niedziela, 23 września 2018

Rozdział 7


   
Adam miał ochotę poleniuchować na tarasie niestety, niebacznie wyrażając zgodę na zamianę swojego domu w hotel dla artystów, jeszcze się policzy z wytwórnią za ten pomysł, sam sobie napytał biedy. Polskie poczucie gościnności nie pozwalało mu machnąć ręką na kłopoty lokatorów i zająć swoimi sprawami.  Najpierw musiał doprowadzić do porządku rozhisteryzowaną tłumaczkę, ponieważ jej brat beztrosko zniknął gdzieś przed kolacją i do tej pory się nie pojawił. Czyżby miał coś wspólnego ze stanem siostry? Jeśli tak, na pewno mu tego nie zapomni. Narobił kłopotów, a potem tchórzliwie uciekł pozostawiając go samego na placu boju. Już w holu na widok dziewczyny poczuł, że nie powinien dzisiaj wychodzić z pokoju.
- Przespałem kilka miesięcy i mamy Halloween? - Ubrana w czarną burkę Zoja, z dziurami na oczy, trochę na nią za dużą, wlokącą się po podłodze, przypominała ducha.
- W L.A jest dużo muzułmanek.- Nie miała zamiaru się przebrać, w ten sposób pisarz nie widział tych okropnych, przypominających krowie łaty,  plam na jej ciele. Przy odrobinie dobrej woli mogła uchodzić za tajemniczą damę w tarapatach.
- Jedziemy do lekarza. - Niestety, oprócz Celiny, Adam był jedyną osobą w domu dysponującą wolnym czasem. Nie żeby cierpiał na brak intratnych propozycji, zwłaszcza teraz kiedy stał się sławny. Pieniądze nigdy nie były dla niego ważne, wolał odrobinę poobijać się po domu, niż zaharowywać na śmierć dla mamony. I tak miał jej o wiele więcej niż potrzebował. Aktorzy jak zwykle gdzieś się błąkali, a Demkowicz sprytnie unikał odpowiedzialności. - Lepiej weź ten olejek do opalania, którym się wysmarowałaś.
- Znalazłam też to.- Dziewczyna podała mu buteleczkę po przeterminowanym samoopalaczu. - To na pewno sprawka przeklętego Naj Naj. Zmasakruję mu tą śliczną buźkę!
- Żadnej przemocy, bardzo cię proszę. - Jeszcze tylko brakowało, by między rodzeństwem doszło do bijatyki. Zaczął poważnie rozważać możliwość wyrzucenia wszystkich kłopotliwych gości na bruk, a raczej plażę. Niech sobie rozbiją namioty czy coś. Brat z siostrą nie powinni mieć z tym problemów, w końcu pochodzili z koczowniczego ludu.
   Kiedy dotarli do poczekalni w najbliższym gabinecie dermatologicznym, siedzący tam ludzie obrzucili ich niechętnymi spojrzeniami. Fanatyczni muzułmanie mieli w USA okropną opinię, zwłaszcza po wydarzeniach jedenastego września. Zoja, zawstydzona swoim wyglądem, szła za Zauberem ze spuszczoną głową, trzymając się paska od spodni, zupełnie jak prowadzona na targ niewolnica, co jeszcze pogorszyło ich wizerunek. Nie trzeba było długo czekać na odzew.
- Biedne dziecko.
- Powinni takich gwałcicieli nieletnich zamykać w więzieniach.
- Pewnie sie nad nią znęca.
- Widziałaś jaka zastraszona, ani razu się nie odezwała.
- Leje ją jak nic!
 Podobne uwagi towarzyszyły im dobry kwadrans. Nie bez powodu mawiają, że w kupie siła. Ludzie coraz głośniej dawali Adamowi odczuć swoją pogardę i niezadowolenie. Jak zwykle w takich wypadkach wyżywali się na niewinnej osobie, nie mającej nic wspólnego z tragicznymi wydarzeniami, bo prawdziwych sprawców nie odważyliby się zaczepić. Gdyby spotkali się na ulicy, żadne z nich nie nawet nie spojrzałoby na niego, w obawie przed konsekwencjami. Nieznośna dziewczyna, która swoim demonstracyjnym zachowaniem w stosunku do brata sama na siebie ściągnęła problemy, teraz nie pisnęła nawet słówka w jego obronie. Przeciwnie, jeszcze bardziej się kuliła, robiąc za ofiarę. Kiedy otworzyły się drzwi gabinetu, Adam w końcu odetchnął, nie byłby jednak sobą, gdyby się nie odezwał. Odwrócił głowę i powiódł oczami po koczującym w poczekalni tłumie.
- I to wszystko dostrzegliście przez grubą kieckę? Gratuluję wzroku i spostrzegawczości! Banda psychologów amatorów!
Na szczęście lekarz, widząc co się dzieje szybko wciągnął ich do środka i zamknął drzwi. Znał wojowniczą naturę Adama oraz jego zdolności do rozpętywania piekła, a on dopiero co kupił nowe krzesła i lampy.
-  Czegoś stała jak zaklęta w kamień? - Zezłościł się na dziewczynę pisarz.
- To było takie zabawne. Poczułam się jak wzięta w jasyr branka. - Nie miała absolutnie żadnych wyrzutów sumienia.
- Widzę, że Demkowiczowie mają jakiś nieznany mi rodzaj poczucia humoru. - Mała jędza nawet się nie zarumieniła, nie mówiąc już o jakimś tam zwyczajnym  przepraszam. Wysunęła z rękawa dłoń i pokazała lekarzowi zdumionemu rozmiarami alergii. - W sumie masz rację, nie powinnaś się odzywać. W moim kraju krowy i dzieci głosu nie mają.
- Jest pan okropny! - Ależ ten facet bywał gruboskórny.
- Do usług. - Skłonił się pisarz, obmyślając w duchu zemstę na pomysłowym obrońcy dziewiczej cnoty, dzięki któremu robił za terrorystę. Oby tylko nikt go nie rozpoznał, bo plotki wędrowały tutaj z szybkością huraganu. Opinia stukniętego artysty zmuszającego swoja tłumaczkę do chodzenia w burce i znęcającego się nad biedactwem do niczego nie była mu potrzebna. Dyskretnie zerknął na ekran telefonu, kiedy dermatolog za parawanem badał Zoję. Najpierw odczytał wiadomość od aktorów i to oni wysunęli się w tej chwili na czoło listu osób do natychmiastowego zamordowania w straszny sposób. W jego kolejnej powieści będzie dużo trupów. Może powinien napisać coś o wampirach?
- Zabieramy Demkowicza na miasto. Ktoś musi zrobić z niego mężczyznę. Zrozumiesz po obejrzeniu filmu. - Do sms'a dołączony był link. Włożył do ucha słuchawkę i odpalił YouTube. Szybko tego pożałował, bo temperatura w gabinecie natychmiast podskoczyła o kilka stopni. Kiedy Andriei zbliżał się do zahipnotyzowanej jego spojrzeniem aktorki, zaczął się wachlować ręką, co w połączeniu z cholernym, kojącym, syrenim głosem, podniosło mu znacząco ciśnienie. Wszędzie.
- Chyba zepsuła się klimatyzacja. - Odezwał się słabo do pielęgniarki wpisującej dane pacjentki do rubryczek na komputerze.
- Akurat, widziałam na co pan patrzył. - Posłała pisarzowi szelmowski uśmiech. - To dzisiejszy hit internetu. Po obejrzeniu musiałam sobie wsypać do herbaty parę kostek lodu. Niezły z niego towar co nie? Chętnie nauczyłabym chłopaka kilku sztuczek, skoro z tym całowaniem tak mu nie wychodzi.
-  Boże...!
- Faktycznie, prawie jak bóg. - Przytaknęła mu kobieta.
- Zoja pospiesz się, musimy ratować Andrieia! - Krzyknął w kierunku parawanu. Oblał się zimnym potem na myśl, co właśnie mogą z nim wyprawiać Bred z Georgiem. Mimo wszystko czuł się za piosenkarza odpowiedzialny. Wychowany i rozpieszczony  przez matkę w jakiejś zapyziałej mieścinie na Ukrainie nie miał pojęcia o czyhających na niego zagrożeniach. Chcieli go zabrać do jaskiń wszelkiego zła, a tak niewinny chłopak, szybko wpadnie po uszy w tarapaty. - Może jeszcze nie wyruszyli! - Zawsze warto było mieć nadzieję.
***
   Zanim jednak dotarli do domu, po drodze musieli zrobić zakupy dla Celiny. Przed wyjściem dała im długą na kilometr listę i zagroziła strajkiem, jeśli pominą na niej choć jeden punkt. Na domiar złego w centrum handlowym dopadły go fanki i musiał rozdać dziesiątki autografów zanim się uspokoiły, a ich rozdzierające uszy piski, zamilkły. W takich chwilach często żałował, że stał się rozpoznawalny. Wolałby odpisywać na maile czytelników w zaciszu swojego gabinetu. Jak każdy lubił, kiedy ktoś doceniał jego pracę i wysiłek, ale to co się ostatnio działo w L.A zakrawało na prześladowanie. Jeszcze dwa lata temu nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że jako pisarz nie będzie mógł wyjść spokojnie z domu. Głupi film, bijący w kinach rekordy popularności, plus kilka pochopnie udzielonych w telewizji wywiadów, dały mu niespodziewanie status gwiazdy. Nie sądził, by sobie czymś zasłużył na takie zainteresowanie. W swoim mniemaniu, w przeciwieństwie do Demkowicza, był raczej przeciętnym , nie rzucającym się w oczy facetem. Kiedy piosenkarz nawet największym tłumie świeciłby niczym najmocniejszy reflektor, on z powodzeniem by w nim zniknął. Zauber nie doceniał siebie, ani wrodzonego wdzięku jakim obdarowała go szczodrze natura, ani ciętego języka za który kochali go czytelnicy z całego świata. Nie miał ochoty zatrudniać ochroniarzy, by śledzili każdy jego krok, ale jeśli tak dalej pójdzie, będzie musiał rozważyć taką opcję. Współczuł piosenkarzowi, którego popularność rosła w zastraszającym tempie, że nigdzie się bez nich nie mógł ruszyć. W domu zastali jedynie gosposię.
- Może go poszukamy?- Zoja chętnie wyszłaby na miasto, którego jeszcze nie miała okazji zwiedzić. Poza tym podziwianie go w towarzystwie Adama wydało jej sie nad wyraz romantyczne. Mogliby zjeść w jakieś uroczej restauracyjce kolację, pospacerować po parku trzymając się za ręce. Może nawet dostałaby małego całusa. Dalej jej wyobraźnia na razie nie sięgała.
- Niby gdzie? Masz pojęcie ile klubów jest w L.A? - Zrezygnowany klapnął na fotel. Jakoś wszystko tego dnia szło nie tak jak trzeba. - Lepiej zaczekajmy tutaj.
- Na pewno masz jakiś znajomych, którzy mogliby pomóc. - Mężczyźni w pewnym wieku byli jednak nudziarzami.
- Takich nie. W przeciwieństwie do tych dwóch aktorskich miernot nie znoszę włóczyć się po seplunach. - Tylko tego brakowało by widziano go z taką smarkulą w nocnym klubie. Już widział te nagłówki - ,, Znany pisarz i jego małoletnia kochanka", ,,Starszy pan i uczennica" , ,, Dziewczyna, która mogłaby być jego córką". Paparazzi mieli siódmy zmysł i pojawiali się w takich wypadkach jak zaczarowani. Musiałby potem zawieźć Demkowicza do kardiologa, bo z pewnością dostałby zawału. Pisarz choć chętnie słuchał plotek i szczerze się nimi bawił, sam niechętnie bywał ich ofiarą. Wziął do ręki gazetę, by natrętna dziewucha zrozumiała, że to definitywny koniec wycieczek w tym dniu. Adam zanurzył się w ulubionym fotelu. Przejrzał szybko media społecznościowe. Brak jakiejkolwiek informacji o zbiegłych imprezowiczach uznał za dobrą wiadomość. Humor mu się nieco poprawił tym bardziej, że na stoliku zapobiegliwa Celina postawiła talerzyk ze śliwkowym ciastem, grubo okraszonym kruszonką. Uwielbiał takie błogie, ciche popołudnia. U jego stóp leżał pies, Zoja smarowała w sypialni swoje łaty, a gospodyni zajęta w kuchni, nie zawracała mu głowy. Na chwilę się zdrzemnął. Nawet nie zauważył kiedy nastał wieczór.
- Adam... Adam Skarbie. - Owionął go zapach dobrych cygar. Skąd on znał ten głos? Dlaczego durny pies nie szczekał? Niechętnie otworzył oczy.
- Co ty tutaj robisz Richard? - Na widok pochylającego się nad nim mężczyzny żołądek skurczył mu się do rozmiarów orzeszka. Zacisnął ręce na oparciu fotela, by zapanować nad gniewem i wpełzającymi mu na usta przekleństwami. Takie zachowanie jedynie podniecało tego zdradliwego skurczybyka, o którym usilnie próbował zapomnieć i nawet mu się to ostatnio udawało. Nieraz po ostrej sprzeczce lądowali w łóżku, a do tego nie miał zamiaru dopuścić. Zranił go wystarczająco wiele razy, aby nabrał dystansu i rozsądku.
- Przyniosłem ci bilety na zawody. - Oskoczył gwałtownie bo pisarz zwinnie wstał i niespodziewanie kopnął go w kolano. Przed porządnym siniakiem nie uchronił go nawet refleks zawodowego zapaśnika. Nie widzieli się od trzech, długich miesięcy kiedy to po powrocie do mieszkania zastał drzwi zamknięte na klucz, a swoje walizki na wycieraczce. Dobre dusze z sąsiedztwa doniosły na niego, oczywiście kierowane wyłącznie chrześcijańską troską. Uniósł się wtedy dumą, pojechał do hotelu, czego gorzko pożałował. Szybko zorientował się, że skok w bok był wielkim błędem. I tęsknił, tęsknił każdego dnia. Żaden z nowych partnerów nie umywał się do Adama. Postanowił zrobić wszystko by kochanek mu wybaczył. Miał nadzieję, że kiedy emocje nieco opadną będzie skłonny do rozmowy. Adam zawsze najpierw się awanturował, a potem mu wybaczał drobne grzeszki. Jego milczenie i spokój na wieść o jego zdradzie bardzo go zaskoczyły. Nie potrafił zrozumieć, że tym razem przebrał miarę, a nawet najbardziej wyrozumiały człowiek miał jakiś limit.
- Spierdalaj! Jak śmiesz tutaj przychodzić?! - Zamachnął się jeszcze raz, ale tym razem niestety nie trafił. Jaki trzeba było mieć tupet, żeby pojawiać się jak gdyby nigdy nic? Z groźną miną wziął do ręki dzbanek z kompotem.
- Skarbie miej litość. Jutro sędziuję. - Zielononiebieskie oczy, roziskrzone gniewem zawsze odbierały mu rozsądek. Natychmiast zapragnął ten ogień przekuć w coś zupełnie innego. Ten delikatny, zazwyczaj łagodny mężczyzna posiadał w sobie pasję, o której wiedziało niewiele osób.
- Zdychaj gnido! - Nie udało mu się zachować spokoju. Rzucił w zbliżającego się mężczyznę przygotowanym pociskiem, przepadł przez dywan i omal nie wylądował na podłodze. Na szczęście w ostatniej chwili złapał się komody.
- Nadal ci nie przeszło? Zrobisz sobie krzywdę. - Lubił takie zapasy, zimny napój bynajmniej nie ostudził jego zapału. Otarł twarz rękawem.
- Od kiedy cię obchodzi moja krzywda? - Miał do czynienia z idiotą, w dodatku kompletnie pozbawionym poczucia przyzwoitości. Wykorzystał go w najnikczemniejszy sposób, a teraz chciał się pogodzić? Zaczął się cofać, niestety źle wymierzył i został zapędzony do kąta między szafą a ścianą. Prędzej zje swoje kapcie niż pozwoli się pocałować temu durniowi.
- Dajmy sobie buzi na zgodę...- Doskonale znał Adama, a przynajmniej tak mu się wydawało. Pisarz był bardzo namiętny, gdyby udało mu się wziąć go w ramiona, szybko by mu wyperswadował humorki. Nie mógł się doczekać, kiedy te źrenice rozszerzą się wypełnione po brzegi pożądaniem.
- Oszalałeś prawda? - W najgorszym wypadku miał zamiar zawołać na pomoc Celinę. Poczuł wstręt na myśl o dotyku mężczyzny, dla niego ich znajomość skończyła się wraz ze zdradą. Nie należał do osób które by wybaczyły coś takiego, najwyraźniej jednak Richard nie potrafił tego zrozumieć.- Trzymaj łapy przy sobie!...
***
   Bred z Georgiem bawili się o wiele gorzej niż zaplanowali. Demkowicz okazał się wcieleniem samego szatana. Pojenie go alkoholem było jednym z najgorszych pomysłów na jakie wpadli w życiu. Najlepszy klub w mieście, którego byli od lat bywalcami, już nigdy nie wpuści ich za próg. A zaczęło się całkiem niewinnie. W doskonale znanym artystom lokalu posadzili piosenkarza przy barze z kolorowymi drinkami. Obsługujący go przystojny chłopak omal nie rozpłynął się z zachwytu na jego widok. Wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko gorącemu numerkowi na zapleczu.
- Poproszę colę. - Andriei nie znosił hałasu, ranił jego uszy, a tutaj ledwo słyszał swoje myśli. W takim miejscu był jedynie dwa razy w życiu i nie miał z niego najlepszych wspomnień. Wolał bawić się w gronie najbliższych przyjaciół, źle znosił towarzystwo nieznajomych. Miał nadzieję, że aktorom szybko się znudzi i zostawią go w spokoju. Wolałby teraz pracować z Adamem nad piosenką. Zoji też na pewno już przeszedł pierwszy atak wściekłości.
- Masz dowód od paru dobrych lat, więc się nie krępuj, tutaj nikt cię nie nakryje. Ten lokal jest zamknięty dla ogółu.- Kusił Bred.
- Alkohol szkodzi na głos. - Czasami pił wino, ale tylko na specjalne okazje. Nie rozumiał potrzeby podkręcania, przy pomocy wysokoprocentowych trunków, atmosfery.
- Cola z odrobiną whisky. - Zamówił dla wszystkich George. Mrugnął przy tym do barmana, pokazując  na migi o jak sporą odrobinę mu chodziło.
- Niech wam będzie, ale tylko jeden drink. - Postanowił sączyć powoli z nadzieją, że dwaj lowelasi szybko się opiją i będzie mógł zniknąć po angielsku. Niestety nie docenił siły wysokoprocentowego trunku. W dodatku, kiedy tylko odwrócił głowę Bred, pragnący by się wreszcie rozluźnił i zabawił, dolewał mu whisky. Do Andrieia dosiadły się bezceremonialnie dwie, zwabione jego urokiem, panie. Aktorów doskonale znały, ale ten młody, piękny mężczyzna był tak zwanym świeżym mięskiem w stawie pełnym przeterminowanych ryb i wielką niewiadomą, więc tym bardziej je pociągał. W dodatku jego twarz na pewno już gdzieś widziały.
- Brit. - Przedstawiła się blondynka około trzydziestki. - Co tutaj robi samiutki taki śliczny chłopak?
- Jestem z przyjaciółmi. - Zmierzył ją chłodnym wzrokiem Andriei. Dziewczyna była ładna, ale ubrana na seksowny, zdzirowaty sposób, którego nie znosił. Kobieta, która sama nie szanowała własnego ciała, napawała go odrazą.
- Angelina. - Brunetka o wydatnych ustach wyciągnęła do niego rękę, którą zignorował. Miałby dotknąć tej szponiastej, upierścienionej, spoconej łapy? Za nic!
- Andriei Demkowicz. - Odezwał się w jego imieniu Bred. - Na pewno drogie panie juz nieraz słyszałyście go w radiu lub telewizji. - Takie znajomości były w show biznesie bardzo pożądane i przynosiły niezłe profity.
- Och tak. - Wyraźnie ożywiła się Brit. Sama była popularną wokalistką, choć ostatnio jej kariera nieco straciła rozpęd, do czego przyczyniły się chętnie brane przez nią narkotyki. Szczęście jej sprzyjało, miała okazję przetestować najsłynniejszy głos na świecie, zanim dobierze się do niego ktoś inny. Zazwyczaj to mężczyźni prześcigali się, aby choć rzuciła na nich okiem.  - Słodziutki Anioł importowany wprost z Ukrainy.
- Możemy przenieść się do mnie. Mąż właśnie wyjechał z dziećmi na wakacje. - Nie miała nic przeciwko ożywczemu trójkącikowi. Zdjęcia do jej najnowszego filmu zaczynały się za tydzień, więc miała dużo wolnego czasu, a ten czarujący nieznajomy wyglądał na wartego zachodu.  Nawet nie brała pod uwagę innej opcji. Zresztą kto by odmówił gwieździe jej formatu.
- Jak nisko upadliśmy. - Westchną George. - Nawet nie wzięłyście nas pod uwagę. - Trochę niepokoił go fakt, że Demkowicz chwiał się nieco na nogach, a jego czarne oczy nabrały niebezpiecznych błysków.
- Chodź piękny, pokażemy ci jak gorące są kobiety w L.A. - Brit zmierzyła mężczyznę jednoznacznym spojrzeniem. Dawno nie miała nikogo równie smakowitego.
- A kto by tam chciał macać twoje sztuczne cycki. - Powiedział spokojnie Andriei jednym palcem, niczym sztyletem, dźgając lewą pierś zaskoczonej jego zachowaniem kobiety. Czy one naprawdę myślały, że zgodzi się na rolę zabawki ponieważ były bogate i sławne? Wolałby do końca życia śpiewać do kotleta po spelunach niż pójść z którąś do łóżka.  - Pęknie jeśli zrobię to mocniej?
- Jaki bezczelny. - Angelina nie mogła uwierzyć w to co słyszała. Za kogo uważał się ten gówniarz?
- Myślisz, że twoje wargi karpia są seksowniejsze niż balony koleżanki? Wyglądają niczym dwie przejedzone, cierpiące na wzdęcia dżdżownice.
- Może pan chce kawy? Za dużo pan wypił. - Próbował ratować sytuację barman, widząc coraz bardziej wściekłe spojrzenia obu, nieco przebrzmiałych gwiazd. Wiedział, że te pamiętliwe kocice nie darują mężczyźnie obelg.
- Ty dzieciaku lepiej zmień pracę. Nie wstyd ci? Aż tak dobrze płacą za szybkie akcje na zapleczu? - Chłopak najpierw wytrzeszczył na niego oczy, a potem zaczął głośno szlochać w ścierkę, jednocześnie kobiety podniosły krzyk. Natychmiast zbiegli się ochroniarze. Andriei zaczął się z nimi przepychać i skończyło się na tym, że wszyscy trzej panowie wylądowali na ulicy z wilczymi biletami. Aktorzy nie mogli się nadziwić, jakim cudem ten kulturalny mężczyzna, zamienił się pod wpływem alkoholu w pyskatą łajzę bez odrobiny instynktu samozachowawczego. Napytali sobie biedy, te babiszony nie zostawią na nich suchej nitki. Długo czekali na taksówkę dzięki czemu zdążyli nieco przetrzeźwieć. Niestety z piosenkarzem sprawa miała się raczej odwrotnie, ciepłe powietrze w samochodzie jeszcze bardziej go rozebrało. Po dojechaniu na miejsce musieli go wywlec niemal siłą, ciągnąc pod ramiona doprowadzili do domu i oparli o ścianę w holu, gdzie stał z zamkniętymi oczami nie dając oznak życia. Postanowili najpierw sprawdzić teren, woleli nie natknąć się na Adama. Przeklęty regulamin nadal wisiał nad kominkiem. Zajęci szpiegowaniem trochę się oddalili. Nagle usłyszeli dochodzące z salonu krzyki trzech osób, łomot i huk. Biegiem ruszyli z powrotem. Na miejscu zastali niezłe pobojowisko. Stolik kawowy poszedł w drzazgi. Wszędzie walały się skorupy z rozbitych filiżanek. Pisarz z mizernym skutkiem usiłował rozdzielić okładających się pięściami dwóch mężczyzn, w jednym z nich rozpoznali Demkowicza, drugiego nigdy nie widzieli na oczy. Obaj już nieźle zdążyli sobie poobijać facjaty.

środa, 19 września 2018

Rozdział 6



Przez większość dnia mieszkańcy Luogo di Silenzio ciężko pracowali - aktorzy ćwiczyli role, od czasu do czasu słychać było wrzaski Jeni, kiedy panowie beztrosko zapominali tekstów, Adam z Andrieiem mieli już ogólny zarys piosenki, nawet Zoja opalając się nad basenem korzystała z laptopa i przyswajała nowe angielskie zwroty, które mogłyby przydać się jej w tłumaczeniu. O czternastej żołądki wszystkich zaczęły głośno dopominać się o swoje prawa tym bardziej, że Celina pootwierała okna i z kuchni dochodziły nieziemskie aromaty. Na dźwięk głosu gospodyni wygłodniałe stadko zgodnie potruchtało na obiad. Jedynie Zoja nie zareagowała na wezwanie, ponieważ miała na uszach słuchawki. Zatrzymali się przed jej materacem na którym leżała. Andriei szturchnął ją palcem w ramię.
- Ej Łaciata nie śpij, dają jedzonko. - Natychmiast się odsunął i schował za plecami aktorów, nieczyste sumienie nakazywało mu ostrożność.
- Przestań mnie przezywać. Dziecinniejesz. - Dziewczyna wstała niechętnie, szybko owijając się kąpielowym ręcznikiem. Plan spalił na panewce. Chciała zwabić Adama, a nie całą bandę, okupującą willę niczym wojsko. Zauważyła, że dziwnie się jej przyglądają i trzymają z daleka, jakby coś powstrzymywało ich przed podejściem bliżej.
- To chyba trąd. Byłaś skarbie ostatnio w krajach tropikalnych? - Na twarzy Jenni malował się pełen obrzydzenia grymas.
- Wygląda raczej na bielactwo. - Bred wyciągnął rękę z zamiarem dotknięcia jej pleców, ale pod ciężkim spojrzeniem Andrieia szybko zrezygnował.
- Nie pomyliłaś dziecko wybielacza z szamponem do włosów? - Usiłował rozwiązać zagadkę George.
- No co ty, przecież to strasznie śmierdzi. Raczej grzybica, plamy są duże i owalne. Moj kuzyn miał coś podobnego. - Na takie oświadczenie Adama Zoję, która do tej pory czuła się jak robak pod mikroskopem, aż wyprostowało. Miała złe, bardzo złe przeczucia. Zerwała się i boso pognała do holu. Stanęła przed dużym, kryształowym lustrem. Od stóp do głów  pokryta była białymi łatami, jakby ją dopadł w śnie szalony malarz. Jaśniejsze przebarwienia odbijały się mocno od naturalnie śniadej, opalonej skóry.
- Aaa...! Niech mnie ktoś obudzi! - Zawyła zrozpaczona. Przyjechała tutaj, by pokazać się swojemu idolowi z najlepszej strony, a teraz wyglądała jakby ją dopadła paskudna choroba zakaźna. Powinna teraz zamienić się w ropuchę i zniknąć w najbliższym bajorze na sto lat. Niestety życie to nie bajka, a szkoda.
- Nie martw się mała, mućki też są urocze. Mają wielkie, mięciutkie mordy i lśniące futerka. - Pisarz usiłował ją niezręcznie pocieszyć. - Jutro zawieziemy cię do dermatologa.
- Zamknij się u licha. - Bred przewrócił oczami. Jak zwykle język Adama działał niezależnie od niego, nawet kiedy miał najlepsze intencje, ujawniała się jego skłonność do groteski i karykatury, a biedna dziewczyna została już wystarczająco upokorzona. Uważał pisarza za przemiłego faceta, niestety kompletnie nie mającego wyczucia w sprawach damsko - męskich. Nic dziwnego, że nadal był singlem. Od jego bezpośredniości i malowniczych porównań ludziom często opadały i nogi, i ręce.
- Oo..! Nie patrz na mnie! - Dziewczyna złapała ze stojącego pod ścianą stolika obrus i owinęła się nim niczym mumia. Widać jej było jedynie oczy. Taki wstyd. Wyglądali razem w lustrze jak Piękny i Bestia. Miała ochotę w tej chwili umrzeć.
- Myślicie, że zacznie dawać mleko? - Jeni, której wyraźnie poprawił się humor, też nie odmówiła sobie małej złośliwości. Rywalka wyglądała jak kosmitka i miała ją z głowy na dłuższy czas. Nie spodziewała się, że to będzie tak miły dzień.
- Może będzie musiała zacząć jeść trawę. - Dołożył swoje trzy grosze Andriei. Wiedział, że nie powinien się odzywać, ale smarkula zalazła mu zbyt mocno za skórę. Tym wystąpieniem natychmiast pogrążył się w oczach siostry, która popatrzyła na niego podejrzliwie. Zwykle, kiedy zaczęła kichać, zaczynał panikować i zawoził ją do znajomego lekarza. Teraz miał na twarzy szeroki uśmiech.
 - Gadaj, co mi zrobiłeś? - Ściągnęła z nogi klapka. - Zabiję cię świnio!! - Mężczyzna, który  spodziewał się ataku, zręcznie uniknął ciosu.
- Domyśl się! - Nie miał zamiaru czekać, aż ogarnięta furią siostra przerobi jego cenną twarz na kotlety. Jednym susem dopadł tarasu i wyskoczył przez barierkę. Miał dzisiaj w studiu filmowym próbę do znanego programu Zmagania Idoli. Reżyser zabiłby go dużo skuteczniej, jeśliby pozwolił jej na podrapanie sobie policzków, albo co gorsza podbicie oka. Te lakierowane szpony wyglądały całkiem groźnie. Postanowił nie wracać na noc i poczekać, aż Zoja nieco ochłonie.
***
   Szybko okazało się, że plan filmowy nie był wcale dla Demkowicza bezpieczniejszym miejscem. Zgodził się wziąć udział w rywalizacji, podczas której znani wokaliści kręcili krótkometrażowe filmiki, popisywali się amatorskimi talentami aktorskimi  i śpiewali, a publiczność zgromadzona w studiu oceniała ich wysiłki. Lubił nowe wezwania, chętnie sprawdzał się w nieznanych mu dziedzinach. Zawsze dawał z siebie sto procent, nigdy nie odpuszczał, nawet jeśli nie miał szans na wygraną. W tym wypadku jednak okazało się, że sam był swoim największym wrogiem i problem leżał bynajmniej nie w braku doświadczenia aktorskiego. Reżyser siedział na fotelu z megafonem w ręce i wyglądał na kompletnie załamanego.
- Jeszcze raz. - Wychrypiał, bo była to już dwudziesta szósta próba miłosnej sceny między kochankami. Musiał nauczyć tego niedorajdę grać, bo potem cały filmik był nagrywany za jednym podejściem, bez możliwości korekty.  - Zbliż się do niej, weź chociaż za rękę. - Z daleka wszystko wyglądało niemal idealnie. Niestety, kiedy tylko odległość między Andrieiem a dziewczyną zaczynała się zmniejszać, sztywniał niczym kołek w płocie. Reżyser za nic nie mógł tego zrozumieć. O tym mężczyźnie marzyły tłumy zachwyconych każdym gestem fanek, z jego punktu widzenia miał wszystko - sławę, urodę i pieniądze. Co się z nim działo? O brak wprawy raczej go nie podejrzewał, chętnych by go wprowadzić w tajniki alkowy na pewno były tysiące, zresztą miał już na boga dwadzieścia pięć lat.
- No dobrze... - W głosie piosenkarza nie słychać było entuzjazmu, tylko ponurą zawziętość. Stojąca naprzeciwko niego dziewczyna była naprawdę ładna, niestety nie wywoływała w nim żadnych emocji. Udawanie zainteresowania okazało się dla niego trudniejsze niż przypuszczał. Przekleństwem okazała się piękna, wrażliwa twarz pokazująca perfekcyjnie każdą emocję. Aktorstwo znacznie różniło się od wokalnych występów, tutaj trzeba było wejść w bliski kontakt fizyczny z drugim człowiekiem, czego nigdy nie lubił. Kiedy ktoś wkraczał w jego strefę bezpieczeństwa natychmiast mógł dostrzec niechęć, znajomi doskonale o tym wiedzieli i unikali nawet poklepywania go po plecach.
- Pokażę ci. - Reżyser rozumiał, że młodzi spotkali się po raz pierwszy i czują skrępowani, ale żeby aż tak bać się takiej ślicznej dziewczyny. O tam nie miałby żadnego problemu w pocałowaniu tej zalotnej brunetki. Być może Demkowicz był po prostu strasznie wybredny i narzucona mu przez wytwórnię aktorka czymś go do siebie zraziła. Należało jednak skończyć film, a to była kluczowa scena. - Patrz. Podchodzisz do niej, uśmiechasz się słodko, obejmujesz w pasie, gładzisz po policzku i całujesz. Powoli i delikatnie, to w końcu twoja ukochana. - Oczywiście wszystko zademonstrował na oszołomionym nieco rozwojem sytuacji Andrieiu, który zdążył jedynie odchylić się do tyłu by uniknąć niechcianych czułości. Facet śmierdział jakimiś okropnymi papierosami.
- Oh.. - Odskoczył w ostatniej chwili, kiedy wargi mężczyzny były już bardzo blisko. Na myśl o intymnym zbliżeniu zrobiło mu się niedobrze. - Rozumiem, wszyściutko. Nie musi pan już mi więcej tego pokazywać. Proszę o dziesięć minut przerwy. - Prawdę mówiąc zaczynał trochę panikować. Nie mógł się wycofać z tego programu na trzy dni przed emisją. Dlaczego nie wybrał choćby horroru, tylko tą żałosną historię miłosną? Musiał coś wymyślić. Rezygnacja nie leżała w jego charakterze. Miłość była dla niego raczej czymś nieokreślonym i odległym i wolałby, żeby tak pozostało. Wspomnienia swojego pierwszego zauroczenia nadal stały mu kością w gardle. Kiedy ostatnio doznał tego rodzaju emocji w stosunku do drugiej osoby? Co wtedy czuł? Elena, Zoja...? To było tak dawno, że nie pamiętał nawet ich zapachu. Właśnie zapach. Zawsze był dla niego ważny. Ostatnio, ku jego ogromnemu zaskoczeniu, zyskał nawet imię. Rozgrzana słońcem skóra, strugi wody, olejek do opalania przywodzący na myśl drzewo sandałowe i cynamon. Tak bardzo chciał jej wtedy dotknąć, że omal nie zmiażdżył sobie klatki sztangą. Czerwone kąpielówki opinające krągłe pośladki. Niechciane gorąco, ogarniające jego ciało. Czułość i smutek zalewający serce na widok długiej blizny. Wstał.
- Możemy zaczynać. - Zatrzymał w głowie powstały obraz, teraz tylko musiał przenieść go na dziewczynę.
- Jesteś pewny? - W reżysera wstąpiła nadzieja na widok jego determinacji. Za oknami księżyc już stał wysoko na niebie, a cała ekipa dyskretnie poziewywała.
- Oczywiście. - Aktorzy zajęli wymagane pozycje. Kiedy Anriei ruszył powoli w kierunku dziewczyny, śpiewając delikatnym, czułym głosem piękną balladę miłosną wszyscy na planie zostali oczarowani. Mechanicznie wykonywali swoje czynności, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Dziewczyna w zwiewnej, białej sukience wyglądała jak ucieleśnienie wymarzonej narzeczonej. Otwarła szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że to ten sam sztywny mężczyzna, który narobił jej siniaków, niezręcznie chwytając za ramiona. Czarne źrenice otoczone firankami długich rzęs wabiły ją do siebie. Ah to stanowcze, pełne niewypowiedzianych pragnień męskie spojrzenie. Słowa piosenki powodowały drżenie w całym ciele. Miała do czynienia z wieloma doświadczonymi amantami filmowymi, ale żaden z nich nie wywołał w niej tak silnych uczuć. Silne, pewne ręce objęły ją w talii. Zamknęła oczy i podniosła głowę do pocałunku. Niestety zamiast gorących warg, poczuła na swojej twarzy dłoń o rozpostartych palcach.
- Mama zabroniła mi się całować. - Rozległ się niespodziewanie zimny, kpiący głos Andrieia. Usta należały do niego i nie miał zamiaru dzielić się nimi z byle kim. - To powinno wystarczyć. Prawda?  - Ze wszystkich stron sali rozległy się tłumione chichoty i parsknięcia. Ekipa filmowa doskonale się bawiła. Senność przeszła im jak ręką odjął.
- Ach... - Dziewczyna zupełnie oszołomiona i zdezorientowana otworzyła oczy. Zamrugała powiekami. Demkowicz stał dwa kroki od niej i spokojnie poprawiał wywinięty kołnierzyk koszuli. Poczuła jak rumieniec okrywa ją aż po dekolt. - Niech cię szlag! - Wypadła z roli kulturalnej, światowej artystki. Ten facet zasługiwał na wszystko co najgorsze.
Tymczasem dla widzów, mina głównej aktorki, która wcześniej dała im się we znaki swoimi kaprysami gwiazdy drugiej kategorii, była bezcenna. Prawie każdemu udało się nakręcić na swój prywatny użytek scenę, którą natychmiast podzielili się w mediach społecznościowych, zanim producent zdołał im zabronić.
- Niech będzie. - Reżyser postanowił zadowolić się tym co dostał. Jeśli ten rozpieszczony dupek nie chciał się całować to trudno. Scena była wystarczająco romantyczna dla rzeszy jego fanek. Nie miał zamiaru siedzieć w studiu do rana.
***
   Bred i George od rana mieli świetne humory. Nie mogli się zdecydować czy właśnie oglądali komedię czy dramat. Cały internet aż huczał od plotek i domysłów. Wszyscy z zapartym tchem czekali na rezultaty pracy reżysera, zaskoczonego ogromem zainteresowania filmem. Postanowił dać z siebie wszystko podczas montażu. Panowie siedzieli na tarasie, raz po raz odtwarzając scenę pocałunku Andreia i zaśmiewali się do łez.
- Myślisz, że on tak na serio z tą mamą? - Bredowi dziewczyna w ramionach piosenkarza wydawała się całkiem apetyczna. - Może przestrzega jakiś rodzinnych tradycji?
- Srata tata...- George popukał się po głowie. - Już dawno przestał być dzieckiem. Facet sam nie wie czego chce i lepiej by się dowiedział dla dobra wszystkich zainteresowanych.
- Jak trochę poćwiczy będzie z niego niezły aktor. Ta mała omal nie zemdlała. - On uznał scenę za całkiem gorącą. Na pewno panny z fanklubów będą ją sobie puszczać do poduszki. - Zostałeś wieszczem? - Ponure stwierdzenie, zazwyczaj nieskłonnego do filozofowania kolegi, trochę go zaskoczyło.
- Naprawdę myślisz, że jakiś reżyser pozwoliłby mu na takie kaprysy? Jeśli akceptujesz rolę, wiesz na co się zgadzasz i nie ma tutaj miejsca na dziecinne uniki. - Zjadł zęby na planach filmowych i dobrze wiedział jak się kręci ten biznes. - Będzie musiał wziąć udział w scenie łóżkowej i co powie?
-  Macanie dopiero po ślubie? - Bred popluł się piwem.
- Taa... - Nadal go suszyło, a dzień zapowiadał się na strasznie upalny. Mieli przerwę w zdjęciach i praktycznie nic do roboty. W takich chwilach obu panom przychodziły do głowy najbardziej ryzykowne pomysły, ale czym byłoby życie bez odrobiny adrenaliny. - Może powinniśmy go trochę podszkolić?
- Tylko trzeba tak bardziej delikatnie...- Niby Andriei nie wyglądał na strachliwego, ale zauważył, że w intymnych sytuacjach robił się nieśmiały.
- Przynajmniej do pierwszych trzech drinków..- Każdy posiadał instynkt, problem w tym, w która stronę skierowany. Miał swoje podejrzenia. Nikt bez powodu nie rozpłaszczał dłonią twarzy ślicznej, w dodatku chętnej dziewczynie.
- Przecież on nie pije. - Czarujący dzieciak był strasznie zasadniczy, jeśli się na coś uparł nie będzie łatwo zwieść go ze ścieżki cnoty.
- Każdy tak na początku mówi...- Jeszcze się taki nie urodził, którego nie udałoby się im dwóm, zwieść na manowce. Bred postanowił poszerzyć rozrywkowe grono o kilku przystojnych chłopców. I oby tylko Adam się o tym nie dowiedział. Na szczęście miał na mieście małe mieszkanko, którym się nie afiszował.
   Kiedy Demkowicz późnym popołudniem wkroczył do domu panowie mieli już opracowany plan porwania. Edukacja młodego człowieka niezaprzeczalnie leżała w ich gestii i jako starzy wyjadacze nie mogli puścić takiego niewinnego kwiatuszka na niebezpieczne wody show biznesu. Nic nie mogło pójść nie źle. Znali dyskretne miejsca, gdzie można było nieźle zabalować, bez strachu natknięcia się na natrętnych paparazzi. Wzięli pod ramiona zaskoczonego piosenkarza i zawlekli do taksówki. Wsiedli z dwóch stron by mu uniemożliwić ucieczkę.

środa, 12 września 2018

Rozdział 5

Andriei spał naprawdę kiepsko, jego myśli wracały ciągle do rozpartego na kanapie Adama. Nie mógł znaleźć sobie wygodnej pozycji, kręcił się w kółko, zapadając jedynie w krótkie drzemki. O świcie dał w końcu za wygraną i usiadł na łóżku. Doszedł do wniosku, że miotała nim zwyczajna ludzka zazdrość.  Nic w życiu nie przyszło mu za darmo, nad swoją sylwetką, twarzą czy głosem również musiał się napracować. Tymczasem ten marny pisarzyna, wyglądał świetnie, cokolwiek na siebie włożył. Przypuszczał, że byłby przystojny nawet w worku. Drań nie uprawiał żadnego sportu, objadał się ciastkami, o których istnieniu on starał się usilnie zapomnieć, a w zamian miał najfajniejszy tyłek jaki kiedykolwiek widział. Nie było sensu dalej się męczyć. Sen odleciał za horyzont. Mężczyzna prychając podniósł się z materaca, wyszorował zęby, założył przygotowane wcześniej spodnie od dresu oraz koszulkę bez rękawów. Wyszedł przed domek gościnny i rozprostował swoją wysoką postać. Zauważył otwarte drzwi balkonowe do pokoju siostry. Ten widok trochę go zaniepokoił.
- Chyba znowu nie uciekła? - Mruknął. Najwyraźniej dostawał paranoi. Postanowił na wszelki wypadek sprawdzić, co robi Zoja. Po cichutku wszedł po schodach na piętro i zakradł się do jej sypialni. Smarkula spała jak zabita, posapując przez nos. W koszulce w niebieskie groszki wyglądała na trzynaście lat. Otulił ją kołdrą, bo poranne powietrze było dość chłodne. Kiedyś przybiegała do niego każdego wieczora, aby poczytał jej bajki. Wydawało mu się, że to było tak niedawno. Na oparciu krzesła rzucił mu się w oczy przygotowany skąpy strój kąpielowy.
- Zamierza tak paradować przed wszystkimi? - Warknął pod nosem. Nawet w zaciszu własnego domu kobieta nie powinna się tak ubierać. Wyniesione z domu schematy tkwiły mocno w jego świadomości. - Już ja ją oduczę świecenia golizną. - Zauważył olejek do opalania w stojącej na podłodze, plażowej torbie i do głowy przyszedł mu diabelski pomysł. Siostra zrobi mu potem z życia piekło, za to z pewnością nie spodoba się Zauberowi, ani żadnemu mężczyźnie przez dłuższy czas chyba, że któryś będzie miał poważną wadę wzroku. Wrócił do swojej łazienki, gdzie wcześniej zauważył przeterminowany samoopalacz, pozostawiony tam przez jakiegoś gościa. Dolał go nieco do butelki. Nie mieszał, aby podczas smarowania rozchodził się nierównomiernie po skórze.
- Śpij dobrze Kluseczko i miłego opalania. - Z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku poszedł pobiegać wzdłuż plaży. Po godzinie doszedł jednak do wniosku, że to nie wystarczy. Jeśli chciał wyglądać w dżinsach lepiej od Zaubera, musiał poćwiczyć intensywniej. Obok basenu, ubrani jedynie w krótkie spodenki i obcisłe koszulki, katowali swoje ciała Bred i George. Nie spodziewał się, że ci dwaj tak wcześnie wstają. O wiele mocniej zbudowani od niego przypominali starożytne rzeźby, ich zawód wbrew pozorom był bardzo wymagający. Od wyglądu często zależały role jakie mogli zagrać, a nie mieli już po dwadzieścia lat. Pomachali do niego z daleka.
- Eloo...! Przyłącz się!
- Hej. - Andriei nie miał zbytniej ochoty na zbiorowe wyciskanie na maszynach, zawsze czuł się nieswojo w zatłoczonych siłowniach, pełnych na wpół ubranych facetów. Nie lubił wystawiać się na ich spojrzenia. Robił się wtedy czerwony i czuł jak robak na haczyku. Nie był głupi, zdawał sobie sprawę, że męskie ciała zwyczajnie mu się podobają, ale zawsze zrzucał to na karb doznań estetycznych. Lubił wszystko co piękne. Skoro rasowy koń czy dobry obraz podniecał jego wyobraźnię, to dlaczego miałoby być inaczej z ludzkim ciałem? W dodatku surowo wychowany w tradycyjnej rodzinie zwyczajnie nie dopuszczał do siebie innych możliwości. Poddawany od dziecka żelaznej dyscyplinie nie miał zbyt wiele czasu na błądzenie myślami. Potrafił odsuwać od siebie niewygodne tematy na bliżej nie określoną odległość.
- Dalej, pokaż co potrafisz. - Bred był już cały spocony, potężna klatka aktora unosiła się rytmicznie.
- Może wolisz dołączyć do Adama? - George spojrzał na niego zaczepnie i pomachał przed nim ciężarkiem. - Podobno muzycy są strasznie delikatni.
- A.. Adama? - Odwrócił się i zobaczył jak mężczyzna klasyczną żabką przemierzał basen. Miał na sobie jedynie czerwone kąpielówki. - O nie. - Aż mu się gorąco zrobiło na myśl, że musiałby do niego dołączyć. Ci dwaj przynajmniej byli ubrani i znajdowali się w pewnej odległości. - Woda jest na pewno zbyt zimna. - Co z tego, że wyszedł na mięczaka. Położył się na ławeczce do wyciskania, która wydała mu się najbezpieczniejszym miejscem. Wzrok jednak ciągle uciekał mu w kierunku wody. Kątem oka zauważył, jak pisarz wychodzi po drabince, a po jego opalonej skórze spływają lśniące strugi. Omal nie upuścił na siebie sztangi. Miał naprawdę ładną sylwetkę, prostą jak trzcina, szczupłą, z ledwo zaznaczonymi mięśniami, ale przecież daleko mu było choćby do aktorów. Wzdłuż kręgosłupa ciągła się niemal niewidoczna, długa blizna. Co u licha go tak fascynowało, w tym przeciętnym facecie?
- Uważaj! - Krzyknął zaniepokojony Bred, który już wcześniej zauważył jego rozkojarzenie. Polubił piosenkarza i zauważył zainteresowanie Zauberem, które od razu wydało mu się czymś więcej, niż tylko troską o siostrę. Uznał, że będą mieli obaj poważne kłopoty, jeśli ich znajomość wyjdzie poza przyjęte ramy. Lepiej by pozostali jedynie współpracownikami. Im prędzej Andriei wróci na Ukrainę, tym lepiej. Rozumiał dobrze bezlitosne prawa show biznesu.
- Co mu się stało? - Właściwie dlaczego zrobiło mu się przykro? Pisarz przecież nie był dla niego nikim bliskim. Czemu go u licha obchodziły jego problemy ze zdrowiem?
- Wypadek. - Odpowiedział enigmatycznie George. On nie martwił się na zapas jak jego kolega po fachu. Demkowicz był zbyt młody i niedoświadczony, aby mieć jakiekolwiek szanse. Zresztą fascynacja, jak to u młodych bywa, na pewno szybko mu przejdzie. Doskonale znał Adama i wiedział, że nie tak łatwo ulegał pokusom, nawet jeśli miały piękne czarne oczy  i przemawiały głosem anioła. - Nie lubi, kiedy się go o to pyta. Jak się bliżej poznacie może ci opowie. Z tego powodu nie może wykonywać żadnych cięższych ćwiczeń fizycznych.
- Och. - Zrobiło mu się wstyd, że uznał mężczyznę za lenia, choć tak naprawdę nic nie wiedział o jego prywatnych sprawach. Znał go jedynie z artykułów w gazetach, wywiadów rozpowszechnianych w internecie czy nieustannych zachwytów siostry, które strasznie go denerwowały. Jakim cudem spadł u niej na drugą pozycję, a jego miejsce zajął jakiś Zauber? Andriei żywił do Zoji bardziej ojcowskie niż braterskie uczucia i miał w jej wychowanie o wiele większy wkład niż rodzice. Jak większość tatusiów zapatrzonych w swoje księżniczki zerkał podejrzliwie na każdego faceta, który się do niej zbliżył. A już nie do pomyślenia było, że zaczęła stawiać go wyżej od niego. Miała dopiero dziewiętnaście lat i jaka tam z niej kobieta. Jeszcze niedawno przywoził jej lalki z całego świata. Skoro jednak będzie musiał współpracować z pisarzem, postanowił zapoznać się z jego twórczością i przeczytać choć jeden z durnych romansów, którymi wszyscy się tak zachwycali. Po powrocie do pokoju kupił jeden w formie e-boka i ściągnął na tableta. Postanowił po śniadaniu przeczytać paskudztwo od deski do deski, choćby miało go to przyprawić o palpitacje serca. Zasadę ,,poznaj wroga swego jak siebie samego" uważał za bardzo mądrą i zawsze sie do niej stosował.
***
   Kiedy Zoja zeszła do jadalni zastała tam już całe towarzystwo, oprócz Jenni, która nadrabiała zaległości w spaniu. Specjalnie ubrała się prowokacyjnie w szorty i obcisłą na piersiach bluzeczkę. Przemaszerowała przed nosem Adama, który chichotał z jakiegoś dowcipu Georga i nawet jej nie zauważył. Trudno. Spróbuje potem jeszcze raz. Skoro kiedyś miał żonę, to kobiece wdzięki na pewno nie były mu obojętne. Usiadła naprzeciwko, by jak najlepiej wyeksponować swoje walory. Posłała, pałaszującemu jajecznicę na boczku bratu, zaczepne spojrzenie.
- Hello. - Przywitała się ze wszystkimi.
- Spóźniłaś się. - Andriei wymownie wskazał oczami wiszący nad kominkiem regulamin. - No tak. Ta warstwa maskująca musiała ci zająć sporo czasu. - Wzrok perfekcjonisty natychmiast dostrzegł sprytnie ukrytego pryszcza na czole dziewczyny.
- Mniej niż tobie walka z prostownicą. - Wiedziała jak bardzo nie znosił swoich kręconych włosów, które codziennie pracowicie wygładzał. Doskonale nawzajem znali swoje słabostki i teraz to wykorzystywali.
- Skoro przyjechałaś tutaj, podobno do pracy, powinnaś więcej czasu przeznaczyć na edukację, zamiast udawać światową kobietę.
- Niczego nie udaję Naj Naj, jestem kobietą z klasą i tylko ty tego nie dostrzegasz. Powinieneś sprawdzić wzrok. - Odpyskowała.  - Jak nie wierzysz to przyjdź na basen. Zamierzam się poopalać, zanim Adam będzie potrzebował mojej pomocy.
- Jeszcze zobaczymy. Na twoim miejscu nie wystawiałbym się na słońce. - Nie zamierzał się z nią dłużej przegadywać, to było poniżej jego godności. Zajął się więc śniadaniem. Samoopalcz zrobi swoje, wystarczyło zaczekać, już widział pierwsze oznaki.
- Znalazł się znawca kobiet. - Warknęła Zoja i wstała od stołu. Nie potrafiła tak jak brat nad sobą panować. Zagrała w niej gorąca krew Demkowiczów. - Jakbyś głupku miał o nich jakieś pojęcie nie chodziłbyś z tą zgrzytającą mumią. - Rzuciła w uśmiechającego się złośliwie durnia serwetką i wyszła na taras by ochłonąć. Po wzięciu kilku głębokich oddechów coś zwróciło jej uwagę. Andrei był zadziwiająco spokojny. Zbyt spokojny, nawet jak na niego. Normalnie zaciągnąłby ją do sypialni i kazał się przebrać. Doszła do wniosku, że i tak tej zagadki nie rozgryzie. Wzięła z oparcia krzesła torbę plażową i poszła na basen. Tam zdjęła ubranie i w stosunkowo skromnym bikini położyła się na leżaku w seksownej według niej pozie. Prędzej czy później Adam będzie tędy przechodził i zobaczy, że jej figura to nie żart.
***
   Adam był trochę zaskoczony, że Demkowicz miał dziewczynę. Prawdę mówiąc trochę zżerała go ciekawość jaka była, jak wyglądała. Dlaczego Zoja najwyraźniej jej nie lubiła? Pewnie uważała, że jej doskonały pod każdym względem brat, zasługiwał na kogoś lepszego. Kiedy właściwie znajdował czas na randki? Z tego co widział miał bardziej napięty grafik niż prezydent USA. Z zadowoleniem zauważył, że przestał go wreszcie śledzić wzrokiem. Te czarne oczyska wypalały mu dziury w skórze. Najwyraźniej znudził się wyszukiwaniem w nim wad i zajął siostrą. Chciał czy nie, musieli razem popracować nad piosenką, skoro się zgodził na jego przyjazd. Premiera serialu zbliżała się wielkimi krokami. Domek gościnny był przygotowany zgodnie z wymaganiami kompozytora. Stał tam fortepian i inny niezbędny muzykowi sprzęt. Miał też zapewnione odosobnienie, aby nikt mu nie przeszkadzał. Dzięki nowej informacji, pisarz poczuł się pewniej. Wcześniej miał lekkie wątpliwości, co do jego orientacji, ale teraz mógł traktować go na równi z aktorami. Śmiało wszedł do saloniku, gdzie na dywanie leżał przedmiot jego rozważań i najwyraźniej czytał, o zgrozo, powieść, na której oparty był film. Widocznie traktował zlecenie całkiem poważnie, mimo wyraźnej niechęci, jaką czuł do niego. Tylko dlaczego był taki czerwony i co chwilę podrygiwał.
- Hej. - Zaczął ugodowym tonem. Grunt to zachować spokój.
- Co ty tutaj robisz? - Zerwał się na równe nogi Andriei, za plecami ukrywając głupią, zboczoną książkę. To co wyprawiali w niej mężczyźni nie mieściło mu się ani w głowie, ani nigdzie indziej.
- Przepraszam, że nie zapukałem. - Ależ ten facet był nerwowy. Przecież tą powieść cezura opatrzyła znaczkiem od szesnastu lat.
- Masz chorą wyobraźnię. - Nie wytrzymał i podsunął mu przed nos dowód zbrodni. - Kto chciałby to oglądać na ekranie w każdą sobotę? - Ten facet jak nikt inny potrafił wyprowadzić go z równowagi. Przeczytał ledwie jeden rozdział, nigdy w  życiu nie przebrnie przez całość, a już serce biło mu jak po przebiegnięciu maratonu.
- A zdziwił byś się. Wersja kinowa bije rekordy popularności. Ludzie lubią się pośmiać i odprężyć. - Szczerze rozbawiła go reakcja Demkowicza. Z uroczą Katią chyba nie zabrnęli zbyt daleko, skoro parę scenek z czułościami tak go wyprowadziło z równowagi.
- Straszne bzdury. Żadnego mężczyzny nie kręcą takie rzeczy.
- A założysz się? - Adam z przyjemnością patrzył na roziskrzone czarne oczy. Czy ten facet miał pojęcie jak uroczo wyglądał taki wzburzony, ze zwichrzonymi włosami?
- Po co? Przecież wiadomo, że przegrasz! - Zmierzył bezczelnego pismaka z góry na dół. Niejedną osobę udało mu się w ten sposób zastraszyć. Miał w tym wprawę. Gryzipiórki z aparatami uciekały w podskokach. Cieszył się u nich złą sławą i niejedna kamera skończyła rozdeptana jego stopami.
- Nie byłbym taki pewny...- Sprowokowany pisarz poczuł się całkowicie bezkarny. Ruszył w jego kierunku miękkim, kocim krokiem. Zielone oczy zmierzyły się z czarnymi w cichym pojedynku. Niespodziewanie Andrieia opuściła cała pewność siebie. Sceny z powieści, zaczęły wypełzać z zakamarków umysłu, dokąd zepchnął je siłą woli. Cofnął się, najpierw jeden krok, potem drugi, za plecami poczuł chłodną ścianę. Speszony jak nigdy w życiu zamknął oczy. Jedna z dłoni mężczyzny oparła się tuż koło jego głowy.
- Przestań na mnie chuchać! - Usiłował ratować się z opresji. - To niehigieniczne. - Lepiej wyjść na obsesyjnie dbającego o czystość dziwaka niż na... No właśnie, na kogo?
- Jeśli masz jaja, otworzysz oczy. - Zabrzmiał łagodny głos, tak blisko, zbyt blisko jego wrażliwego ucha.
- Proszę bardzo. - Zagryzł usta i spojrzał przed siebie. Twarz mężczyzny znajdowała się tuż przed nim. Zadrżał. Odwrócił wzrok i spłonął przeklętym rumieńcem. Dobrze, że miał się o co oprzeć, bo całkowicie by się skompromitował.
- Przepraszam.  - Adamowi zrobiło się żal głuptasa, który nagle zrobił się strasznie nieśmiały. Gdy zniknęła cała buta, wyglądał na bardzo młodego i niewinnego. Poczuł, że trochę się zagalopował. Odsunął się na bezpieczną odległość. Najlepiej, żeby zajęli się pracą. - Spokojnie. Masz już coś gotowego?
- Zwrotkę, może nawet trzy. - Andriei z niesamowitą ulgą wypisana na twarzy podszedł do fortepianu. Policzki nadal go piekły.  - Dostałem skrypty z opisem serialu. Mamy dwie osoby, które rozłączył los. Tęsknią za sobą, ale nie mogą się odnaleźć. Po latach dochodzi do spotkania. - Zaczął cicho śpiewać. Smukłe palce z wielką wprawą przebiegały po klawiaturze. Głos stał się urzekająco piękny, kreślił krystalicznie czyste, miękkie nuty. W tej chwili, naprawdę przypominał Anioła, za którym szalały na koncertach tłumy wielbicieli.
- Graj, nie przestawaj, spróbuję się dopasować. - Pisarz z trudem oderwał od niego wzrok. Chłopak miał niesamowity dar przelewania w muzykę swoich uczuć w prosty, szczery sposób. Prawdopodobnie dlatego wszyscy słuchali go jak zaczarowani. Gdyby teraz siedział na trybunach, pewnie miałby na rękach siniaki od klaskania. Na chwilę się zamyślił. W wyobraźni zobaczył nie postacie z powieści, ale Andrieia trzymającego czule w ramionach jakiegoś mężczyznę. Zaczął notować powoli, dopasowując tekst do melodii. Słowa popłynęły niemal same, bez udziału woli...

Szukam cię poprzez przestrzeń i czas
błądzę w ciemnościach samotności.
W moich snach przytulałeś mnie setki razy,
całowałeś moje włosy szepcząc do ucha
Zaglądam w oczy innych ludzi,
ale ciebie tam nie ma.
Gdzie się podziała połowa mojej duszy?


   

piątek, 7 września 2018

Rozdział 4


   
Domek ogrodnika dawno nie miał tak porządnego lokatora. Andrieiowi wypakowanie rzeczy i poukładanie ich w szafach zajęło sporo czasu. Zazwyczaj nie musiał się tym przejmować, robili to za niego członkowie ekipy, tutaj niestety został zupełnie sam, zdany na własne siły. W willi Luogo di Silenzio, zatrudniano sprzątaczki na godziny, a jedynym stałym pracownikiem była Celina, zajmująca się głownie gotowaniem oraz zakupami. Jeśli ktoś był estetą i na dokładkę pedantem, miał niełatwe życie. Na szczęście do tych dwóch cech, w przypadku piosenkarza, należało jeszcze dołożyć ośli upór, dlatego przez trzy godziny dzielnie segregował swoje ubrania według kolorów i przeznaczenia, chociaż był zmęczony podróżą, a  w brzuchu grała mu już cała orkiestra. Kiedy wybiła siódma wieczór wyposzczony żołądek, doprowadził go do jadalni lepiej, niż markowy GPS.
   Zoja właśnie wkładała do buzi łyżkę z zupą, kiedy w drzwiach dostrzegła wysoką sylwetkę brata. Zamrugała powiekami, mając nadzieję, że to fatamorgana, spowodowana stresem i upałem. Niestety zjawa nie znikła, za to zacisnęła usta w wąską kreskę i prychnęła, na widok jej krótkiej spódniczki.
- Aand.. - zapiszczała wystraszona nie na żarty. Nikt bez powodu nie zdawał sobie tyle trudu i nie przelatywał nad oceanem. - Yhm... hm... - Oczywiście popluła się barszczem jak przedszkolak. Co Adam sobie pomyśli? Nowa bluzeczka, za którą dała całe kieszonkowe od babci, nadawała sie już tylko do wyrzucenia. Co Andriei tutaj robił? Dlaczego nikt jej nie powiedział o jego przyjeździe? Nie miała pojęcia czym zawiniła, ale postanowiła się nie poddawać. Nie pozwoli już rodzinie niczego sobie narzucać, w końcu była pełnoletnia.
- Hej Kluseczko. - Demkowicz użył dziecinnego przezwiska z premedytacją, z przyjemnością patrząc jak nieznośna ucieknierka mruży ze złości oczy. Siostra szczerze go nienawidziła, bo przypominało jej o czasach, kiedy była ukochanym Pączuszkiem mamusi zachwyconej, że chociaż jedna osoba w rodzinie była nieco pulchna. Taka mała zemsta za to, że musiał przelecieć tysiące kilometrów w paskudnym towarzystwie, by ratować ją z łap Zaubera, który może w końcu dostrzeże z jak młodą dziewczyną miał do czynienia i poszuka na jej miejsce kogoś bardziej doświadczonego. Zbuntowana smarkula mu jeszcze kiedyś za to podziękuje.
- Heeej... - wyjąkała. Jak on mógł w obecności pisarza użyć tego paskudnego określenia? Chce żeby Adam miał ją za gówniarę? Niedoczekanie. Zebrała się na odwagę. Postanowiła nie być dłużna. - Jak tam podróż Panie Lusterko? Ile razy musieliście dodatkowo lądować?
- Panie Lusterko? - Zapytał zaciekawiony Adam, widząc skrzywienie ust piosenkarza, z którego wrażliwej twarzy można było czytać, niczym z otwartej z książki.
- Nasz Andriuszka nie zawsze bywa taki śliczniutki - ciągnęła niezrażona dalej mimo błyskawic w oczach brata. - Musi dbać o ten słodki pyszczek, bo inaczej zamienia się w Monstera. - Jak wojna to wojna. Nie podobało jej się, że panowie usiedli tak blisko siebie. Niby Andy wolał dziewczyny, jeśli można tak określić drętwą Katiuszę przypominająca raczej posąg, ale licho nie śpi, jak mawiała babcia.
- Ale po co dodatkowo lądować? - Wtrąciła się praktyczna Jenni. - I tak przelot z Europy do Stanów trwa w nieskończoność.
- Na pewno przytaszczył sklep z kosmetykami, że o ciuchach nie wspomnę. Taki bagaż sporo waży, więc pewnie musieli zatankować kilka razy inaczej skończyliby z rybkami w oceanie. - Wiedziała, że brat jej nie daruje tych żartów, ale skoro mieli pogrążyć się w oczach Zaubera, to oboje.
- Dobrze, że tak świetnie znasz się na samolotach, panienko, bo za tydzień wracasz do domu. Doświadczenie przyda ci się na lotnisku.
- Jeszcze zobaczymy! - Zadarła buńczucznie nos Zoja.
- A ja tu zostanę na miesiąc, może nawet dwa. - Z uprzejmym uśmiechem podał pisarzowi solniczkę, przeciągając ten moment dłużej niż było konieczne. I niech sobie dziewuszysko myśli co chce. Nie lubił gierek, ale tym razem chodziło o szczęście jego siostry. Adam instynktownie odwzajemnił uśmiech nie mając pojęcia, że właśnie stał się pionkiem w wojnie między rodzeństwem. Zresztą nigdy nie zwracał na takie rzeczy uwagi, jedną nogą jak zwykle przebywając w ,,Błękitnym zamku".
   Kolacja wynagrodziła Demkowiczowi mu wszystkie trudy i niedogodności podróży. Gospodyni, przeszła samą siebie, chcąc dogodzić  Aniołowi z Ukrainy. Omal nie rozpłynęła się, niczym masło w upalny dzień słysząc pochwały, których jej nie szczędził.
- Będę musiał panią porwać. - Zachwycał się mężczyzna, pałaszując już drugą dokładkę pierogów z mięsem pływających, w robionym domowym sposobem, kiszonym barszczu. - Pan Zauber z pewnością nie odda mi dobrowolnie takiego skarbu.
- Po prostu Adam, tutaj sobie nie panujemy. - Pisarz podziwiał apetyt gościa. Jakim cudem pozostawał szczupły? On tył nawet od powietrza, a po wypiciu dużej ilości wody robiła mu się oponka. Jak większość ludzi, w takim przypadku, mijał się oczywiście z prawdą. Gdyby nie pochłaniał sporej ilości słodyczy, nie musiałby potem godzinami spacerować z psem po plaży, aby spalić pochłonięte kalorie. Dzięki temu zyskał jednak dwa gratisy, które szybko polubił - ładną opaleniznę i platynowe refleksy w jasnych włosach od ostrego, kalifornijskiego słońca. - I radziłbym uważać, Celina potrafi utuczyć nawet anorektyka.
- Nie mam z tym problemu, ale dziękuję za troskę. - Oczy Andrieia powędrowały z nieznośną powolnością, z odsłoniętej szyi widocznej w dekolcie rozpiętej koszuli na której przez chwilę się zatrzymały, poprzez klatkę, na brzuch gospodarza. Na ustach błąkał mu się mimowolny uśmiech, z którego nie zdawał sobie sprawy.
- Zawsze dbam o zdrowie gości. - Warknął poczerwieniały Adam. Ten palant jak nic zastanawiał się nad jego wagą, a w oczach miał metr krawiecki. Bezczelny! Nie każdy musiał mieć perfekcyjne ciało. - Obok basenu stoi kilka maszyn, jeśli miałbyś ochotę potrenować. -  Komu by się chciało codziennie ćwiczyć na siłowni? Pisarz uważał to za stratę czasu niegodną inteligentnego człowieka. Wolał powłóczyć się po okolicznych knajpach z Jenni, kiedy George i Bred wyciskali z siebie siódme poty. On nie musiał się zbytnio przejmować wyglądem, bo fanów kręcił raczej jego umysł oraz wyobraźnia, ale tytuł Anioła z Ukrainy zobowiązywał. Księciunio po posiłkach Cesi będzie musiał wziąć się ostro do roboty, by nie stracić tego smakowitego kaloryfera. Postanowił rzucić w faceta pierogiem, jeśli nie przestanie go mierzyć, tymi czarnymi oczami. Może faktycznie powinien się zważyć? Ostatnio zjadł całą tacę rogalików z marmoladą różaną i nieczyste sumienie nieco go dręczyło
- Chętnie skorzystam. - Uwagę Andrieia zajmowało coś zupełnie innego niż sądził jego gospodarz. Wcześniej uznał, że pisarz z rozpuszczonymi włosami wyglądał niemęsko. Okazało się jednak, że ze związanymi niechlujnie spinką, prezentował się jeszcze gorzej. Odsłonięty, opalony kark i widoczne w rozchełstanej koszuli obojczyki, przyciągały jego wzrok niczym magnes. W dodatku ta pulsująca rytmicznie tętnica, wzdłuż której spłynęła właśnie kropla potu. Mężczyzna czuł się coraz bardziej niezręcznie, dlatego złapał szklankę z wodą, dorzucił garść kostek lodu i wypił jednym haustem.
- Strasznie gorąco. - Zupełnie zapomniał o Zoji, która nie spuszczała z niego wzroku. Jak większość zakochanych posiadała ten sławny, siódmy zmysł, który ostrzegał ich o niebezpieczeństwie. W tej chwili nie bardzo wiedziała co myśleć o niecodziennych poczynaniach brata. Przypuszczała, że zwyczajnie robił jej na złość, aby zniechęcić do znajomości z pisarzem. Coś jednak w jego zachowaniu ją zaniepokoiło, w końcu to ona znała go najlepiej. Spędzała z nim więcej czasu niż ktokolwiek inny. Zapracowani rodzice, sami będąc znanymi wokalistami w ich kraju, byli wiecznie w trasie, z rzadka tylko wpadając do domu i uczestnicząc jedynie w najważniejszych uroczystościach. Mieli jeszcze najmłodszego braciszka Mitię, ale on dopiero zaczął zerówkę i zajmowali się nim dziadkowie. Z początku była nawet o szkraba zazdrosna, bo po jego urodzeniu Andriei poświęcał mu więcej czasu niż jej, ale potem sama go pokochała i rozpieszczała. Uwielbiał maluchy i doskonale się z nimi dogadywał może dlatego, że sam niejednokrotnie sprawiał wrażenie dużego dziecka, które nie miało zamiaru nigdy dorosnąć.
- Ja się trochę przejdę. To wszystko jest zbyt dobre. - Poklepała się po brzuchu i wstała od stołu, a George mrugając do niej zrobił to samo. Rodzina nie wiedziała o wielu jej grzeszkach. Dwoje przestępców opuściło jadalnie i udało się w najdalszy kąt ogrodu, gdzie na pięknym tarasie widokowym, z którego można było podziwiać ocean, stała ławeczka otoczona krzakami jaśminu. Kryjówka idealna. Tutaj uciekali wszyscy, którzy niebacznie podpisali wiszący nad kominkiem cyrograf, by pozaciągać się dymkiem. Nic tak nie smakowało, jak wypalony w ukryciu papieros. Dziewczyna paliła od dawna, ale nie miała zamiaru się z tym afiszować zwłaszcza, że Adam nie znosił zapachu nikotyny, a mający bzika na punkcie zdrowia brat, zwyczajnie sprawiłby jej lanie, nie bacząc na dowód osobisty.
***
   Andriei był zupełnie zadowolony z przebiegu kolacji, wykonał swój plan z nawiązką, sądząc po minie Zoji. Teraz ubrany w jedwabną piżamę, rozpierał się na kanapie, w swoim maleńkim saloniku. Odrobinę światła dawał jedynie gazowy kominek, który włączył po przyjściu z jadalni. Otwarł szeroko drzwi do ogrodu. Księżyc był już wysoko na niebie. Za oknem kwitły bzy, osiągające tutaj niespotykane w Europie rozmiary, ich zapach oszałamiał. Mężczyzna sączył lampkę wina na którą pozwalał sobie jedynie od czasu do czasu. Kalifornia zaczynała mu się coraz bardziej podobać. Grafik miał umiarkowanie wypełniony koncertami, reklamami i wywiadami tak, że zostawało mu jeszcze trochę czasu na przyjemności. Miał nadzieję, że znajdzie kilka ciekawych miejsc do nurkowania, które było jego pasją. W nocnej ciszy sygnał telefonu zabrzmiał wyjątkowo ostro.
- Papatki. - W głośniku rozległ się wysoki głosik Mitii.
- Dlaczego ty nie śpisz? - Ziewnął.
- Nie wiesz co to strefa czasowa?! - Mądrzył się chłopiec, zadowolony, że może czegoś nauczyć ukochanego, starszego brata. - Jem śniadanie, zaraz idę do szkoły.
- Zapomniałem. Chyba jakieś siedem godzin różnicy. Co słychać w zerówce? Koledzy ci nie dokuczają? - Mężczyzna zawsze szczerze żałował, że nie mógł mu poświęcić tyle czasu ile chciał.
- Yyy...- Zawahał się z odpowiedzią. Nie umiał kłamać, zwłaszcza Anrieiowi. Mała główka pracowała na wzmożonych obrotach, aby jakoś  wybrnąć z sytuacji.
- Narozrabiałeś prawda?
- Babcia naskarżyła? - Skąd on wiedział, że rozkwasił nos temu głupiemu Dimie, który nazwał go sierotą. Rodzice chłopca oczywiście nie przyszli nawet na rozpoczęcie roku szkolnego, nie opłacało im się przyjeżdżać dwóch tysięcy kilometrów. Uznali, że był wystarczająco duży, aby przyjść sam. Mitia był jedynym dzieckiem, który przekroczyło po raz pierwszy mury szkoły, nie ściskając za rękę mamy.
- Mów głuptasie, przecież i tak nie mogę wytargać cię za ucho. - Martwił się o niego, dziadkowie byli coraz starsi, nie zawsze potrafili sprostać żywemu jak iskra maluchowi.
- Pamiętasz jak mówiłeś, że wlejesz temu pis... pismakowi?
- Niby kiedy? - Nie mógł sobie przypomnieć, by wygadywał takie rzeczy przy dziecku. Zawsze hamował język w jego obecności.
- Kiedy babcia powiedziała, że Zauber zrobi z Zojki kobietę upadłą. Co to ,,kobieta upadła''?
- Nieładnie jest podsłuchiwać dorosłych. - Tego łobuza wszędzie było pełno. - To znaczy, że nauczy ją złych rzeczy, bo sam jest niegrzeczny. - Poczuł, że w tej chwili mijał się nieco z prawdą. Adam nie wyglądał na złego człowieka. Z tego co zauważył, to raczej siostra była wobec niego nachalna. Zachowywała się jak jego postrzelone psychofanki. - A ty nie odwracaj mojej uwagi. Problemy rozwiązujemy..
- Wiem, wiem... Kur.. Kulturalną rozmową, a nie pięścią jak prostacy.
- No właśnie. - Mitia zapowiadał się na najbardziej elokwentną osobę w rodzinie, a z jego nauk pamiętał tylko te, które mu aktualnie pasowały.
- Ale Dima nie wie co to kultura. Głupi jest. Za to jak mu przysoliłem, od razu przestał nazywać mnie sierotem.
- Bądź grzeczny, a na święta i ferie zabiorę cię do siebie. - Zrobiło mu się strasznie przykro. Miał ochotę wskoczyć w następny samolot i zabrać stamtąd brata.
- A gdzie? - Maluch aż pisnął z podniecenia.
- Nie mam pojęcia mądralo, niech to będzie niespodzianka.
- Fajnie. Musze kończyć, bo babcia idzie do mnie z kapciem. Spóźnię się na autobus. Papatki. - Rozpierała go radość, Andy zawsze dotrzymywał słowa, nie to co tata, który od pół roku odwlekał wspólne wyjście do wesołego miasteczka.
- Buziole skarbie. - Może rzeczywiście powinien się ożenić? Mitia miałby wtedy prawdziwy dom i nie czułby się jak pakunek przekazywany z rąk do rąk. Andriei ostatnio miał jednak poważny problem z wyobrażeniem sobie Katii jako żony i matki. Dziewczyna wiele czasu poświęcała swojej karierze skrzypaczki i dużo podróżowała. Mały wpadłby z deszczu pod rynnę. Mężczyzna sam zapracowany pragnął ciepłego, stabilnego domu, do którego mógłby z radością powracać, gdzie ktoś czekałby na niego z szeroko otwartymi ramionami, bezpiecznej, szczęśliwej przystani do której zawijałby niczym marynarz do portu. Ciekawe, że w tym momencie przyszła mu na myśl willa Lugo di Silenzio. Mimo plątających się pod nogami ludzi, nieustannego ruchu i gwaru, panowała w niej miła, przyjacielska atmosfera. Słychać było wybuchy śmiechu i żarty, z kuchni dochodziły swojskie zapachy, a gospodarz miał do gości iście święta cierpliwość. Zauważył, że kiedy był zmęczony i potrzebował odrobiny spokoju, zamykał się w swoim gabinecie, gdzie nikt, poza Celiną, nie miał dostępu. Sen jakoś nie nadchodził, zmiana strefy czasowej jak zwykle namieszała mu w głowie.
***
   Kiedy dom wreszcie ogarnęła cisza, Adam wziął prysznic i przebrał się w ulubioną piżamę. Zabrakło mu odwagi, aby położyć się w swojej sypialni. W końcu na parterze grasował kicaty zabójca. Następnego dnia miała przybyć ekipa fachowców i zabrać gryzonie. Teraz jednak musiał sobie jakoś radzić. Wziął koc i poduszkę, bez której nie mógł zasnąć pod pachę. Boso, bo kapcie zaginęły gdzieś w akcji antykróliczej, poszedł do domku gościnnego. Liczył, że zmęczony Demkowicz powędrował już w ramiona Morfeusza. Kanapa w jego salonie była najwygodniejsza. Nie zapalił światła, trzaskające w kominku płomienie musiały mu wystarczyć. Usiadł na niej ostrożnie, by skrzypiące sprężyny nie zbudziły śpiącego za ścianą mężczyzny.
- Aa...! - Wrzasnął Andriei chwytając się za serce, wydawało mu się, że tylko na moment zamknął oczy i nagle coś ciężkiego usiadło mu na klatce.
- Nie drzyj się tak, ogłuchłem przez ciebie na jedno ucho! - Sześć oktaw słynnego głosu omal nie rozsadziło mu mózgu.
- Co ty tu robisz? - Nadal niezbyt przytomny piosenkarz podniósł się z kanapy.
- Zawsze tak wolno chwytasz? - Szturchnął mężczyznę, by się posunął. Stał mu na stopie. - Idę spać. Zmiataj do łóżka. - Bez ceremonii położył się na boku, plecami do przestępującego z nogi na nogę Andrieia.
- Trochę głupio, żebyś we własnym domu spał na kanapie. - Jakim cudem ten walający się po fotelach leń, miał zgrabniejszy od niego tyłek?
- Spadaj - burknął pisarz i nakrył się na głowę, nie mając pojęcia jak uważnej ocenie zostały poddane jego tyły.