piątek, 31 sierpnia 2018

Rozdział 3


  
Pisarz obudził się wyjątkowo wypoczęty, co mu się bardzo rzadko zdarzało, ze względu na stare, powypadkowe rany, które zawsze w nocy dawały o sobie znać. Uznał, że być może mieszkanie z bandą artystów nie będzie takie złe, jak to sobie na początku wyobrażał. Wyszedł na balkon i wciągnął w płuca poranną bryzę. Słoneczko delikatnie przygrzewało, pokrzykiwały unoszące sie nad falami rybitwy, wszędzie panowała cisza i spokój. Goście chyba nadal spali, bo z pokoi na górze nie dochodził żaden, nawet najlżejszy szmer. W kuchni krzątała się już nieoceniona Celina, pachniało świeżo zaparzoną kawą, bez której pisarz nie wyobrażał sobie poranka.
   Jakże niewinnie zaczął się jeden z tych dni, kiedy to Adam dla własnego dobra nie powinien był wstawać z łóżka, co niestety zbyt późno to sobie uświadomił. Kłopoty okazały się w jego przypadku chodzić nie parami, jak u zwykłych zjadaczy chleba, a całymi stadami. Zupełnie jakby podczas wspinaczki, niechcący kopną nogą jeden mały kamyk, a w zamian na głowę spadła mu cała lawina. Aparat fotograficzny, który miał pomagać wszystkim mieszkańcom Luogo di Silenzio w radzeniu sobie ze wścibskimi fanami i dostarczać codziennie porcji wrażeń o idolach, aby nie szukali ich gdzie indziej, okazał się prawdziwym koniem trojańskim.
A wszytko zaczęło się od kichania...
   Kiedy mężczyzna w ulubionych, pluszowych kapciach wszedł do jadalni, niespodziewanie zakręciło mu w nosie, a oczy zaczęły łzawić. Gospodyni postawiła przed nim parująca filiżankę.
- Apsik..
- Co z tobą, przeziębiłeś się? - Zatroskała się Celina.
- A psi...A pisk...! Jeszcze przed chwilą wszytko było w porządku. - W pośpiechu wziął do ręki papierową serwetkę, bo z nosa zaczęło mu kapać. Znał te objawy, zawsze pojawiały się dosłownie znikąd. Cholerna alergia postanowiła zepsuć mu humor. - Posprzątałaś w domu jakimiś nowymi środkami?
- No przecież wiem, że jest pan uczulony. Idę po zastrzyk, zanim się pan całkiem rozłoży, a potem pomyślimy co się stało. - Kobieta ruszyła w kierunku wiszącej w kuchni apteczki, gdzie w oddzielnym pudełeczku leżały przygotowane jednorazowe iniekcje, przepisane pisarzowi przez lekarza, kiedy to omal nie udusił się po wizycie w sklepie zoologicznym.
- Nie trzeba. - Adam na samą myśl o igle poczuł się jakby trochę lepiej. Może faktycznie gdzieś go zawiało?
- Niech pan nie będzie dzieckiem. - Celina nie znała litości. Złapała swojego opierającego się pracodawcę za ramię i fachowo zrobiła zastrzyk.
- Aa...! - Zawył pisarz. - Ależ ty jesteś brutalna.
- Ktoś musi w tym domu mieć jaja. Padło na mnie. - Odpyskowała mu gosposia. Rzeczywiście z nich dwojga, to z pewnością ona wyglądała bardziej męsko, co zerknąwszy w lustro kątem oka, z przekąsem stwierdził Adam. Ubrana w dżinsy i podkoszulkę bez rękawów kobieta, miała imponujące mięśnie zapaśniczki, w dodatku stylowe tatuaże na ramionach, jeszcze podkreślały jej atuty. Przemknęło mu przez głowę, że może powinien też sobie jakiś zrobić, albo przynajmniej zacząć ćwiczyć. To była jednak tylko chwila słabości. Nie ma co ukrywać, mężczyzna nie był fanatykiem wysiłku fizycznego. Uważał, że basen i spacery z psami zupełnie wystarczały by utrzymać formę. Usłyszał głosy dochodzące z piętra i postanowił się szybko ulotnić. Mimo wszystko był tutaj gospodarzem i nie powinien straszyć gości ponaciąganą piżamą z Roszpunką.
- Ja pieprzę! - O mało nie zaliczył podłogi, bo coś małego i puchatego przebiegło mu pod nogami. - Co to do cholery było?!
- Królik. Chyba. - Mimowolnie roześmiała się gosposia. Adam przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy - rozczochrany, usmarkany i czerwony na twarzy ze złości. W dodatku tupał nogami niczym dziecko. Może i wyglądał na łagodnego, ale temperament miał nie od parady.
- Kto przytargał te kicające uszale?! - Wrzasnął ile miał sił w płucach, co nie zabrzmiało zbyt imponująco, z powodu paskudnej chrypki. Schodząca właśnie po schodach Zoja aż podskoczyła, po czym zaczęła się powoli cofać. Wieczorem nie mogła zasnąć, zrobiła sobie spacer wzdłuż plaży, aby ochłonąć  po nadmiarze wrażeń. W pudełku pod drzewem znalazła kartonowe pudełko z gromadką przerażonych, popiskujących maleństw. Ktoś wyrzucił, niczym nikomu niepotrzebne śmieci, cztery śliczne króliczki. No przecież nie mogła ich tak zostawić. Zabrała je do domu, nakarmiła i zrobiła zaciszne legowisko w kąciku sypialni. Jakim cudem znalazły się na parterze, nie miała pojęcia. Chciała rano porozmawiać o nich z pisarzem, niestety nie zdążyła, bo zrobiła się afera.
- Zoja! A ty gdzie?! - Mężczyzna mimo, że ledwo widział przez załzawione i czerwone oczy, zauważył strategiczny odwrót tłumaczki. Na pobladłej twarzy miała wypisaną winę. Dusza biednej dziewczyny usiadła jej na ramieniu z zamiarem ucieczki do Meksyku, bo zdenerwowany pracodawca, niby taki chory, a zbliżał się do niej z prędkością błyskawicy, skacząc po dwa schody.
***
    Demkowicz, napędzany jakimś wewnętrznym niepokojem i strachem o naiwną siostrę, pobił chyba wszystkie rekordy prędkości. Zawsze był niezłym organizatorem, ale tego dnia przeszedł sam siebie. Udało mu się zamknąć wszystkie swoje sprawy, a przynajmniej te najważniejsze, przed wyjazdem do L.A. W południe siedział już w samolocie, niestety zdobył jedynie miejsca w klasie ekonomicznej, której odkąd stał się sławny, unikał jak ognia. Dwaj ochroniarze siedzieli po drugiej stronie pokładu i nie stanowili żadnej pomocy. Chciał czy nie, musiał uzbroić się w cierpliwość i jakoś przetrwać chichoty oraz natrętne spojrzenia siedzących obok dwóch nastolatek. Nie nastawiło go to zbyt pokojowo do świata, tym bardziej, że właśnie czytał ściągnięte na tableta wiadomości, o tym zboczeńcu Zauberze. Zawsze wychodził z założenia, że by odnieść zwycięstwo, należało poznać wroga. Wcześniej nigdy nie widział mężczyzny i nie miał zamiaru oglądać, już wystarczająco go denerwowała, piejąca nad nim z zachwytu przy każdej okazji, Zoja. Nie lubił plotek i niesprawdzonych nowinek internetowych, sam niejednokrotnie bywał ich ofiarą, ale obecnie nie miał czasu na fachowe śledztwo. Musiał się więc zadowolić brukowcami. Już same zdjęcia mężczyzny podniosły mu ciśnienie. Zawsze myślał, że tworzący beletrystykę ludzie to gromada otoczonych kotami, starych panien, bądź zasuszonych staruszków, którzy z nadmiaru czasu na emeryturze, wypisują bzdury. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale raczej rzadko. Tymczasem z czytnika uśmiechała się do niego ładna, chłopięca twarz, z dołeczkami na policzkach i bystrymi, zielononiebieskimi oczami. Czyżby gazety pomyliły się podając wiek mężczyzny? I jaki porządny facet nosił długie włosy? Pewnie taka czupryna, uchodziła w L.A za romantyczną. Dla Andrieia, wychowanego w muzułmańskiej rodzinie, opadające na plecy pukle były ozdobą wyłącznie kobiet. W sumie z jednej strony był zaskoczony młodzieńczym wyglądem, a z drugiej rozczarowany dość przeciętną urodą pisarza. Spodziewał się kogoś, właściwie, sam nie wiedział kogo. W dodatku, tym niewinnym uśmiechem, udało mu się nawet na moment uśpić jego czujność. Przez głupie zdjęcia omal nie zapomniał, że miał do czynienia z wytrawnym podrywaczem, sprowadzającym na złą drogę młode dziewczęta. Na domiar złego ten cały Zauber musiał być naprawdę inteligentny, we wszystkich artykułach widniały nagrody, pochwały, niektóre od poważnych recenzentów.  A to mogło poważnie utrudnić zadanie, przytargania z powrotem do domu zauroczonej dziewczyny, jeśli ten miał wobec niej jakieś plany. Demkowicz postanowił się nie patyczkować, tylko po przyjeździe jasno postawić sprawę - on spełni warunki kontraktu, a doskonale zdawał sobie sprawę, że dobry kompozytor był bezcennym skarbem, ale siostra musiała wrócić na Ukrainę. Znalezienie nowego tłumacza na jej miejsce nie wydawało mu się trudnym zadaniem. Jeśli jednak Zoja nie chciałaby współpracować, bo pisarz z pewnością szybko się podda, zrobi wszystko, by jej go obrzydzić.
***
   W willi Luogo di Silenzio trwał armagedon. Wszyscy mieszkańcy zostali postawieni do pionu i zatrudnieni w charakterze myśliwych, jedynie Adam siedział na tarasie i przysięgał, że nie wróci dopóki nie pozbędą się pieprzonych futrzastych kulek. Dla nudzących się aktorów polowanie stanowiło niejaką atrakcję. Zaśmiewając się biegali po domu uzbrojeni w siatki na ryby na długich wysięgnikach. Po kilku godzinach pogoni mieli jednak dość, gryzonie okazały się sprytniejsze niż zakładali, a w pudełku nadal brakowało jednego królika. Umieścili całe wąsate towarzystwo w starym psim kojcu, którym rozpieszczony pupil Adama gardził i omijał z daleka. Na placu boju pozostała winowajczyni i niezawodna Celina. Jakby nie dość było kłopotów zadzwonił menadżer pisarza, który z początku nieco się jąkając długo i zawile wypytywał go o zdrowie.
- Ja cię proszę Sten, przejdź w końcu do rzeczy, albo się wyłączam. - Wychrypiał zniecierpliwiony mężczyzna. Na świeżym powietrzu czuł się o niebo lepiej, ale nadal wszystko go swędziało.
- Adaś, może najpierw nalej sobie lampeczkę wina. Najlepiej dwie.- Zaczął ostrożnie. Zauber na bani było o wiele przystępniejszy.
- Oszalałeś, chcesz mnie zabić! Kto cię wtedy będzie utrzymywał darmozjadzie? Nie słyszysz jak skrzeczę? Zrobiłem sobie zastrzyk z Dexavenu, a ty mi tu wyjeżdżasz z alkoholem. - Co znowu kombinował ten chciwy  imprezowicz? Znali się od lat jak przysłowiowe łyse konie.
- Dobrze już dobrze, tylko się nie denerwuj. Mam dwie wiadomości, dobrą i złą.
- Gadaj albo spierdalaj! - Nie wytrzymał mężczyzna.
- Aleś ty niecierpliwy. To odludzie ci nie służy. Zdobyliśmy kompozytora i to dobrego. Już jutro możecie zacząć pracę nad piosenką. - Sten gratulował sobie w myślach, że zadzwonił, zamiast przyjeżdżać  z nowinami osobiście, jak to powinien był zrobić. Wkurzeni pisarze bywali strasznie niebezpieczni, a ten już w szczególności.
- A druga? - Miał złe przeczucia, bardzo złe.
- Mój ty najwspanialszy z pisarzy, ozdobo dzikich plaż, mistrzu pióra i klawiatury, na pewno zdajesz sobie sprawę, że w pobliżu nie ma hotelu, prawda?
- Hmm... Wrrr...- Zauberowi od razu do głowy przyszła banda, którą wytwórnia zwaliła mu na głowę, a teraz ukrywała się przed nim w ogrodzie, bo została pokonana przez cztery małe króliczki. Dyszeli jak wyrzucone na brzeg wieloryby. Po jakiego grzyba chodzili na siłownię? Bezużyteczne mięśniaki!
- No właśnie mój piękny. Dzisiaj w nocy przyjeżdża Demkowicz i musisz gdzieś go wcisnąć. Chyba w takim dużym domu znajdzie się jakiś pokoik?
- Pogrzało cię? Moja chata nie jest z gumy pomyleńcu! Nie będę nadskakiwał jakiemuś rozpieszczonemu lalusiowi! On pewnie nawet pierdzi fiołkami.
- Nie martw się, to podobno równy gość. Odbiorę go z lotniska.
- O kurwa!! - Omal się nie udławił ze złości pitą właśnie wodą. To już był szczyt bezczelności.
- To chyba znaczy tak? Prawda? - Steven przezornie się rozłączył. Lepiej było nie kusić licha. Zatarł ręce z radości. Właśnie upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Słusznie wybrał drogę kariery, oj słusznie, robił się w tym coraz lepszy.
***
   Adam doszedł do wniosku, że jeśli ktoś się urodził frajerem, frajerem pozostanie. Kto miał miękkie serce, musiał mieć twardą dupę i nerwy ze stali. Gdyby od razu postawił swoje warunki i wyrzucił bezdomną bandę na bruk, to teraz nie musiałby kombinować, co zrobi z Księciuniem, jak w myślach nazwał Demkowicza. Nie miał już ani jednego wolnego pokoju, a jakoś nie wyobrażał sobie tych przyzwyczajonych do luksusów artystów, upchanych po dwóch na małej przestrzeni. Pozabijaliby się jak nic, co w sumie też byłoby jakimś wyjściem tyle, że on musiałby przemianować willę na Luogo di Omicidio (miejsce mordu). Przez chwilę z lubością rozważał taką możliwość, pobliski ocean i wysoka skarpa na jakiej stał dom dawały wiele ciekawych opcji. W ten sposób Zauber zamiast rozwiązać palący problem, utknął w świecie swojej wyobraźni. Na tarasie było całkiem przyjemnie, pergola zasłaniała go przed podmuchami wiatru i ostrym słońcem. Kompletnie stracił poczucie czasu.
- Co pan tak wzdycha? - Zainteresowała się Celina. Pisarz po nagłym ataku złości, ucichł i nawet jak na niego dziwnie się zachowywał. Od godziny siedział na kanapie czasem się uśmiechając, to znowu robiąc mordercze grymasy, chwilami nawet pojękiwał.
- Ee..? - Ocknął się Adam, który właśnie w myślach spychał w przepaść obu aktorów, a ich wirujące ciała rozbijały się o wystające ze wzburzonej wody, nagie skały. Zaiste piękny widok, zwłaszcza jak jeszcze do tego dodać rozbłyskujące na tle zmierzchającego nieba, pioruny. - A właśnie. Czy wypada umieścić gościa na kanapie w salonie? Mógłby korzystać z natrysku na basenie.
- Co za bzdury pan wygaduje. - Żachnęła się gospodyni, od roku zafascynowana pięknym wokalistą. Jakże mogłaby nie zadbać o takie śliczności? Ten leniwy facet, zbijający bąki na tarasie nie miał serca, ot co!
- To weź go do siebie!
- Nie śmiałabym. - Zaczerwieniła się i wytarła mokre ręce do fartucha. -To nie moja liga i podobno ma już swoją królewnę. A panu tylko głupstwa w głowie.- Oburzyła się kobieta i podparła pod boki.
- Nigdy nie wiadomo. Wygląda chuderlawo, tacy lubią duże dziewczynki. Nosiłabyś go na rękach. - Humor zaczynał mu wracać, a powstająca w jego głowie para wydała mu się przekomiczna.
- Taa... Idę się wystroić, więc niech pan zapomni o obiedzie, a może i o kolacji. Na deser miały być orzechowe podkówki, ale chyba nie zdążę ich upiec. - Celina była jedyną osobą, która nie bała się jego ciętego języka.
- Och... - Pisarzowi, który był paskudnym łasuchem, natychmiast zrzedła mina i przeszła ochota do żartów. - A jakby wysprzątać domek ogrodnika. Stoi pusty, ma sypialnię i salonik, a nawet skromną łazienkę. Zdążysz?
- Jeśli zjecie z chlebem wczorajszy gulasz, to pewnie tak. Za to kolacja będzie porządna. Biedactwo przyjedzie zmęczone i głodne, a takiemu mężczyźnie nie mogę podać byle czego.
- Ale ciasteczka będą? - Upewnił się Adam zadowolony, że udało mu się rozwiązać tak trudne zadanie to, że cudzymi rękami jakoś nie przyszło mu do głowy.
- Mężczyźni! Tylko żarcie i seks im w głowach.
- No wiesz ty co.
- No dobra, panu, to tylko żarcie! - Gosposia machnęła ścierką na obrażonego pracodawcę, który siedział w fotelu z marsową miną i wydętymi ustami. Nie oglądając się za siebie poszła przygotować gniazdko dla swoich śliczności. Starała się ze wszystkich sił odpowiednio je wysprzątać i ozdobić, bo kto wie, może zadowolony Andriuszka, coś dla niej zaśpiewa. Nieustannie coś poprawiała mimo, że wszystko lśniło. Miejsce ciągle wydawało jej się zbyt skromne i nieodpowiednie dla Anioła z Ukrainy. Niestety nie była bogiem i nie potrafiła stworzyć dla niego nieba.
***
   Z lotniska odebrał Demkowicza, kłaniający się niemal do ziemi i piejący z zachwytu, Steven. Na szczęście piosenkarz nie zdradził nikomu poza swoją ekipą wiadomości o wyjeździe do L.A, dzięki temu przy odprawie obyło się bez cyrku. Musiał jedynie rozdać kilkanaście autografów obsłudze. Ochroniarze zanieśli walizki do taksówki, bo tylko część z nich, zmieściła się w wynajętej limuzynie. Mężczyzna nie miał zamiaru niczego sobie odmawiać, a bóg jeden wiedział, w co się ubierali się ludzie w tym barbarzyńskim kraju. Teraz mógł sobie pogratulować przezorności. Przyzwyczajony do strojów z delikatnej bawełny od najlepszych projektantów, którzy sami licząc na reklamę, wciskali mu swoje wyroby, skrzywił się na widok poubieranych w stylony ludzi, miotających się po sali odpraw. Nie wyobrażał sobie noszenia czegoś tak paskudnego, w niesamowitym upale, który panował obecnie w L.A. Ochroniarze zostali w mieście, a jego paplający nieustannie menadżer, wywiózł na pustkowie. Od kwadransa jechali wąską, asfaltową drogą, po której obu stronach ciągnął się gęsty, sosnowy las. Nigdzie ani śladu cywilizacji. Zajechali przed piękną willę, w klasycznym stylu z białym gankiem i kolumienkami. O dziwo na powitanie nikt im nie wyszedł. Steven zajął się bagażem, a zaciekawiony Andriei, przez nikogo nie niepokojony, wszedł do holu. Stojący w kącie zabytkowy zegar z kukułką tak duży, że można by do niego wejść, musiał kosztować fortunę. Nie miał pojęcia, że polowanie na gryzonie trwało nadal. Za plecami usłyszał tupot nóg, dwie osoby przebiegły  obok, nie zwracając na niego uwagi. Następna się zatrzymała.
- Jaki słodziaśny...! - Pisnęła wysoko jasnowłosa kobieta i rzuciła się na niego, robiąc dziubek z ust. Jedynie dzięki refleksowi, który zawdzięczał czterem latom trenowania sztuk walki, nie został zmolestowany. Wzięła jednak zbyt duży rozpęd i przewróciła, usiłującego ją złapać, Georga, który właśnie wyszedł z kuchni. Miała co prawda niezłe lądowanie, ale znalazła się twarzą w kroczu aktora. Idący za nim pisarz złapał się za głowę.
- Jenni, ty obleśna babo! - Wrzasnął na widok, zaszokowanej miny Demkowicza, stojącego z otwartymi ustami, biedny Ksieciunio trafił wprost z pałacu do domu wariatów. - Ona jest stuknięta.- Adam zrobił wymowny gest palcem na czole. Pięknie się przedstawili sławnemu kompozytorowi, nie ma co. Podszedł do mężczyzny z pojednawczym uśmiechem. Z bliska Andriei był jeszcze przystojniejszy niż w telewizji. Magia kamer nie oddawała należycie jego egzotycznej urody.
- Witam. -Wyciągnął rękę, którą nowy gość zignorował. Czarne oczy, obramowane firanką długich rzęs, patrzyły chłodno z wysokości jakiegoś metra dziewięćdziesiąt.
- I w tym domu mieszka moja siostra? Natychmiast zabieram ją do domu! - Oburzenie na chwilę odebrało mu mowę. Nie znosił, gdy ktoś wkraczał bez pozwolenia, w jego przestrzeń osobistą. Czego mogła nauczyć Zoję, kobieta bez hamulców i zasad, jak ta nachalna blondyna? A grafoman jeszcze szczerzył zęby. W dodatku wpatrywał się w niego tymi zielononiebieskimi oczyskami. Nie powinny być takie wielkie i lśniące niczym dwa bliźniacze jeziora. To było strasznie niemęskie. - Co z pana za gospodarz?! - Dodał już ciszej.
- Chyba wyciąga pan pochopne wnioski. - Uśmiech Adama zgasł. Andriei ze zdumieniem zauważył, że w holu zrobiło się jakby ciemniej.
- Nie sądzę. - Podetknął mu pod piegowaty nos swój telefon. - Proszę sobie pooglądać. Nie jest pan za stary na zadawanie się z nastolatką?
- Nie zadaję się z kobietami. - Starał się trzymać nerwy na wodzy. Gdyby nie ta twarz anioła już dawno posłałby idiotę kopniakiem za drzwi. Niemożliwe, aby w całych Stanach, nie znalazł się porządny kompozytor, dysponujący wolnym czasem.
- Ale był pan żonaty prawda? - Demkowicz nie miał pojęcia na jak niebezpieczną ścieżkę wkraczał. Byłą pisarza traktowano tutaj jak temat tabu.
- A gówno to cię obchodzi! - Zadarł głowę i wysunął szczękę do przodu. - Szukasz guza Ksieciuniu? Co jutro powie twój menadżer jak podbiję ci oko?
- Tak wysoko nie doskoczysz grafomanie! - Posłał, czerwonemu ze złości mężczyźnie, protekcjonalny uśmieszek i zmierzł go lekceważąco wzrokiem.
- Już ja ci...- W tej chwili głodny królik który znalazł niezłą kryjówkę w zegarze, postanowił udać się w kierunku smakowitych zapachów, dochodzących z kuchni. Przebiegł dokładnie między ich nogami, zębami zahaczając jedną z nogawek. Obaj mężczyźni podskoczyli jak na komendę. Andriei poślizgnął się na wypolerowanym przez pracowitą Celinę parkiecie, nie chcąc upaść chwycił pisarza za ramiona i obaj runęli na podłogę. Adam dzięki bogu, miał miękkie lądowanie, czego nie można powiedzieć o leżącym na plecach, postękującym Demkowiczu. Podniósł głowę, niestety ten sam moment wybrał sobie pisarz, by ją opuścić. Ich usta niespodziewanie zetknęły się w niechcianym pocałunku. Zerwali się na równe nogi. Stanęli naprzeciwko, mierząc się oczami. Pierwszy przerwał pojedynek i odwrócił głowę piosenkarz.
- No, no. Jaki uroczy rumieniec. - Zauber nie mógł sobie darować złośliwości mimo, że wargi okazały się bardzo miękkie i ciepłe. - Dawno się nie całowałeś Księciuniu? - Był autentycznie ciekawy.
- Możesz zamilknąć? - Czuł, że głupie policzki pieką go coraz bardziej. Ten pismak był w końcu facetem, więc to na pewno z tego powodu. Wstyd. Tak, to z pewnością chodziło o wstyd. Mężczyźni nie robili takich rzeczy, a przynajmniej nie w jego rodzinie.
- No tak, nic dziwnego. Z takim charakterkiem... - Cała złość mu przeszła na widok zażenowania mężczyzny. Ten zapracowany głuptas z pewnością nie prowadził bujnego życia towarzyskiego jak to sugerowały plotkarskie portale. Zwyczajnie nie miał na nie czasu, albo biorąc pod uwagę jego charakter nie chciał zadawać się z byle kim. Może faktycznie kochał tę swoją Katię. Fanki będą miały strasznie trudne zadanie, chcąc rozdzielić tą parę. Postanowił mu trochę odpuścić, przynajmniej na razie.
- Mhm... - Doszedł do wniosku, że lepiej nie wdawać się z nim w dyskusję. Jeszcze nikt nie przegadał pisarza, ci dranie, mielenie językiem bez ładu i składu mieli we krwi. Na myśl o języku, znowu poczerwieniał. Nie miał pojęcia dlaczego. Paskudny nawyk z dzieciństwa postanowił go skompromitować.
- Chodź, za mną i zakończmy tą bitwę. - Chciał go wziąć za rękę, ale mu ją wyrwał. Ależ z tego faceta był dzikus. Zachichotał i ciągnąc mężczyznę za rękaw koszuli podprowadził go do zegara. Kliknął coś w środku. - Teraz spójrz na ekran. - Podał mu swoją komórkę. - Co powiedzieliby na to paparazzi?
- Skasuj to natychmiast! - Andriei zbladł.
- Nie należy wierzyć we wszystko, co widzisz na zdjęciach. W zależności od tego, co pod nimi napiszą, ludzie uwierzą niemal we wszystko. Myślałem, że ty jako popularna osoba, będziesz miał więcej rozsądku. Może szkoda kasować? Fajna pamiątka.
- Oszalałeś?! - Z zaciętą miną wymazał wszystkie zrobione w feralnym momencie zdjęcia, także te Jenni i Georgiem. Wyglądali równie nieprzyzwoicie co oni, tarzając się po parkiecie, a może nawet bardziej.
- Wiesz, powinieneś poćwiczyć całowanie. - Adam był w siódmym niebie. Właśnie znalazł sobie nowy, niesamowicie wdzięczny przedmiot, do żartów. Jeśli jeszcze będzie się tak słodko rumienił, nigdy mu się nie znudzi.
- Gdzie mój pokój? - Demkowicz ledwo odzyskał panowanie nad sobą, ten okropny facet znowu zaczął swoje. Tym razem jednak nie dał się sprowokować. Musiał szybko załatwić sprawę z Zoją. Niestety pozostawało jeszcze popracować nad piosenką. Jak on wytrzyma tutaj kilka tygodni? Chyba powinien zadzwonić do Katii, nie widział jej od miesiąca. Zawsze pomagała mu w takich chwilach.

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Rozdział 2

Adam bywał impulsywny niczym dziecko.  W swoich wyborach nie zawsze kierował się zdrowym rozsądkiem i często z tego powodu popadał w różnej maści kłopoty. Nawet przez moment nie przyszło mu do głowy, że podjął właśnie jedną z tych pechowych decyzji, za którą przyjdzie mu drogo zapłacić. Czasami jedna, wydawałoby się nic nie znacząca sprawa, potrafi wywrócić czyjeś życie do góry nogami, a zbytnia ciekawość bywa zgubna i podobno, stanowi pierwszy stopień do piekła. A zaczęło się naprawdę niewinnie...
   O wyniku konkursu zdecydować miał profesjonalny test i rzeczywiście w ten sposób, spośród tłumu chętnych z całego świata, wyłoniono dziesięciu najlepszych tłumaczy. O tym kto zajmie się przekładem, pisanego właśnie przez Zaubera scenariusza, on sam zdecydował w niespełna pięć sekund, kiedy to zobaczył nazwisko Demkowicz oraz charakterystyczne rysy twarzy dziewczyny. Od razu się zorientował, że Zoja była siostrą, tak podziwianego przez niego wokalisty, Andrieia. Nie żeby był jakimś jego wielkim fanem, ale pisarze to często bardzo wścibskie osobniki, pilnie obserwujące świat wokół siebie. Nic nie umyka ich uwadze. W końcu właśnie dzięki temu powstają pisane przez nich opowieści. Adam nie był żadnym wyjątkiem. Uwielbiał najnowsze plotki, gorące newsy, nie do końca sprawdzone opowieści podawane z ust do ust. A ta dziewczyna nie dość, że pożyteczna, to jeszcze stanowiła wiarygodne źródło informacji  o Aniele z Ukrainy, jak go nazwała cała wschodnia prasa. Poza tym młodziutka studentka na pewno była lepszą opcją, niż jakiś zasuszony nudziarz z kilkoma państwowymi certyfikatami, który by się za nim plątał przez najbliższe cztery miesiące.
   Szybko skontaktował się z dziewczyną, z którą zawarł listowną umowę i teraz z niecierpliwością czekał na jej przyjazd, bo jego praca z powodu braku tłumacza posuwała się naprzód bardzo wolno. Kiedy więc zobaczył Zoję w holu swojego domu, poczuł ulgę i natychmiast zszedł na dół. Obdarzył ujmującym uśmiechem zmęczoną dziewczynę, taszczącą sporą walizkę.
- Witaj, jestem Adam. Mam nadzieję, że się tutaj zadomowisz.
- Ja.. Oh... Yy... - Na widok swojego idola, stojącego tak blisko, że musiała jedynie odrobinę wyciągnąć rękę, aby go dotknąć, nastolatka wrosła w parkiet. Onieśmielona, wpatrywała się w mężczyznę szeroko otwartymi, czarnymi oczami, niezdolna się poruszyć. Niby parę razy widziała go w telewizji, ale tam wyglądał nieco inaczej, na starszego i zupełnie nieosiągalnego, niczym  świecące na niebie gwiazdy, dla takiej zwyczajnej dziewczyny jak ona. Rzeczywistość okazała się lepsza niż sobie wyobrażała w najśmielszych snach. Pisarz, jak czytała w jakimś artykule, miał trzydzieści dwa lata, ale wyglądał co najwyżej na rówieśnika jej brata. Smukły, średniego wzrostu, wydał jej się wyjątkowo uroczy i jakiś taki przytulny. Może to z powodu delikatnych rysów twarzy i tego małego, zadartego nosa z kilkoma złotymi piegami, a może oczarowały ją duże, błękitne oczy z mnóstwem zielonych, świetlistych drobinek.
- Nie stój tak, pokażę ci pokój. - Mężczyzna miał bardzo miły, łagodny głos, co nieco ośmieliło speszoną dziewczynę i spowodowało napływ odwagi.
- Prze.. przepraszam. Jestem Zoja. - Udało jej się w końcu wykrztusić. Dobrze, że mama jej nie widziała. Zawsze strasznie dbała o dobre wychowanie, a ona właśnie zachowała się jak kompletna dzikuska. Kiedy pokaże go koleżankom te niedowiarki umrą z zazdrości. Nigdy nikt tak bardzo jej się nie spodobał, a przecież widziała już niejednego przystojnego chłopaka. Andriei często zapraszał do domu swoich przyjaciół, którzy starali zwrócić na siebie jej uwagę. W rodzinie Demkowiczów, wszyscy byli wyjątkowo urodziwi i nastolatka nie należała do wyjątków.
- Chodź dziecko. - Adam doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie miał do czynienia z rozmaśloną fanką, więc postanowił zachować pewien dystans. Dopiero co pozbył się wyjątkowo nieznośnego faceta, który nadal bombardował go dziesiątkami maili oraz sms'ów i nowe komplikacje sercowe nie były mu potrzebne. Miał mnóstwo zaległości, którymi musiał się zająć. Poza tym zawsze wolał partnerów starszych od siebie, z nimi czuł się jakoś bezpieczniej. Dziewczyna przyjechała tutaj do pracy i tego postanowił się trzymać.
- Mam już prawie dziewiętnaście lat. - Nachmurzyła się Zoja, ale nie trwało to zbyt długo. Nie lubiła, kiedy ktoś ją traktował jak smarkulę, ale w ustach pisarza słowo ,, dziecko" zabrzmiało jakoś tak słodko. Ruszyła z nim po schodach, co okazało się niełatwym zadaniem ze względu na ciężki bagaż, ale idący przed nią mężczyzna, jakoś nie miał zamiaru robić za dżentelmena. Zdyszana i spocona dotarła na piętro.
- Twoją sąsiadką po lewej jest Jenni. Niestety musicie dzielić łazienkę i mam nadzieję, ze jakoś się dogadacie. Nie spodziewałem się tylu gości. Przedstawię ci wszystkich podczas kolacji. - Adam otwarł przed nią drzwi. Sypialnia była bardzo ładna, utrzymana w białobłękitnej tonacji, z widokiem na ocean i sporym balkonem, który jak się później okazało otaczał cały budynek.
- Mam prośbę. - Dziewczyna zatrzymała się na środku dywanu i nieśmiało spojrzała na mężczyznę spod długiej grzywki. - Możemy sobie zrobić zdjęcie? Przyjaciółki nie uwierzyły, że jadę do L.A spotkać się z panem. - Nastawiła telefon i umocowała w wysięgniku do selfie.
- Nie musisz mi tak panować. I jasne, nie ma to jak wiarygodne dowody. - Stanął obok dziewczyny i położył jej rękę na ramieniu. Kiedy jego jasne, lekko kręte, opadające aż do łopatek włosy przypadkowo dotknęły jej szyi, leciutko zadrżała.
***
   Andriei od kilku dni odpoczywał w swoim domu. Taka długa przerwa zdarzała mu się bardzo rzadko, raz na kilka miesięcy. Ostatnio jednak przesilił głos i nawet zatroskany menadżer nalegał, aby zrobił sobie wolne. Nieczęsto miał ostatnio czas spotkać się z rodziną  oraz znajomymi, dlatego skrupulatnie wykorzystywał każdą taką okazję. Pracował po szesnaście godzin dziennie i nawet gdyby doba posiadała czterdzieści osiem godzin, to i tak byłoby za mało, aby sprostać wszystkim wymaganiom show biznesu. Czekał właśnie na kolegów, z którymi chodził do miejscowej szkoły, aby trochę razem pomuzykować. Miał jeszcze jakiś kwadrans do przybycia gości, więc postanowił skorzystać z nieobecności seniorki rodu i połasuchować wśród babcinych truskawek. Przechodził w pobliżu ogrodzenia, kiedy zobaczył grupkę znajomych dziewcząt siedzących na murku. Nie mogły go dostrzec zza gęstych krzewów malin. Chichotały jak szalone i pokazywały sobie coś w telefonach. Normalnie nie zbliżyłby się do nich za żadne skarby, ale kilka zbyt głośno wypowiedzianych słów zwróciło jego uwagę.
- Zojka ma farta. Nie dość, że uciekła spod opieki starych, to jeszcze zerwała takie ciacho.
- Pokaż. To ten Zauber? - Andrieia na dźwięk znienawidzonego nazwiska aż wyprostowało. Zaciekawiony, zaczął się skradać, zachodząc dziewczęta od tyłu. Zresztą zajęte paplaniem nie zauważyłyby nawet nosorożca. Czyżby jego zaradna siostra, ledwo dotarła na miejsce, już zdążyła zakręcić się koło swojego idola. Źle to wróżyło na przyszłość.
- Jasne. Widziałam na You Tube. - Dziwne. Czy on właśnie poczuł dym? Jako, że sam nie palił ze względu na głos, był wyjątkowo wyczulony
- Faktycznie niezły. Brałabym od razu. - Pustogłowe smarkule zamiast pilnie zdobywać wiedzę, tak jak on to robił w ich wieku, jak zwykle plotkowały i marnowały czas. Zamiast nauką, głowę nabitą miały chłopakami i ciuchami.
- Zojka to lisica, wie co dobre. Widziałyście jego usta? Wygląda na dobrego w łóżku. - Jak siostra mogła się przyjaźnić z kimś tak wulgarnym? Żadnej z nich nie dotknąłby nawet kijem. Mężczyzna staną za plecami dziewcząt i zajrzał znajdującej się najbliżej, drobnej brunetce przez ramię. Z bliska dostrzegł, że każda z nich trzymała w ręce papierosa na tyle nisko, że z drogi nie było tego widać.
-  Powiększ. Łooo... Chętnie bym go przygarnęła. Tyłek też ma fajny. - Mężczyznę na moment go zatkało. Miał ochotę wrzucić je wszystkie do pobliskiego stawu by nieco ochłonęły i przy okazji zgasiłby te odrażające pety. Naprawdę takie dzieciaki wiedziały już co to seks? Skąd u nich takie teksty? Powinny pod fartuchem matki uczyć się gotować i sprzątać. Ne TE sprawy miały jeszcze dużo czasu. W tym wieku on marzył dopiero o pierwszym pocałunku. Na szczęście w jego domu, podobne zachowanie byłoby nie do pomyślenia. matka z babcią czuwały by nie zeszli na złą drogę. Siostrzyczka na pewno nie miała niczego podobnego na myśli, znał ją przecież najlepiej.
- Prześlijcie zdjęcia na mój telefon, bo powiem waszym ojcom, co wyprawiacie! - Ryknął swoim słynnym, silnym niczym dźwięk dzwonu głosem, a zaskoczonym dziewczynom wyprostowało z wrażenia włosy na głowach. Jedna nawet z przeraźliwym piskiem spadła z murku na trawę.
- Andriuszka, słodki, kochany, nie gniewaj się.
- My tylko tak sobie gadamy.
- Masz już te fotki, ale nic nie mów tatce. - Rozległy się chóralne jęki i błagania. Przestraszone , złapane na gorącym uczynku dziewczyny, nie wiedziały gdzie ze wstydu schować oczy. W dodatku nie nakrył ich zwykły miejscowy, tylko obiekt ich wieloletnich westchnień.
- Pokasujcie zdjęcia i wyrzućcie to cuchnące świństwo. - Skrzywił się Demkowicz, wymownie patrząc na ich usta. - Wszystkie następne też mają trafić do mnie. I nie ważcie się naskarżyć niczego mojej siostrze. - Nie śmiały się sprzeciwić i posłusznie wykonały rozkaz swojego Księcia, jak go po cichu między sobą nazywały. Pewnie teraz będzie myślał, że im śmierdzi z buzi i już nigdy do żadnej się nie zbliży. A taką miały nadzieję na odebranie go tej drętwej, zadzierającej nosa Katiuszy, zwłaszcza po tym, jak Zoja im zdradziła w wielkiej tajemnicy, że nie doszło jeszcze do zaręczyn.
Andriei, dopiero kiedy znalazł się z powrotem w ogrodzie, usiadł na ławce i zerknął na ekran telefonu. Przez chwilę patrzył bez słowa, nie mogąc uwierzyć w to, co widział.
- Zaduszę tego pismaka! Jak śmiał! - Warczał do siebie pod nosem przez dłuższą chwilę. Kilka zdjęć wyszło naprawdę dobrze. Na tle dużego, francuskiego okna, za którym widać było falujący ocean, stała wyjątkowo z siebie zadowolona Zoja w kusych, krótkich spodenkach, które nieprzyzwoicie odsłaniały jej zgrabne nogi. W tej chwili noszenie przez muzułmanki burek, wydawało mu się świetnym pomysłem, może będzie musiał podyskutować na ten temat z prezydentem Ukrainy. Bezczelny zboczeniec śmiał trzymać Zoję za ramię. Smukłe palce prawie dotykały nagiej szyi rozmarzonej dziewczyny, uśmiechającej się zmysłowo, niczym dojrzała kobieta.
- Jak matka mogła pozwolić jej tam pojechać?! - Jasne włosy pisarza lśniły w przenikających przez szyby promieniach zachodzącego słońca. Kilka guzików koszuli miał rozpiętych, widać było lekko opalony tors.
- Pewnie myśli, że jest taki romantyczny? Już ja mu dam zawracanie w głowach uczennicom. - Demkowicz ledwo zapanował nad gniewem. Wziął kilka oczyszczających oddechów i głęboko się zamyślił. Zawsze był człowiekiem czynu. Musiał istnieć jakiś sposób by pojechać do L.A i wyrwać jego małą siostrzyczkę ze szponów tego taniego amanta, którego powinni już dawno zamknąć w więzieniu za nieprzyzwoite zachowanie. Niestety Ameryka to nie Ukraina, tam wszystko rządziło się innymi prawami. Nie próbował nawet zachować obiektywizmu. W przypadku najbliższych nie był zdolny do zachowania dystansu. Ani na moment do głowy mu nie przyszło, jak bardzo niesprawiedliwy był jego osąd. A przecież podobnie jak pisarzowi tłum identycznych, zauroczonych fanek towarzyszył mu odkąd pierwszy raz gdzieś w podstawówce, wystąpił na scenie i nie miał na to żadnego, bezpośredniego wpływu. Chodziły za nim wszędzie i jakoś nigdy specjalnie nie protestował, o ile nie ingerowały nadmiernie w jego prywatność .
   Tak naprawdę Andriei lubił swoją publiczność, a ona to czuła i doceniała. Dla niej występował i doskonalił swój warsztat. Uwielbiał jak razem z nim śpiewała jego piosenki, krzyczała i tańczyła. Doskonale się przy tym bawił. Przyjaciele też się do niego garnęli. Miał ich sporo, zwłaszcza odkąd został sławny. Przesiedzieli razem niejedną noc przy ognisku. Choć zdawał sobie sprawę, że wielu z nich po prostu grzeje się w jego blasku, czerpiąc z tego profity, nigdy im niczego nie odmawiał.
   Tymczasem w domu mężczyzna zachowywał się zupełnie  inaczej. Nie wykazywał takiej wyrozumiałości jak w przypadku fanów. W dodatku wyjątkowo obowiązkowy, dążący do perfekcji, bywał w życiu codziennym naprawdę uciążliwy. Być może winę za to ponosili bardzo tradycyjni, surowi i konserwatywni rodzice. Kiedy miał pięć lat posłano go do szkoły, a zabawki oglądał jedynie na sklepowych wystawach. Zamiast samochodzików, klocków i piłek kupowano mu najlepsze instrumenty, zatrudniano słynnych nauczycieli, nie szczędzono pieniędzy na lekcje tańca, ani profesjonalnych wizażystów. Na zewnątrz bardzo tolerancyjny, nie wtrącający się w życie innych muzyk, rodzinę mierzył zupełnie inną miarą. Gotowy do wszelkich poświęceń na rzecz najbliższych, hojny i kochający Andriei nie zdawał sobie sprawy, jak wysokie narzucił wymagania, stawiając ich na piedestale. Nie łatwo było sprostać jego wyobrażeniom. Prawdziwa ukraińska dziewczyna miała być niewinna, piękna, dobrze wykształcona i wrażliwa. Uległość i miłe obejście uważał za niezbędne dodatki. Taka do tej pory była jego mała siostrzyczka i już jego w tym głowa, aby żaden twórca podejrzanych powieści tego nie zmienił.
***
   Zoja ubierała się na kolację przynajmniej dwie godziny, żaden z przywiezionych zestawów nie wydał się jej godny ponownego spotkania z pisarzem. Jej pokój przypominał aktualnie garderobę po wybuchu bomby i przemarszu wojska. W końcu zmęczona i sfrustrowana postawiła na romantyczność. Wybrała tą najprostszą, białą w drobne kwiatuszki, w której prezentowała się powabnie i dziewczęco. Nie znała gustu mężczyzny, więc nie było sensu przesadnie się stroić. Bardziej od odpowiedniego wyglądu niepokoiła ją nieznana Jenni, nie miała pojęcia kim była, ani jaka rolę grała w życiu Adama.
   Powoli, z drżącym sercem zeszła na parter, drogę wskazywały jej śmiechy i głośnie rozmowy dochodzące z jadalni. Zerknęła na stojący w holu zabytkowy zegar. Ku swojemu zawstydzeniu stwierdziła, że była już nieco spóźniona. Cichutko, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, wślizgnęła się do jadalni.
- Łiii....! Jaka smaczniutka...- Zdołała jedynie usłyszeć. Stanęła jak wryta, bo jasnowłosa, drobna kobieta zawisła jej na szyi i wycisnęła na ustach entuzjastycznego całusa. Cała zesztywniała, nie mając pojęcia jak powinna zareagować. Może, to był jakiś dziwny amerykański zwyczaj, o którym nie miała pojęcia?
- Cholera jasna, nie strasz dziecka! Trzymaj te zboczone usta przy sobie!  - Adam podszedł do poczerwieniałej, aż po sam dekolt dziewczyny, ściągnął z niej niepoprawną dzikuskę i wymierzył jej solidnego klapsa w tyłek. Po czym wziął swoją oniemiałą tłumaczkę za rękę i posadził obok siebie. - Bardzo cię przepraszam. Pozwól, że poznam cię ze swoimi gośćmi. Ta narwana blondyna, zwana Całuśną Jenni, to twoja sąsiadka. Nie, nie jest wariatką. Chyba. Niedawno z nieznanych powodów uznała, że najlepszą obroną jest bezpośredni atak. Codziennie pracowicie ćwiczy różne warianty.
- Ale dlaczego ustami? - Zapytała słabym głosem Zoja. Wytarła twarz do rękawa, okropnie się przy tym krzywiąc. - Jak się czegoś boi, to niech sobie kupi paralizator.
- Wybacz jej. Biedactwo jest na głodzie. A to wszystko wina tego złośliwego pisarzyny. - Odezwał się ciemnowłosy mężczyzna siedzący naprzeciwko. - Jestem George, piękna pani. - Dla aktora każda okazja była dobra, by poćwiczyć swoje umiejętności flirciarskie. Identycznie traktował małe dziewczynki, seksowne kobiety i chylące się już ku ziemi staruszki. Żadna nie pozostawała obojętna na urok czarnych oczu mężczyzny czym się ogromnie szczycił. Tłumaczka jednak okazała się na niego zadziwiająco odporna, zignorowała wyciągniętą rękę, a swoją dłoń schowała pod stół.
- Dobry wieczór. - Wyszeptała.
- Starzejesz się brachu. - Siedzący obok nowego znajomego przystojny blondyn, klepnął mężczyznę w plecy aż zadudniło. - Lepiej się szybko ożeń, bo za niedługo będziesz musiał brać panienki z łapanki. - Mam na imię Bred. Nie przejmuj się nimi, obronię cię.
- Miło mi. - Dziewczyna zerknęła na niego nieufnie i przysunęła się z krzesłem bliżej Adama. Jedynie on wydał jej się względnie normalny.
- Powinna podpisać deklarację, skoro będzie z nami mieszkać. - Jenni wierciła się na krześle, jakby oblazły ją mrówki. Od kilku dni padało, przerwano więc kręcenie zdjęć i nudziła się jak mors. Straszenie małolaty uznała za doskonałą rozrywkę. Dotychczas ona była tutaj niepodzielną królową, więc niechętnie powitała rywalkę, zwłaszcza tak młodą i ładną.
- Nie bój się, to nic strasznego. Nad kominkiem wisi kartka, wystarczy jak złożysz tam swój autograf. Najpierw jednak zjedz kolację. - Uśmiechnął się do Zoji łagodnie pisarz, chcąc dodać jej otuchy i wszystko wróciło na swoje miejsce. dziewczyna przestała się bać, w końcu miała po swojej stronie Zaubera. Ach te dołeczki w jego policzkach, nie mogła od nich oderwać oczu.
-Dobrze proszę pana.- Postanowiła przynajmniej przez kilka dni grać skromną, cichą studentkę, ubierac niemodnie i nie rzucać w oczy. Może wtedy ta Jenni w końcu się od niej odczepi, przez cały czas czuła na sobie jej wzrok.
- A na szafce stoi aparat fotograficzny, ustawiony czasowo, robi co jakiś czas zdjęcie. - Adam chciał odwrócić uwagę tłumaczki od rozdokazywanego towarzystwa przy stole. Musiała się z nimi oswoić jeśli mieli razem pracować. - Na pewno chcesz wysłać koleżankom jakieś nowe dowody. Możesz potem zgrać kilka fotek na swój telefon. Oni wyglądają na staruszków, tu zarobił kilka paskudnych spojrzeń, ale codziennie też wrzucają coś na swoje facebooki. - Mężczyzna przez chwilę nawet nie pomyślał, aby ocenzurować klisze. W końcu nie robili niczego dziwnego ani podejrzanego, zwyczajnie jedli posiłek we własnym gronie.  Niestety większość ludzi zawsze dopatruje się we wszystkim tego, co właśnie chce widzieć, wszystko tłumaczy sobie przez pryzmat własnych doświadczeń. Ktoś z góry negatywnie nastawiony, z bujną wyobraźnią w pocałunku Jenni dostrzegł zapowiedź nocnej orgii zwłaszcza, że na stole stało kilka butelek z koniakiem. Nie ważne, że tak naprawdę był to jedyne sok pomarańczowy, w nowej odsłonie, od firmy Orangos, o czym nie miał pojęcia.
   Andriei Demkowicz, w środku nocy, wypadł z domu niczym burza w połączeniu z piorunami i gradobiciem. W kilka godzin udało mu się dojechać do stolicy. Rano postawił na nogi cały sztab, pracujących dla niego ludzi. Sam prezydent Ukrainy interweniował w sprawie wizy do USA, swojego ulubionego artysty. W innych sprawach pomógł mężczyźnie zwyczajny zbieg okoliczności. Wytwórnia PERFORMNCE od dawna szukała kogoś, kto napisałby muzykę do filmu oraz piosenkę przewodnią, którą puszczaliby na początku każdego odcinka. Po wysłuchaniu kilku próbek twórczości muzyka chętnie zgodzili się na współpracę i zaprosili go do L.A. Andriei zaznaczył jednak, że tekst do piosenki koniecznie musi napisać Zauber, jako najbardziej zapoznany z tematem. Przecież taki znany pisarz, nie powinien mieć żadnych kłopotów ze stworzeniem kilku prostych zwrotek. A skoro ze względu na dobro serialu musieliby się niemal codziennie widywać, powinni mieszkać jak najbliżej siebie.


  

czwartek, 23 sierpnia 2018

Rozdział 1

   Zoja Demkowicz niecierpliwie kręciła się na tylnym siedzeniu taksówki. Zmierzchało. Prawie nie dostrzegała, migających tysiącem barwnych neonów krajobrazów Los Angeles. W innym miejscu i czasie z pewnością byłaby zafascynowana wielkim, nieznanym jej miastem. Pierwszy raz wyrwała się sama w świat. Nie żałowała tej decyzji nawet przez sekundę. To było najlepsze, co zrobiła w całym swoim życiu. Do tej pory grała w rodzinie zawsze ostatnie skrzypce. Wszystkie oczy odkąd pamięta zwrócone były na jej coraz sławniejszego brata. Kochała go  z całego serca. Odkąd pamiętała Andrei był jej idolem. Jednocześnie zazdrościła mu jak nikomu na świecie. Nigdy nie miała najmniejszej szansy z nim konkurować mimo, że naprawdę pilnie ćwiczyła swój podobno niezły głos, spędzała całe godziny  na sali treningowej ucząc się poruszać na scenie i tańczyć. Wiele gorzkich lat zajęło jej zrozumienie, że zwyczajnie nie miała talentu. Niewątpliwa uroda i najlepsi nauczyciele nie mogły go niestety zastąpić. Najadła się strasznego wstydu podczas swojego debiutu, pieczołowicie przygotowanego przez pedagogów ze szkoły muzycznej oraz troskliwą rodzinę. Kiedy oglądała go później w telewizji była w szoku. Rodzice wymyślili, że wystąpi z Andreiem w duecie. Brat naprawdę próbował pomóc, delikatnie ją wspierając, trzymał się z tyłu, ściszył swój potężny głos, co przyniosło dokładnie odwrotny skutek. Kiedy świeci słońce, wszystkie gwiazdy bledną. Nic nie jest w stanie przytłumić jego blasku. Ona okazała się bardzo mizerniutką gwiazdką, pomiaukującą coś piskliwie u jego boku. Cała sztywna, czerwona na twarzy, trzymała go kurczowo za rękę niczym sześciolatka idąca po raz pierwszy do szkoły. Z każdą zwrotką, czuła się coraz mniejsza i mniejsza. Dostrzegła współczucie w oczach siedzących w pierwszych rzędach ludzi. Całą swoją wolą powstrzymała się by nie wybuchnąć płaczem. Prawda, którą tak długo wypierała dotarła do niej w bardzo okrutny sposób. Zrobiła z siebie idiotkę na oczach prawie całego kraju. Nie było jaskini wystarczająco głębokiej, by mogła się w niej ukryć. Nigdy potem nikomu nie dała się namówić na zaśpiewanie nawet jednej nuty, choć rodzice nie kryli zawodu, a część nauczycieli nadal nalegała na kontynuowanie kariery. Zoja jednak doskonale przerobiła daną jej przez życie trudną lekcję - nie nadawała się na gwiazdę estrady, koniec kropka.
   Teraz jej osiemnastoletnią głowę po same brzegi wypełniało coś zupełnie innego. To, że naprawdę siedziała teraz w taksówce mknącej przez LA zakrawało na cud. Niedoceniane przez długi czas hobby okazało się wybawieniem. Już wkrótce miała spotkać się z największą miłością swojego życia. Znany na całym świecie pisarz, twórca najwspanialszych romansów, o których prawa autorskie biły się najlepsze wydawnictwa, na całe wakacje miał zostać jej pracodawcą. Ostatnio wytwórnia PERFORME z USA, nakręciła na podstawie jego książki komedię, która biła w kinach rekordy popularności. Sam autor na prośbę reżysera napisał do niej scenariusz. Sale kinowe wypełniły się po brzegi, a właściciele wytwórni zacierali ręce z radości i planowali wypuszczenie wieloodcinkowego  serialu. Z tego względu podpisano z powieściopisarzem długoterminowy, korzystny kontrakt. Tworzył jednak jedynie w rodzimym języku i w związku z tym, potrzebował pomocy profesjonalisty.
   Zoja zaczytywała się powieściami Adama Zaubera od kilku lat i tylko ze względu na niego wzięła udział w konkursie na polsko - angielskiego tłumacza, ogłoszonego miesiąc temu przez pisarza na jego facebooku. Opłacono jej przelot z Ukrainy do LA, zagwarantowano niezłą pensję i zakwaterowanie w pięknej willi nad brzegiem oceanu. Miała mieszkać przez cztery miesiące ze swoim bóstwem. Czegoż mogła chcieć więcej? Odkąd zobaczyła w telewizji wywiad z Zauberem, który bardzo niechętnie pokazywał się publicznie, całkiem oszalała na jego punkcie. Nie spodziewała sie, że ktoś tak utalentowany będzie przystojnym, młodym mężczyzną o czarującym sposobie bycia. Rodzina była przerażona jej niespodziewaną decyzją. Zrobili nawet zebranie w celu wyperswadowania dziewczynie idiotycznego pomysłu z pracą wakacyjną w barbarzyńskim kraju frytek i hamburgerów. Walczyła zażarcie jak lwica i w końcu, po tygodniach błagań, łez, szantażu bliscy się poddali. Obiecała pisać każdego dnia szczegółowe maile i nie narzucać się zapracowanemu biedakowi, który takich nachalnych fanek jak ona miał z pewnością na pęczki.
   Dziewczyna jednak wiedziała swoje. Może i Zauber miał dużo wielbicielek obu płci, jak mówiły plotki podobno był biseksualny, ale nie wszystkie okazały się na tyle sprytne by dostać się na uniwersytet w jego rodzinnym mieście Krakowie. Zoja odkąd przeczytała jego pierwszą powieść, zaczęła uczyć się polskiego języka. Angielski tłukli jej do głowy od dziecka. Dzięki bogu i przodkom miała do tego wyjątkowy talent. Konkurs wygrała bez najmniejszych problemów. Prawdę mówiąc pojechałaby nawet za darmo, pieniędzy u nich w domu nigdy nie brakowało. Pochodziła ze znanej na Ukrainie, zamożnej rodziny muzyków. Rodzice, którzy byli nauczycielami akademickimi dużą uwagę przywiązywali do wykształcenia. Kto oprze się dziecku chcącemu zarabiać na własne utrzymanie? Pensja i nauka języków była niezłym pretekstem. Najbardziej zdenerwowany tym idiotycznym pomysłem okazał się ukochany przez nią, starszy brat. Ktoś kto był dla niej zawsze wręcz bohaterem, mądry, z otwartym umysłem, który tak podziwiała, okazał się zwyczajnym dupkiem, próbującym podciąć jej skrzydła. Strasznie pokłócili się na kilka dni przed wyjazdem. Na wspomnienie jego niesprawiedliwych słów nadal miała łzy w oczach.
- Myślałem, że jesteś rozsądniejsza. - Andriei popatrzył na nią z niesmakiem, jak na małą dziewczynkę, która nagle zażądała butów na obcasach i francuskiej bielizny. - Jeśli potrzebujesz pieniędzy dam ci ile chcesz. Nie musisz wysługiwać się jakiemuś pismakowi. - W głowie mu się nie mieściło, że jego śliczna siostrzyczka, którą jeszcze niedawno nosił na barana, zadurzyła się w facecie o dobre pięć lat starszym od niego, w dodatku o wątpliwej orientacji. Na domiar złego drań wyemigrował na drugą stronę oceanu. Od trzech lat robił zawrotną karierę w USA, gdzie nie można było ot tak sobie pojechać.
- Andriei, dobrze wiesz, że od dawna chciałam poznać Adama Zaubera. Teraz mam okazję, w dodatku pierwszy raz zarobię własne pieniądze i poznam odrobinę świata. Poćwiczę języki, przecież tego zawsze chcieliście. - Jak umiała próbowała przekonać go do swoich racji, doskonale wiedziała, że byłby cennym sprzymierzeńcem w sporze z rodzicami pragnącymi by kontynuowała studia muzyczne, na których zupełnie przestało jej zależeć od pamiętnego debiutu. Chciała znaleźć swoje miejsce na świecie takie, które będzie należało tylko do niej.
- Od dawna? Ty i nauka? Dobre sobie. - Rozparł się na fotelu. Nienagannie uczesany i ubrany zgodnie z najnowszymi trendami mody stanowił przedmiot westchnień pań od pięciu do siedemdziesięciu lat. Ta ascetyczna, z wysokimi kościami policzkowymi twarz natchnionego anioła, śniła sie po nocach wszystkim jej koleżankom. - Chyba od pół roku, kiedy zorientowałaś się, że twój idol to nie staruszek z poczuciem humoru i pokręconą fantazją, tylko blond przystojniak z bujną czupryną i niebieskimi oczami.
- Sam ciągle powtarzasz, że nie należy nigdy rezygnować z marzeń. - Dziewczyna ze wszystkich sił próbowała zachować spokój.
-  Czy wiesz, ile on ma lat? Trzydzieści dwa! Jakby się postarał, mógłby być twoim ojcem. - Krew uderzyła mu do głowy. Te nastolatki były coraz głupsze. Przykłady mnożyły się tysiącami na jego oficjalnym facebooku. A tak się wszyscy starali dobrze wychować Zoję. Myślał, że różniła się od swoich rówieśniczek.
- No to co! - Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że popierający ją zawsze we wszystkim Andriuszka, tym razem tak bardzo się przeciwstawiał. A rodzice niestety bardzo liczyli się z jego zdaniem. W rodzinie, znany w całej Azji brat, był numerem jeden, ukochanym synem i wnukiem, z którego wszyscy byli dumni. Ostatnio wygrał nawet bardzo prestiżowy konkurs na najlepszego azjatyckiego artystę roku. Gratulował mu sam prezydent Ukrainy, mówiąc, że jest ich najlepszą wizytówką i reklamą.
- W porównaniu z tobą, to starszy pan! W dodatku po przejściach. - W myślach mężczyzna liczył kwiaty na tapecie, by nie wstać i nie dać siostrze kilku porządnych klapsów. On dosłownie uciekł swojemu menażerowi, przyjdzie mu za to słono zapłacić, oj przyjdzie, by wytłumaczyć jej jak ogromny błąd popełniała, a ona plotła bzdury.
- Nie obrzydzisz mi go Panie Lusterko! - W domu Demkowiczów wszyscy wiedzieli, że Andriei miał absolutną obsesję na punkcie swojej twarzy i każdego dnia pracowicie ją pielęgnował. Potrafił tkwić w łazience dobrą godzinę, dopracowując detale, by dobrze wypaść przed kamerami. Na kosmetykach znał się lepiej od niejednej dziewczyny. Dziecinne przezwisko z czasów, kiedy miał pełno pryszczy jak większość nastolatków, traktował jako wyjątkową zniewagę. - To co, że jest rozwodnikiem! - Warknęła.
- Taka młoda dziewczyna powinna sobie wybrać kogoś godnego jej serca, a nie towar z drugiej ręki! - Andriei poczuł, że zwyczajnie zmarnował czas, a wszystko było winą twórcy bzdurnych romansów. Nie miał pojęcia jak ludzie mogli brać na poważnie takie brednie, przestał w nie wierzyć gdzieś po dwudziestce. Wielka miłość, przez duże W i M istniała tylko w głowach, takich szkodliwie społecznie osobników, jak ten cały Zauber. Młodzi ludzie nabijali sobie nią głowy, by potem na nie upaść, zazwyczaj z dużej wysokości, jak było w jego przypadku. W życiu liczyły się jedynie pasje, które nadawały mu kolorów i blasku. Muzyka nigdy go nie zawiodła, była jego przyjaciółką i kochanką od dzieciństwa. Nie pytała o sławę, urodę czy pieniądze. Dawała poczucie nieskrępowanej wolności. Kiedy porównywał do niej znane mu kobiety, przegrywały na starcie.
- Gadasz jak nasza babcia. - Zoję aż poderwało z kanapy. - Przyjdzie i na ciebie czas. Rozpiszesz wtedy casting wśród swoich wielbicielek na godną nazwiska Demkowicz, idealną partnerkę - piękną, wykształconą, koniecznie dziewicę, która ci będzie we wszystkim potakiwać, rodzić dzieci i ozdobi twój dom, palancie.  Matka już zagaja o wnuki, więc braciszku zacznij się bać!
- Od kiedy stałaś się taka wulgarna? - Uznał ten wyskok za zgubny wpływ tego cholernego Zaubera. Jego książki były pełne przekleństw. - Ten grafoman uszkodził ci mózg.
- Skąd wiesz, że grafoman? Nie czytałeś żadnej jego powieści.
- Raz zerknąłem. Gej romanse jakoś mnie nie kręcą. To dobre dla rozhisteryzowanych małolat i znudzonych codzienną rutyną żon! Jak do niego pojedziesz, stracisz szansę na dobre małżeństwo w przyszłości. Kto weźmie dziewczynę, która sama włóczy się po świecie w podejrzanym towarzystwie? - Nie miał pojęcia, co się działo z siostrą. Jeszcze niedawno była słodką, cichą dziewczyną, nieodstępującą go na krok. Okropny pisarzyna zza miedzy zmienił ją nie do poznania.
- Przynudzasz jakbyś czytał podręcznik manier dla dziewcząt. Zupełnie cię pokręciło od tych mądrości mamy i babuszki. Ocknij się. Mamy 2018 rok. W jakiej bajkowej krainie żyjesz? Utknąłeś w Nibylandi Panie Lusterko! - Chciało jej się płakać. Jej brat coraz bardziej przypominał macho ze starych filmów. Niby na codzień taki przykładny dżentelmen, a kobietę widział jedynie w domu, u boku męża, z gromadką dzieci przyczepioną do fartucha. Głupi Naj Naj, jak nieraz określali go kumple, prywatnie był strasznym sztywniakiem.
- A rób co chcesz! Ale jak się dowiem, że ten cały Adam zbytnio się do ciebie zbliżył, to po kozacku, tak mu obiję gębę, że nigdy nie udzieli żadnego wywiadu. Przyjadę do LA i narobię mu wstydu na całą Amerykę z przyległościami. - Straszne żałował w tej chwili, że rakiety ziemia - powietrze były niedostępne na Allegro. Chętnie kupiłby jakąś i wystrzelił do tego starego piernika, który zawrócił w głowie jego siostrze.
- Tylko spróbuj! - wrzasnęła buńczucznie dziewczyna. W duchu jednak doskonale znała wybuchowy charakter Andrieia. Jeśliby tylko uznał, że jej honor został zbrukany przyjechałby, choćby za ocean. Jedyna nadzieja w jego menadżerze, który ostatnio mógł przebierać w propozycjach dla podopiecznego i piał z zachwytu. Nie miała pojęcia jakim cudem brat znalazł czas, by przyjechać do domu i prowadzić z nią tą głupią gadkę umoralniającą. Mimo, że nigdy nie rwał się do bitki i zachowywał jak przystało na mężczyznę z porządnej rodziny, trochę się jednak wystraszyła. Kilka lat  ćwiczył sztuki walki i zaprzestał dopiero, kiedy jego kariera nabrała rozpędu, a Adam wyglądał na takiego delikatnego.
 - Masz dwadzieścia pięć lat, a gadasz jak dziadek Mitia. Nigdy nikogo nie kochałeś, więc nie wiesz jak to jest, kiedy serce mocno zabije na widok jakieś osoby.
- Co ty tam wiesz maluchu. - Nie miał ochoty słuchać życiowych mądrości od smarkuli, która mu sięgała ledwie do ramienia. - Też mi miłość z telewizji.
- Phi. Znawca. Ta drętwa Katia z twojego rocznika się nie liczy. - Pokazała mu język. Nie była głupia, swoje wiedziała. Od dawana obserwowała tę ,,parę celebrytów'' jak ich w myślach nazywała. Nie mogła wyobrazić ich sobie jako kochanków. Mimo temperamentu, którym wprost kipiał brat, ledwo wymienił z nią kilka pocałunków. Dlaczego? Licho raczyło wiedzieć. Na miejscu tej niedojdy ze skrzypcami, jakby miała pod ręką takie seksowne ciacho, sama przycisnęłaby go do jakiegoś drzewa. Z kumplami dogadywał się bez przeszkód, okazywał im wiele serdeczności i troski. Tymczasem wobec dziewczyn trzymał odkąd pamiętała jakiś dystans. Będzie musiała się tym zająć po powrocie. Mimo, że był palantem, zasługiwał na najlepszą.
- Powinnaś brać z niej przykład, to czarująca dziewczyna. Pobierzemy się w odpowiednim czasie. Na razie moja kariera dopiero się rozwija. Nie musimy się spieszyć. - Andriei był coraz bardziej zirytowany. Doskonale  zawsze wiedział czego chce i z uporem do tego dążył. Miał do zrealizowania mnóstwo pomysłów. Sercowe komplikacje, wbrew temu o czym często śpiewał, nie były mu do niczego potrzebne. Teraz najważniejsza była długa trasa koncertowa.
- Akurat. Wymówki, wymówki... Te same od lat. Niby co was gołąbki powstrzymuje? - Zoja stanęła w rozkroku, przyjmując zaczepną postawę. - Może ta mumia nie umie się całować?
-  Nie bądź bezczelna. - Mimowolnie się zaczerwienił. Niestety ten straszny, okropnie krępujący nawyk z dzieciństwa, nadal mu pozostał. Prasa miała z tego nieraz niezłą polewkę, raz uznając to za urocze, kiedy indziej za zabawne.  - Jesteś za młoda, żeby wiedzieć co to miłość. - Dopiero co wycierał jej nos, a teraz smarkula śmiała mu pyskować.
- Nie kochasz Katiuszy. Znacie się tak długo, że po prostu przyzwyczaiłeś się do jej cienia za swoimi plecami. Stanowi też świetną wymówkę wobec twoich fanek, żeby się zbytnio nie kleiły. Miłość z podstawówki i tym podobne głupstwa. Naprawdę jesteś bardziej niemądry niż ja. - Brat był strasznym frajerem, chyba nawet  wierzył w te brednie, którymi ją raczył.
- Ty się tylko trzymaj na przyzwoitą odległość od tego całego Adama, panienko. Sam się zajmę swoimi sprawami osobistymi.
- Mój ty wzorze opanowania, jesteś okropnie naiwny. Nie można sobie zaplanować życia. Jestem pewna, że kiedyś ta twoja samokontrola pryśnie jak bańka mydlana. Mam nadzieję, że wtedy będę obok i zrobię ci pamiątkowe zdjęcie, a najlepiej kilka. I nie dam się zastraszyć Panie Lusterko! - Odwróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju.
Na szczęście dla Zoji sławny brat nie miał czasu zostać na dłużej, bo jej wyjazd nigdy nie doszedłby do skutku. Rodzice, zajęci swoimi sprawami, nie mieli cierpliwości do słuchania jęków. Po długiej batalii w końcu ulegli. Dzięki temu siedziała obecnie w taksówce mknącej przez LA, a jej serce omal nie wyskoczyło z piersi. Z pewnością w tej chwili nie było na świecie nikogo szczęśliwszego od niej, marzenia się spełniały tu  i teraz.


   

Prolog


     
   Adam był zły. Naprawdę zły, ale chyba najbardziej na siebie, choć swoje wydawnictwo, pieprzoną wytwórnię PERFORMANCE i tego węża menadżera, też chętnie posłałby do diabła. Nie miał pojęcia jak się dał w to wszystko wkręcić. A miało być tak pięknie, tylko on, błękit nieba i pokrzykujące nad falami mewy. Niedawno kupił dom na brzegu oceanu, taki wymarzony z drewnianych bali, pachnący sosną, z wielkim ogrodem, który miał być dla niego schronieniem, jego własnym kawałkiem świata pośrodku chaosu, którym od kilku lat było jego życie. Nazwał go Luogo di Silenzio (miejsce ciszy) nie bez powodu. Tutaj miał zamiar odpoczywać w gronie najbliższych przyjaciół od wszędobylskich paparazzi, ciekawskich fanów,  świateł i gwaru nigdy nie zasypiającego, wielkiego miasta. Do pisania potrzebował spokoju, świętego spokoju. Pierwszy raz tworzył scenariusz do serialu na podstawie swojej powieści i musiał się skupić. W dodatku zakup posiadłości kompletnie zrujnował go finansowo. Takie skromne chatki z pięcioma sypialniami, basenem i domkiem dla ogrodnika były w LA strasznie drogie, a menadżer jeszcze go zachęcał.
- Potraktuj to jako inwestycję. - Mądrzył się przy kuflu piwa. Teraz to nie on musiał tyrać za dwóch, aby wyjść na prostą. Adam lubił swoją pracę, ale bez przesady, lubił się też polenić na kanapie z dobrą książką. Oczywiście na jego zapale najwięcej korzystał ten cwaniak Mener.
Tymczasem ledwo zdążył się zadomowić i rozpakować...
   Minęło kilka dni i pisarz cieszył się swoim domem niczym dziecko. Wychowany w maleńkiej klitce, na krakowskim blokowisku w pełni potrafił docenić najnowszy nabytek. Pieniądze istniały po to by się nimi cieszyć, taką miał zasadę, a on ich od jakiegoś czasu miał więcej, niż potrafił wydać. Nie spodziewał się, że prawdę mówiąc zupełnie przypadkowy udział w prestiżowym, międzynarodowym konkursie, którym zainteresował się jedynie z powodu pijackiego zakładu,  przyniesie mu taki rozgłos. Za nim przyszła sława, wiele intratnych kontraktów i rzeka gotówki popłynęła szerokim strumieniem na jego bankowe konto. Adam na ogół posiadał raczej skromne wymagania. Pierwszy raz aż tak zaszalał. Pisanie było dla niego zawsze sensem życia, a nie sposobem zarobkowania.  Skoro jednak zaczęło nagle przynosić dochody, uznał to za prawdziwy cud i zrządzenie losu. Świat wyobraźni był dla niego równie realny jak leżący właśnie u jego stóp pies. Od dziecka przebywał w dwóch wymiarach jednocześnie i szczerze współczuł ludziom, którzy nie mieli swojego ,,Błękitnego Zamku", nie mieli pojęcia jak wiele tracili.
   Z kuchni doszedł Adama boski aromat nadziewanych parmezanem i mięsem cukinii. Celina była aniołem, który spadł mu z nieba w jednym z najmroczniejszych zaułków Krakowa. Co prawda mocno wytatuowanym, z nadgarstkami w sznytach i krzywym uśmiechem, ale jemu to nie przeszkadzało. Ta wysoka na ponad metr osiemdziesiąt kobieta, wyglądająca jak żeński odpowiednik gladiatora, była wspaniała kucharką. W przypadku takiego łasucha jak Zauber, liczyły się jedynie jej umiejętności. A to, że swoim wyglądem przyprawiała o palpitacje serca, co wrażliwszych gości, szybko okazało się dodatkowym bonusem. Często także, zwłaszcza w czasie podróży, pełniła obowiązki ochroniarza.
   Na zewnątrz zrobiło się ciemnawo. Ogromne, granatowo szare chmury wyglądały na prawdę groźnie. Z daleka dobiegały pomruki burzy. Deszcz zaczął bębnić o dach. Adam włączył radio. Rozległy się dźwięki ulubionej piosenki pisarza, a piękny, mieniący się tysiącem emocji głos Andrieia jak zwykle porwał jego duszę. Nikt tak jak on nie potrafił ukoić jego smutku, pieścić zmysłów, przenieść w przeciągu ułamka sekundy do ,,Błękitnego Zamku". Od jakiegoś roku podziwiał jego talent, niestety nie miał okazji ani czasu być na żadnym koncercie. Mężczyzna ułożył się wygodnie na ulubionym kraciastym fotelu z książką w jednej ręce i lampką wina w drugiej, kiedy rozległ sie sygnał dzwonka.
- Ma pan gości. - Gospodyni rzuciła okiem na monitoring. - Spora gromadka. - Nie przepadała za intruzami tak jak pisarz, zawsze tworzyli przeciw nim wspólny front. - Udamy, że nas nie ma w domu?
- Strasznie leje. Nie mam sumienia zostawić ich pod drzwiami na tym odludziu. - Dobre serce, często zwodziło go na manowce. Tak było i tym razem. Prawda była taka, że mieszkali rzeczywiście dość daleko od L.A, a w promieniu kilku kilometrów nie mieli żadnych sąsiadów. Burze bywały tutaj naprawdę gwałtowne.
- No to co, nie są z cukru, nie roztopią się. - Celina miała nieugiętą duszę. - Widział pan te walichy? Jeszcze się nam tutaj rozlezą jak karaluchy i nie daj bóg, zadomowią. Tego czarniawego skądś znam. - Przekrzywiła głowę, żeby lepiej się przyjrzeć. Okulary, ze zwyklej babskiej próżności nosiła w kieszeni spodni i wyciągała jedynie na specjalne okazje. - Hm. Blondasa chyba też.
- Cesia, masz naprawdę dziurawą pamięć. - Przycisnął guzik, aby otworzyć bramę. - Brunet to dobrze ci znany z filmów akcji George Clay, a blond przystojniak to Bred Petrey. Tak, ten, najlepszy amant Holywood. Nad zdjęciami z jego rozwodu lałaś wczoraj nieszczere łzy i spaliłaś babeczki. Wyinstaluj tego Facebooka, szkodzi ci na rozum, a mnie na żołądek.
- No co pan, on mi się wcale nie podoba. - Oburzyła się gosposia, jej zadziwiająco drobne, przy muskularnej sylwetce, dłonie, mięły nerwowo fartuch.
- Wiesz, w kuchni musiało być strasznie gorąco, bo zrobiłaś się cała czerwona. Uchylić okno? - Adam, jak to Adam, nigdy nie zaniedbał okazji do pokpienia sobie z kogoś, co w przypadku gospodyni nie było zbyt mądre. Groziło brakiem kolacji, a może nawet śniadania.
- E tam, zwykłe aktorzyny i tyle. No, może tylko trochę, okazalsze. - Ta pochwała ledwo przeszła kobiecie przez usta. Dla niej ród męski mógłby wyginąć w całości, miała o nim naprawdę kiepskie zdanie. Jedynie jej pracodawca miał u niej pewne względy. Podał rękę, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Zaprosił wtedy do domu zupełnie obcą osobę. Zauber bywał naiwny jak dziecko, dlatego ona teraz musiała go chronić.
- Z tyłu widziałem jakąś laskę. To chyba Jenni. Zwaliła się tutaj chyba większość obsady serialu. - Pisarz najchętniej wywaliłby wszystkich na bruk, ale wpajana mu od dziecka polska gościnność przeważyła szalę. - Wchodźcie. - Otwarł szeroko drzwi do holu.
- Wiesz jak cię kocham! - Jeni natychmiast uwiesiła się mu na szyi i wycisnęła na ustach soczystego całusa. Ta dziewczyna uwielbiała się przytulać i nie miała w tym względzie absolutnie żadnych hamulców. Niektórzy to lubili, u innych swoją żywiołowością budziła przerażenie.
- Fuj! Śmierdzisz papierosami. - Adam skrzywił się i odkleił wiszącą na nim dziewczynę.
- Nie masz farta mała. - Roześmiał się Bred. - Adaś na pewno wolałby mnie. - Wyciągnął w kierunku pisarza ramiona.
- Nieprawda, bo mnie. - George nie miał zamiaru pozostać w tyle.
- Łapy przy sobie goryle! - Warknął pisarz, musiał trzymać fason, bo te łajzy inaczej weszłyby mu na głowę. Przezornie jednak schował się za Celiną. - Czego mi się tutaj pchacie z tymi klamotami. Nie mieliście czasem wynajętego hotelu?
- Niby racja. Czy ty nie czytasz wcale gazet? Fejsa też wyłączyłeś? - Jeni popatrzyła zaskoczona na Zaubera, który najwyraźniej o niczym nie miał pojęcia. - Sęk w tym, że dzisiaj po południu obsunęło się zbocze i w budynku popękały ściany. Hotel zamknęli, gości ewakuowali, a innego w tej dziurze nie ma. Przecież nie możemy koczować na plaży, a z LA na plan filmowy mamy naprawdę daleko.
- Twój menadżer zaproponował takie wyjście. Oczywiście dołożymy się do wydatków. Podobno licho u ciebie z forsą. - George był strasznie bezpośredni, co często irytowało Zaubera.
- Nie chcecie chyba powiedzieć, że przez najbliższe trzy miesiące, będziecie okupywali mój dom? - Adamowi zrobiło się słabo. Ta przeklęta banda zwaliła się mu niespodziewanie na głowę i nikt nawet nie zapytał go o zdanie. Miał ochotę udusić swojego menadżera.
- Zaraz tam okupywali. - Bred obdarzył go swoim najpiękniejszym, firmowym uśmiechem, w którym kochało się pół LA, bo drugie pól wolało ciemne, pełne obietnic spojrzenie Georga. - Pomyśl o nas jak o kulturalnych lokatorach płacących na czas czynsz i umilających ci samotność na tym przeklętym pustkowiu.
- Będziemy naprawdę grzeczni. Zero fajek i alkoholu. - George wbił w niego czarne oczy, którymi uwodził wszystko co miało biust i długie włosy. Na niektórych facetów też działało bez pudła.
- I nie będziemy się seksić. - Jeni koniecznie musiała dodać coś od siebie. Polubiła Adama od pierwszego spotkania, kiedy to omawiali zarysy scenariusza w siedzibie wytwórni. Wydał jej się naprawdę miłym, łagodnym facetem, takim słodkim i przytulaśnym. Zaczytywała się jego książkami. Żadna powieść nie ubawiła ją do łez, tak jak ,, Dawno, dawno i nieprawda" . Siedząc w sali konferencyjnej zaczęła się zastanawiać jak on sobie poradzi wśród drapieżników z show biznesu i postanowiła go wspierać. Kiedy jednak się odezwał, okazało sie, że oprócz ujmującego wyglądu posiadał jeszcze niesamowicie ostry język, którym smagał kombinatorów z PERFORMENCE niczym biczem. Bynajmniej nie był taki naiwny na jakiego wyglądał. Zarząd szybko się zreflektował i ustalili uczciwe warunki kontraktu, korzystnego dla wszystkich stron. Ludzie niczego się tak nie boją jak śmieszności, nic tak skutecznie nie ściągało z piedestału jak kilka celnie rzuconych żartów, powtarzanych sobie potem z ust do ust. A wszyscy wiedzieli, że komedią i satyrą Adam władał po mistrzowsku. Jeden artykuł w prasie, mógł zniszczyć ich na zawsze. Pewien znany dziennikarz, wyjątkowo zaciekle prześladujący pisarza, przekonał się o tym na własnej skórze. Teraz tkwił gdzieś na prowincji i zamiast rozwijać imperium prasowe, prowadził ,,Wiejskie Ploteczki".
- No proszę. Prawie zobaczyłem anielskie chóry. - Adam stał z rękami w kieszeniach i huśtał się na piętach. - Chcę to na piśmie! - Złapał ich za słowa z najniewinniejszym z uśmiechów. Gościom, a raczej przyszłym lokatorom, na takie oświadczenie, zupełnie zrzedły miny. Żadnemu z aktorów nawet przez myśl nie przeszło, że pisarz weźmie ich deklaracje na poważnie. Usłużnie wyciągnął z szuflady biurka  dużą kartkę i czerwony flamaster. Położył akcesoria na stole, szybko skreślił kilka zdań i gestem zaprosił ich do złożenia podpisów.
Regulamin Luogo di Silenzio
1.  Nie palimy w domu  ( precz z trawką, cygarami, fajkami , papierosami i wszelkim innym dymiącym paskudztwem)
2. Nie  pijemy alkoholu pod  żadną postacią.
3. Nie seksimy się w domu, po coś wymyślono hotele, a natura zaopatrzyła nas w dwie sprawne ręce.
4. Kto nie przestrzega godzin posiłków, ten nie je!
5. Nie przestrzeganie wyżej wymienionych punktów grozi wywaleniem na pysk za bramę i koczowaniem na plaży.
                                                                
                                                       Adam Zauber                                            
                                             Celina Kosa     Jeni Ross                                 
                                           George Clay                    
                                                           Bred Petrey
Oczywiście ostatni punkt dodała Celina, która na wieść, że ma wyżywić tę bandę wiecznie głodnych artystów, zażądała pomocy domowej, która zajęłaby się sprzątaniem, bo jakoś nie wyobrażała sobie, by ktoś z jaśnie państwa zhańbił się myciem kibli czy praniem własnych gatek. Wszyscy mniej lub bardziej grzecznie złożyli swoje autografy i kartka zawisła na centralnym miejscu w salonie. Adam okazał się na tyle perfidny, że nawet oprawił ją w ramki  i umieścił nad kominkiem.
- Tak, ku przestrodze. - Uśmiechnął się jeszcze raz i zostawił swoich gości z niekulturalnie pootwieranymi paszczami. W zaciszu swojego gabinetu dumał, jak długo uda im się wypełniać warunki, pod którymi się podpisali. Stawiał na najwyżej dwa tygodnie. Tyle powinien z nimi wytrzymać, zwłaszcza, że w perspektywie miał wiele spokojnych, szczęśliwych dni, sam na sam z oceanem i mewami. Adam Zauber wrócił na swój fotel i wkrótce zasnął. Śniły mu się zalane słonecznym światłem, puste pokoje. I cisza. Błogosławiona cisza. Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. Przez otwarte okna docierała do niego poranna bryza. Szum fal koił skołatane nerwy. Jego prywatne niebo. Chwila. Coś jednak było nie tak. Najpierw jakby z oddali, potem bliżej i bliżej... Dlaczego do cholery ktoś tak strasznie wył na najwyższych tonach, coraz głośniej i głośniej...?!!