Adam miał
ochotę poleniuchować na tarasie niestety, niebacznie wyrażając zgodę na zamianę
swojego domu w hotel dla artystów, jeszcze się policzy z wytwórnią za ten
pomysł, sam sobie napytał biedy. Polskie poczucie gościnności nie pozwalało mu
machnąć ręką na kłopoty lokatorów i zająć swoimi sprawami. Najpierw musiał doprowadzić do porządku
rozhisteryzowaną tłumaczkę, ponieważ jej brat beztrosko zniknął gdzieś przed
kolacją i do tej pory się nie pojawił. Czyżby miał coś wspólnego ze stanem
siostry? Jeśli tak, na pewno mu tego nie zapomni. Narobił kłopotów, a potem
tchórzliwie uciekł pozostawiając go samego na placu boju. Już w holu na widok
dziewczyny poczuł, że nie powinien dzisiaj wychodzić z pokoju.
- Przespałem
kilka miesięcy i mamy Halloween? - Ubrana w czarną burkę Zoja, z dziurami na
oczy, trochę na nią za dużą, wlokącą się po podłodze, przypominała ducha.
- W L.A jest
dużo muzułmanek.- Nie miała zamiaru się przebrać, w ten sposób pisarz nie
widział tych okropnych, przypominających krowie łaty, plam na jej ciele. Przy odrobinie dobrej woli
mogła uchodzić za tajemniczą damę w tarapatach.
- Jedziemy
do lekarza. - Niestety, oprócz Celiny, Adam był jedyną osobą w domu dysponującą
wolnym czasem. Nie żeby cierpiał na brak intratnych propozycji, zwłaszcza teraz
kiedy stał się sławny. Pieniądze nigdy nie były dla niego ważne, wolał odrobinę
poobijać się po domu, niż zaharowywać na śmierć dla mamony. I tak miał jej o
wiele więcej niż potrzebował. Aktorzy jak zwykle gdzieś się błąkali, a
Demkowicz sprytnie unikał odpowiedzialności. - Lepiej weź ten olejek do
opalania, którym się wysmarowałaś.
- Znalazłam
też to.- Dziewczyna podała mu buteleczkę po przeterminowanym samoopalaczu. - To
na pewno sprawka przeklętego Naj Naj. Zmasakruję mu tą śliczną buźkę!
- Żadnej
przemocy, bardzo cię proszę. - Jeszcze tylko brakowało, by między rodzeństwem
doszło do bijatyki. Zaczął poważnie rozważać możliwość wyrzucenia wszystkich
kłopotliwych gości na bruk, a raczej plażę. Niech sobie rozbiją namioty czy
coś. Brat z siostrą nie powinni mieć z tym problemów, w końcu pochodzili z
koczowniczego ludu.
Kiedy dotarli do poczekalni w najbliższym
gabinecie dermatologicznym, siedzący tam ludzie obrzucili ich niechętnymi
spojrzeniami. Fanatyczni muzułmanie mieli w USA okropną opinię, zwłaszcza po
wydarzeniach jedenastego września. Zoja, zawstydzona swoim wyglądem, szła za
Zauberem ze spuszczoną głową, trzymając się paska od spodni, zupełnie jak
prowadzona na targ niewolnica, co jeszcze pogorszyło ich wizerunek. Nie trzeba
było długo czekać na odzew.
- Biedne
dziecko.
- Powinni
takich gwałcicieli nieletnich zamykać w więzieniach.
- Pewnie sie
nad nią znęca.
- Widziałaś
jaka zastraszona, ani razu się nie odezwała.
- Leje ją
jak nic!
Podobne uwagi towarzyszyły im dobry kwadrans.
Nie bez powodu mawiają, że w kupie siła. Ludzie coraz głośniej dawali Adamowi
odczuć swoją pogardę i niezadowolenie. Jak zwykle w takich wypadkach wyżywali
się na niewinnej osobie, nie mającej nic wspólnego z tragicznymi wydarzeniami,
bo prawdziwych sprawców nie odważyliby się zaczepić. Gdyby spotkali się na
ulicy, żadne z nich nie nawet nie spojrzałoby na niego, w obawie przed
konsekwencjami. Nieznośna dziewczyna, która swoim demonstracyjnym zachowaniem w
stosunku do brata sama na siebie ściągnęła problemy, teraz nie pisnęła nawet
słówka w jego obronie. Przeciwnie, jeszcze bardziej się kuliła, robiąc za
ofiarę. Kiedy otworzyły się drzwi gabinetu, Adam w końcu odetchnął, nie byłby
jednak sobą, gdyby się nie odezwał. Odwrócił głowę i powiódł oczami po
koczującym w poczekalni tłumie.
- I to wszystko
dostrzegliście przez grubą kieckę? Gratuluję wzroku i spostrzegawczości! Banda
psychologów amatorów!
Na szczęście
lekarz, widząc co się dzieje szybko wciągnął ich do środka i zamknął drzwi.
Znał wojowniczą naturę Adama oraz jego zdolności do rozpętywania piekła, a on
dopiero co kupił nowe krzesła i lampy.
- Czegoś stała jak zaklęta w kamień? -
Zezłościł się na dziewczynę pisarz.
- To było
takie zabawne. Poczułam się jak wzięta w jasyr branka. - Nie miała absolutnie
żadnych wyrzutów sumienia.
- Widzę, że
Demkowiczowie mają jakiś nieznany mi rodzaj poczucia humoru. - Mała jędza nawet
się nie zarumieniła, nie mówiąc już o jakimś tam zwyczajnym przepraszam. Wysunęła z rękawa dłoń i pokazała
lekarzowi zdumionemu rozmiarami alergii. - W sumie masz rację, nie powinnaś się
odzywać. W moim kraju krowy i dzieci głosu nie mają.
- Jest pan
okropny! - Ależ ten facet bywał gruboskórny.
- Do usług.
- Skłonił się pisarz, obmyślając w duchu zemstę na pomysłowym obrońcy
dziewiczej cnoty, dzięki któremu robił za terrorystę. Oby tylko nikt go nie
rozpoznał, bo plotki wędrowały tutaj z szybkością huraganu. Opinia stukniętego
artysty zmuszającego swoja tłumaczkę do chodzenia w burce i znęcającego się nad
biedactwem do niczego nie była mu potrzebna. Dyskretnie zerknął na ekran
telefonu, kiedy dermatolog za parawanem badał Zoję. Najpierw odczytał wiadomość
od aktorów i to oni wysunęli się w tej chwili na czoło listu osób do
natychmiastowego zamordowania w straszny sposób. W jego kolejnej powieści
będzie dużo trupów. Może powinien napisać coś o wampirach?
- Zabieramy Demkowicza na miasto.
Ktoś musi zrobić z niego mężczyznę. Zrozumiesz po obejrzeniu filmu. - Do sms'a dołączony był link. Włożył
do ucha słuchawkę i odpalił YouTube. Szybko tego pożałował, bo temperatura w
gabinecie natychmiast podskoczyła o kilka stopni. Kiedy Andriei zbliżał się do
zahipnotyzowanej jego spojrzeniem aktorki, zaczął się wachlować ręką, co w
połączeniu z cholernym, kojącym, syrenim głosem, podniosło mu znacząco
ciśnienie. Wszędzie.
- Chyba
zepsuła się klimatyzacja. - Odezwał się słabo do pielęgniarki wpisującej dane
pacjentki do rubryczek na komputerze.
- Akurat,
widziałam na co pan patrzył. - Posłała pisarzowi szelmowski uśmiech. - To
dzisiejszy hit internetu. Po obejrzeniu musiałam sobie wsypać do herbaty parę
kostek lodu. Niezły z niego towar co nie? Chętnie nauczyłabym chłopaka kilku
sztuczek, skoro z tym całowaniem tak mu nie wychodzi.
- Boże...!
- Faktycznie,
prawie jak bóg. - Przytaknęła mu kobieta.
- Zoja
pospiesz się, musimy ratować Andrieia! - Krzyknął w kierunku parawanu. Oblał
się zimnym potem na myśl, co właśnie mogą z nim wyprawiać Bred z Georgiem. Mimo
wszystko czuł się za piosenkarza odpowiedzialny. Wychowany i rozpieszczony przez matkę w jakiejś zapyziałej mieścinie na
Ukrainie nie miał pojęcia o czyhających na niego zagrożeniach. Chcieli go
zabrać do jaskiń wszelkiego zła, a tak niewinny chłopak, szybko wpadnie po uszy
w tarapaty. - Może jeszcze nie wyruszyli! - Zawsze warto było mieć nadzieję.
***
Zanim jednak dotarli do domu, po drodze
musieli zrobić zakupy dla Celiny. Przed wyjściem dała im długą na kilometr
listę i zagroziła strajkiem, jeśli pominą na niej choć jeden punkt. Na domiar
złego w centrum handlowym dopadły go fanki i musiał rozdać dziesiątki
autografów zanim się uspokoiły, a ich rozdzierające uszy piski, zamilkły. W
takich chwilach często żałował, że stał się rozpoznawalny. Wolałby odpisywać na
maile czytelników w zaciszu swojego gabinetu. Jak każdy lubił, kiedy ktoś
doceniał jego pracę i wysiłek, ale to co się ostatnio działo w L.A zakrawało na
prześladowanie. Jeszcze dwa lata temu nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że jako
pisarz nie będzie mógł wyjść spokojnie z domu. Głupi film, bijący w kinach
rekordy popularności, plus kilka pochopnie udzielonych w telewizji wywiadów,
dały mu niespodziewanie status gwiazdy. Nie sądził, by sobie czymś zasłużył na
takie zainteresowanie. W swoim mniemaniu, w przeciwieństwie do Demkowicza, był
raczej przeciętnym , nie rzucającym się w oczy facetem. Kiedy piosenkarz nawet
największym tłumie świeciłby niczym najmocniejszy reflektor, on z powodzeniem
by w nim zniknął. Zauber nie doceniał siebie, ani wrodzonego wdzięku jakim
obdarowała go szczodrze natura, ani ciętego języka za który kochali go
czytelnicy z całego świata. Nie miał ochoty zatrudniać ochroniarzy, by śledzili
każdy jego krok, ale jeśli tak dalej pójdzie, będzie musiał rozważyć taką
opcję. Współczuł piosenkarzowi, którego popularność rosła w zastraszającym
tempie, że nigdzie się bez nich nie mógł ruszyć. W domu zastali jedynie
gosposię.
- Może go
poszukamy?- Zoja chętnie wyszłaby na miasto, którego jeszcze nie miała okazji
zwiedzić. Poza tym podziwianie go w towarzystwie Adama wydało jej sie nad wyraz
romantyczne. Mogliby zjeść w jakieś uroczej restauracyjce kolację, pospacerować
po parku trzymając się za ręce. Może nawet dostałaby małego całusa. Dalej jej
wyobraźnia na razie nie sięgała.
- Niby
gdzie? Masz pojęcie ile klubów jest w L.A? - Zrezygnowany klapnął na fotel.
Jakoś wszystko tego dnia szło nie tak jak trzeba. - Lepiej zaczekajmy tutaj.
- Na pewno
masz jakiś znajomych, którzy mogliby pomóc. - Mężczyźni w pewnym wieku byli
jednak nudziarzami.
- Takich nie.
W przeciwieństwie do tych dwóch aktorskich miernot nie znoszę włóczyć się po
seplunach. - Tylko tego brakowało by widziano go z taką smarkulą w nocnym
klubie. Już widział te nagłówki - ,, Znany pisarz i jego małoletnia
kochanka", ,,Starszy pan i uczennica" , ,, Dziewczyna, która mogłaby
być jego córką". Paparazzi mieli siódmy zmysł i pojawiali się w takich
wypadkach jak zaczarowani. Musiałby potem zawieźć Demkowicza do kardiologa, bo
z pewnością dostałby zawału. Pisarz choć chętnie słuchał plotek i szczerze się
nimi bawił, sam niechętnie bywał ich ofiarą. Wziął do ręki gazetę, by natrętna
dziewucha zrozumiała, że to definitywny koniec wycieczek w tym dniu. Adam
zanurzył się w ulubionym fotelu. Przejrzał szybko media społecznościowe. Brak
jakiejkolwiek informacji o zbiegłych imprezowiczach uznał za dobrą wiadomość.
Humor mu się nieco poprawił tym bardziej, że na stoliku zapobiegliwa Celina
postawiła talerzyk ze śliwkowym ciastem, grubo okraszonym kruszonką. Uwielbiał
takie błogie, ciche popołudnia. U jego stóp leżał pies, Zoja smarowała w
sypialni swoje łaty, a gospodyni zajęta w kuchni, nie zawracała mu głowy. Na
chwilę się zdrzemnął. Nawet nie zauważył kiedy nastał wieczór.
- Adam...
Adam Skarbie. - Owionął go zapach dobrych cygar. Skąd on znał ten głos?
Dlaczego durny pies nie szczekał? Niechętnie otworzył oczy.
- Co ty
tutaj robisz Richard? - Na widok pochylającego się nad nim mężczyzny żołądek
skurczył mu się do rozmiarów orzeszka. Zacisnął ręce na oparciu fotela, by
zapanować nad gniewem i wpełzającymi mu na usta przekleństwami. Takie
zachowanie jedynie podniecało tego zdradliwego skurczybyka, o którym usilnie
próbował zapomnieć i nawet mu się to ostatnio udawało. Nieraz po ostrej
sprzeczce lądowali w łóżku, a do tego nie miał zamiaru dopuścić. Zranił go
wystarczająco wiele razy, aby nabrał dystansu i rozsądku.
-
Przyniosłem ci bilety na zawody. - Oskoczył gwałtownie bo pisarz zwinnie wstał
i niespodziewanie kopnął go w kolano. Przed porządnym siniakiem nie uchronił go
nawet refleks zawodowego zapaśnika. Nie widzieli się od trzech, długich
miesięcy kiedy to po powrocie do mieszkania zastał drzwi zamknięte na klucz, a
swoje walizki na wycieraczce. Dobre dusze z sąsiedztwa doniosły na niego,
oczywiście kierowane wyłącznie chrześcijańską troską. Uniósł się wtedy dumą,
pojechał do hotelu, czego gorzko pożałował. Szybko zorientował się, że skok w
bok był wielkim błędem. I tęsknił, tęsknił każdego dnia. Żaden z nowych
partnerów nie umywał się do Adama. Postanowił zrobić wszystko by kochanek mu
wybaczył. Miał nadzieję, że kiedy emocje nieco opadną będzie skłonny do rozmowy.
Adam zawsze najpierw się awanturował, a potem mu wybaczał drobne grzeszki. Jego
milczenie i spokój na wieść o jego zdradzie bardzo go zaskoczyły. Nie potrafił
zrozumieć, że tym razem przebrał miarę, a nawet najbardziej wyrozumiały
człowiek miał jakiś limit.
-
Spierdalaj! Jak śmiesz tutaj przychodzić?! - Zamachnął się jeszcze raz, ale tym
razem niestety nie trafił. Jaki trzeba było mieć tupet, żeby pojawiać się jak gdyby
nigdy nic? Z groźną miną wziął do ręki dzbanek z kompotem.
- Skarbie
miej litość. Jutro sędziuję. - Zielononiebieskie oczy, roziskrzone gniewem
zawsze odbierały mu rozsądek. Natychmiast zapragnął ten ogień przekuć w coś
zupełnie innego. Ten delikatny, zazwyczaj łagodny mężczyzna posiadał w sobie
pasję, o której wiedziało niewiele osób.
- Zdychaj
gnido! - Nie udało mu się zachować spokoju. Rzucił w zbliżającego się mężczyznę
przygotowanym pociskiem, przepadł przez dywan i omal nie wylądował na podłodze.
Na szczęście w ostatniej chwili złapał się komody.
- Nadal ci
nie przeszło? Zrobisz sobie krzywdę. - Lubił takie zapasy, zimny napój bynajmniej
nie ostudził jego zapału. Otarł twarz rękawem.
- Od kiedy
cię obchodzi moja krzywda? - Miał do czynienia z idiotą, w dodatku kompletnie
pozbawionym poczucia przyzwoitości. Wykorzystał go w najnikczemniejszy sposób,
a teraz chciał się pogodzić? Zaczął się cofać, niestety źle wymierzył i został
zapędzony do kąta między szafą a ścianą. Prędzej zje swoje kapcie niż pozwoli
się pocałować temu durniowi.
- Dajmy
sobie buzi na zgodę...- Doskonale znał Adama, a przynajmniej tak mu się
wydawało. Pisarz był bardzo namiętny, gdyby udało mu się wziąć go w ramiona,
szybko by mu wyperswadował humorki. Nie mógł się doczekać, kiedy te źrenice
rozszerzą się wypełnione po brzegi pożądaniem.
- Oszalałeś
prawda? - W najgorszym wypadku miał zamiar zawołać na pomoc Celinę. Poczuł
wstręt na myśl o dotyku mężczyzny, dla niego ich znajomość skończyła się wraz
ze zdradą. Nie należał do osób które by wybaczyły coś takiego, najwyraźniej jednak
Richard nie potrafił tego zrozumieć.- Trzymaj łapy przy sobie!...
***
Bred z Georgiem bawili się o wiele gorzej
niż zaplanowali. Demkowicz okazał się wcieleniem samego szatana. Pojenie go
alkoholem było jednym z najgorszych pomysłów na jakie wpadli w życiu. Najlepszy
klub w mieście, którego byli od lat bywalcami, już nigdy nie wpuści ich za
próg. A zaczęło się całkiem niewinnie. W doskonale znanym artystom lokalu
posadzili piosenkarza przy barze z kolorowymi drinkami. Obsługujący go przystojny
chłopak omal nie rozpłynął się z zachwytu na jego widok. Wyraźnie dawał do
zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko gorącemu numerkowi na zapleczu.
- Poproszę
colę. - Andriei nie znosił hałasu, ranił jego uszy, a tutaj ledwo słyszał swoje
myśli. W takim miejscu był jedynie dwa razy w życiu i nie miał z niego
najlepszych wspomnień. Wolał bawić się w gronie najbliższych przyjaciół, źle
znosił towarzystwo nieznajomych. Miał nadzieję, że aktorom szybko się znudzi i
zostawią go w spokoju. Wolałby teraz pracować z Adamem nad piosenką. Zoji też na
pewno już przeszedł pierwszy atak wściekłości.
- Masz dowód
od paru dobrych lat, więc się nie krępuj, tutaj nikt cię nie nakryje. Ten lokal
jest zamknięty dla ogółu.- Kusił Bred.
- Alkohol
szkodzi na głos. - Czasami pił wino, ale tylko na specjalne okazje. Nie
rozumiał potrzeby podkręcania, przy pomocy wysokoprocentowych trunków, atmosfery.
- Cola z
odrobiną whisky. - Zamówił dla wszystkich George. Mrugnął przy tym do barmana,
pokazując na migi o jak sporą odrobinę
mu chodziło.
- Niech wam
będzie, ale tylko jeden drink. - Postanowił sączyć powoli z nadzieją, że dwaj
lowelasi szybko się opiją i będzie mógł zniknąć po angielsku. Niestety nie
docenił siły wysokoprocentowego trunku. W dodatku, kiedy tylko odwrócił głowę
Bred, pragnący by się wreszcie rozluźnił i zabawił, dolewał mu whisky. Do
Andrieia dosiadły się bezceremonialnie dwie, zwabione jego urokiem, panie.
Aktorów doskonale znały, ale ten młody, piękny mężczyzna był tak zwanym świeżym
mięskiem w stawie pełnym przeterminowanych ryb i wielką niewiadomą, więc tym
bardziej je pociągał. W dodatku jego twarz na pewno już gdzieś widziały.
- Brit. -
Przedstawiła się blondynka około trzydziestki. - Co tutaj robi samiutki taki
śliczny chłopak?
- Jestem z
przyjaciółmi. - Zmierzył ją chłodnym wzrokiem Andriei. Dziewczyna była ładna,
ale ubrana na seksowny, zdzirowaty sposób, którego nie znosił. Kobieta, która
sama nie szanowała własnego ciała, napawała go odrazą.
- Angelina.
- Brunetka o wydatnych ustach wyciągnęła do niego rękę, którą zignorował.
Miałby dotknąć tej szponiastej, upierścienionej, spoconej łapy? Za nic!
- Andriei
Demkowicz. - Odezwał się w jego imieniu Bred. - Na pewno drogie panie juz
nieraz słyszałyście go w radiu lub telewizji. - Takie znajomości były w show
biznesie bardzo pożądane i przynosiły niezłe profity.
- Och tak. -
Wyraźnie ożywiła się Brit. Sama była popularną wokalistką, choć ostatnio jej
kariera nieco straciła rozpęd, do czego przyczyniły się chętnie brane przez nią
narkotyki. Szczęście jej sprzyjało, miała okazję przetestować najsłynniejszy
głos na świecie, zanim dobierze się do niego ktoś inny. Zazwyczaj to mężczyźni
prześcigali się, aby choć rzuciła na nich okiem. - Słodziutki Anioł importowany wprost z
Ukrainy.
- Możemy
przenieść się do mnie. Mąż właśnie wyjechał z dziećmi na wakacje. - Nie miała
nic przeciwko ożywczemu trójkącikowi. Zdjęcia do jej najnowszego filmu zaczynały
się za tydzień, więc miała dużo wolnego czasu, a ten czarujący nieznajomy
wyglądał na wartego zachodu. Nawet nie
brała pod uwagę innej opcji. Zresztą kto by odmówił gwieździe jej formatu.
- Jak nisko
upadliśmy. - Westchną George. - Nawet nie wzięłyście nas pod uwagę. - Trochę
niepokoił go fakt, że Demkowicz chwiał się nieco na nogach, a jego czarne oczy
nabrały niebezpiecznych błysków.
- Chodź
piękny, pokażemy ci jak gorące są kobiety w L.A. - Brit zmierzyła mężczyznę
jednoznacznym spojrzeniem. Dawno nie miała nikogo równie smakowitego.
- A kto by
tam chciał macać twoje sztuczne cycki. - Powiedział spokojnie Andriei jednym
palcem, niczym sztyletem, dźgając lewą pierś zaskoczonej jego zachowaniem
kobiety. Czy one naprawdę myślały, że zgodzi się na rolę zabawki ponieważ były
bogate i sławne? Wolałby do końca życia śpiewać do kotleta po spelunach niż
pójść z którąś do łóżka. - Pęknie jeśli
zrobię to mocniej?
- Jaki
bezczelny. - Angelina nie mogła uwierzyć w to co słyszała. Za kogo uważał się
ten gówniarz?
- Myślisz, że
twoje wargi karpia są seksowniejsze niż balony koleżanki? Wyglądają niczym dwie
przejedzone, cierpiące na wzdęcia dżdżownice.
- Może pan
chce kawy? Za dużo pan wypił. - Próbował ratować sytuację barman, widząc coraz
bardziej wściekłe spojrzenia obu, nieco przebrzmiałych gwiazd. Wiedział, że te
pamiętliwe kocice nie darują mężczyźnie obelg.
- Ty dzieciaku
lepiej zmień pracę. Nie wstyd ci? Aż tak dobrze płacą za szybkie akcje na
zapleczu? - Chłopak najpierw wytrzeszczył na niego oczy, a potem zaczął głośno
szlochać w ścierkę, jednocześnie kobiety podniosły krzyk. Natychmiast zbiegli
się ochroniarze. Andriei zaczął się z nimi przepychać i skończyło się na tym, że
wszyscy trzej panowie wylądowali na ulicy z wilczymi biletami. Aktorzy nie
mogli się nadziwić, jakim cudem ten kulturalny mężczyzna, zamienił się pod
wpływem alkoholu w pyskatą łajzę bez odrobiny instynktu samozachowawczego. Napytali
sobie biedy, te babiszony nie zostawią na nich suchej nitki. Długo czekali na
taksówkę dzięki czemu zdążyli nieco przetrzeźwieć. Niestety z piosenkarzem
sprawa miała się raczej odwrotnie, ciepłe powietrze w samochodzie jeszcze
bardziej go rozebrało. Po dojechaniu na miejsce musieli go wywlec niemal siłą,
ciągnąc pod ramiona doprowadzili do domu i oparli o ścianę w holu, gdzie stał z
zamkniętymi oczami nie dając oznak życia. Postanowili najpierw sprawdzić teren,
woleli nie natknąć się na Adama. Przeklęty regulamin nadal wisiał nad
kominkiem. Zajęci szpiegowaniem trochę się oddalili. Nagle usłyszeli dochodzące
z salonu krzyki trzech osób, łomot i huk. Biegiem ruszyli z powrotem. Na
miejscu zastali niezłe pobojowisko. Stolik kawowy poszedł w drzazgi. Wszędzie
walały się skorupy z rozbitych filiżanek. Pisarz z mizernym skutkiem usiłował
rozdzielić okładających się pięściami dwóch mężczyzn, w jednym z nich
rozpoznali Demkowicza, drugiego nigdy nie widzieli na oczy. Obaj już nieźle
zdążyli sobie poobijać facjaty.
Hej,
OdpowiedzUsuńej czemu Zoja nawet nie próbowała na prostować sytuacji, zrobiła z Adama kogoś złego, ten filmik z Demkowiczem robi furore w sieci, poznaliśmy troche przeszłość Adama, jaki obrońca z Andrei...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia