środa, 3 października 2018

Rozdział 8

Zastanawiam się, czy ktoś jeszcze zagląda na tego bloga, czy wszyscy już przenieśli się na wordpress? Może powinnam go zlikwidować?


   
   Obaj aktorzy rzucili się najpierw na nieznajomego, który na ich widok jakby nabrał rozsądku i nic sobie nie robiąc z jego tłumaczeń, zwyczajne wypchnęli go za drzwi. Wylądował ciężko na tyłku u podstawy schodów prowadzących do willi. Otrzepali ręce z minami zwycięzców. Kiedy wrócili na plac boju właściwie nie mieli już nic do roboty.
   Adam nie musiał używać aż tyle siły co jego lokatorzy, wystarczyło jedno, groźne spojrzenie, a rozjuszony Andriei natychmiast spotulniał, jakby ktoś spuścił z niego parę. Stanął spokojnie, z rękami podniesionymi do góry, ale nadal łypał czarnymi oczami spode łba. Najwyraźniej emocje nie do końca go opuściły. Oparł się o ścianę, bo najwyraźniej zakręciło mu się w głowie. Pisarz, po chwilowym wahaniu, wziął za rękę zmaltretowanego awanturnika i zaprowadził do jadalni, gdzie znajdowała się apteczka. Wskazał mu fotel, a sam usiadł na oparciu. Ujął opierającego się mężczyznę za podbródek i uważnie przyjrzał twarzy. Nikt w tym pokiereszowanym obdartusie, w rozchełstanej koszuli i uwalanych ziemią z rozbitej doniczki spodniach, nie poznałby przystojniaka z popularnych rozkładówek. Z rozciętej wargi i nosa płynęła krew, a pod okiem puchło w zastraszającym tempie wielkie limo. Powstawał malowniczy siniec wielkości dłoni. Demkowicz siedział w milczeniu, unikając wzroku pisarza. Jako mężczyzna zrobił co należało i teraz powinien, jak prawdziwy bohater, z godnością ponieść konsekwencje. Ah te stare westerny. Uwielbiał je i miał w domu całą kolekcję. Kirk Douglas z rozkosznym dołkiem na podbródku i marsowym spojrzeniem był odkąd pamiętał jego idolem. Zacisnął usta, nie uniknął jednak cichego syku. Adam popatrzył na niego z politowaniem. Postanowił zaoszczędzić sobie nerwów, właściwie nie musiał prawić mu kazania, menadżer zrobi to jutro za niego. Może nawet drania dobije. Pisarz był wściekły. Nazwał dom Luogo di Silencio nie bez powodu. Pragnął świętego spokoju. Tymczasem dawaj narwani kretyni zrobili sobie z holu ring bokserski, uszkodzili nawet jego ulubiony, zabytkowy zegar. Polał obficie krwawiące miejsca środkiem odkażającym. Andriei najpierw zbladł, potem pozieleniał. To za jego biedną, zamordowaną kukułkę, która leżała teraz na podłodze z przetrąconym skrzydełkiem, a z boku wystawały sprężyny.
- Aaa....- Piosenkarzowi nie udało mu się powstrzymać okrzyku. Uratowana księżniczka, a raczej książę, wyglądał na mało zadowolonego z interwencji i nie grzeszył delikatnością podczas opatrywania wojennych ran. Niewdzięczny grafoman. Ale jeszcze przed kwadransem był naprawdę wystraszony, na granicy łez. Kiedy zobaczył go przypartego w kącie przez obcego, zawalistego faceta nie zawahał się ani sekundy.
- Jeszcze raz się szarpniesz, a własnoręcznie podbiję ci drugie oko. - Adamowi trochę żal było idioty, który nadal zgrywał rycerza na białym koniu. Było nie było rzucił się w jego obronie na dwa razy większego od niego mężczyznę, zbudowanego niczym buldożer. Pochylił się, podmuchał rozciętą dłoń, o pięknych, długich palcach i zakleił plastrem. Andriei poczerwieniał. Mimo, że bolało jak cholera zrobiło mu się gorąco.
- Możesz mi wyjaśnić jakie licho w ciebie wstąpiło? - Pisarz pokręcił jedynie głową, widząc jego rumieńce. Nie miał zamiaru sprawiać mu aż takiej przyjemności, musiał jednak przyznać, że łobuz wyglądał w tym momencie strasznie słodko. Pewnie by się obraził, gdyby mu to powiedział, w końcu chciał uchodzić za super bohatera, który nieodmiennie kojarzył mu się z facetem w śmiesznej pelerynce i żenujących, obcisłych rajtuzach.
- Zaatakował cię. - Oczy mężczyzny, na przypomnienie  sceny którą zastał, znowu zaczęły rzucać iskry. Pierwszy raz w życiu do tego stopnia stracił nad sobą panowanie. Ojciec go uczył, że inteligentni ludzie nie rozwiązywali problemów za pomocą pięści. Spojrzał ponuro na nachylającego się nad nim mężczyznę. Prawdziwa księżniczka przynajmniej dałaby mu w nagrodę buziaka, a ten drań  jedynie zacisnął usta w wąską kreskę i groźnie na niego zezował. Ależ on miał długie rzęsy.
- Potrzebowałeś pomocy. - Przydrożny kamień był z pewnością bardziej romantyczny od tego faceta. Nie mógł zrozumieć jakim cudem został pisarzem.
- Wcale nie, dałbym sobie doskonale radę. - Nawet przed samym sobą nie chciał przyznać, że kiedy weszli zaginieni lokatorzy zaczynał właśnie panikować. Oczy Andrieia, nawet teraz takie podpuchnięte i rozjarzone gniewem, wyglądały naprawdę pięknie, jakby na dnie czarnych diamentów, ktoś rozpalił ogniska. Pisarz postanowił mieć się na baczności, coś go przyciągało do tego mężczyzny coraz bardziej i bardziej. Postanowił nie kusić losu. Zrobił krok do tyłu.
- Jakoś na to nie wyglądało. - Nachmurzył się piosenkarz. On naprawdę był taki głupi czy tylko udawał? Tamten drań zrobiłby z nim co chciał. Może zostawienie ochroniarzy w LA nie było dobrym pomysłem? Powinien ich tutaj ściągnąć?
- Procenty w głowie podkręciły ci wyobraźnię. - Warknął. Świat się kończył! Ten zarozumiały dzieciak właśnie próbował prawić mu morały. Nikt nie będzie mu mówił jak miał żyć. A Richard na pewno nie dopuściłby się wobec niego żadnych rękoczynów. Chociaż... Kilka nieprzyjemnych scen stanęło mu przed oczyma. - Śmierdzisz whisky, papierosami i damskimi perfumami. - Spróbował zmienić temat.
- Jesteś w tym niezły. - Jak można być naiwnym do tego stopnia? Ten nieproszony gość wyglądał na bardzo nakręconego i zdolnego do gwałtu. Chyba nie chciał o tym rozmawiać. - To była brunetka czy blondynka Sherlocku? - Postanowił na razie odpuścić.
- Nieźle się bawiliście. -  Adam zauważył, że na wzmiankę o kobietach piosenkarzowi od razu poprawił sie humor. Wstrętny babiarz! A on naiwnie sądził, że jednak się różnił od aktorów, wiecznie goniących za nowymi wrażeniami. Przycisnął mu mocno do opuchniętego policzka woreczek z lodem. Jedną kostkę wsunął do zakrwawionych ust. Niech się udławi! - Obie. Lubisz jak w łóżku panuje tłok?
- Ała....! - Andrieiowi, mimo bólu, szeroki uśmiech rozciągnął porozcinane w kilku miejscach wargi. Czy pisarzyna był trochę zazdrosny czy mu się wydawało? Nie musiał go jednak aż tak maltretować.
- Czego się tak szczerzysz głupolu?! - Warknął Zauber, jednocześnie delikatnie odgarniając ze spoconego czoła mężczyzny niesforne loki. Nie miał pojęcia dlaczego tak niemądrze zareagował na wzmiankę o podrywie. Co właściwie go obchodziło jak ten palant spędzał czas? Niech się szlaja gdzie chce!
- Wiesz, że jak się złościsz zabawnie marszczysz nos? - Demkowicz był zachwycony i nic nie mogło popsuć mu nastroju. Właśnie odkrył, że Adam wcale nie był tak obojętny wobec niego jak udawał. Ach te niebieskie oczy z zielonymi drobinkami. - Możesz podmuchać jeszcze tutaj? - Nastawił drugi policzek i przybliżył do niego twarz.
- Spieprzaj do swojego pokoju! - Kompletnie nie rozumiał z czego ten idiota, wyglądający jak siedem nieszczęść, był taki zadowolony i wolał nad tym nie rozmyślać. Miał nadzieję, że rano menadżer zetrze mu z ust ten głupi uśmieszek. - Opatrzyłem cię, bo rzuciłeś się mi na pomoc, ale to nie znaczy, że zacznę cię rozpieszczać. - Zadarł do góry głowę i z obrażoną miną wyszedł z jadalni, by nie zauważył wypełzającego, zdradliwego rumieńca.
   Żaden z mężczyzn nie spostrzegł stojącej za rozłożysta palmą Zoji, która przyglądała się im z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie mogła uwierzyć w to co widziała na własne oczy. Do tej pory sądziła, że brat zwyczajnie robił jej na złość, a nawet jeśli prowokował Adama, to jedynie w celu, wyprowadzenia jej z równowagi i udowodnienia swoich racji. Teraz jednak zmieniła zdanie. Andriei powoli, dzień po dniu, przeistaczał się w jej rywala. Może na razie nie do końca uświadamiał sobie fascynację pisarzem, ale nie sądziła, znając jego temperament, by długo to trwało. Wyszła po cichu na taras i zapaliła. Wcześniej zbiegła na dół przestraszona krzykami i odgłosami walki, z kijem do bejsbola w rękach, gotowa rzucić się na pomoc. Trochę zamarudziła, szukając czegoś, co mogłoby jej posłużyć do obrony. Czuła scenka jaką zobaczyła, której się nie spodziewała, bardzo ją zaskoczyła. Andriei od dziecka nie znosił jak ktoś obcy go dotykał, jedynie drętwa Katia dostąpiła tego zaszczytu, ale chyba nie do końca. Relacje między tym dwojgiem układały się wyjątkowo poprawnie, zbyt poprawnie jak na jej gust. Z daleka wiało od nich chłodem i jedynie rodzice w swojej naiwności byli zachwyceni parą. Tymczasem brat, właśnie dawał się opatrywać Adamowi bez zmrużenia oka, a nawet wyglądał na wyjątkowo zadowolonego, kiedy ten się nad nim nachylił. Sam z własnej woli zbliżył się do niego jeszcze bardziej. Oczy mu błyszczały, a na wargach pojawił się prowokujący uśmiech. Szlag by to trafił! Do jej serca zakradło się nieznane, palące uczucie i pozostawiło w ustach gorzki smak. Pieprzony Naj Naj zawsze miał wszystko czego zapragnął! Odbierał siostrze jedna po drugiej rzeczy, na których jej najbardziej zależało - najukochańsze dziecko zawsze stawiane na pierwszym miejscu, pieszczone i hołubione przez całą rodzinę, jego potrzeby były najważniejsze, a już na pewno lekcje śpiewu od nowej sukienki na pierwszy w życiu dziewczyny bal. Najpiękniejszy, najmądrzejszy, najbardziej utalentowany, najpilniejszy uczeń i najlepszy syn. Zdobywał bez wysiłku to, o czym ona ledwo śmiała marzyć. A przynajmniej tak się wydawało rozżalonej Zoji. Jakoś zapomniała o ogromie pracy jaką musiał włożyć w każde zwycięstwo, o dzieciństwie, którego nie miał, o zabawach, których nigdy nie poznał.
    Młodziutka tłumaczka wypaliła z pół paczki papierosów za nim uspokoiła rozdygotane nerwy i zdała sobie sprawę, że miała nad Andrieiem pewną przewagę. O wiele lepiej od niego znała Zaubera, w końcu od lat śledziła jego karierę, czytała każdą najmniejszą wzmiankę oraz plotkę. Nie był mężczyzną łatwo wchodzącym w bliskie relacje. Miał w życiu tylko dwa poważne związki. Z żoną, rozwiódł się po tragicznym w skutkach wypadku, a z Richardem rozstał po zdradzie. Na pewno teraz nie był skłonny do romansu, który nie miał szans na przerodzenie się w nic trwalszego. Rodzice byli bardzo tradycyjni i z pewnością obdarliby Andrieia ze skóry, gdyby związał się z mężczyzną. On z kolei  bardzo ich kochał i nigdy nie zrobiłby nic wbrew woli ojca czy matki. Do tego dochodziły fanatyczne fankluby, szpiegujący każdy krok paparazzi, menadżer i wytwórnie płytowe, chętnie kreujące go na nieskalanego ziemską miłością Anioła, którego można było podziwiać jedynie z daleka. Zoja postanowiła tym razem nie odpuścić, coś jej się w końcu od życia należało, a Adam stał na pierwszym miejscu jej listy życzeń. Na pewno wszyscy prędzej zaakceptują dziewczynę z którą mógłby założyć rodzinę, niż nawet najsławniejszego mężczyznę. Związki homoseksualne, niby były dopuszczalne także w ich kraju, ale to nie znaczyło, że mile widziane, zwłaszcza przez zamożne, konserwatywne rody. W miłości wszystkie chwyty były dozwolone i ona postanowiła każdy z nich wykorzystać. Kiedy jej serce zabiło pierwszy raz, przywiązanie między nią a bratem przestało się liczyć, a na pierwszy plan wypełzła zazdrość, która potrafi zmienić nawet najlepszego człowieka i zatruć mu duszę.
***
   Andriei przez całą noc miotał się między piekłem a niebem. Kiedy nieco przetrzeźwiał, a adrenalina opadła, rany dały o sobie znać ze zdwojoną siłą. Bolało, rwało i paliło w miejscach, o których nawet nie wiedział, że istnieją. Dawno nie dostał takiego solidnego lania. Dotarł też do niego smród, który wydzielał przetrawiony, parujący przez skórę alkohol pomieszany z potem i krwią. Uznał, że prędzej padnie trupem, niż będzie dłużej to dłużej wdychał. Pojękując wziął prysznic i przebrał się w piżamę. Na domiar złego suszyło go jak diabli, ale nie miał już siły dowlec się do kuchni po jakieś napoje. Ostrożnie, jakby był zrobiony z najcieńszej porcelany i płatków śniegu, ułożył się na łóżku. Podparł plecy stosem poduszek. Zapadła już noc. Przez uchylone okno docierał do niego szum oceanu. Drzemał niespokojnie, niemal na siedząco. W którymś momencie poczuł, jak ktoś kładzie mu na rozpalonym czole zimny okład, ulga była ogromna.
- I po co było tak chlać dzieciaku? - Zmartwiony Adam szczerze się zastanawiał czy nie wezwać lekarza. Usiadł na brzegu materaca. Dobrze, że tutaj zajrzał. Chłopak najwyraźniej miał gorączkę. Podał mu tabletkę aspiryny oraz kubek herbaty z miodem i cytryną. - Musisz dużo pić. - Podtrzymał głowę nieszczęśnika, który patrzył na niego niezbyt przytomnie.
- Jestem mężczyzną! Pokazać ci dowód? - Zaprotestował słabo, bo pod dymiącą czaszką głośno przytupując, całe stado słoni tańczyło sambę. Próbował usiąść, ale natychmiast opadł na łóżko z cichym jękiem.
- Dobrze już, dobrze mój ty mężczyzno. - Adam łagodnym ruchem poprawił mu kołdrę. - Lepiej się nie ruszaj, bo wyglądasz jakbyś miał zwrócić kolację, a wolałbym nie wyrzucać tej ręcznie haftowanej pościeli. - Uznał, że z Demkowiczem nie było tak źle, skoro próbował pyskować i stroszyć pióra. - Zostawię ci na szafce dzbanek z wodą.  - Jeszcze raz rzucił okiem na spotulniałego łobuza, który bał się nawet głębiej oddychać. Czekało go kilka ciężkich dni, zanim przyjdzie do siebie.
- Zostań. - Złapał pisarza za rękę i pociągnął z powrotem na łóżko. Zapłacił za to takim bólem, że pociemniało mu w oczach. - Proszę. - Zapach i głos mężczyzny działał na niego bardziej kojąco niż głupie tabletki.
- Dobrze głuptasie. Zaczekam aż zaśniesz. - Nie miał serca zostawiać cierpiącego drania samego. Czarne oczy patrzyły strasznie żałośnie i wyglądał na bardzo samotnego. Kiedy tak naprawdę ktoś go ostatnio przytulił i pocieszył? Kiedy ktoś pomyślał, że był nie tylko sprawną maszynką do zarabiania pieniędzy, ale też żyjącym i czującym człowiekiem? Usiadł na wolnym miejscu, oparł się o zagłówek i pogładził delikatnie ocalały z awantury policzek. - Śpij bohaterze.
- Jestem twoim rycerzem, prawda? - Wymamrotał sennie Andriei zadowolony z niespodziewanej pochwały. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak spokojny i bezpieczny. Miał wrażenie, że po długiej, pełnej niebezpieczeństw podróży dotarł wreszcie do upragnionego domu.
- Jesteś. Jesteś. - Przytaknął mu pisarz, bo co niby miał odpowiedzieć, sam niesamowicie śpiący i zmęczony, na niemądre pytanie tego dużego dzieciaka. Swoją drogą był ciekawy, czy mężczyzna na drugi dzień, będzie cokolwiek pamiętał z żenujących szczegółów obecnej nocy. Nawet nie wiedział, kiedy zmorzył go sen.
   Andriei nad ranem na moment się przebudził i doszedł do wniosku, że chorowanie pod opieką Adama było całkiem przyjemne i nie miałby nic przeciwko kilku dniom takiego lenistwa u jego boku. Nawet w tej dziwnej, porozciąganej piżamie z zezowatą, szczerbatą księżniczką na przedzie, wyglądał wyjątkowo uroczo. Krzywiąc się podniósł kołdrę i nakrył ich obu. Przysunął się bliżej, ponieważ nie chciał tracić nawet na moment kontaktu z tym ciepłym, pociągającym ciałem. Wtulony w jego bok przestał czuć jakikolwiek ból.


5 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny. Książę i jego rycerz... No i zła wiedźma też się pojawiła na horyzoncie... A tak na marginesie to nie usuwaj bloga, Wordpress służy mi tylko do stwierdzenia że jest coś nowego, a czytam na blogach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie likwiduj! Kocham twoje opowiadania i nie wyobrażam sobie baraku powrotu do nich, poza tym strasznie lubię jak wszystko tutaj jest taak.... ogarnięte, czasami gubię się na tych wszystkich blogach, a tutaj wszystko jest pięknie na swoim miejscu, serio uwielbiam! ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    kochana choć jestem w tyle to jednak postanowiłam się odezwać, no właśnie nawet nie myśl o kasowaniu bo ja i tu i na worpressie czytam, to zależy też gdzie mi się strona otworzy... trochę skubnęłam tego tekstu i och zapowiada się na prawdę fatastycznie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Skoro czytacie tutaj i na wordpressie to spoko.Dla mnie to zwyczajnie więcej pracy, bo muszę ogarniać oba blogi a tutaj rzadko ktoś się odzywa. Ale w porządku, w sumie ja też jestem jakoś przywiązana do bloggera.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no i mamy księcia, rycerza i wiedźmę... Adreia jeszcze nie zdaje sobie sprawę z uczyć jakimi darzy Adama...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń