Obaj aktorzy rzucili się najpierw na
nieznajomego, który na ich widok jakby nabrał rozsądku i nic sobie nie robiąc z
jego tłumaczeń, zwyczajne wypchnęli go za drzwi. Wylądował ciężko na tyłku u
podstawy schodów prowadzących do willi. Otrzepali ręce z minami zwycięzców. Kiedy
wrócili na plac boju właściwie nie mieli już nic do roboty.
Adam nie musiał używać aż tyle siły co jego
lokatorzy, wystarczyło jedno, groźne spojrzenie, a rozjuszony Andriei
natychmiast spotulniał, jakby ktoś spuścił z niego parę. Stanął spokojnie, z
rękami podniesionymi do góry, ale nadal łypał czarnymi oczami spode łba. Najwyraźniej
emocje nie do końca go opuściły. Oparł się o ścianę, bo najwyraźniej zakręciło
mu się w głowie. Pisarz, po chwilowym wahaniu, wziął za rękę zmaltretowanego
awanturnika i zaprowadził do jadalni, gdzie znajdowała się apteczka. Wskazał mu
fotel, a sam usiadł na oparciu. Ujął opierającego się mężczyznę za podbródek i
uważnie przyjrzał twarzy. Nikt w tym pokiereszowanym obdartusie, w
rozchełstanej koszuli i uwalanych ziemią z rozbitej doniczki spodniach, nie
poznałby przystojniaka z popularnych rozkładówek. Z rozciętej wargi i nosa
płynęła krew, a pod okiem puchło w zastraszającym tempie wielkie limo.
Powstawał malowniczy siniec wielkości dłoni. Demkowicz siedział w milczeniu,
unikając wzroku pisarza. Jako mężczyzna zrobił co należało i teraz powinien, jak
prawdziwy bohater, z godnością ponieść konsekwencje. Ah te stare westerny. Uwielbiał je i miał w domu całą kolekcję. Kirk
Douglas z rozkosznym dołkiem na podbródku i marsowym spojrzeniem był odkąd
pamiętał jego idolem. Zacisnął usta, nie uniknął jednak cichego syku. Adam
popatrzył na niego z politowaniem. Postanowił zaoszczędzić sobie nerwów, właściwie
nie musiał prawić mu kazania, menadżer zrobi to jutro za niego. Może nawet
drania dobije. Pisarz był wściekły. Nazwał dom Luogo di Silencio nie bez
powodu. Pragnął świętego spokoju. Tymczasem dawaj narwani kretyni zrobili sobie
z holu ring bokserski, uszkodzili nawet jego ulubiony, zabytkowy zegar. Polał
obficie krwawiące miejsca środkiem odkażającym. Andriei najpierw zbladł, potem
pozieleniał. To za jego biedną,
zamordowaną kukułkę, która leżała teraz na podłodze z przetrąconym
skrzydełkiem, a z boku wystawały sprężyny.
- Aaa....- Piosenkarzowi
nie udało mu się powstrzymać okrzyku. Uratowana księżniczka, a raczej książę,
wyglądał na mało zadowolonego z interwencji i nie grzeszył delikatnością
podczas opatrywania wojennych ran. Niewdzięczny
grafoman. Ale jeszcze przed kwadransem był naprawdę wystraszony, na granicy
łez. Kiedy zobaczył go przypartego w kącie przez obcego, zawalistego faceta nie
zawahał się ani sekundy.
- Jeszcze
raz się szarpniesz, a własnoręcznie podbiję ci drugie oko. - Adamowi trochę żal
było idioty, który nadal zgrywał rycerza na białym koniu. Było nie było rzucił
się w jego obronie na dwa razy większego od niego mężczyznę, zbudowanego niczym
buldożer. Pochylił się, podmuchał rozciętą dłoń, o pięknych, długich palcach i
zakleił plastrem. Andriei poczerwieniał. Mimo, że bolało jak cholera zrobiło mu
się gorąco.
- Możesz mi
wyjaśnić jakie licho w ciebie wstąpiło? - Pisarz pokręcił jedynie głową, widząc
jego rumieńce. Nie miał zamiaru sprawiać mu aż takiej przyjemności, musiał jednak
przyznać, że łobuz wyglądał w tym momencie strasznie słodko. Pewnie by się
obraził, gdyby mu to powiedział, w końcu chciał uchodzić za super bohatera,
który nieodmiennie kojarzył mu się z facetem w śmiesznej pelerynce i
żenujących, obcisłych rajtuzach.
- Zaatakował
cię. - Oczy mężczyzny, na przypomnienie
sceny którą zastał, znowu zaczęły rzucać iskry. Pierwszy raz w życiu do
tego stopnia stracił nad sobą panowanie. Ojciec go uczył, że inteligentni
ludzie nie rozwiązywali problemów za pomocą pięści. Spojrzał ponuro na
nachylającego się nad nim mężczyznę. Prawdziwa księżniczka przynajmniej dałaby
mu w nagrodę buziaka, a ten drań jedynie
zacisnął usta w wąską kreskę i groźnie na niego zezował. Ależ on miał długie rzęsy.
-
Potrzebowałeś pomocy. - Przydrożny kamień był z pewnością bardziej romantyczny
od tego faceta. Nie mógł zrozumieć jakim cudem został pisarzem.
- Wcale nie,
dałbym sobie doskonale radę. - Nawet przed samym sobą nie chciał przyznać, że
kiedy weszli zaginieni lokatorzy zaczynał właśnie panikować. Oczy Andrieia,
nawet teraz takie podpuchnięte i rozjarzone gniewem, wyglądały naprawdę
pięknie, jakby na dnie czarnych diamentów, ktoś rozpalił ogniska. Pisarz
postanowił mieć się na baczności, coś go przyciągało do tego mężczyzny coraz
bardziej i bardziej. Postanowił nie kusić losu. Zrobił krok do tyłu.
- Jakoś na
to nie wyglądało. - Nachmurzył się piosenkarz. On naprawdę był taki głupi czy tylko udawał? Tamten drań zrobiłby z nim
co chciał. Może zostawienie ochroniarzy w LA nie było dobrym pomysłem? Powinien
ich tutaj ściągnąć?
- Procenty w
głowie podkręciły ci wyobraźnię. - Warknął. Świat
się kończył! Ten zarozumiały dzieciak właśnie próbował prawić mu morały. Nikt
nie będzie mu mówił jak miał żyć. A Richard na pewno nie dopuściłby się wobec
niego żadnych rękoczynów. Chociaż... Kilka nieprzyjemnych scen stanęło mu
przed oczyma. - Śmierdzisz whisky, papierosami i damskimi perfumami. - Spróbował
zmienić temat.
- Jesteś w
tym niezły. - Jak można być naiwnym do
tego stopnia? Ten nieproszony gość wyglądał na bardzo nakręconego i zdolnego do
gwałtu. Chyba nie chciał o tym rozmawiać. - To była brunetka czy blondynka
Sherlocku? - Postanowił na razie odpuścić.
- Nieźle się
bawiliście. - Adam zauważył, że na
wzmiankę o kobietach piosenkarzowi od razu poprawił sie humor. Wstrętny babiarz! A on naiwnie sądził, że
jednak się różnił od aktorów, wiecznie goniących za nowymi wrażeniami.
Przycisnął mu mocno do opuchniętego policzka woreczek z lodem. Jedną kostkę
wsunął do zakrwawionych ust. Niech się
udławi! - Obie. Lubisz jak w łóżku panuje tłok?
- Ała....! -
Andrieiowi, mimo bólu, szeroki uśmiech rozciągnął porozcinane w kilku miejscach
wargi. Czy pisarzyna był trochę zazdrosny
czy mu się wydawało? Nie musiał go jednak aż tak maltretować.
- Czego się
tak szczerzysz głupolu?! - Warknął Zauber, jednocześnie delikatnie odgarniając ze
spoconego czoła mężczyzny niesforne loki. Nie miał pojęcia dlaczego tak
niemądrze zareagował na wzmiankę o podrywie. Co właściwie go obchodziło jak ten palant spędzał czas? Niech się
szlaja gdzie chce!
- Wiesz, że
jak się złościsz zabawnie marszczysz nos? - Demkowicz był zachwycony i nic nie
mogło popsuć mu nastroju. Właśnie odkrył, że Adam wcale nie był tak obojętny
wobec niego jak udawał. Ach te niebieskie
oczy z zielonymi drobinkami. - Możesz podmuchać jeszcze tutaj? - Nastawił
drugi policzek i przybliżył do niego twarz.
- Spieprzaj
do swojego pokoju! - Kompletnie nie rozumiał z czego ten idiota, wyglądający
jak siedem nieszczęść, był taki zadowolony i wolał nad tym nie rozmyślać. Miał
nadzieję, że rano menadżer zetrze mu z ust ten głupi uśmieszek. - Opatrzyłem
cię, bo rzuciłeś się mi na pomoc, ale to nie znaczy, że zacznę cię
rozpieszczać. - Zadarł do góry głowę i z obrażoną miną wyszedł z jadalni, by nie
zauważył wypełzającego, zdradliwego rumieńca.
Żaden z mężczyzn nie spostrzegł stojącej za
rozłożysta palmą Zoji, która przyglądała się im z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Nie mogła uwierzyć w to co widziała na własne oczy. Do tej pory
sądziła, że brat zwyczajnie robił jej na złość, a nawet jeśli prowokował Adama,
to jedynie w celu, wyprowadzenia jej z równowagi i udowodnienia swoich racji.
Teraz jednak zmieniła zdanie. Andriei powoli, dzień po dniu, przeistaczał się w
jej rywala. Może na razie nie do końca uświadamiał sobie fascynację pisarzem,
ale nie sądziła, znając jego temperament, by długo to trwało. Wyszła po cichu na
taras i zapaliła. Wcześniej zbiegła na dół przestraszona krzykami i odgłosami
walki, z kijem do bejsbola w rękach, gotowa rzucić się na pomoc. Trochę
zamarudziła, szukając czegoś, co mogłoby jej posłużyć do obrony. Czuła scenka
jaką zobaczyła, której się nie spodziewała, bardzo ją zaskoczyła. Andriei od
dziecka nie znosił jak ktoś obcy go dotykał, jedynie drętwa Katia dostąpiła
tego zaszczytu, ale chyba nie do końca. Relacje między tym dwojgiem układały
się wyjątkowo poprawnie, zbyt poprawnie jak na jej gust. Z daleka wiało od nich
chłodem i jedynie rodzice w swojej naiwności byli zachwyceni parą. Tymczasem brat,
właśnie dawał się opatrywać Adamowi bez zmrużenia oka, a nawet wyglądał na
wyjątkowo zadowolonego, kiedy ten się nad nim nachylił. Sam z własnej woli
zbliżył się do niego jeszcze bardziej. Oczy mu błyszczały, a na wargach pojawił
się prowokujący uśmiech. Szlag by to
trafił! Do jej serca zakradło się nieznane, palące uczucie i pozostawiło w
ustach gorzki smak. Pieprzony Naj Naj
zawsze miał wszystko czego zapragnął! Odbierał siostrze jedna po drugiej
rzeczy, na których jej najbardziej zależało - najukochańsze dziecko zawsze
stawiane na pierwszym miejscu, pieszczone i hołubione przez całą rodzinę, jego
potrzeby były najważniejsze, a już na pewno lekcje śpiewu od nowej sukienki na
pierwszy w życiu dziewczyny bal. Najpiękniejszy, najmądrzejszy, najbardziej
utalentowany, najpilniejszy uczeń i najlepszy syn. Zdobywał bez wysiłku to, o
czym ona ledwo śmiała marzyć. A przynajmniej tak się wydawało rozżalonej Zoji.
Jakoś zapomniała o ogromie pracy jaką musiał włożyć w każde zwycięstwo, o
dzieciństwie, którego nie miał, o zabawach, których nigdy nie poznał.
Młodziutka tłumaczka wypaliła z pół paczki
papierosów za nim uspokoiła rozdygotane nerwy i zdała sobie sprawę, że miała
nad Andrieiem pewną przewagę. O wiele lepiej od niego znała Zaubera, w końcu od
lat śledziła jego karierę, czytała każdą najmniejszą wzmiankę oraz plotkę. Nie
był mężczyzną łatwo wchodzącym w bliskie relacje. Miał w życiu tylko dwa
poważne związki. Z żoną, rozwiódł się po tragicznym w skutkach wypadku, a z
Richardem rozstał po zdradzie. Na pewno teraz nie był skłonny do romansu, który
nie miał szans na przerodzenie się w nic trwalszego. Rodzice byli bardzo
tradycyjni i z pewnością obdarliby Andrieia ze skóry, gdyby związał się z
mężczyzną. On z kolei bardzo ich kochał
i nigdy nie zrobiłby nic wbrew woli ojca czy matki. Do tego dochodziły
fanatyczne fankluby, szpiegujący każdy krok paparazzi, menadżer i wytwórnie płytowe,
chętnie kreujące go na nieskalanego ziemską miłością Anioła, którego można było
podziwiać jedynie z daleka. Zoja postanowiła tym razem nie odpuścić, coś jej
się w końcu od życia należało, a Adam stał na pierwszym miejscu jej listy
życzeń. Na pewno wszyscy prędzej zaakceptują dziewczynę z którą mógłby założyć
rodzinę, niż nawet najsławniejszego mężczyznę. Związki homoseksualne, niby były
dopuszczalne także w ich kraju, ale to nie znaczyło, że mile widziane,
zwłaszcza przez zamożne, konserwatywne rody. W miłości wszystkie chwyty były
dozwolone i ona postanowiła każdy z nich wykorzystać. Kiedy jej serce zabiło
pierwszy raz, przywiązanie między nią a bratem przestało się liczyć, a na pierwszy
plan wypełzła zazdrość, która potrafi zmienić nawet najlepszego człowieka i
zatruć mu duszę.
***
Andriei przez całą noc miotał się między
piekłem a niebem. Kiedy nieco przetrzeźwiał, a adrenalina opadła, rany dały o
sobie znać ze zdwojoną siłą. Bolało, rwało i paliło w miejscach, o których nawet
nie wiedział, że istnieją. Dawno nie dostał takiego solidnego lania. Dotarł też
do niego smród, który wydzielał przetrawiony, parujący przez skórę alkohol
pomieszany z potem i krwią. Uznał, że prędzej padnie trupem, niż będzie dłużej
to dłużej wdychał. Pojękując wziął prysznic i przebrał się w piżamę. Na domiar
złego suszyło go jak diabli, ale nie miał już siły dowlec się do kuchni po
jakieś napoje. Ostrożnie, jakby był zrobiony z najcieńszej porcelany i płatków
śniegu, ułożył się na łóżku. Podparł plecy stosem poduszek. Zapadła już noc.
Przez uchylone okno docierał do niego szum oceanu. Drzemał niespokojnie, niemal
na siedząco. W którymś momencie poczuł, jak ktoś kładzie mu na rozpalonym czole
zimny okład, ulga była ogromna.
- I po co
było tak chlać dzieciaku? - Zmartwiony Adam szczerze się zastanawiał czy nie
wezwać lekarza. Usiadł na brzegu materaca. Dobrze, że tutaj zajrzał. Chłopak
najwyraźniej miał gorączkę. Podał mu tabletkę aspiryny oraz kubek herbaty z
miodem i cytryną. - Musisz dużo pić. - Podtrzymał głowę nieszczęśnika, który
patrzył na niego niezbyt przytomnie.
- Jestem
mężczyzną! Pokazać ci dowód? - Zaprotestował słabo, bo pod dymiącą czaszką głośno
przytupując, całe stado słoni tańczyło sambę. Próbował usiąść, ale natychmiast
opadł na łóżko z cichym jękiem.
- Dobrze
już, dobrze mój ty mężczyzno. - Adam łagodnym ruchem poprawił mu kołdrę. - Lepiej
się nie ruszaj, bo wyglądasz jakbyś miał zwrócić kolację, a wolałbym nie
wyrzucać tej ręcznie haftowanej pościeli. - Uznał, że z Demkowiczem nie było
tak źle, skoro próbował pyskować i stroszyć pióra. - Zostawię ci na szafce
dzbanek z wodą. - Jeszcze raz rzucił
okiem na spotulniałego łobuza, który bał się nawet głębiej oddychać. Czekało go
kilka ciężkich dni, zanim przyjdzie do siebie.
- Zostań. -
Złapał pisarza za rękę i pociągnął z powrotem na łóżko. Zapłacił za to takim
bólem, że pociemniało mu w oczach. - Proszę. - Zapach i głos mężczyzny działał
na niego bardziej kojąco niż głupie tabletki.
- Dobrze
głuptasie. Zaczekam aż zaśniesz. - Nie miał serca zostawiać cierpiącego drania
samego. Czarne oczy patrzyły strasznie żałośnie i wyglądał na bardzo samotnego.
Kiedy tak naprawdę ktoś go ostatnio
przytulił i pocieszył? Kiedy ktoś pomyślał, że był nie tylko sprawną maszynką
do zarabiania pieniędzy, ale też żyjącym i czującym człowiekiem? Usiadł na
wolnym miejscu, oparł się o zagłówek i pogładził delikatnie ocalały z awantury
policzek. - Śpij bohaterze.
- Jestem
twoim rycerzem, prawda? - Wymamrotał sennie Andriei zadowolony z
niespodziewanej pochwały. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak spokojny i
bezpieczny. Miał wrażenie, że po długiej, pełnej niebezpieczeństw podróży
dotarł wreszcie do upragnionego domu.
- Jesteś.
Jesteś. - Przytaknął mu pisarz, bo co niby miał odpowiedzieć, sam niesamowicie śpiący
i zmęczony, na niemądre pytanie tego dużego dzieciaka. Swoją drogą był ciekawy,
czy mężczyzna na drugi dzień, będzie cokolwiek pamiętał z żenujących szczegółów
obecnej nocy. Nawet nie wiedział, kiedy zmorzył go sen.
Andriei nad ranem na moment się przebudził i
doszedł do wniosku, że chorowanie pod opieką Adama było całkiem przyjemne i nie
miałby nic przeciwko kilku dniom takiego lenistwa u jego boku. Nawet w tej
dziwnej, porozciąganej piżamie z zezowatą, szczerbatą księżniczką na przedzie,
wyglądał wyjątkowo uroczo. Krzywiąc się podniósł kołdrę i nakrył ich obu.
Przysunął się bliżej, ponieważ nie chciał tracić nawet na moment kontaktu z tym
ciepłym, pociągającym ciałem. Wtulony w jego bok przestał czuć jakikolwiek ból.
Rozdział jest świetny. Książę i jego rycerz... No i zła wiedźma też się pojawiła na horyzoncie... A tak na marginesie to nie usuwaj bloga, Wordpress służy mi tylko do stwierdzenia że jest coś nowego, a czytam na blogach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie likwiduj! Kocham twoje opowiadania i nie wyobrażam sobie baraku powrotu do nich, poza tym strasznie lubię jak wszystko tutaj jest taak.... ogarnięte, czasami gubię się na tych wszystkich blogach, a tutaj wszystko jest pięknie na swoim miejscu, serio uwielbiam! ❤
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńkochana choć jestem w tyle to jednak postanowiłam się odezwać, no właśnie nawet nie myśl o kasowaniu bo ja i tu i na worpressie czytam, to zależy też gdzie mi się strona otworzy... trochę skubnęłam tego tekstu i och zapowiada się na prawdę fatastycznie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Skoro czytacie tutaj i na wordpressie to spoko.Dla mnie to zwyczajnie więcej pracy, bo muszę ogarniać oba blogi a tutaj rzadko ktoś się odzywa. Ale w porządku, w sumie ja też jestem jakoś przywiązana do bloggera.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno i mamy księcia, rycerza i wiedźmę... Adreia jeszcze nie zdaje sobie sprawę z uczyć jakimi darzy Adama...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia