Aktorzy
wyjechali w plener i miało ich nie być aż do wieczora. Zoja uznała, że nadszedł
idealny dzień, w którym powinna wypróbować swoje siły. Nikt nie będzie jej
przeszkadzał w realizacji makiawelicznych planów, bo gosposia się przecież nie
liczyła. Postanowiła zacząć powoli, małymi krokami. Musiała być ostrożna, nikt
nie mógł jej zdemaskować. Willa Luogo di Silencio należała do pisarza, który
został niejako zmuszony przez wytwórnię do przyjęcia bandy lokatorów. Na pewno
byłby zadowolony, gdyby mógł się ich jakoś pozbyć. Taki miała plan na później.
Za najważniejszą sprawę uznała skłócenie Andrieia z Adamem, co wydało się
dziewczynie łatwym zadaniem, obaj byli z natury namiętni, zapalczywi i bardzo
uparci, oczywiście każdy na swój sposób. Dwie tykające bomby, gotowe w każdej
chwili wybuchnąć, wystarczyło podpalić lont. Od kilku dni uważnie ich
obserwowała. Mieli od rana zająć się wspólnym projektem w małym studiu,
przygotowanym przez producenta dla piosenkarza, oczywiście za zgodą gospodarza.
Zoja wpadła na kilka pomysłów, które postanowiła zrealizować, zaczynając od
tych najmniej ryzykownych. Wczesnym rankiem, cichutko, rozglądając się na boki
niczym przestępca, pobiegała do apartamentu brata. Dokonała kilku niezbędnych
zmian. Dumna z siebie wróciła do jadalni i ze spokojem zajęła się śniadaniem.
Już widziała jak idzie u boku Adama po czerwonym dywanie na premierę nowego
filmu do którego jej ukochany mąż napisał scenariusz, a wszystkie kobiety
wokoło zgrzytają zębami z zazdrości. Wiązała z nim swoją przyszłość, ani na
moment nie wątpiąc, że była jego najlepszą opcją na szczęśliwe życie. Nareszcie
przestałaby być cieniem Andrieia i zaczęłaby lśnić własnym blaskiem. Nawet
rodzice musieliby w końcu dostrzec jak wspaniałą mają córkę.
Adam żywił nadzieję, że poranek zwyczajnie
przeleniuchuje z książką w ręku. Niby miał poprawiać wspólnie z Demkowiczem
teksty piosenek do jego nowego albumu, który miał się wkrótce ukazać, ale
mężczyzna zważając na odniesione rany, z pewnością nie był w stanie wstać z
łóżka, a co dopiero śpiewać i komponować. Aby jednak nie wyglądało, że się
migał od pracy, z kubkiem kawy w ręce, poszedł do domku w ogrodzie. Jakie było
jego zaskoczenie, kiedy lokator przywitał go co prawda z krzywym uśmiechem, ale
w pełni ubrany i odświeżony. Przystojna twarz Demkowicza wyglądała nader
malowniczo. Można było na niej dostrzec wszystkie odcienie fioletu i zieleni.
Pił przez słomkę herbatę, bo popękane usta piekły w zetknięciu z napojem. Jak
przystało na bohatera cierpiał w milczeniu.
- Ohajo
rycerzu. Chyba jednak powinieneś wrócić do łóżka. - Adam przywitał się zwodniczo
współczującym tonem, któremu przeczyło pełne satysfakcji spojrzenie, taksujące
z niejaką przyjemnością zmaltretowaną sylwetkę piosenkarza. Pisarz był dość
pamiętliwym człowiekiem i niełatwo zapominał wyrządzone mu krzywdy. Brygada
remontowa tłukła się właśnie niemiłosiernie w holu, naprawiając wyrządzone
szkody. Musieli wymienić część podłogi, zniszczonej przez szalejących
poprzedniego dnia awanturników, a ponieważ mieli do czynienia ze skomplikowaną
mozaiką, prace miały potrwać przez trzy dni. A biednej kukułki nadal nie udało
mu się reanimować.
- Jak miło,
że się o mnie tak troszczysz. - Rzucił z przekąsem Andriei. Postanowił nie
reagować na zaczepki grafomana. Stał przed nim w swobodnej pozie, z tymi
przeklętymi dołeczkami w policzkach, włosy spiął nad karkiem niedbale, o
zgrozo, długopisem za pięć centów i wyglądał na niezmiernie zadowolonego. Świetnie
skrojona, acz krzywo pozapinana koszula, podkreślała zgrabną sylwetkę. Smukła
talia spowodowała, że zapragnął objąć ją dłońmi. Chyba drań miał nadzieję na małe wakacje. Oho! Nie z nim takie numery.
- Jestem mężczyzną, kilka drobnych ran nie kładzie mnie na tydzień do łóżka.
- Czy ty
masz jakąś obsesję na tym punkcie? - Zapytał zaciekawiony pisarz. Demkowicz jak nic miał jakieś kompleksy,
będzie musiał powęszyć. Czy jak go wystarczająco zdenerwuje, trzaśnie drzwiami,
a on będzie miał upragniony, wolny dzień? - Mama ubierała cię w sukienki w
dzieciństwie? Bawiłeś się lalkami siostry?
- Chciałem tylko powiedzieć, że prawdziwy mężczyzna nie
poddaje się z byle powodu. - Zmierzył kpiącym spojrzeniem, przeciągającego się
niczym kot, nadal lekko zaspanego pisarza, który wyglądał jakby miał wielką
ochotę czmychnąć i zaszyć się w jakimś kącie. Czy on naprawdę myślał, że tak łatwo go sprowokuje?
- Chyba za
długo ćwiczyłeś taekwondo i zbytnio przejąłeś naukami mistrza Yody. - Adam po
dziecinnemu wydął wargi. Jego zamiar dezercji niestety spalił na panewce. - W
takim razie wolę zostać kobietą i czasami ulec presji. - Chciał czy nie, musiał
pogodzić się z faktem, że miał do czynienia z cholernym pracoholikiem, który
prędzej padnie trupem, niż odpuści. - Dawaj co nagryzmoliłeś.
- Ależ
proszę droga pani. - Położył na stole plik kartek pokrytych gęsto eleganckim
pismem. - Podoba mi się ta skłonność do ulegania. - Zawiesił wzrok na kształtnych
wargach, które sfrustrowany mężczyzna maltretował właśnie niemiłosiernie
zębami. Czy dostałby po buzi gdyby ugryzł
dolną? Wystarczyłyby dwa kroki. Gwałtownie drgnął i poczerwieniał, kiedy
się zorientował, dokąd powędrowały jego myśli.
- Odwal się
głąbie! - Nie wytrzymał Adam. Czego on
się tak gapił? Pewnie uznał, że skoro czasami ulega, to padnie w ramiona
każdemu idiocie byle był przystojny. Zaschło mu w gardle pod wpływem
intensywnego spojrzenia Demkowicza. Sięgnął
po dzbanek z sokiem, który o dziwo, okazał się śliski niczym kostka masła. Niespodziewanie
wymknął mu się z rąk i upadł wprost na stół. Kartki niczym gąbka natychmiast
wchłonęły czerwony płyn. Pociekł również na podłogę. Atrament zaczął się
rozpuszczać tworząc nieregularne plamy. Zanim mężczyźni zdążyli zareagować, nie
mieli już co ratować.
- Ty
niezdaro! Tutaj miałem zapisane wstępne teksty do wszystkich piosenek. - Teraz
z kolei zdenerwował się Andriei. - Wiesz ile czasu zajęło ich przygotowanie?
- Tylko mi
nie mów, że nie masz kopii! - Krzyknął przestraszony nie na żarty Adam. Nie
miał pojęcia jak to się stało, w jednej chwili trzymał dzbanek, w drugiej już
go nie było, a przecież mógłby przysiąc, że miał czyste ręce.
- Coś mam na
komputerze, ale nie wszystko. - Nigdy nie wyłączał laptopa, w razie gdyby nagle
potrzebował coś sprawdzić lub zanotować. Podszedł do biurka i kliknął myszką,
jak to robił setki razy wcześniej, by go obudzić z uśpienia. Kiedy zabłysnął
ekran czarne oczy mężczyzny zrobiły się niemal okrągłe. - To niemożliwe! Jakaś
klątwa?!
- Co u
licha? - Przepchnął się do przodu i ku swojemu przerażeniu zobaczył napis -
trwa formatowanie dysków. - No teraz to pojechałeś! Urodziłeś się kretynem i
sprytnie to ukrywałeś?!
- Jak to
zatrzymać? - Spanikowany Andriei zaczął klikać na chybił trafił. Jakimś cudem
wyłączył formatowanie. Nerwowo zaczął sprawdzać pamięć. - Wszystko znikło! Trzy
miesiące pracy poszły w las!
- Brawo
geniuszu! - Zapowiadało się, że przez najbliższe tygodnie nie opuszczą studia.
Nie tylko teksty, ale i nuty odleciały w niebyt.
- Zaraz cię
zamorduję, to wszystko wina twoich niezgrabnych łap! - Zrobił zamach i rzucił w
durnego grafomana poduszką mimo, że nadwyrężone ramię paskudnie zazgrzytało w
stawie.
- Moja? To
niby ja wymazałem swoją pracę jednym ruchem?! - Nie pozostał dłużny. Jaśków w
pobliżu nie brakowało, lubił się na nich wylegiwać i w każdym pokoju było ich
co najmniej kilkanaście. - Ty kretynie! - Udało mu się trafić za pierwszym
razem prosto w zielono - fioletową gębę.
- Kobieto,
nie w twarz! - Rzucił ponownie, ale ku swojej konsternacji nie trafił. Złośliwe
diabelstwo było całkiem zwinne. - Może i wymazałem, ale ty ją utopiłeś,
popaprańcu.
- Ja ci dam
popaprańca! - Adam niepomny na stan mężczyzny rzucił się na niego z rozpędu. Nikt nie będzie go wyzywał od bab, a już na
pewno nie ten laluś! Może i nie był osiłkiem, ale swoją wagę miał. Padli
jak dłudzy i przeturlali się po dywanie. Demkowicz, będący w naprawdę kiepskiej
formie, jedynie zasłaniał się rękami przed atakującym go rozwścieczonym
pisarzem, który usiadł okrakiem na jego biodrach i usiłował udusić poduszką.
Szło mu raczej średnio, bo poszewka się rozerwała i wszędzie fruwało pierze.
- Złaź ze
mnie głupku! - Jęknął zażenowany Andriei. Mężczyzna w swoim zaślepieniu nie
zauważył, że od nowa rozerwał mu wargę, na domiar złego kręcił zgrabnym tyłkiem
po najbardziej wrażliwym miejscu. - Apsik...! - Zaczął kichać raz po raz. Niech Allach błogosławi pióra! Przynajmniej
głupoty wywietrzały mu z głowy jak ręką odjął.
- Osmarkałeś
mnie! - Odsunął się z obrzydzeniem. Nie miał pojęcia co mamrotał jego więzień, sflaczała
poduszka całkiem dobrze tłumiła głos.
- Trzeba było posłuchać! - Udało mu się
uwolnić głowę. - Aaa..! - Nabrał powietrza do płuc i wykorzystał swoją tajną
broń. Wrzasnął ogłuszajaco na najwyższej nucie jaką się mu udało wydobyć w
takiej pozycji. Złość mu już całkiem przeszła, za to całe ciało bolało jak
diabli.
- Ty cholero!
- Oszołomiony Adam spadł na podłogę i złapał się za uszy. Z jednej strony
stracił na moment słuch, z drugiej zyskał chwilę na zastanowienie. Zdrowy
rozsądek natychmiast wrócił na swoje miejsce i puknął go w czoło. Usiadł. - To
krew, czy sok? - Popatrzył przestraszony na leżącego mężczyznę.
- Jesteś
okropnie brutalny jak na uległą kobietę. - Wyszczerzył się Andriei. - Jeśli chciałeś
się ze mną poobściskiwać na dywanie trzeba było powiedzieć. Nie musiałeś od
razu rzucać się niczym pies na szynkę. - Z niemałą satysfakcją patrzył jak
twarz pisarzyny zaczyna płonąć.
-
Przepraszam. - Naprawdę zawstydzony swoim zachowaniem Adam podał rękę
mężczyźnie, który postękując podniósł się z podłogi swoje poobijane szczątki.
- Do wesela
przejdzie. - Uśmiechnął się połową ust, bo druga przedstawiała raczej żałosny
wygląd. Zakłopotany grafoman przestępujący z nogi na nogę, stanowił całkiem
słodki obrazek. - Pokój?
- Rozejm. - Nie
miał zamiaru wyjść na łatwego, ale odwzajemnił uśmiech. - Przez najbliższy
tydzień musimy trzymać z daleka swoich menadżerów, inaczej zrobią nam z życia
piekło.
- Myślisz,
że te siniaki znikną do poniedziałku.- Podszedł do lustra. Plamy na twarzy
zaczynały powoli zyskiwać nowy kolor - żółty. - Mam wywiad z Ofrą.
- Najwyżej
pożyczysz pudru od Jenni. - Rozpuścił niesforny język Adam. - Makijaż czyni
cuda.
- Po moim
trupie. - Nie znosił wizażystek i tych ich ohydnych pędzelków. Udało mu się
chyba wykurzyć z Ukrainy wszystkie w miarę kompetentne.
- To się da
zrobić. Jak cię ktoś z szefostwa zobaczy zabije, cokolwiek będzie miał pod ręką.
A wybacz, nie mam zamiaru ginąć razem z tobą. - Poklepał po ramieniu załamanego
piosenkarza. - Nie martw się dzieciaku, pomogę ci wyleczyć ten anielski
pyszczek i znowu będziesz śliczny jak kwiatuszek, który wabi setki muszek.
- Nie
sądzisz, że milczące kobiety są bardziej atrakcyjne? - Nie miał zamiaru
pozostać w tyle, jeszcze trochę poprzebywa w towarzystwie pisarza i dogoni w
elokwencji Mitię.
***
Zoja kucała pod otwartym oknem z mocno
bijącym sercem, jedynie od czasu do czasu odważała się wstać, wysuwała wtedy ostrożnie
głowę nad parapet i zerkała do pracowni. Obawiała się czy aby nie przesadziła.
Obaj mężczyźni traktowali pracę bardzo poważnie. Z początku wszystko szło jak
to zaplanowała. Miała nawet małe wyrzuty sumienia, kiedy Adam zaczął okładać
rannego brata, odezwała się w niej rodzinna solidarność. Szybko jednak
przeszła, gdy zauważyła, że Andriei jedynie się zasłaniał, a z twarzy szybko
zniknęła mu złość. Z jego posturą i umiejętnościami bez problemu poradziłby
sobie z dużo drobniejszym z pisarzem, ale najwyraźniej nie miał takiego zamiaru,
a ich pozycja na dywanie zaczęła wyglądać coraz bardziej dwuznacznie. A na
koniec, ku rozpaczy dziewczyny, nawet zaczęli się uśmiechać i podali sobie
ręce. Złapała się za głowę. Tyle pracy na
darmo! Musi zacząć wszystko od nowa. Co ci wybuchowi pracoholicy zrobili się
nagle tacy rozsądni i ugodowi? Chyba się nie zorientowali, że padli ofiarą dywersji?
Szła powoli ogrodową ścieżką, kopiąc czubkiem bucika napotkane kamyki i szyszki. Najważniejsze, że nikt nie widział co zrobiła. Od początku nie liczyła na szybkie załatwienie sprawy. Brat bywał okropnie uparty jak coś sobie wbił do łba. Z drugiej strony może jednak niepotrzebnie się martwiła. Niby miał za sobą niejedno zauroczenie, nigdy jednak nie angażował się zbyt głęboko, a jego uczucia ślizgały się po powierzchni. Próbę czasu przetrwała jedynie pitoląca na skrzypcach Katia pewnie dlatego, że widywali się kilka razy do roku i miała poparcie rodziców. Wróciła do jadalni dojeść kanapkę. Napotkała uważny wzrok Celiny, obierającej ziemniaki na obiad. Szare oczy patrzyły na nią twardo.
Szła powoli ogrodową ścieżką, kopiąc czubkiem bucika napotkane kamyki i szyszki. Najważniejsze, że nikt nie widział co zrobiła. Od początku nie liczyła na szybkie załatwienie sprawy. Brat bywał okropnie uparty jak coś sobie wbił do łba. Z drugiej strony może jednak niepotrzebnie się martwiła. Niby miał za sobą niejedno zauroczenie, nigdy jednak nie angażował się zbyt głęboko, a jego uczucia ślizgały się po powierzchni. Próbę czasu przetrwała jedynie pitoląca na skrzypcach Katia pewnie dlatego, że widywali się kilka razy do roku i miała poparcie rodziców. Wróciła do jadalni dojeść kanapkę. Napotkała uważny wzrok Celiny, obierającej ziemniaki na obiad. Szare oczy patrzyły na nią twardo.
- Nie
powinnaś się wodzić za nim wzrokiem, to twój pracodawca. - Kobieta od początku
była przeciwna zatrudnieniu rozpuszczonej pannicy. Co z tego, że posiadała niezbędne
kwalifikacje. Przypominała jej pustogłowe fanki, które zasypywały facebooka
Adama setkami miłosnych wyznań i okropnych wierszydeł. Czym były lepiej
sytuowane i ładniejsze, tym bezczelniejsze. Na szczęście z drugiej strony ekranu
nie mogły zbyt wiele zdziałać, ale ta tutaj jak najbardziej.
- Co ty tam
wiesz - westchnęła i podparła twarz rękami. Popatrzyła z niesmakiem na odsłonięte ramiona
gospodyni ubranej w sportową koszulkę na ramiączkach i dżinsy. Z tym
umięśnionym ciałem i tatuażami wyglądała jak członkini gangu albo wykidajło z
knajpy. Po co Adam ją zatrudnił? Wokół było
mnóstwo profesjonalistek. Czyżby coś wyniuchała? Niemożliwe.
- Uważaj mała, jak cię na czymś przyłapię, wylecisz z
roboty. - W tej dziewczynie coś się jej
nie podobało, to jak nieustannie śledziła pisarza wzrokiem, krzywiła się na
widok każdego kto się do niego zbliżył jakby miała do tego jakieś prawo, cały
czas kręciła się w pobliżu. Rozumiała, że jej szef podobał się takim głuptulom,
sława i pieniądze były silnymi afrodyzjakami, ale ta wydała się jej wyjątkowo
zawzięta. Jakby była pewna zwycięstwa i nie przyjmowała do wiadomości
możliwości odmowy.
- Niby na
czym, na czytaniu? - Zoja wskazała na stertę książek na blacie stołu którymi
wspomagała się podczas tłumaczenia tekstów.
- On już
dawno skończył z kobietami, a już na pewno nie zainteresowałby się taką
gówniarą. Czym szybciej to do ciebie
dotrze, tym mniej narobisz sobie problemów.- Dziewczyna udawała niewinną, ale
ona swoje wiedziała. Obserwowała ją od chwili przyjazdu. Nigdy nie pozwoliłaby córce
na podróż w nieznane, w dodatku do obcego mężczyzny, którym była
zauroczona. Jacy rodzice pozwalają
swojemu dziecku lecieć samemu na drugą stronę globu? Adam czasami bywał
strasznie naiwny, taka zakochana nastolatka, oznaczała poważne kłopoty. Już po
tygodniu powinien odesłać ją do domu. Z drugiej strony sławny brat mógł się
okazać jeszcze większym utrapieniem. Najlepiej byłoby gdyby Zoja zabrała go ze
sobą.
.........................................................................................................
makiaweliczne plany - podstępne, dopuszczające
przemoc, dwuznaczne moralnie
No i nowa bajkowa postać się pojawiła... Wstrętne, aczkolwiek nie stara wiedźma w postaci zakochanej pannicy... Dzięki za kolejny rozdział i pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńPanienka łatwo nie odpuści, pomysłowa z niej cholera.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, uważam, że Zoja trochę tutaj przesadziła, choć jak się mówi na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone... to jednak jak ona by się czuła gdyby ktoś zniszczył jej kilku tygodniowe tłumaczenie, biedne jaśki tak potraktowane...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia