znalazł nieszczęsną zgubę. Po kilkukrotnym obejrzeniu feralnego fragmentu, pod wpływem nieoczekiwanego wyznania, nie wpadł bynajmniej w romantyczny nastrój. Był wściekły. Naprawdę wściekły. Nie spodziewał się, że ktoś zazwyczaj powściągliwy w mówieniu o swoim prywatnym życiu i doświadczony w show biznesie jak Demmkowicz, popełni taką idiotyczną gafę. Nie było jeszcze piątej rano, jak paparazzi wpadli na trop. Szybko powiązali fakty i wyciągnęli pasujące im do kontekstu wnioski. Guzik ich obchodziło, czy prawdziwe. Najważniejsze, że zyskali chwytliwy temat, który będzie można ciągnąć tygodniami, nieźle nabijając sobie przy okazji portfele. Pół godziny później do roboty zabrali się fani po obu stronach. Zaczęły się ziszczać najgorsze scenariusze jakie wcześniej podsunęła pisarzowi rozszalała wyobraźnia. Nieraz hejterzy naubliżali mu od kretynów, ale czegoś takiego jeszcze nie widział.
- Kurwa, czy ci ludzie nie sypiają? - Mamrotał pod nosem. Omal nie wylał na siebie chyba już entej filiżanki kawy, kiedy zobaczył mnożące się jak karaluchy wpisy na swoim profilu Facebooka i Istagrama.
,, O Boże, to niemożliwe! Pójdziesz prosto na dno piekła!"
,, Nie waż się więcej do niego zbliżać popaprańcu"
,, Stary dziadu, trzymaj chutliwe łapy z daleka od naszego Księcia"
,, Zboku, jak śmiałeś podnieś oczy na Anioła"
,, Zdradź jak to zrobiłeś, sam bym go przeleciał"
,, Wtrącimy cię do piekła, spłoniesz ty i twoje świńskie książki"
,, Każdy ma prawo do miłości, ale pan powinien się wstydzić. Uwieść takiego niewinnego chłopca. Powinien założyć rodzinę, mieć dzieci. Co pan może mu zaoferować?"
,, Znajdę cię i utnę przeterminowane jaja przy samej dupie"
,, Na pewno dosypałeś mu narkotyków. Z taką mordą nigdy nie miałbyś szans u Księcia"
,, Dopadniemy cię i wyruchamy kijem od szczotki stary pedale!"
Na początek poszedł najlżejszy kaliber obelg, potem było już tylko gorzej i gorzej. Nie mógł uwierzyć ile pomyj potrafią wylać ludzie, którzy nawet nie widzieli go na oczy. Jedna niesprawdzona plotka sprawiła, że jeszcze przed śniadaniem miał kilkadziesiąt tysięcy komentarzy. Znacząca większość była od rozwścieczonych fanów Andrieia. Nieliczne głosy rozsądku mówiące, że powinni być szczęśliwi szczęściem swojego idola, zostały zakrzyczane. W końcu rozdzwonił się telefon. Przerażony tym co się dzieje agent, wrzeszczał mu do ucha.
- Człowieku, na co czekasz, zablokuj możliwość komentowania! Usuń te świństwa! Zamknij dom na trzy spusty i nigdzie nie wyłaź. Postaram się to jakoś opanować. Pogadaj z tym kretynem Demkowiczem.

   Andriei zabrał się do sprawy bardziej profesjonalnie. Miał już pewne  doświadczenie w internetowych bojach. Doskonale wiedział, że nawalił. Takich osobistych rzeczy nie opowiada się publicznie, bez porozumienia z drugą stroną. Odkąd Adam zabarykadował się w gabinecie, usiłował pozbyć się nieszczęsnego wywiadu, zwłaszcza z tak popularnego i łatwo dostępnego na całym świecie, You Tube. Poruszył niebo i ziemię, a zwłaszcza swoich prawników oraz speców od internetu. Zablokowali co się dało, ale plotki szerzyły się niczym głowy hydry. Ucięli jeden łeb, wyrastały trzy nowe w innym miejscu. Fani Adama też mu nie przepuścili. Może i byli mniej brutalni, ale za to skuteczniejsi. Inteligentnie wbijali mu szpila po szpili. Na domiar złego sprytnie podburzyli zrzeszenia LGBT. Zalała go fala ostrej krytyki. Nie zawahano się wyciągnąć na światło dzienne wszystkich głupstw jakie w życiu popełnił z lubością je wyolbrzymiając do granic absurdu.
,, Zamiast narzucać się panu Zauberowi, panie chytrusie, proszę otworzyć ciasno zaciśniętą kieskę i wynająć sobie hotel. Nasze Słoneczko ma takie dobre serce. Nie wstyd panu żerować na innych?. Bogacze, zawsze są najskąpsi." - Nie widział sensu tłumaczyć zawziętym bałwanom, że to wytwórnia zadecydowała o jego zakwaterowaniu i tak jak wszyscy płacił za swój pobyt.
,, Co taki burak z zapadłej dziury robi w domu Adama? Podobno nie potrafisz nawet bezbłędnie napisać swojego nazwiska." - Jeden jedyny raz zdarzyło się Andrieiowi przekręcić swoje nazwisko, był wtedy w ciągu długiej i męczącej trasy koncertowej i prawie nie sypiał. Kto by go tam jednak słuchał.
,,Wygadywał pan głupstwa w telewizji, by ośmieszyć naszego najlepszego orędownika? Adam, wiele dla nas zrobił. Masz pan coś do osób LGBT? Jesteś śmieciem o wąskich horyzontach i wstrętnym homofobem. Twoi fani to najgorsze szumowiny na świecie. Jest nas legion. Pokażemy ci naszą siłę." - Nigdy w życiu nie ubliżył żadnemu gejowi, nic do nich nie miał. Często zdarzało mu się współpracować z osobami homoseksulanymi, było wśród nich sporo znanych artystów. Jakim cudem fani Adama wyciągnęli takie wnioski?
,, Oglądam już czwarty filmik z pana koncertu. Może czas nauczyć się śpiewać na żywo? Brać forsę to się bierze za bilety, ale nie chce się nawet otworzyć pyska?" - Najgorsze jednak, najboleśniejsze były tego typu uwagi. Andriei kochał muzykę, żył nią i oddychał. Pewnie, że kilka razy śpiewał z playbacku, ale miał wtedy grypę bądź inne paskudztwo. Dużo się przemieszczał, a na lotniskach można było złapać prawie wszystko, zwłaszcza jeśli ktoś miał osłabiony organizm. Nie chciał zawieść fanów, którzy musieliby wrócić do domu, nie posłuchawszy swojego idola. Niektórzy przyjeżdżali z bardzo daleka. Zawsze starał się na sto procent. Dawał z siebie wszystko, nawet kiedy słaniał się na nogach i miał gorączkę.
- Przestań panikować. - Agent starał się go pocieszyć - To banda durnych dzieciaków, obrażonych i zazdrosnych. Chcą ci dopiec. Zwyczajnie się mszczą. Szybko im przejdzie.
- Zajmij się tym, mam dość. Zwołaj na jutro konferencję prasową
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?
- Tak. Trzeba hienom rzucić jakąś padlinę inaczej się nie odczepią. Muszę zebrać myśli. - Andiriei poczuł, że dłużej tego nie wytrzyma. W brzuchu burczało mu z głodu. Chociaż nie zmrużył oka nawet na minutę nie był senny. Dlaczego przejmował się tak bardzo zwykłymi hejterami? Ostatnio stał się jakiś wrażliwszy, łatwy do zranienia. Powinien iść przeprosić Adama? Trochę się bał jak zareaguje, ale jako prawdziwy mężczyzna, musiał ponosić konsekwencje swoich czynów. Skoro zachował się jak zakochany, myślący dolną połową nastolatek, trzeba to było teraz jakoś odkręcić.
                                                                 ***
   Adam wpadł na podobny pomysł co Demkowicz. Potrzebował ciszy i spokoju, kilku samotnych chwil na zastanowienie. Kiedy miał problemy zawsze udawał się na długi spacer wzdłuż plaży. O tej porze roku nie było tutaj żywego ducha. Dzieciarnia musiała się uczyć, a rodzice pracować. Zapakował mały plecaczek i gwizdnął na psa, który przybiegł w podskokach, kudłaty cwaniak znał zwyczaje domowników. Przezornie przyniósł nawet smycz, by roztargniony często pan nie zapomniał go zabrać, co mu się czasami zdarzało. Adam schylił się by założyć szczęśliwemu labradorowi obrożę, kiedy podniósł głowę spotkał się w oko w oko ze swoim wrogiem numer jeden.
- Gdzie się wybierasz? - zapytał cicho. Wyglądało na to, że złość mu nie przeszła. Skoro fani pisarzyny byli tacy bezwzględni, bał się pomyśleć jakim chamstwem błysnęli jego właśni. Nieraz widział próbki ich elokwencji w internecie. Smutek w niebieskozielonych oczach sprawił mu ból.
- Idę się utopić - warknął Zauber. Szkoda, że jego pies jadał wyłącznie mięso z puszki. Chętnie rzuciłby mu na pożarcie tego bezmyślnego bałwana.
- Weź mnie ze sobą. - Prośba była poparta lśniącym, aksamitnym spojrzeniem czarnych oczu.
- Idź w cholerę! - Najwyraźniej chciał go nabrać na tani chwyt kota ze Shreka.
- Adam...Adaś...- Włożył w te dwa słowa całą swoją duszę. Był w tym naprawdę dobry, podobno najlepszy na świecie. Nie na darmo nazywano go Aniołem.
- No dobra, tylko zabierz koniak. Na trzeźwo mogę cię faktycznie utopić w pierwszym napotkanym bele. - Niemądry dzieciak miał podkowy pod oczami. Wyglądał na mocno przygnębionego. Pewno porządnie mu się oberwało.
Słońce zaczęło się już wznosić nad zadziwiająco spokojne wody oceanu. Fale delikatnie uderzały o brzeg, jakby bały sie zmącić panującą ciszę. Nawet mewy latały jakoś wyjątkowo wysoko, nie zwracając na idących obok siebie, milczących mężczyzn uwagi. Piasek chrzęścił pod ich bosymi stopami. Od czasu do czasu jeden drugiemu podawał butelkę, by mógł pociągnąć z niej mały łyk palącego przełyk napoju.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam...- rozległ się zdławiony szept.
- Cii... Nie musisz...Rozumiem jak to jest lepiej niż myślisz.
- Muszę...
- Andriei, ty chyba nie płaczesz?
- Nie patrz...- Podszedł szybko do mężczyzny, wziął go za ramiona i odwrócił tyłem do siebie. - Czy mogę się przytulić? Tylko na moment.
- Proszę...
Objął go mocno, tak mocno, że stali się na moment jedną istotą. Tak pachniał DOM. Prawdziwy DOM. Poczuł rozchodzące się po zziębniętym ciele ciepło. Łagodny, cichy głos dotarł na samo dno jego samotnej duszy. To było TO. TO czego zawsze pragnął, ale nie umiał nazwać. TO na co czekał całe życie. Właśnie miał w swoich ramionach cały świat i już nigdy go nie wypuści. Wszelkie wątpliwości nagle go opuściły.
- Powinieneś ubrać sweter, rozchorujesz się Piękny. - Przytulony do niego mężczyzna lekko drżał. Jego łzy go oszołomiły. Chłopak był niesamowicie słodki szkoda tylko, że taki młody. Jeszce chwila, a pisarz zupełnie zapomniałby o wszystkich wcześniejszych planach i deklaracjach. Miał się jednak na baczności. - Wracamy zanim się nawalimy i zamarzniemy. Wiatr się wzmaga. - Gwizdnął na psa i wyswobodził się czułych ramion, które tak czule go obejmowały odbierając wolną wolę i wprawiając w dygot serce.
- Dobrze. - Widział jak zmieszany pisarz unikał jago wzroku. Andriei podjął ważną decyzję. Już wiedział co powie na jutrzejszym wywiadzie i niech cholera porwie wszystkich mądrali, którzy próbowali kierować jego życiem. Być może Adam go potem zabije, ale to będzie piękna śmierć. Uśmiechnął się do siebie i pognał za psem, rozchlapując lodowatą wodę za co natychmiast oberwał w kark od otrząsającego się, wkurzonego mężczyzny.
- Nie będę ci parzyć ziółek jak dostaniesz kataru!

niedziela, 4 listopada 2018

Rozdział 10

   Andriei miał wieczorem wywiad od którego wiele zależało, w amerykańskiej telewizji, ze słynną dziennikarką Ofrą. Nie osiągnął jeszcze w USA takiej popularności jak w Europie i Azji, wspinanie się na szczyt wymagało czasu i odpowiedniej reklamy. Program był bardzo popularny i emitowany w najlepszym czasie antenowym.  Sam talent nie wystarczał, choć jego umiejętności zadziwiały trenerów wokalnych na całym świecie, a zauroczona publiczność tłumnie przybywała na koncerty. Nazywano go CUDEM, Darem Od Boga. Nie lubił tych określeń. Na wszystko co potrafił harował odkąd nauczył się mówić. Ludzie jednak woleli wierzyć w mity - pojawił się znikąd, poszedł na przesłuchanie do międzynarodowego konkursu wokalnego, wziął do ręki mikrofon i uwiódł sędziów swoim głosem. Bzdury. Mimo młodego wieku był profesjonalistą w każdym calu. Jeśli ktoś zaczynał jako pięciolatek, w wieku lat dwudziestu sześciu zostawał weteranem.
   Zoja, która doskonale znała słabostki brata, postanowiła, tym razem, wykorzystać obsesję na punkcie wyglądu. Kiedy dorastał przez jakiś czas miał paskudne pryszcze, a rówieśnicy, zazdrośni o sukcesy, strasznie z niego kpili. Już wtedy często występował na scenie i przewrażliwiony, jak każdy nastolatek, strasznie się wstydził swojej twarzy. Od dziecka był osobą medialną, każdy jego krok pilnie śledzono, fotografowano oraz komentowano. Niejednokrotnie widziała jak płakał w swoim pokoju i targał gazety. Wtedy zaczął niesamowicie o siebie dbać, nie tylko twarz, ale również ubranie i włosy musiały być idealne. Regularnie chodził na basen i ćwiczył sztuki walki, dzięki czemu sylwetka znacznie się poprawiła i z tyczkowatego chłopca przekształcił się w ładnie zbudowanego mężczyznę. Problemy ze skórą szybko zniknęły, ale kompleksy zostały na zawsze mimo, że kilkakrotnie gazety w swoich corocznych rankingach uznały go za jednego z najprzystojniejszych mężczyzn na świecie. Dziewczyna miała dużo wolnego czasu, bo teksty nie były jeszcze gotowe, dlatego często myszkowała po domu Adama. Nikt, no może poza Celiną, ale o tym nie miała pojęcia, nie zwracał na nią uwagi. Dzięki temu mogła niepostrzeżenie dokonać kilku zmian w łazienkach obu panów.
   Andriei od rana się szykował, pierwsze wrażenie można było zrobić tylko raz, a jemu bardzo zależało, aby było jak najlepsze. Wiedział jak kręci się show biznes. Nie wystarczały same umiejętności, należało jeszcze je dobrze opakować i sprzedać. Po dwóch godzinach uznał, że właściwie był gotowy. W studiu oczywiście zajmą się nim profesjonaliści, ale to nie znaczyło, że mógł się tam pokazać jak ostatnia sierota. Zostały mu jeszcze włosy, jak każdego dnia walczył z nimi przy pomocy prostownicy. Kiedy sięgnął po lakier, który utrzymałby je na miejscu do wieczora, okazało się, że zniknął. Kamień w wodę. Do jego apartamentu wchodził jedynie Adam oraz sprzątaczka, postanowił więc spytać go o zgubę. Już z daleka słyszał jak sprzecza się ze swoim redaktorką. Pokręcił głową. Znając skłonność do migania się od pracy pisarzyny, to musiała być niespotykanie cierpliwa kobieta. Tym razem chyba jednak wyszła z siebie.
- Ty synu ślimaka i leniwca, zacznij w końcu napieprzać w klawiaturę!
- Nie przesadzaj kobieto, mam jeszcze trzy dni.
- Czy zgniją ci paluchy jeśli oddasz tekst trochę wcześniej i będę mieć więcej czasu na poprawę?
- Co się żyłujesz? Taki artykulik poprawisz w dwie godziny.
- Zawsze się spóźniasz gnido! Nie będę cię znowu niańczyć i błagać drukarni o zwłokę! Myślisz, że ja nie mam prywatnego życia?!
- Chodzisz z kotami na randki? Tworzycie kudłaty trójkącik?
- Bardzo śmieszne! Będę tam jutro i biada ci, jeśli nie zobaczę gotowego tekstu!
Andiei nawet z odległości kilku kroków usłyszał jej wściekły wrzask. Grafoman sobie znowu nagrabił i miał przechlapane. Nigdy nie wiedział, kiedy się zamknąć. Gdy wszedł do jego gabinetu nie wyglądał jednak na zmartwionego. Spokojnie siedział przy biurku i przeglądał strony z najnowszymi gejowskimi serialami, zamiast zająć się pracą.
- Kup jej coś ładnego i przeproś. Będziesz miał o wiele łatwiejsze życie jeśli przyswoisz kilka zasad dobrego wychowania.
- Dziękuję mamo. - Pokazał czubek języka. Kto niby prosił tego szywniaka by się wtrącał w jego sprawy? Nikt nie lubił nieproszonych gości, a ten jeszcze się wymądrzał.
- Ee.. - Andriei miał powiedzieć coś super elokwentnego, co posłałoby pisarzynę na kolana, ale niespodziewanie się zapowietrzył. Cała jego uwaga spoczęła na kształtnych ustach, teraz zwilżonych i zapraszająco rozchylonych. Nie miał pojęcia, dlaczego tak gwałtownie reagował na najdrobniejszy gest. Nie wiedział dlaczego właściwie się wtrącał. Znał wielu atrakcyjniejszych, milszych, bardziej przystępnych, seksowniejszych. Seksowniejszych?? Dlaczego u licha myślał w ten sposób o mężczyźnie? Poczerwieniał. Co się z nim działo? Jeśli porównałby tego faceta z Katią, przegrywał na starcie. Czy aby na pewno przegrywał?
-
Źle się czujesz? - Adam zaniepokoił się dziwną miną i długim milczeniem piosenkarza. Może jednak powinien zabrać go do lekarza? Chyba miał gorączkę.
-
Wszystko w porządku. Szukam lakieru do włosów.
- Nie brałem, ale Huana rano sprzątała. Mogła pomieszać kosmetyki.
Obaj panowie udali się do łazienki. Mimo skrupulatnych poszukiwań, niestety nie znaleźli zguby. Za to w szafce, o dziwo na samym przedzie, stał rzadko używany lakier Adama.
- Mogę? Co to za marka?
- Nie wiem, kupiłem na Hallowen. Jeni usiłowała zrobić ze mnie rockmana, ale słabo wyszło. Wyglądałem jak zombi w którego strzelił piorun.
- Nawet ładnie pachnie. - Andriei nie lubił używać nieznanych mu produktów. Niestety była naprawdę paskudna pagoda, a w wiadomościach zapowiadali jeszcze gorszą na popołudnie. Wiał silny wiatr, deszcz od dobrej godziny bębnił po szybach. Wilgoć była jego wrogiem. Jeśli wyszedłby w takim stanie na zewnątrz na głowie miałby po kwadransie, skłębioną masę, składającą się ze znienawidzonych sprężynek. Jako dziesięciolatek śpiewał w chórze, ze względu na wysoki głos przydzielono go do żeńskiej sekcji. Ubrany w długą tunikę, jak wszystkie dziewczęta, stał w ostatnim rzędzie. Chłopcy z klasy drwili z niego niemiłosiernie skandując, za każdym razem jak go spotkali z dala od czujnego wzroku profesorki, której był pupilem - ,, na głowie loczki, ładna sukienka, fajna z ciebie panienka". Teraz starłby im te uśmieszki przy pomocy pięści. Zresztą kto odważyłby się zadrzeć z Aniołem, któremu sam prezydent wielokrotnie ściskał dłonie? Dawni wrogowie kłaniali mu się z daleka z przylepionymi do twarzy, nieszczerymi uśmiechami. Wtedy, całe wieki temu, był chudym, nadwrażliwym dzieckiem, które każdą krytyczną uwagę, w zaciszu swojego pokoju, oblewało łzami. Na pozór dumny i nieprzystępny, izolowany przez rodziców od zwyczajnych dzieci, stawał się zupełnie bezbronny, wobec ich zaczepek. Teraz doskonale rozumiał, że sam ich swoją postawą prowokował, wtedy jednak nie miał o tym pojęcia i nikogo, kto by mu wytłumaczył ich zachowanie. A im milsze były dla niego koleżanki z chóru, zafascynowane jego pięknym głosem, manierami i wielkimi, czarnymi oczami, tym wredniejsi robili się koledzy. Musiał poradzić sobie sam, bo jak stwierdziła matka, kiedy raz próbował szukać u niej pomocy, był mężczyzną, Demkowiczem, a jako taki nie miał prawa skamleć. Od tego czasu upłynęło wiele lat. Jednak, mimo ogromu sukcesów, całkowitej metamorfozy i statusu międzynarodowej gwiazdy, ten mały, wystraszony, samotny chłopiec, ukryty gdzieś głęboko w środku, żył w nim do dzisiaj.
- Siadaj, zrobię cię na bóstwo. - Adam natychmiast wyczuł zmianę nastroju. Twarz Demkowicza była niczym obraz utalentowanego artysty, każda najmniejsza emocja zostawiała na niej ślad. - Martwisz się wywiadem? Nie ma czym. Ofra jest całkiem miła. Dla ciebie to powinna być bułka z masłem. - Stanął za oparciem krzesła i z przyjemnością przeczesał palcami czarne kosmyki.
- Uważaj co robisz.
- Nie ufasz w moim zdolnością fryzjerskim?
- Jakoś nie bardzo. - Popatrzył wymownie na długie włosy pisarza, upięte w luźny kok tak, aby nie przeszkadzały w pracy, tym razem podtrzymywane ołówkiem z różowym pomponikiem. Czy on wiedział co to moda?
- Człowieku małej wiary- zachichotał. Z przyjemnością zobaczył jak rysy twarzy mężczyzny zaczynają się rozluźniać, a czarne oczy odzyskują blask. Jak wiele musiał przejść chłopak z maleńkiego, nikomu nieznanego kraju, żeby wspiąć się na artystyczny Olimp? Często za jego gwiazdorskimi manierami, denerwującą pewnością siebie, dostrzegał zmęczenie, strach i samotność. Doskonale pamiętał jak się czuł, kiedy po raz pierwszy sam przybył do L.A. i nie znał tam nikogo.
- Pośpiesz się. Kobieta uległa powinna sprawnie spełniać wszystkie zachcianki. - Andriei czuł, że spaceruje po cienkiej linie, ale nie potrafił się powstrzymać.
-  Nie masz zamiaru tego zapomnieć, co? Tak mi się tylko wymsknęło.
- Często coś ci się wymyka. - Popatrzył na spraną, przyciasną koszulkę Adama, która podjechała do góry, kiedy podniósł ręce, ukazując całkiem smakowity brzuch.
- Gdzie się gapisz? Czy ty się właśnie oblizałeś?
- No coś ty! Po co niby miałbym ci się przyglądać? - Zaprotestował gwałtownie. Zbyt gwałtownie.
- Ty mi powiedz. - Wziął do ręki spray i mocno nacisnął. Natychmiast zaliczył całkowity opad szczęki, kiedy zobaczył efekty swojej pracy. Zamiast bezbarwnego lakieru, pokrył włosy piosenkarza dającą po oczach, lśniącą mgiełką, na którą składały się barwne, połyskujące brylanciki i coś jakby gwiezdny pył. - O matko z córką!
- Zaraz zobaczysz nie tylko matkę z córką, ale wszystkich swoich przodków! - Oczy mężczyzny stały się niemal okrągłe.
- Ale... No..- Adam wziął kilka głębokich, teoretycznie uspokajających oddechów. Może powinni iść do jakiejś świątyni odczynić uroki?
- Przestań się jąkać, pomóż mi to zmyć idioto!
- Nie denerwuj się, zdążysz. Nawet nie wiedziałem, że mam coś takiego w łazience. Pewnie Jenny się gdzieś stroiła i zapomniała.
- Potem cię zabiję. Usuń to natychmiast!
- Przysuń się z krzesłem do umywalki. Przechyl mocniej głowę do tyłu.
- Nie waż się zostawić ani jednego, zaplutego brylancika.
- Dobra, dobra... Bądź grzeczny, a ja się rozprawię z tym świństwem...- Wtarł we włosy pierwszą warstwę szamponu. Wyczuł, jak bardzo spięty i zdenerwowany jest Andriei. Prawdę mówiąc przystrojony jak bożonarodzeniowa choinka też był całkiem słodki. Nawet jeśli poszedłby tak do studia, co najwyżej uznaliby to za modową fanaberię genialnego muzyka. Pewnie nawet znalazłby naśladowców.
- Dokładnie! - Na nieszczęście Adama, miał na wprost duże, dobrze oświetlone lustro. - W lewo. Tam na dole. Zostawiłeś nad uchem..- Marudził i komenderował, aż został pacnięty w nos.
- Kiedyś stres cię zabije, piękny. - Przypomniał sobie sesje z psychologiem na które przez wiele lat po wypadku uczęszczał, bo nocne koszmary niemal zupełnie pozbawiły go snu. Postanowił wykorzystać kilka trików. Otworzył szeroko okno znajdujące sie nad wanną. Jego palce zaczęły miękko przesuwać się po mokrych kosmykach. - Słyszysz ocean? Uwielbiam go. Zawsze marzyłem, by stać się kormoranem, szybować nad bezkresnymi wodami wolny i beztroski, całkowicie poddać się wiatrom. Wiesz, że potrafią latać całymi godzinami bez odpoczynku?
- Mhm... - Dłonie mężczyzny, a może to jego głos lub subtelny zapach skóry, były hipnotyzujące.  Napięte wcześniej ciało zwiotczało. Stawało się coraz cieplejsze, uległe, płynne niczym wosk. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął cicho nucić.
- Patrzyłbym z góry na ziemię, a ludzkie sprawy przestałyby mnie obchodzić. Wieczorem kołysałyby mnie fale, wstawałbym ze słońcem.
- Yhy...- Czuł jego usta tak blisko. Słodki oddech owiewał mokre czoło. Serce przyspieszyło. Gorąco zaczęło przesuwać się coraz niżej i niżej. Opuszki palców wyczarowywały strumienie gorącej lawy. Biegnąc w dół zbierała się z początku małe, nieśmiałe potoki, które szybko przeistoczyły się w rwące, wzburzone rzeki, które wprawiły w drżenie całe, oszołomione ciało.
- Jeszce raz i powinno być dobrze. - Adam zadowolony, że mężczyzna umilkł i przestał na niego naskakiwać, podwoił swoje wysiłki. Gdyby nie był tak zmartwiony i przejęty swoim zadaniem, pewnie już dawno zauważyłby, co się dzieje z jego ofiarą. - Próbowałeś kiedyś pływać nago? Musisz spróbować, to strasznie przyjemne. Mieszkamy na odludziu, więc masz okazję. Powinieneś nauczyć się odpoczywać. - Wyczuł kilka, mocno przyklejonych diamencików, których wcześniej nie zauważył. Nacisnął nieco mocniej wrażliwe punkty za uszami.
- Och... - To było jak wszechogarniające tornado. Niemożliwe. Niemożliwe. On nie był TAKI! Z trudnością złapał oddech. Niespodziewanie usiadł prosto, umykając spod wpływu magicznych palców. - Musisz przestać! Natychmiast!
- Ale co się sta...- Spojrzał w dół, na ociekającego wodą mężczyznę, bo prysznic wymknął mu się z rąk. Zobaczył jak zażenowany do granic możliwości zaciska uda, nieudolnie próbując zapanować nad niesfornym ciałem.
- Zni... Zniknij! - W umyśle Andrieia panował kompletny zamęt. Myśli pojawiały się i umykały z prędkością światła zanim umysł zdążył je zanotować. Jak to się stało?
- Chyba się nie doceniłem. - Posłał zszokowanemu mężczyźnie, zasłaniającemu jedną ręką twarz, a druga coś zupełnie innego, szelmowski uśmiech. - Myślę, że z resztą, sam sobie dasz radę. - Rzucił mu duży, kąpielowy ręcznik i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Przyłożył czoło do chłodnej ściany korytarza. Daleko mu było do spokoju jaki zaprezentował przed Demkowiczem. Tak naprawdę miał wielką ochotę zostać i pomóc mu w problemie. Nie sądził jednak, by zostało to dobrze przyjęte. Sam był zaskoczony jak nigdy w życiu. Czyżby piękny zamiast księżniczki potrzebował jednak księcia?
- To się nie dzieje naprawdę! - Usłyszał jeszcze przez drzwi. - Może w tym lakierze oprócz ohydnych cekinów było coś jeszcze?
- Taa.. Jasne... - Mruknął do siebie i ruszył do sypialni, gdzie na łóżku rezydował Pan Pies. Przegonił drania, który z obrażonym pyskiem zwinął się na dywanie. Nikt nie oszuka człowieka tak skutecznie jak on sam. Adamowi wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Niektóre, dziwne zachowania mężczyzny, stały się jasne. Obawiał się jednak, że piosenkarzowi dojście do właściwych wniosków zabierze jeszcze trochę czasu. Taki męski mężczyzna, jak sam siebie określał, nie tak łatwo pogodzi się z rolą, jaką narzuciła mu sama natura. Mógł próbować ukrywać swoje uczucia, ale z takim piekielnym temperamentem nie sądził, by się to długo udawało.
***
   Andriei całą drogę do L.A zachodził w głowę, co się właściwie wydarzyło. Wywiad z Ofrą, dryfował gdzieś, na obrzeżach świadomości. Kogo obchodziły jakieś durne pytania i mizdrzenie się do kamery? Chyba po raz pierwszy w życiu odsunął swoją karierę na dalszy plan. Nawet nie wiedział, kiedy znalazł się w studiu. Personel chodził wokół niego na palcach, plotki o perfekcjonizmie już dawno tutaj dotarły. Zwłaszcza młodej wizażystce, trzęsły się ręce, kiedy robiła mu delikatny makijaż. Siedział cichy, zamyślony, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie.
   Jakim cudem stał się gejem? Jako dziewiętnastolatek miał dziewczynę i przeżył swoją inicjację. Co prawda uniesieniom daleko było do tych opisywanych w książkach, ale przecież nie wszyscy mają takie same potrzeby w tym względzie. Wiele osób ciekawiło, dlaczego mając tyle chętnych fanek nie korzystał z życia. Jak sobie radził poza sceną z temperamentem? Dlaczego mężczyzna tak namiętny na scenie, poza nią był chłodny niczym lód? Uznawał podobne pytania za niesamowicie wścibskie i bezczelne. Nigdy się nad nimi nie zastanawiał bo i po co. Zresztą nie miał na to czasu. Najczęściej po dotarciu do łóżka zasypiał niemal natychmiast. Za czym tak gnał? Dlaczego praca pochłaniała go do tego stopnia, że właściwie nie miał prywatnego życia? Czego tak się obawiał, że nie chciał się zatrzymać? Miał uwierzyć, że ocknął się mając dwadzieścia sześć lat? Bzdura! Przecież zaręczył się z Katią - najpiękniejszą dziewczyną na roku, mądrą, wykształconą i całkowicie mu oddaną, którą uwielbiali rodzice. Z tymi sprawami raczej kiepsko im szło. Nigdy nie dotarli do ostatniej bazy. Poza tym niby kiedy? Wymówki, wymówki. Sama prawda! Ona ciągle gdzieś koncertowała ze swoją orkiestrą. On nadal się uczył, tworzył, występował. Tak rzadko się spotykali. W jego głowie panowal kompletny zamęt.

   Wywiad z Ofrą przebiegł w niespodziewanie miłej atmosferze. Adam miał rację, kobieta była bardzo kompetentną dziennikarką. Prowadziła lekką, dowcipną rozmowę, wypytując go o życie zawodowe, plany. Przyzwyczajony do tego typu konwersacji, czuł się całkowicie zrelaksowany. Może dlatego, że jego myśli ciągle wracały do sytuacji w łazience. W telewizji zauważono roztargnienie Demkowicza, ale złożono je na karb artystycznej duszy. W końcu przyszedł czas na odpowiedzi, na które czekały z zapartym tchem wszystkie kobiety w studiu i poza nim. Ofra założyła nogę na nogę. Chłopak od początku bujał w obłokach był jednak na tyle uroczy, że program na pewno na tym nie ucierpiał.
- Pozwolisz, że zadam kilka pytań osobistych? Nasi telewidzowie wprost płoną z ciekawości.
- Proszę...- Andriei nie lubił rozmawiać publicznie o bzdurach, ale zdawał sobie sprawę, że to kręciło jego fanów. Kilka informacji o preferencjach nie powinno go zabić.
- Jaki jest twój ideał? - Najwyraźniej nawet sama prowadząca była zainteresowana.
- Nie rozumiem. - Poprawił sie na fotelu, tak by jego sylwetka prezentowała się pod najlepszym kątem. Zauważył, jak kamerzysta westchnął z zazdrością. Jeśli ktoś był wystarczająco piękny, nie musiał być zbyt mądry. Prawda?
- Jakie osoby ci się podobają? Podaj kilka cech. - Dziennikarka twardo nie dała się zwieść na manowce, twardo stąpała po raz obranej ścieżce.
- Jasne włosy, zielononiebieskie oczy, smukła sylwetka, wydatna dolna warga.- Te określenia jakoś tak same wyskoczyły mu z ust. Był jednak głupszy niż zakładał.
- Bardzo konkretnie. Chyba coś jest na rzeczy. - Niczym pies myśliwski chwyciła trop. - Masz dziewczynę?
- Tak. Ma na imię Katia i jest moją rodaczką. Studiowaliśmy razem. Otrzymała tradycyjne wychowanie, skończyła szkołę muzyczną.
- Wiesz. - W tym momencie na bocznym ekranie pojawiło się zdjęcie pięknej brunetki o bujnych kształtach. - Kompletnie niepodobna.
- Niepodobna? - W pierwszym momencie zupełnie nie dotarło do niego, o czym mówiła.
- Do twojego ideału. - Kobieta okazała się podstępna jak lisica.
- Marzenia marzeniami, a życie życiem. - Elegancko wybrnął z sytuacji. Co mu strzeliło do głowy, że opisał... No kogo właściwie opisał? Nie miał żadnych wątpliwości. Tego cholernego grafomana!