piątek, 19 października 2018

Rozdział 9

Aktorzy wyjechali w plener i miało ich nie być aż do wieczora. Zoja uznała, że nadszedł idealny dzień, w którym powinna wypróbować swoje siły. Nikt nie będzie jej przeszkadzał w realizacji makiawelicznych planów, bo gosposia się przecież nie liczyła. Postanowiła zacząć powoli, małymi krokami. Musiała być ostrożna, nikt nie mógł jej zdemaskować. Willa Luogo di Silencio należała do pisarza, który został niejako zmuszony przez wytwórnię do przyjęcia bandy lokatorów. Na pewno byłby zadowolony, gdyby mógł się ich jakoś pozbyć. Taki miała plan na później. Za najważniejszą sprawę uznała skłócenie Andrieia z Adamem, co wydało się dziewczynie łatwym zadaniem, obaj byli z natury namiętni, zapalczywi i bardzo uparci, oczywiście każdy na swój sposób. Dwie tykające bomby, gotowe w każdej chwili wybuchnąć, wystarczyło podpalić lont. Od kilku dni uważnie ich obserwowała. Mieli od rana zająć się wspólnym projektem w małym studiu, przygotowanym przez producenta dla piosenkarza, oczywiście za zgodą gospodarza. Zoja wpadła na kilka pomysłów, które postanowiła zrealizować, zaczynając od tych najmniej ryzykownych. Wczesnym rankiem, cichutko, rozglądając się na boki niczym przestępca, pobiegała do apartamentu brata. Dokonała kilku niezbędnych zmian. Dumna z siebie wróciła do jadalni i ze spokojem zajęła się śniadaniem. Już widziała jak idzie u boku Adama po czerwonym dywanie na premierę nowego filmu do którego jej ukochany mąż napisał scenariusz, a wszystkie kobiety wokoło zgrzytają zębami z zazdrości. Wiązała z nim swoją przyszłość, ani na moment nie wątpiąc, że była jego najlepszą opcją na szczęśliwe życie. Nareszcie przestałaby być cieniem Andrieia i zaczęłaby lśnić własnym blaskiem. Nawet rodzice musieliby w końcu dostrzec jak wspaniałą mają córkę.

   Adam żywił nadzieję, że poranek zwyczajnie przeleniuchuje z książką w ręku. Niby miał poprawiać wspólnie z Demkowiczem teksty piosenek do jego nowego albumu, który miał się wkrótce ukazać, ale mężczyzna zważając na odniesione rany, z pewnością nie był w stanie wstać z łóżka, a co dopiero śpiewać i komponować. Aby jednak nie wyglądało, że się migał od pracy, z kubkiem kawy w ręce, poszedł do domku w ogrodzie. Jakie było jego zaskoczenie, kiedy lokator przywitał go co prawda z krzywym uśmiechem, ale w pełni ubrany i odświeżony. Przystojna twarz Demkowicza wyglądała nader malowniczo. Można było na niej dostrzec wszystkie odcienie fioletu i zieleni. Pił przez słomkę herbatę, bo popękane usta piekły w zetknięciu z napojem. Jak przystało na bohatera cierpiał w milczeniu.
- Ohajo rycerzu. Chyba jednak powinieneś wrócić do łóżka. - Adam przywitał się zwodniczo współczującym tonem, któremu przeczyło pełne satysfakcji spojrzenie, taksujące z niejaką przyjemnością zmaltretowaną sylwetkę piosenkarza. Pisarz był dość pamiętliwym człowiekiem i niełatwo zapominał wyrządzone mu krzywdy. Brygada remontowa tłukła się właśnie niemiłosiernie w holu, naprawiając wyrządzone szkody. Musieli wymienić część podłogi, zniszczonej przez szalejących poprzedniego dnia awanturników, a ponieważ mieli do czynienia ze skomplikowaną mozaiką, prace miały potrwać przez trzy dni. A biednej kukułki nadal nie udało mu się reanimować.
- Jak miło, że się o mnie tak troszczysz. - Rzucił z przekąsem Andriei. Postanowił nie reagować na zaczepki grafomana. Stał przed nim w swobodnej pozie, z tymi przeklętymi dołeczkami w policzkach, włosy spiął nad karkiem niedbale, o zgrozo, długopisem za pięć centów i wyglądał na niezmiernie zadowolonego. Świetnie skrojona, acz krzywo pozapinana koszula, podkreślała zgrabną sylwetkę. Smukła talia spowodowała, że zapragnął objąć ją dłońmi. Chyba drań miał nadzieję na małe wakacje. Oho! Nie z nim takie numery. - Jestem mężczyzną, kilka drobnych ran nie kładzie mnie na tydzień do łóżka.
- Czy ty masz jakąś obsesję na tym punkcie? - Zapytał zaciekawiony pisarz. Demkowicz jak nic miał jakieś kompleksy, będzie musiał powęszyć. Czy jak go wystarczająco zdenerwuje, trzaśnie drzwiami, a on będzie miał upragniony, wolny dzień? - Mama ubierała cię w sukienki w dzieciństwie? Bawiłeś się lalkami siostry?
- Chciałem tylko powiedzieć, że prawdziwy mężczyzna nie poddaje się z byle powodu. - Zmierzył kpiącym spojrzeniem, przeciągającego się niczym kot, nadal lekko zaspanego pisarza, który wyglądał jakby miał wielką ochotę czmychnąć i zaszyć się w jakimś kącie. Czy on naprawdę myślał, że tak łatwo go sprowokuje?
- Chyba za długo ćwiczyłeś taekwondo i zbytnio przejąłeś naukami mistrza Yody. - Adam po dziecinnemu wydął wargi. Jego zamiar dezercji niestety spalił na panewce. - W takim razie wolę zostać kobietą i czasami ulec presji. - Chciał czy nie, musiał pogodzić się z faktem, że miał do czynienia z cholernym pracoholikiem, który prędzej padnie trupem, niż odpuści. - Dawaj co nagryzmoliłeś.
- Ależ proszę droga pani. - Położył na stole plik kartek pokrytych gęsto eleganckim pismem. - Podoba mi się ta skłonność do ulegania. - Zawiesił wzrok na kształtnych wargach, które sfrustrowany mężczyzna maltretował właśnie niemiłosiernie zębami. Czy dostałby po buzi gdyby ugryzł dolną? Wystarczyłyby dwa kroki. Gwałtownie drgnął i poczerwieniał, kiedy się zorientował, dokąd powędrowały jego myśli.
- Odwal się głąbie! - Nie wytrzymał Adam. Czego on się tak gapił? Pewnie uznał, że skoro czasami ulega, to padnie w ramiona każdemu idiocie byle był przystojny. Zaschło mu w gardle pod wpływem intensywnego spojrzenia Demkowicza. Sięgnął po dzbanek z sokiem, który o dziwo, okazał się śliski niczym kostka masła. Niespodziewanie wymknął mu się z rąk i upadł wprost na stół. Kartki niczym gąbka natychmiast wchłonęły czerwony płyn. Pociekł również na podłogę. Atrament zaczął się rozpuszczać tworząc nieregularne plamy. Zanim mężczyźni zdążyli zareagować, nie mieli już co ratować.
- Ty niezdaro! Tutaj miałem zapisane wstępne teksty do wszystkich piosenek. - Teraz z kolei zdenerwował się Andriei. - Wiesz ile czasu zajęło ich przygotowanie?
- Tylko mi nie mów, że nie masz kopii! - Krzyknął przestraszony nie na żarty Adam. Nie miał pojęcia jak to się stało, w jednej chwili trzymał dzbanek, w drugiej już go nie było, a przecież mógłby przysiąc, że miał czyste ręce.
- Coś mam na komputerze, ale nie wszystko. - Nigdy nie wyłączał laptopa, w razie gdyby nagle potrzebował coś sprawdzić lub zanotować. Podszedł do biurka i kliknął myszką, jak to robił setki razy wcześniej, by go obudzić z uśpienia. Kiedy zabłysnął ekran czarne oczy mężczyzny zrobiły się niemal okrągłe. - To niemożliwe! Jakaś klątwa?!
- Co u licha? - Przepchnął się do przodu i ku swojemu przerażeniu zobaczył napis - trwa formatowanie dysków. - No teraz to pojechałeś! Urodziłeś się kretynem i sprytnie to ukrywałeś?!
- Jak to zatrzymać? - Spanikowany Andriei zaczął klikać na chybił trafił. Jakimś cudem wyłączył formatowanie. Nerwowo zaczął sprawdzać pamięć. - Wszystko znikło! Trzy miesiące pracy poszły w las!
- Brawo geniuszu! - Zapowiadało się, że przez najbliższe tygodnie nie opuszczą studia. Nie tylko teksty, ale i nuty odleciały w niebyt.
- Zaraz cię zamorduję, to wszystko wina twoich niezgrabnych łap! - Zrobił zamach i rzucił w durnego grafomana poduszką mimo, że nadwyrężone ramię paskudnie zazgrzytało w stawie.
- Moja? To niby ja wymazałem swoją pracę jednym ruchem?! - Nie pozostał dłużny. Jaśków w pobliżu nie brakowało, lubił się na nich wylegiwać i w każdym pokoju było ich co najmniej kilkanaście. - Ty kretynie! - Udało mu się trafić za pierwszym razem prosto w zielono - fioletową gębę.
- Kobieto, nie w twarz! - Rzucił ponownie, ale ku swojej konsternacji nie trafił. Złośliwe diabelstwo było całkiem zwinne. - Może i wymazałem, ale ty ją utopiłeś, popaprańcu.
- Ja ci dam popaprańca! - Adam niepomny na stan mężczyzny rzucił się na niego z rozpędu. Nikt nie będzie go wyzywał od bab, a już na pewno nie ten laluś! Może i nie był osiłkiem, ale swoją wagę miał. Padli jak dłudzy i przeturlali się po dywanie. Demkowicz, będący w naprawdę kiepskiej formie, jedynie zasłaniał się rękami przed atakującym go rozwścieczonym pisarzem, który usiadł okrakiem na jego biodrach i usiłował udusić poduszką. Szło mu raczej średnio, bo poszewka się rozerwała i wszędzie fruwało pierze.
- Złaź ze mnie głupku! - Jęknął zażenowany Andriei. Mężczyzna w swoim zaślepieniu nie zauważył, że od nowa rozerwał mu wargę, na domiar złego kręcił zgrabnym tyłkiem po najbardziej wrażliwym miejscu. - Apsik...! - Zaczął kichać raz po raz. Niech Allach błogosławi pióra! Przynajmniej głupoty wywietrzały mu z głowy jak ręką odjął.
- Osmarkałeś mnie! - Odsunął się z obrzydzeniem. Nie miał pojęcia co mamrotał jego więzień, sflaczała poduszka całkiem dobrze tłumiła głos.
 - Trzeba było posłuchać! - Udało mu się uwolnić głowę. - Aaa..! - Nabrał powietrza do płuc i wykorzystał swoją tajną broń. Wrzasnął ogłuszajaco na najwyższej nucie jaką się mu udało wydobyć w takiej pozycji. Złość mu już całkiem przeszła, za to całe ciało bolało jak diabli.
- Ty cholero! - Oszołomiony Adam spadł na podłogę i złapał się za uszy. Z jednej strony stracił na moment słuch, z drugiej zyskał chwilę na zastanowienie. Zdrowy rozsądek natychmiast wrócił na swoje miejsce i puknął go w czoło. Usiadł. - To krew, czy sok? - Popatrzył przestraszony na leżącego mężczyznę.
- Jesteś okropnie brutalny jak na uległą kobietę. - Wyszczerzył się Andriei. - Jeśli chciałeś się ze mną poobściskiwać na dywanie trzeba było powiedzieć. Nie musiałeś od razu rzucać się niczym pies na szynkę. - Z niemałą satysfakcją patrzył jak twarz pisarzyny zaczyna płonąć.
- Przepraszam. - Naprawdę zawstydzony swoim zachowaniem Adam podał rękę mężczyźnie, który postękując podniósł się z podłogi swoje poobijane szczątki.
- Do wesela przejdzie. - Uśmiechnął się połową ust, bo druga przedstawiała raczej żałosny wygląd. Zakłopotany grafoman przestępujący z nogi na nogę, stanowił całkiem słodki obrazek. - Pokój?
- Rozejm. - Nie miał zamiaru wyjść na łatwego, ale odwzajemnił uśmiech. - Przez najbliższy tydzień musimy trzymać z daleka swoich menadżerów, inaczej zrobią nam z życia piekło.
- Myślisz, że te siniaki znikną do poniedziałku.- Podszedł do lustra. Plamy na twarzy zaczynały powoli zyskiwać nowy kolor - żółty. -  Mam wywiad z Ofrą.
- Najwyżej pożyczysz pudru od Jenni. - Rozpuścił niesforny język Adam. - Makijaż czyni cuda.
- Po moim trupie. - Nie znosił wizażystek i tych ich ohydnych pędzelków. Udało mu się chyba wykurzyć z Ukrainy wszystkie w miarę kompetentne.
- To się da zrobić. Jak cię ktoś z szefostwa zobaczy zabije, cokolwiek będzie miał pod ręką. A wybacz, nie mam zamiaru ginąć razem z tobą. - Poklepał po ramieniu załamanego piosenkarza. - Nie martw się dzieciaku, pomogę ci wyleczyć ten anielski pyszczek i znowu będziesz śliczny jak kwiatuszek, który wabi setki muszek.
- Nie sądzisz, że milczące kobiety są bardziej atrakcyjne? - Nie miał zamiaru pozostać w tyle, jeszcze trochę poprzebywa w towarzystwie pisarza i dogoni w elokwencji Mitię.
***
   Zoja kucała pod otwartym oknem z mocno bijącym sercem, jedynie od czasu do czasu odważała się wstać, wysuwała wtedy ostrożnie głowę nad parapet i zerkała do pracowni. Obawiała się czy aby nie przesadziła. Obaj mężczyźni traktowali pracę bardzo poważnie. Z początku wszystko szło jak to zaplanowała. Miała nawet małe wyrzuty sumienia, kiedy Adam zaczął okładać rannego brata, odezwała się w niej rodzinna solidarność. Szybko jednak przeszła, gdy zauważyła, że Andriei jedynie się zasłaniał, a z twarzy szybko zniknęła mu złość. Z jego posturą i umiejętnościami bez problemu poradziłby sobie z dużo drobniejszym z pisarzem, ale najwyraźniej nie miał takiego zamiaru, a ich pozycja na dywanie zaczęła wyglądać coraz bardziej dwuznacznie. A na koniec, ku rozpaczy dziewczyny, nawet zaczęli się uśmiechać i podali sobie ręce. Złapała się za głowę. Tyle pracy na darmo! Musi zacząć wszystko od nowa. Co ci wybuchowi pracoholicy zrobili się nagle tacy rozsądni i ugodowi? Chyba się nie zorientowali, że padli ofiarą dywersji?
   Szła powoli ogrodową ścieżką, kopiąc czubkiem bucika napotkane kamyki i szyszki. Najważniejsze, że nikt nie  widział co zrobiła. Od początku nie liczyła na szybkie załatwienie sprawy. Brat bywał okropnie uparty jak coś sobie wbił do łba. Z drugiej strony może jednak niepotrzebnie się martwiła. Niby miał za sobą niejedno zauroczenie, nigdy jednak nie angażował się zbyt głęboko, a jego uczucia ślizgały się po powierzchni. Próbę czasu przetrwała jedynie pitoląca na skrzypcach Katia pewnie dlatego, że widywali się kilka razy do roku i miała poparcie rodziców. Wróciła do jadalni dojeść kanapkę. Napotkała uważny wzrok Celiny, obierającej ziemniaki na obiad. Szare oczy patrzyły na nią twardo.
- Nie powinnaś się wodzić za nim wzrokiem, to twój pracodawca. - Kobieta od początku była przeciwna zatrudnieniu rozpuszczonej pannicy. Co z tego, że posiadała niezbędne kwalifikacje. Przypominała jej pustogłowe fanki, które zasypywały facebooka Adama setkami miłosnych wyznań i okropnych wierszydeł. Czym były lepiej sytuowane i ładniejsze, tym bezczelniejsze. Na szczęście z drugiej strony ekranu nie mogły zbyt wiele zdziałać, ale ta tutaj jak najbardziej.
- Co ty tam wiesz - westchnęła i podparła twarz rękami.  Popatrzyła z niesmakiem na odsłonięte ramiona gospodyni ubranej w sportową koszulkę na ramiączkach i dżinsy. Z tym umięśnionym ciałem i tatuażami wyglądała jak członkini gangu albo wykidajło z knajpy. Po co Adam ją zatrudnił? Wokół było mnóstwo profesjonalistek. Czyżby coś wyniuchała? Niemożliwe.
- Uważaj mała, jak cię na czymś przyłapię, wylecisz z roboty. -  W tej dziewczynie coś się jej nie podobało, to jak nieustannie śledziła pisarza wzrokiem, krzywiła się na widok każdego kto się do niego zbliżył jakby miała do tego jakieś prawo, cały czas kręciła się w pobliżu. Rozumiała, że jej szef podobał się takim głuptulom, sława i pieniądze były silnymi afrodyzjakami, ale ta wydała się jej wyjątkowo zawzięta. Jakby była pewna zwycięstwa i nie przyjmowała do wiadomości możliwości odmowy.
- Niby na czym, na czytaniu? - Zoja wskazała na stertę książek na blacie stołu którymi wspomagała się podczas tłumaczenia tekstów.
- On już dawno skończył z kobietami, a już na pewno nie zainteresowałby się taką gówniarą.  Czym szybciej to do ciebie dotrze, tym mniej narobisz sobie problemów.- Dziewczyna udawała niewinną, ale ona swoje wiedziała. Obserwowała ją od chwili przyjazdu. Nigdy nie pozwoliłaby córce na podróż w nieznane, w dodatku do obcego mężczyzny, którym była zauroczona.  Jacy rodzice pozwalają swojemu dziecku lecieć samemu na drugą stronę globu? Adam czasami bywał strasznie naiwny, taka zakochana nastolatka, oznaczała poważne kłopoty. Już po tygodniu powinien odesłać ją do domu. Z drugiej strony sławny brat mógł się okazać jeszcze większym utrapieniem. Najlepiej byłoby gdyby Zoja zabrała go ze sobą.
.........................................................................................................
makiaweliczne plany - podstępne, dopuszczające przemoc, dwuznaczne moralnie

3 komentarze:

  1. No i nowa bajkowa postać się pojawiła... Wstrętne, aczkolwiek nie stara wiedźma w postaci zakochanej pannicy... Dzięki za kolejny rozdział i pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panienka łatwo nie odpuści, pomysłowa z niej cholera.

      Usuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, uważam, że Zoja trochę tutaj przesadziła, choć jak się mówi na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone... to jednak jak ona by się czuła gdyby ktoś zniszczył jej kilku tygodniowe tłumaczenie, biedne jaśki tak potraktowane...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń