czwartek, 23 sierpnia 2018

Prolog


     
   Adam był zły. Naprawdę zły, ale chyba najbardziej na siebie, choć swoje wydawnictwo, pieprzoną wytwórnię PERFORMANCE i tego węża menadżera, też chętnie posłałby do diabła. Nie miał pojęcia jak się dał w to wszystko wkręcić. A miało być tak pięknie, tylko on, błękit nieba i pokrzykujące nad falami mewy. Niedawno kupił dom na brzegu oceanu, taki wymarzony z drewnianych bali, pachnący sosną, z wielkim ogrodem, który miał być dla niego schronieniem, jego własnym kawałkiem świata pośrodku chaosu, którym od kilku lat było jego życie. Nazwał go Luogo di Silenzio (miejsce ciszy) nie bez powodu. Tutaj miał zamiar odpoczywać w gronie najbliższych przyjaciół od wszędobylskich paparazzi, ciekawskich fanów,  świateł i gwaru nigdy nie zasypiającego, wielkiego miasta. Do pisania potrzebował spokoju, świętego spokoju. Pierwszy raz tworzył scenariusz do serialu na podstawie swojej powieści i musiał się skupić. W dodatku zakup posiadłości kompletnie zrujnował go finansowo. Takie skromne chatki z pięcioma sypialniami, basenem i domkiem dla ogrodnika były w LA strasznie drogie, a menadżer jeszcze go zachęcał.
- Potraktuj to jako inwestycję. - Mądrzył się przy kuflu piwa. Teraz to nie on musiał tyrać za dwóch, aby wyjść na prostą. Adam lubił swoją pracę, ale bez przesady, lubił się też polenić na kanapie z dobrą książką. Oczywiście na jego zapale najwięcej korzystał ten cwaniak Mener.
Tymczasem ledwo zdążył się zadomowić i rozpakować...
   Minęło kilka dni i pisarz cieszył się swoim domem niczym dziecko. Wychowany w maleńkiej klitce, na krakowskim blokowisku w pełni potrafił docenić najnowszy nabytek. Pieniądze istniały po to by się nimi cieszyć, taką miał zasadę, a on ich od jakiegoś czasu miał więcej, niż potrafił wydać. Nie spodziewał się, że prawdę mówiąc zupełnie przypadkowy udział w prestiżowym, międzynarodowym konkursie, którym zainteresował się jedynie z powodu pijackiego zakładu,  przyniesie mu taki rozgłos. Za nim przyszła sława, wiele intratnych kontraktów i rzeka gotówki popłynęła szerokim strumieniem na jego bankowe konto. Adam na ogół posiadał raczej skromne wymagania. Pierwszy raz aż tak zaszalał. Pisanie było dla niego zawsze sensem życia, a nie sposobem zarobkowania.  Skoro jednak zaczęło nagle przynosić dochody, uznał to za prawdziwy cud i zrządzenie losu. Świat wyobraźni był dla niego równie realny jak leżący właśnie u jego stóp pies. Od dziecka przebywał w dwóch wymiarach jednocześnie i szczerze współczuł ludziom, którzy nie mieli swojego ,,Błękitnego Zamku", nie mieli pojęcia jak wiele tracili.
   Z kuchni doszedł Adama boski aromat nadziewanych parmezanem i mięsem cukinii. Celina była aniołem, który spadł mu z nieba w jednym z najmroczniejszych zaułków Krakowa. Co prawda mocno wytatuowanym, z nadgarstkami w sznytach i krzywym uśmiechem, ale jemu to nie przeszkadzało. Ta wysoka na ponad metr osiemdziesiąt kobieta, wyglądająca jak żeński odpowiednik gladiatora, była wspaniała kucharką. W przypadku takiego łasucha jak Zauber, liczyły się jedynie jej umiejętności. A to, że swoim wyglądem przyprawiała o palpitacje serca, co wrażliwszych gości, szybko okazało się dodatkowym bonusem. Często także, zwłaszcza w czasie podróży, pełniła obowiązki ochroniarza.
   Na zewnątrz zrobiło się ciemnawo. Ogromne, granatowo szare chmury wyglądały na prawdę groźnie. Z daleka dobiegały pomruki burzy. Deszcz zaczął bębnić o dach. Adam włączył radio. Rozległy się dźwięki ulubionej piosenki pisarza, a piękny, mieniący się tysiącem emocji głos Andrieia jak zwykle porwał jego duszę. Nikt tak jak on nie potrafił ukoić jego smutku, pieścić zmysłów, przenieść w przeciągu ułamka sekundy do ,,Błękitnego Zamku". Od jakiegoś roku podziwiał jego talent, niestety nie miał okazji ani czasu być na żadnym koncercie. Mężczyzna ułożył się wygodnie na ulubionym kraciastym fotelu z książką w jednej ręce i lampką wina w drugiej, kiedy rozległ sie sygnał dzwonka.
- Ma pan gości. - Gospodyni rzuciła okiem na monitoring. - Spora gromadka. - Nie przepadała za intruzami tak jak pisarz, zawsze tworzyli przeciw nim wspólny front. - Udamy, że nas nie ma w domu?
- Strasznie leje. Nie mam sumienia zostawić ich pod drzwiami na tym odludziu. - Dobre serce, często zwodziło go na manowce. Tak było i tym razem. Prawda była taka, że mieszkali rzeczywiście dość daleko od L.A, a w promieniu kilku kilometrów nie mieli żadnych sąsiadów. Burze bywały tutaj naprawdę gwałtowne.
- No to co, nie są z cukru, nie roztopią się. - Celina miała nieugiętą duszę. - Widział pan te walichy? Jeszcze się nam tutaj rozlezą jak karaluchy i nie daj bóg, zadomowią. Tego czarniawego skądś znam. - Przekrzywiła głowę, żeby lepiej się przyjrzeć. Okulary, ze zwyklej babskiej próżności nosiła w kieszeni spodni i wyciągała jedynie na specjalne okazje. - Hm. Blondasa chyba też.
- Cesia, masz naprawdę dziurawą pamięć. - Przycisnął guzik, aby otworzyć bramę. - Brunet to dobrze ci znany z filmów akcji George Clay, a blond przystojniak to Bred Petrey. Tak, ten, najlepszy amant Holywood. Nad zdjęciami z jego rozwodu lałaś wczoraj nieszczere łzy i spaliłaś babeczki. Wyinstaluj tego Facebooka, szkodzi ci na rozum, a mnie na żołądek.
- No co pan, on mi się wcale nie podoba. - Oburzyła się gosposia, jej zadziwiająco drobne, przy muskularnej sylwetce, dłonie, mięły nerwowo fartuch.
- Wiesz, w kuchni musiało być strasznie gorąco, bo zrobiłaś się cała czerwona. Uchylić okno? - Adam, jak to Adam, nigdy nie zaniedbał okazji do pokpienia sobie z kogoś, co w przypadku gospodyni nie było zbyt mądre. Groziło brakiem kolacji, a może nawet śniadania.
- E tam, zwykłe aktorzyny i tyle. No, może tylko trochę, okazalsze. - Ta pochwała ledwo przeszła kobiecie przez usta. Dla niej ród męski mógłby wyginąć w całości, miała o nim naprawdę kiepskie zdanie. Jedynie jej pracodawca miał u niej pewne względy. Podał rękę, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Zaprosił wtedy do domu zupełnie obcą osobę. Zauber bywał naiwny jak dziecko, dlatego ona teraz musiała go chronić.
- Z tyłu widziałem jakąś laskę. To chyba Jenni. Zwaliła się tutaj chyba większość obsady serialu. - Pisarz najchętniej wywaliłby wszystkich na bruk, ale wpajana mu od dziecka polska gościnność przeważyła szalę. - Wchodźcie. - Otwarł szeroko drzwi do holu.
- Wiesz jak cię kocham! - Jeni natychmiast uwiesiła się mu na szyi i wycisnęła na ustach soczystego całusa. Ta dziewczyna uwielbiała się przytulać i nie miała w tym względzie absolutnie żadnych hamulców. Niektórzy to lubili, u innych swoją żywiołowością budziła przerażenie.
- Fuj! Śmierdzisz papierosami. - Adam skrzywił się i odkleił wiszącą na nim dziewczynę.
- Nie masz farta mała. - Roześmiał się Bred. - Adaś na pewno wolałby mnie. - Wyciągnął w kierunku pisarza ramiona.
- Nieprawda, bo mnie. - George nie miał zamiaru pozostać w tyle.
- Łapy przy sobie goryle! - Warknął pisarz, musiał trzymać fason, bo te łajzy inaczej weszłyby mu na głowę. Przezornie jednak schował się za Celiną. - Czego mi się tutaj pchacie z tymi klamotami. Nie mieliście czasem wynajętego hotelu?
- Niby racja. Czy ty nie czytasz wcale gazet? Fejsa też wyłączyłeś? - Jeni popatrzyła zaskoczona na Zaubera, który najwyraźniej o niczym nie miał pojęcia. - Sęk w tym, że dzisiaj po południu obsunęło się zbocze i w budynku popękały ściany. Hotel zamknęli, gości ewakuowali, a innego w tej dziurze nie ma. Przecież nie możemy koczować na plaży, a z LA na plan filmowy mamy naprawdę daleko.
- Twój menadżer zaproponował takie wyjście. Oczywiście dołożymy się do wydatków. Podobno licho u ciebie z forsą. - George był strasznie bezpośredni, co często irytowało Zaubera.
- Nie chcecie chyba powiedzieć, że przez najbliższe trzy miesiące, będziecie okupywali mój dom? - Adamowi zrobiło się słabo. Ta przeklęta banda zwaliła się mu niespodziewanie na głowę i nikt nawet nie zapytał go o zdanie. Miał ochotę udusić swojego menadżera.
- Zaraz tam okupywali. - Bred obdarzył go swoim najpiękniejszym, firmowym uśmiechem, w którym kochało się pół LA, bo drugie pól wolało ciemne, pełne obietnic spojrzenie Georga. - Pomyśl o nas jak o kulturalnych lokatorach płacących na czas czynsz i umilających ci samotność na tym przeklętym pustkowiu.
- Będziemy naprawdę grzeczni. Zero fajek i alkoholu. - George wbił w niego czarne oczy, którymi uwodził wszystko co miało biust i długie włosy. Na niektórych facetów też działało bez pudła.
- I nie będziemy się seksić. - Jeni koniecznie musiała dodać coś od siebie. Polubiła Adama od pierwszego spotkania, kiedy to omawiali zarysy scenariusza w siedzibie wytwórni. Wydał jej się naprawdę miłym, łagodnym facetem, takim słodkim i przytulaśnym. Zaczytywała się jego książkami. Żadna powieść nie ubawiła ją do łez, tak jak ,, Dawno, dawno i nieprawda" . Siedząc w sali konferencyjnej zaczęła się zastanawiać jak on sobie poradzi wśród drapieżników z show biznesu i postanowiła go wspierać. Kiedy jednak się odezwał, okazało sie, że oprócz ujmującego wyglądu posiadał jeszcze niesamowicie ostry język, którym smagał kombinatorów z PERFORMENCE niczym biczem. Bynajmniej nie był taki naiwny na jakiego wyglądał. Zarząd szybko się zreflektował i ustalili uczciwe warunki kontraktu, korzystnego dla wszystkich stron. Ludzie niczego się tak nie boją jak śmieszności, nic tak skutecznie nie ściągało z piedestału jak kilka celnie rzuconych żartów, powtarzanych sobie potem z ust do ust. A wszyscy wiedzieli, że komedią i satyrą Adam władał po mistrzowsku. Jeden artykuł w prasie, mógł zniszczyć ich na zawsze. Pewien znany dziennikarz, wyjątkowo zaciekle prześladujący pisarza, przekonał się o tym na własnej skórze. Teraz tkwił gdzieś na prowincji i zamiast rozwijać imperium prasowe, prowadził ,,Wiejskie Ploteczki".
- No proszę. Prawie zobaczyłem anielskie chóry. - Adam stał z rękami w kieszeniach i huśtał się na piętach. - Chcę to na piśmie! - Złapał ich za słowa z najniewinniejszym z uśmiechów. Gościom, a raczej przyszłym lokatorom, na takie oświadczenie, zupełnie zrzedły miny. Żadnemu z aktorów nawet przez myśl nie przeszło, że pisarz weźmie ich deklaracje na poważnie. Usłużnie wyciągnął z szuflady biurka  dużą kartkę i czerwony flamaster. Położył akcesoria na stole, szybko skreślił kilka zdań i gestem zaprosił ich do złożenia podpisów.
Regulamin Luogo di Silenzio
1.  Nie palimy w domu  ( precz z trawką, cygarami, fajkami , papierosami i wszelkim innym dymiącym paskudztwem)
2. Nie  pijemy alkoholu pod  żadną postacią.
3. Nie seksimy się w domu, po coś wymyślono hotele, a natura zaopatrzyła nas w dwie sprawne ręce.
4. Kto nie przestrzega godzin posiłków, ten nie je!
5. Nie przestrzeganie wyżej wymienionych punktów grozi wywaleniem na pysk za bramę i koczowaniem na plaży.
                                                                
                                                       Adam Zauber                                            
                                             Celina Kosa     Jeni Ross                                 
                                           George Clay                    
                                                           Bred Petrey
Oczywiście ostatni punkt dodała Celina, która na wieść, że ma wyżywić tę bandę wiecznie głodnych artystów, zażądała pomocy domowej, która zajęłaby się sprzątaniem, bo jakoś nie wyobrażała sobie, by ktoś z jaśnie państwa zhańbił się myciem kibli czy praniem własnych gatek. Wszyscy mniej lub bardziej grzecznie złożyli swoje autografy i kartka zawisła na centralnym miejscu w salonie. Adam okazał się na tyle perfidny, że nawet oprawił ją w ramki  i umieścił nad kominkiem.
- Tak, ku przestrodze. - Uśmiechnął się jeszcze raz i zostawił swoich gości z niekulturalnie pootwieranymi paszczami. W zaciszu swojego gabinetu dumał, jak długo uda im się wypełniać warunki, pod którymi się podpisali. Stawiał na najwyżej dwa tygodnie. Tyle powinien z nimi wytrzymać, zwłaszcza, że w perspektywie miał wiele spokojnych, szczęśliwych dni, sam na sam z oceanem i mewami. Adam Zauber wrócił na swój fotel i wkrótce zasnął. Śniły mu się zalane słonecznym światłem, puste pokoje. I cisza. Błogosławiona cisza. Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. Przez otwarte okna docierała do niego poranna bryza. Szum fal koił skołatane nerwy. Jego prywatne niebo. Chwila. Coś jednak było nie tak. Najpierw jakby z oddali, potem bliżej i bliżej... Dlaczego do cholery ktoś tak strasznie wył na najwyższych tonach, coraz głośniej i głośniej...?!!

1 komentarz:

  1. Hej,
    interesująco, a miała to być taka miła oaza spokoju, ciekawe jak długo ten regulamin będzie obowiązywał i Celina jest niesamowitą kucharką ale i ochroniarzem ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń