piątek, 7 września 2018

Rozdział 4


   
Domek ogrodnika dawno nie miał tak porządnego lokatora. Andrieiowi wypakowanie rzeczy i poukładanie ich w szafach zajęło sporo czasu. Zazwyczaj nie musiał się tym przejmować, robili to za niego członkowie ekipy, tutaj niestety został zupełnie sam, zdany na własne siły. W willi Luogo di Silenzio, zatrudniano sprzątaczki na godziny, a jedynym stałym pracownikiem była Celina, zajmująca się głownie gotowaniem oraz zakupami. Jeśli ktoś był estetą i na dokładkę pedantem, miał niełatwe życie. Na szczęście do tych dwóch cech, w przypadku piosenkarza, należało jeszcze dołożyć ośli upór, dlatego przez trzy godziny dzielnie segregował swoje ubrania według kolorów i przeznaczenia, chociaż był zmęczony podróżą, a  w brzuchu grała mu już cała orkiestra. Kiedy wybiła siódma wieczór wyposzczony żołądek, doprowadził go do jadalni lepiej, niż markowy GPS.
   Zoja właśnie wkładała do buzi łyżkę z zupą, kiedy w drzwiach dostrzegła wysoką sylwetkę brata. Zamrugała powiekami, mając nadzieję, że to fatamorgana, spowodowana stresem i upałem. Niestety zjawa nie znikła, za to zacisnęła usta w wąską kreskę i prychnęła, na widok jej krótkiej spódniczki.
- Aand.. - zapiszczała wystraszona nie na żarty. Nikt bez powodu nie zdawał sobie tyle trudu i nie przelatywał nad oceanem. - Yhm... hm... - Oczywiście popluła się barszczem jak przedszkolak. Co Adam sobie pomyśli? Nowa bluzeczka, za którą dała całe kieszonkowe od babci, nadawała sie już tylko do wyrzucenia. Co Andriei tutaj robił? Dlaczego nikt jej nie powiedział o jego przyjeździe? Nie miała pojęcia czym zawiniła, ale postanowiła się nie poddawać. Nie pozwoli już rodzinie niczego sobie narzucać, w końcu była pełnoletnia.
- Hej Kluseczko. - Demkowicz użył dziecinnego przezwiska z premedytacją, z przyjemnością patrząc jak nieznośna ucieknierka mruży ze złości oczy. Siostra szczerze go nienawidziła, bo przypominało jej o czasach, kiedy była ukochanym Pączuszkiem mamusi zachwyconej, że chociaż jedna osoba w rodzinie była nieco pulchna. Taka mała zemsta za to, że musiał przelecieć tysiące kilometrów w paskudnym towarzystwie, by ratować ją z łap Zaubera, który może w końcu dostrzeże z jak młodą dziewczyną miał do czynienia i poszuka na jej miejsce kogoś bardziej doświadczonego. Zbuntowana smarkula mu jeszcze kiedyś za to podziękuje.
- Heeej... - wyjąkała. Jak on mógł w obecności pisarza użyć tego paskudnego określenia? Chce żeby Adam miał ją za gówniarę? Niedoczekanie. Zebrała się na odwagę. Postanowiła nie być dłużna. - Jak tam podróż Panie Lusterko? Ile razy musieliście dodatkowo lądować?
- Panie Lusterko? - Zapytał zaciekawiony Adam, widząc skrzywienie ust piosenkarza, z którego wrażliwej twarzy można było czytać, niczym z otwartej z książki.
- Nasz Andriuszka nie zawsze bywa taki śliczniutki - ciągnęła niezrażona dalej mimo błyskawic w oczach brata. - Musi dbać o ten słodki pyszczek, bo inaczej zamienia się w Monstera. - Jak wojna to wojna. Nie podobało jej się, że panowie usiedli tak blisko siebie. Niby Andy wolał dziewczyny, jeśli można tak określić drętwą Katiuszę przypominająca raczej posąg, ale licho nie śpi, jak mawiała babcia.
- Ale po co dodatkowo lądować? - Wtrąciła się praktyczna Jenni. - I tak przelot z Europy do Stanów trwa w nieskończoność.
- Na pewno przytaszczył sklep z kosmetykami, że o ciuchach nie wspomnę. Taki bagaż sporo waży, więc pewnie musieli zatankować kilka razy inaczej skończyliby z rybkami w oceanie. - Wiedziała, że brat jej nie daruje tych żartów, ale skoro mieli pogrążyć się w oczach Zaubera, to oboje.
- Dobrze, że tak świetnie znasz się na samolotach, panienko, bo za tydzień wracasz do domu. Doświadczenie przyda ci się na lotnisku.
- Jeszcze zobaczymy! - Zadarła buńczucznie nos Zoja.
- A ja tu zostanę na miesiąc, może nawet dwa. - Z uprzejmym uśmiechem podał pisarzowi solniczkę, przeciągając ten moment dłużej niż było konieczne. I niech sobie dziewuszysko myśli co chce. Nie lubił gierek, ale tym razem chodziło o szczęście jego siostry. Adam instynktownie odwzajemnił uśmiech nie mając pojęcia, że właśnie stał się pionkiem w wojnie między rodzeństwem. Zresztą nigdy nie zwracał na takie rzeczy uwagi, jedną nogą jak zwykle przebywając w ,,Błękitnym zamku".
   Kolacja wynagrodziła Demkowiczowi mu wszystkie trudy i niedogodności podróży. Gospodyni, przeszła samą siebie, chcąc dogodzić  Aniołowi z Ukrainy. Omal nie rozpłynęła się, niczym masło w upalny dzień słysząc pochwały, których jej nie szczędził.
- Będę musiał panią porwać. - Zachwycał się mężczyzna, pałaszując już drugą dokładkę pierogów z mięsem pływających, w robionym domowym sposobem, kiszonym barszczu. - Pan Zauber z pewnością nie odda mi dobrowolnie takiego skarbu.
- Po prostu Adam, tutaj sobie nie panujemy. - Pisarz podziwiał apetyt gościa. Jakim cudem pozostawał szczupły? On tył nawet od powietrza, a po wypiciu dużej ilości wody robiła mu się oponka. Jak większość ludzi, w takim przypadku, mijał się oczywiście z prawdą. Gdyby nie pochłaniał sporej ilości słodyczy, nie musiałby potem godzinami spacerować z psem po plaży, aby spalić pochłonięte kalorie. Dzięki temu zyskał jednak dwa gratisy, które szybko polubił - ładną opaleniznę i platynowe refleksy w jasnych włosach od ostrego, kalifornijskiego słońca. - I radziłbym uważać, Celina potrafi utuczyć nawet anorektyka.
- Nie mam z tym problemu, ale dziękuję za troskę. - Oczy Andrieia powędrowały z nieznośną powolnością, z odsłoniętej szyi widocznej w dekolcie rozpiętej koszuli na której przez chwilę się zatrzymały, poprzez klatkę, na brzuch gospodarza. Na ustach błąkał mu się mimowolny uśmiech, z którego nie zdawał sobie sprawy.
- Zawsze dbam o zdrowie gości. - Warknął poczerwieniały Adam. Ten palant jak nic zastanawiał się nad jego wagą, a w oczach miał metr krawiecki. Bezczelny! Nie każdy musiał mieć perfekcyjne ciało. - Obok basenu stoi kilka maszyn, jeśli miałbyś ochotę potrenować. -  Komu by się chciało codziennie ćwiczyć na siłowni? Pisarz uważał to za stratę czasu niegodną inteligentnego człowieka. Wolał powłóczyć się po okolicznych knajpach z Jenni, kiedy George i Bred wyciskali z siebie siódme poty. On nie musiał się zbytnio przejmować wyglądem, bo fanów kręcił raczej jego umysł oraz wyobraźnia, ale tytuł Anioła z Ukrainy zobowiązywał. Księciunio po posiłkach Cesi będzie musiał wziąć się ostro do roboty, by nie stracić tego smakowitego kaloryfera. Postanowił rzucić w faceta pierogiem, jeśli nie przestanie go mierzyć, tymi czarnymi oczami. Może faktycznie powinien się zważyć? Ostatnio zjadł całą tacę rogalików z marmoladą różaną i nieczyste sumienie nieco go dręczyło
- Chętnie skorzystam. - Uwagę Andrieia zajmowało coś zupełnie innego niż sądził jego gospodarz. Wcześniej uznał, że pisarz z rozpuszczonymi włosami wyglądał niemęsko. Okazało się jednak, że ze związanymi niechlujnie spinką, prezentował się jeszcze gorzej. Odsłonięty, opalony kark i widoczne w rozchełstanej koszuli obojczyki, przyciągały jego wzrok niczym magnes. W dodatku ta pulsująca rytmicznie tętnica, wzdłuż której spłynęła właśnie kropla potu. Mężczyzna czuł się coraz bardziej niezręcznie, dlatego złapał szklankę z wodą, dorzucił garść kostek lodu i wypił jednym haustem.
- Strasznie gorąco. - Zupełnie zapomniał o Zoji, która nie spuszczała z niego wzroku. Jak większość zakochanych posiadała ten sławny, siódmy zmysł, który ostrzegał ich o niebezpieczeństwie. W tej chwili nie bardzo wiedziała co myśleć o niecodziennych poczynaniach brata. Przypuszczała, że zwyczajnie robił jej na złość, aby zniechęcić do znajomości z pisarzem. Coś jednak w jego zachowaniu ją zaniepokoiło, w końcu to ona znała go najlepiej. Spędzała z nim więcej czasu niż ktokolwiek inny. Zapracowani rodzice, sami będąc znanymi wokalistami w ich kraju, byli wiecznie w trasie, z rzadka tylko wpadając do domu i uczestnicząc jedynie w najważniejszych uroczystościach. Mieli jeszcze najmłodszego braciszka Mitię, ale on dopiero zaczął zerówkę i zajmowali się nim dziadkowie. Z początku była nawet o szkraba zazdrosna, bo po jego urodzeniu Andriei poświęcał mu więcej czasu niż jej, ale potem sama go pokochała i rozpieszczała. Uwielbiał maluchy i doskonale się z nimi dogadywał może dlatego, że sam niejednokrotnie sprawiał wrażenie dużego dziecka, które nie miało zamiaru nigdy dorosnąć.
- Ja się trochę przejdę. To wszystko jest zbyt dobre. - Poklepała się po brzuchu i wstała od stołu, a George mrugając do niej zrobił to samo. Rodzina nie wiedziała o wielu jej grzeszkach. Dwoje przestępców opuściło jadalnie i udało się w najdalszy kąt ogrodu, gdzie na pięknym tarasie widokowym, z którego można było podziwiać ocean, stała ławeczka otoczona krzakami jaśminu. Kryjówka idealna. Tutaj uciekali wszyscy, którzy niebacznie podpisali wiszący nad kominkiem cyrograf, by pozaciągać się dymkiem. Nic tak nie smakowało, jak wypalony w ukryciu papieros. Dziewczyna paliła od dawna, ale nie miała zamiaru się z tym afiszować zwłaszcza, że Adam nie znosił zapachu nikotyny, a mający bzika na punkcie zdrowia brat, zwyczajnie sprawiłby jej lanie, nie bacząc na dowód osobisty.
***
   Andriei był zupełnie zadowolony z przebiegu kolacji, wykonał swój plan z nawiązką, sądząc po minie Zoji. Teraz ubrany w jedwabną piżamę, rozpierał się na kanapie, w swoim maleńkim saloniku. Odrobinę światła dawał jedynie gazowy kominek, który włączył po przyjściu z jadalni. Otwarł szeroko drzwi do ogrodu. Księżyc był już wysoko na niebie. Za oknem kwitły bzy, osiągające tutaj niespotykane w Europie rozmiary, ich zapach oszałamiał. Mężczyzna sączył lampkę wina na którą pozwalał sobie jedynie od czasu do czasu. Kalifornia zaczynała mu się coraz bardziej podobać. Grafik miał umiarkowanie wypełniony koncertami, reklamami i wywiadami tak, że zostawało mu jeszcze trochę czasu na przyjemności. Miał nadzieję, że znajdzie kilka ciekawych miejsc do nurkowania, które było jego pasją. W nocnej ciszy sygnał telefonu zabrzmiał wyjątkowo ostro.
- Papatki. - W głośniku rozległ się wysoki głosik Mitii.
- Dlaczego ty nie śpisz? - Ziewnął.
- Nie wiesz co to strefa czasowa?! - Mądrzył się chłopiec, zadowolony, że może czegoś nauczyć ukochanego, starszego brata. - Jem śniadanie, zaraz idę do szkoły.
- Zapomniałem. Chyba jakieś siedem godzin różnicy. Co słychać w zerówce? Koledzy ci nie dokuczają? - Mężczyzna zawsze szczerze żałował, że nie mógł mu poświęcić tyle czasu ile chciał.
- Yyy...- Zawahał się z odpowiedzią. Nie umiał kłamać, zwłaszcza Anrieiowi. Mała główka pracowała na wzmożonych obrotach, aby jakoś  wybrnąć z sytuacji.
- Narozrabiałeś prawda?
- Babcia naskarżyła? - Skąd on wiedział, że rozkwasił nos temu głupiemu Dimie, który nazwał go sierotą. Rodzice chłopca oczywiście nie przyszli nawet na rozpoczęcie roku szkolnego, nie opłacało im się przyjeżdżać dwóch tysięcy kilometrów. Uznali, że był wystarczająco duży, aby przyjść sam. Mitia był jedynym dzieckiem, który przekroczyło po raz pierwszy mury szkoły, nie ściskając za rękę mamy.
- Mów głuptasie, przecież i tak nie mogę wytargać cię za ucho. - Martwił się o niego, dziadkowie byli coraz starsi, nie zawsze potrafili sprostać żywemu jak iskra maluchowi.
- Pamiętasz jak mówiłeś, że wlejesz temu pis... pismakowi?
- Niby kiedy? - Nie mógł sobie przypomnieć, by wygadywał takie rzeczy przy dziecku. Zawsze hamował język w jego obecności.
- Kiedy babcia powiedziała, że Zauber zrobi z Zojki kobietę upadłą. Co to ,,kobieta upadła''?
- Nieładnie jest podsłuchiwać dorosłych. - Tego łobuza wszędzie było pełno. - To znaczy, że nauczy ją złych rzeczy, bo sam jest niegrzeczny. - Poczuł, że w tej chwili mijał się nieco z prawdą. Adam nie wyglądał na złego człowieka. Z tego co zauważył, to raczej siostra była wobec niego nachalna. Zachowywała się jak jego postrzelone psychofanki. - A ty nie odwracaj mojej uwagi. Problemy rozwiązujemy..
- Wiem, wiem... Kur.. Kulturalną rozmową, a nie pięścią jak prostacy.
- No właśnie. - Mitia zapowiadał się na najbardziej elokwentną osobę w rodzinie, a z jego nauk pamiętał tylko te, które mu aktualnie pasowały.
- Ale Dima nie wie co to kultura. Głupi jest. Za to jak mu przysoliłem, od razu przestał nazywać mnie sierotem.
- Bądź grzeczny, a na święta i ferie zabiorę cię do siebie. - Zrobiło mu się strasznie przykro. Miał ochotę wskoczyć w następny samolot i zabrać stamtąd brata.
- A gdzie? - Maluch aż pisnął z podniecenia.
- Nie mam pojęcia mądralo, niech to będzie niespodzianka.
- Fajnie. Musze kończyć, bo babcia idzie do mnie z kapciem. Spóźnię się na autobus. Papatki. - Rozpierała go radość, Andy zawsze dotrzymywał słowa, nie to co tata, który od pół roku odwlekał wspólne wyjście do wesołego miasteczka.
- Buziole skarbie. - Może rzeczywiście powinien się ożenić? Mitia miałby wtedy prawdziwy dom i nie czułby się jak pakunek przekazywany z rąk do rąk. Andriei ostatnio miał jednak poważny problem z wyobrażeniem sobie Katii jako żony i matki. Dziewczyna wiele czasu poświęcała swojej karierze skrzypaczki i dużo podróżowała. Mały wpadłby z deszczu pod rynnę. Mężczyzna sam zapracowany pragnął ciepłego, stabilnego domu, do którego mógłby z radością powracać, gdzie ktoś czekałby na niego z szeroko otwartymi ramionami, bezpiecznej, szczęśliwej przystani do której zawijałby niczym marynarz do portu. Ciekawe, że w tym momencie przyszła mu na myśl willa Lugo di Silenzio. Mimo plątających się pod nogami ludzi, nieustannego ruchu i gwaru, panowała w niej miła, przyjacielska atmosfera. Słychać było wybuchy śmiechu i żarty, z kuchni dochodziły swojskie zapachy, a gospodarz miał do gości iście święta cierpliwość. Zauważył, że kiedy był zmęczony i potrzebował odrobiny spokoju, zamykał się w swoim gabinecie, gdzie nikt, poza Celiną, nie miał dostępu. Sen jakoś nie nadchodził, zmiana strefy czasowej jak zwykle namieszała mu w głowie.
***
   Kiedy dom wreszcie ogarnęła cisza, Adam wziął prysznic i przebrał się w ulubioną piżamę. Zabrakło mu odwagi, aby położyć się w swojej sypialni. W końcu na parterze grasował kicaty zabójca. Następnego dnia miała przybyć ekipa fachowców i zabrać gryzonie. Teraz jednak musiał sobie jakoś radzić. Wziął koc i poduszkę, bez której nie mógł zasnąć pod pachę. Boso, bo kapcie zaginęły gdzieś w akcji antykróliczej, poszedł do domku gościnnego. Liczył, że zmęczony Demkowicz powędrował już w ramiona Morfeusza. Kanapa w jego salonie była najwygodniejsza. Nie zapalił światła, trzaskające w kominku płomienie musiały mu wystarczyć. Usiadł na niej ostrożnie, by skrzypiące sprężyny nie zbudziły śpiącego za ścianą mężczyzny.
- Aa...! - Wrzasnął Andriei chwytając się za serce, wydawało mu się, że tylko na moment zamknął oczy i nagle coś ciężkiego usiadło mu na klatce.
- Nie drzyj się tak, ogłuchłem przez ciebie na jedno ucho! - Sześć oktaw słynnego głosu omal nie rozsadziło mu mózgu.
- Co ty tu robisz? - Nadal niezbyt przytomny piosenkarz podniósł się z kanapy.
- Zawsze tak wolno chwytasz? - Szturchnął mężczyznę, by się posunął. Stał mu na stopie. - Idę spać. Zmiataj do łóżka. - Bez ceremonii położył się na boku, plecami do przestępującego z nogi na nogę Andrieia.
- Trochę głupio, żebyś we własnym domu spał na kanapie. - Jakim cudem ten walający się po fotelach leń, miał zgrabniejszy od niego tyłek?
- Spadaj - burknął pisarz i nakrył się na głowę, nie mając pojęcia jak uważnej ocenie zostały poddane jego tyły.

3 komentarze:

  1. Niech tylko między starszym rodzeństwem nie dojdzie do rozłamu
    bo bardzo polubiłam i Zoję i Andriuszkę.
    a Mitia to taki słodziak z różkami, dzieciak,który musi sobie radzić sam......
    pozdrawia Mefisto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy w opowiadaniu mają sporo sekretów, powoli będą wychodziły na światło dzienne.Mysisz grzecznie poczekać na rozwój sytuacji.

      Usuń
  2. Hej,
    o tak pięknie, końcowa scena przepiękna gdyby tylko Adam wiedział, że jego tyły zostały uważnie obczajone, jak widać dla Andrei młodszy brat jest bardzo ważny i robi wszystko aby nie był tak przekazywany z rąk do rąk i nie czuł się samotny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń