wtorek, 27 listopada 2018

Rozdział 12

   Adam milczał przez większość powrotnej drogi, rozczarowany swoją uległością. Okazał się kompletnym słabeuszem bez grama silnej woli, zupełnie nieodpornym na urok Andrieia. A taki był zawsze dumny ze swojej inteligencji i praktycznego podejścia do życia. Przecież do tej pory świetnie sobie radził, nawet Richardowi nie udało się go omotać na tyle, by zrezygnował ze swoich postanowień.
- Jestem osłem - westchnął zrezygnowany. - Miękkim, kudłatym i strasznie głupim. - O tak, to by nawet pasowało. O mało nie zaczął radośnie rżeć, jak to skądinąd sympatyczne zwierzątko na widok marchewki, kiedy Andriei przytulił się do jego pleców.
   Skołowany pisarz, ogarnięty wyrzutami sumienia, bo przecież miał do czynienia z kimś o wiele młodszym i niezbyt doświadczonym, starał się zachować między sobą a idącym obok mężczyzną, stosowną odległość. Za każdym razem, kiedy cholerny kusiciel podchodził zbyt blisko, on się oddalał, jakby natrafiał na  jakąś niewidzialną barierę. Nie miał odwagi spojrzeć w jego stronę. Przestał sobie ufać.
   Kilku długim, jasnym pasmom udało się wymknąć spod więżącej je gumki. Niesforny wiatr przyszedł mu z pomocą, zasłonił włosami twarz, aby nie spuszczający go ani na chwilę z oczu piosenkarz, nie mógł z niej zbyt wiele wyczytać. Adam uważając, że to on powinien być tym rozsądniejszym, usiłował uniknąć pociągającej, długonogiej pułapki jaką postawił przed nim przewrotny los. Zupełnie nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Wyniosły, zdawałoby się zupełnie nieosiągalny książę z innej bajki, okazał się przy bliższym poznaniu niezwykle porywczy i namiętny z natury niczym huragan. Porwał go, oszołomił, zakręcił sercem oraz zmysłami z ogromną łatwością i siłą. Naprawdę trudno się było oprzeć mocy płomiennych, czarnych oczu. Pisarz był jednak uparty. Bardzo uparty. Postanowił wyrwać się jakoś pod ich wpływu za wszelką cenę, zanim zrobi coś naprawdę głupiego.
   Bramą od strony plaży mężczyźni weszli do ogrodu otaczającego willę Luogo di Silenzio. Demkowicz obserwował go spod zmrużonych powiek, nienośny wiatr sypał mu piaskiem w oczy. Doskonale jednak widział nerwowo zaciśnięte w kieszeniach, szczupłe dłonie i zawziętą zmarszczkę, która pojawiła się na gładkim czole. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo zdobyć zaufanie tego mężczyzny, który właśnie wpełznął z powrotem do budowanej latami skorupy. Skulił ramiona, schował głowę, zupełnie jak widziany niedawno żółw. Jak wiele złych doświadczeń zebrał w swoim życiu, że tak bardzo się bronił?
   Mimo gorącego temperamentu, z którego wielu nie zdawało sobie sprawy z powodu chłodnego obejścia,  Andriei potrafił być bardzo, bardzo cierpliwy jeśli mu na czymś naprawdę zależało. Miał do czynienia z delikatnym, acz ostrodziobym stworzeniem, gotowym na każdy gwałtowniejszy gest do ucieczki, musiał więc być ostrożny.
- Adam...-  Zaczął łagodnie, ale nie dane mu było skończyć. - Adaś...
Za każdym razem to jedno, tyle razy wcześniej słyszane, zwyczajne słowo, spływało na samo dno duszy idącego obok pisarza, który się buntowniczo wzdrygał i przybierał niezłomny wyraz twarzy.
- Zamykamy temat. - Machnął ręką, jakby się przed czymś bronił. Usiłował nie dać znowu namieszać sobie w głowie. Drań! Robił to specjalnie. Wymawiał jego imię tak miękko jak nikt inny. - Nie będę ci już robił wymówek. - Starał się przekręcić intencje mężczyzny udając, że ich nie zrozumiał. Stworzyć mu okazję wycofania się z krepującej sytuacji bez konsekwencji. - Ofra to stara lisica. Wmanewrowała cię.  Nie przejmuj się. Znam się na żartach. Nawet jeśli są tak niemądre jak twoje.
- Ja wcale nie żartowałem. - Wydął usta. Ten jasnowłosy spryciarz próbował mu zwiać w elegancki sposób, robiąc koktajl z szarych komórek. - Naprawdę bardzo mi się podobasz. - Objął pełnym aprobaty spojrzeniem smukłą sylwetkę.
- Jak się to ma do twojej oficjalnej narzeczonej? - Zdenerwował się rozdrażniony, jego lekkim podejściem do poważnej sprawy, Adam. Najpierw deklarował w popularnym programie istnienie stałego związku, a potem robił do niego słodkie oczy. Wstrętny podrywacz!
- Dobrze to określiłeś - oficjalnej. - Demkowicz owszem palnął głupstwo, ale wtedy nie wiedział tego co teraz, albo raczej nie miał pewności co do kierujących nim uczuć. Uznał, że bez trudu wszystko odkręci. Od wielu lat, zarówno on jak i Katia, posługiwali się tą zręczną wymówką. Status przeznaczonej sobie pary był bardzo wygodny, chronił ich przed natrętnymi fanami, mamuśkami szukającymi dobrych partii, zakochanymi głuptasami zsypującymi tysiącami maili. Postanowił jak najszybciej rozmówić się z przyjaciółką. - Dawno już nic nas nie łączy.
- Ciekawe, czy ona o tym wie? - Dla pisarza sprawa była jasna, Piękny wyraźnie coś kręcił. Za daleko zabrnął z tą Katią. Natomiast w czasie tras koncertowych najwyraźniej nie brakowało mu rozrywek. Niczym nie różnił się od Georga i Breda, czyli w każdym porcie znajdował kogoś do obściskiwania i zabawy. Nie wierzył, aby jakakolwiek dziewczyna zgodziła się dobrowolnie na rolę marionetki, zwłaszcza jeśli w grę wchodziła tak pożądana zwierzyna. Ludzie jednak nadal potrafili go zaskakiwać.  Poczuł się strasznie zawiedziony. Andriei natychmiast zauważył zmianę w jego zachowaniu. Zielononiebieskie oczy posmutniały.
- Adam...- Próbował rozprostować zmarszczkę, która nieoczekiwanie się pojawiła na wcześniej gładkim czole mężczyzny. Miał wrażenie, jakby stąpał po kruchym lodzie. Jeden fałszywy ruch, a pisarz wepchnie go jak wcześniej zapowiedział, do huczącego w dole oceanu. Dom stał na wysokiej skarpie, więc miałby zapewniony długi, ekscytujący lot.
- Nie zaczynaj od nowa... - Zatrzymał się choć nie bardzo wiedział dlaczego, wbrew swojej woli. Aksamitny głos Andrieia rozlał się po całym ciele, głaszcząc je niczym najdelikatniejszy balsam. - Jestem za stary na zagrywki rodem z romansideł. - Burknął i przyśpieszył. Czym prędzej dotrą do domu tym lepiej. Już nigdy w życiu nie zostanie z tym tanim syrenem sam na sam.
- Jesteś tego pewny? - Demkowicz uśmiechnął się szeroko do prychającego mężczyzny, który z najwyraźniej nie miał pojęcia jak słodko wyglądał z tą rozgniewaną, zarumienioną twarzą i powiewającymi wokół niej, połyskującymi w porannym słońcu, włosami. Czym szybciej uciekał, tym większą ochotę miał go złapać. A jak już go dopadnie, z przyjemnością powetuje sobie wszystkie tortury, którymi ten głuptas go raczył.
- Spieprzaj złamasie! - Kompletnie stracił cierpliwość. Z czego ten facet się tak cieszył? Nie rozumiał jakim cudem, szczerzący się z niewiadomego powodu dureń, niczego nie pojmował, albo raczej pojmował zupełnie na odwrót, wedle własnego uznania.
- Lubię wygadanych. - Złapał w pasie mężczyznę, chroniąc go w ten sposób przed upadkiem. Ścieżka prowadząca do domu była dość stroma i śliska od rosy. Szalejący wokół labrador też nie pomagał.
- Za to ja cię nie lubię! - Stanowczo odepchnął pomocne ramię.
- Adaś... - Uwielbiał kolorki jakie pojawiały się na twarzy czarującego uparciucha, kiedy wypowiadał jego imię. Naprawdę myślał, że go oszuka? Będzie należał do niego, z całą pewnością będzie!- Nie wierzę.
- Cholera jasna! Pieprzona syrena. - Zatkał sobie uszy dłońmi, niestety nic nie pomogło. Nadal go słyszał.
- Wiesz, jestem facetem. - Wyprostował swoją zgrabną postać, a Adam niestety zerkną, bo jak niby mógłby nie zerknąć.  - Co to ,,cholera jasna"?
- Coś jak spierdalaj w podskokach, zanim cię ukatrupię! - Nie zabrzmiało to jednak odpowiednio groźnie. Udręczony pisarz prawie wbiegł na ostatnie stopnie. Tak chyba wyglądał nałóg. Jak nic uzależniał się od łobuza. Stanowczo musiał się ratować.
- Moja babcia zawsze mówiła - jak ktoś zaczyna przeklinać i wywijać pięściami, to znaczy, że skończyły mu się argumenty. Czyli wygrałem pyskówkę z pisarzem, prawda? - Andriei był absolutnie zachwycony i dumny z siebie.
- A niech cię! - Nareszcie dopadł drzwi wejściowych. W pędzie minął Georga i Breda. Z ulgą zatrzasnął za sobą drzwi do sypialni i spłynął po nich na podłogę.
- Co mu zrobiłeś? - Stojąca w holu Jenni był strasznie ciekawa, co się wydarzyło na plaży. W ciągu dwóch godzin można było naprawdę wiele zdziałać.
- Jeszcze nic. - Demkowicz uśmiechnął się drapieżnie do trójki, zaskoczonych jego pewnością siebie, aktorów. Kiedy jednak zaczęli domyślnie chichotać, zarumienił się i uciekł, podobnie jak mężczyzna przed nim.
***
   Zoja obejrzała feralny wywiad zgrzytając zębami. Omal nie zdarła sobie szkliwa. Brat mocno przesadził. Należało go utemperować i sprowadzić z obłoków na ziemię, aby przestał wygadywać bzdury i wchodzić jej w drogę. Prawdę mówiąc nie spodziewała się, że zabrnie tak daleko. Zawsze bardzo ostrożnie wypowiadał się w obecności mediów. Słynął z powściągliwości i rzadko dawał dziennikarzom powód do ekscytacji. Prywatne życie chronił niczym skarb, jedynie od czasu do czasu, niby od niechcenia, rzucając jakieś skromne kąski, aby nie stali się zbyt natrętni. Ani rodzice, ani Katia na pewno nie byli zadowoleni z obrotu sprawy. Nie miała wątpliwości, że oglądali program Ofry, zawsze uważnie śledzili karierę swojego pupila. Dziewczyna o wiele trzeźwiej, niż jej sławny bart, patrzyła na rodzinę i znajomych.  Matka z ojcem, wyraźnie życzyli sobie planowanego od lat małżeństwa, a nadęta skrzypaczka wcale nie była taką wyrozumiałą, wyzwoloną przyjaciółką za jaką chciała uchodzić przed naiwnym Andrieiem. Na razie jednak Zoja wolała nie angażować nikogo więcej i postanowiła poradzić sobie sama. Na posiłki przyjdzie jeszcze czas. Najcięższe działa zostawiła w odwodzie na wszelki wypadek, gdyby jednak nie udało jej się niczego zdziałać w pojedynkę.
   Zoja wiedziała o przeszłości Adama więcej niż ktokolwiek inny, przeprowadziła nawet w tym celu małe śledztwo. Nic nie pozostawiła przypadkowi. Domyślała się dlaczego, na pozór otwarty i chętnie nawiązujący znajomości mężczyzna, tak naprawdę był nieufny i skryty, a najważniejsze rzeczy chował głęboko na dnie serca. Ktoś taki nie uwierzy łatwo w uczucia Andrieia zwłaszcza, że wybuchły tak nagle, a on sam nigdy nie zdradzał homoseksualnych skłonności. Na pewno będzie sie miał na baczności. Ludzie lgnęli do sławnych i bogatych, a znany i ustosunkowany pisarz miał wiele do zaoferowania - cieszył się w LA doskonałą opinią, posiadał sporo wpływowych przyjaciół. Ktoś taki dla wschodzącej gwiazdy byłby ogromnym wsparciem.   
   Dziewczyna sądziła brata swoją miarą. Dla niej te wszystkie rzeczy były ważne, sprawiały, że Adam lśnił na horyzoncie jej marzeń niczym najwspanialsza z gwiazd. Nie pamiętała, a raczej nie chciała pamiętać, że Andriei był jedyną osobą, która w dzieciństwie tuliła ją w ramionach, nie oczekując niczego w zamian, kiedy w nocy budziły ją ze snu koszmary, a rodziców jak zwykle nie było w domu. Musiała być twarda, aby wkrótce zostać panią Zauber.
    Miała dzisiejszego dnia iść razem z pisarzem kupić prezent dla Celiny, która w przyszłym tygodniu obchodziła urodziny. Biedak nie bardzo wiedział, co mogło spodobać się kobiecie, której wiele zawdzięczał. Uważał gosposie za jedną z najważniejszych osób w swoim życiu. Dbała o niego od lat, stworzyła mu namiastkę domu. Zoja jej nie lubiła. Czasami wydawało jej się, że patrzy na nią ze zmarszczonymi brwiami, jakby coś podejrzewała. Wytatuowanym babsztylem postanowiła zająć się w drugiej kolejności. Nikt nie mógł być dla Adama ważniejszy od niej.
   Zoja postanowiła nie zmarnować doskonałej okazji, w tym celu odpowiednio przygotowała swój telefon. Wymknęli się z domu tylną bramą, w razie jakby wszędobylscy paparazzi gdzieś na nich czatowali. Bezkarnie biegali przez dobre dwie godziny po galerii handlowej, w zwykłych, codziennych ubraniach. Ku ich ogromnej uldze nikt Adama nie rozpoznał. Po krótkiej naradzie kupili Celinie rower, który jak wcześniej zauważyła, wielokrotnie podziwiała w telesprzedaży. Sprzedawca obiecał dostarczyć go do domu.
- Chcę, w ramach rekompensaty za ciężką pracę, czekoladowe lody. - Dziewczyna, choć spocona i zmęczona, była w świetnym humorze. Wspólne włóczenie się po sklepach sprawiło jej ogromną radość. Mężczyzna okazał się dobrym kompanem do tego typu eskapad - nie narzekał i nie niecierpliwił się jak przed nim wielu innych, chętnie podziwiał przymierzane przez nią stroje, żartując z jej słabości do kwiecistych wzorów.
- Chodź do windy, w pobliżu jest urocza kawiarenka. Właściciel sam robi wszystkie desery i używa tylko naturalnych produktów. Palce lizać. - Wziął tłumaczkę za rękę. Tłum gęstniał z minuty na minutę. Bał się, że może ją zgubić, a wolał nie narażać się upierdliwemu braciszkowi. Czym rzadziej będzie widywał Pięknego, tym lepiej.
- Oh, jaka ładna. - Zoja, posłusznie weszła za mężczyzną do malutkiej cukierenki znajdującej się na najwyższym piętrze budynku, rozpływając się w duszy ze szczęścia. Dla niej ten drobny gest wiele znaczył. U niej w kraju tak chodziły ze sobą jedynie będące ze sobą bardzo blisko, zakochane pary. Nareszcie wszystko układało się po jej myśli. Usiedli pod oknem, skąd mieli widok na całą galerię. Wybrali z menu po ogromnym pucharku mrożonych słodkości.
- Mhm... Pyszne... - Zamruczał Adam i zmrużył oczy z przyjemności. Odpędził beztrosko w myślach wyrzuty sumienia, czające się gdzieś na obrzeżach świadomości. Był nieuleczalnym łasuchem, w ciągu miesiąca przytył dobry kilogram. Postanowił solennie, jak wrócą do domu, poprosić Celinę o serię dietetycznych posiłków. Nie pozwoli by Pan Doskonały znowu mierzył wzrokiem jego brzuch.
- Wspaniałe. - Dobrze się bawili i dziewczyna nie miała ochoty na powrót do swojego planu. Jednak druga taka chwila, sam na sam, mogła się szybko nie trafić. - Zerknij na mój telefon, nie wiem co z nim nie tak. Mam nowy i strasznie niewyraźnie wychodzą mi zdjęcia. Ja pójdę zapłacić. - Podała mu swoją komórkę, najpierw jednak wchodząc w odpowiedni folder, aby mógł pogłówkować nad jej problemem. Ustawiła się w kolejce do kasy i dyskretnie obserwowała pracodawcę. Znała jego słabostki. Nie ma mowy by oparł się przejrzeniu wszystkich fotek.
   Zauber nie miał się za jakiegoś znawcę elektroniki, ale nie śmiał odmówić dziewczynie, która poświęciła mu dzisiaj tyle swojego wolnego czasu. Pewnie sie z nim nudziła. Nie uważał się za odpowiednie towarzystwo dla atrakcyjnej nastolatki, za którą oglądał się co drugi, przechodzący mężczyzna. Zaczął od zerknięcia na niewyraźne zdjęcia. Już miał przejść do ustawień aparatu fotograficznego, kiedy dwa z nich zwróciły jego uwagę. Chwilę walczył ze sobą, zdawał sobie sprawę, że właśnie naruszał czyjąś prywatność. Ciekawość jak zwykle wzięła nad nim górę. Pierwsze selfie musiało być dość stare, ktoś, prawdopodobnie sama Zoja, musiał je zrobić z zaskoczenia. Andriei wyglądał na nim bardzo młodo. Zawzięcie całował się z rudowłosą dziewczyną, poufale trzymając rękę na jej piersi, kiedy druga błądziła po odsłoniętym udzie, widocznym w rozcięciu krótkiej spódniczki. Oboje wyglądali na bardzo zaangażowanych. Drugie było podobne tyle, że z Katią. Roześmiany mężczyzna, stał z nią po kolana w falującej wodzie. Nigdy nie widział go tak rozluźnionego i szczęśliwego. Obejmowali się trzymając za pośladki, zwróceni do siebie twarzami.
   Czas zwolnił. Krew odpłynęła z pobladłej twarzy Adama. Nagle zrobiło mu się zimno, bardzo zimno. W piersiach coś się zacisnęło. Sięgnął po leżący na oparciu krzesła sweter i zapiął zamek pod samą szyję. Przeczucie go nie myliło, od początku miał rację, co do Demkowicza. Z całą pewnością to kobieta u jego boku była tym, czego potrzebował. Kiedyś znajdzie lub już znalazł wspaniałą dziewczynę, z którą stworzy rodzinę, a ona urodzi mu gromadkę ślicznych, utalentowanych dzieci. Teraz, samotny w obcym kraju, odrobinę się pogubił, ale wkrótce mu przejdzie i wróci do domu. Podziękował w myślach swoim dobrym duchom, że w porę go ostrzegły, zanim zaangażował się w coś, co złamałoby mu serce.
***

   Andriei, wyglądający jak wycięty z okładki żurnala, spokojnie siedział za znajdującym się na podwyższeniu, długim stołem w ogromnej sali konferencyjnej. Po delikatnych ustach błąkał się mu nieśmiały uśmiech, długie rzęsy rzucały cienie na gładkie policzki. Nikt nie dałby mu więcej niż dwadzieścia lat. Piękny, dziki łabędź, który właśnie wpłynął na drapieżne wody show biznesu LA. Nikt nie domyśliłby się, że za przystojną twarzą słynnego Anioła kryje bardzo bystry, chłodny umysł. Hilton pękał w szwach, dawno w hotelu nie było tak gwarno. W dole kłębił się tłum podnieconych paparazzi. Wszystkie kamery były wycelowane w jego stronę niczym lufy karabinów. Te małe, wścibskie hieny chętnie rozszarpałyby go na strzępy, jeśli tylko dostałyby za to odpowiednią gażę. Oczywiście byli wśród nich i solenni dziennikarze, ale szlachetni poszukiwacze prawdy zdarzali się coraz rzadziej. Luis, menadżer Demkowicza, kręcił się na krześle, niczym nadziewana właśnie na haczyk glista. Miał ciężkie życie, czasami piosenkarz w przypływie ludzkich uczuć nawet mu współczuł, ale zaraz potem przypominał sobie ile mu płacił. Nigdy nie wiedział z czym wyskoczy jego podopieczny, ale zawsze musiał po nim posprzątać jak narozrabiał. Tym razem też nie zdradził swoich zamiarów, mimo usilnych próśb i błagań niemal na kolanach.
- Drodzy państwo zaczynajmy. Czas pana Demkowicza jest na wagę złota. Macie kwadrans.
- Jedno pytanie na jedną osobę. - Andriei postanowił nieco ograniczyć swobodę dziennikarzy. Wystarczyło dać im palec, a odgryźliby rękę aż po łokieć.
- Jak pan czuje się w naszym kraju? Podoba się panu w USA. - Po sali rozległ się pełen niezadowolenia szmer, że ktoś pytał o takie bzdury.
- Nie zdążyłem jeszcze zobaczyć zbyt wiele, ale LA jest całkiem przyjemnym miastem. Niestety nie mogę sie po nim swobodnie poruszać. Kobiety bywają u was bardzo niebezpieczne.
- Czyżby wspominał pan wycieczkę do nocnego klubu?
- Trudno to nazwać wycieczką. Raczej dramatycznym przeżyciem. O mało nie zostałem żywcem pożarty przez dwie, wygłodniałe piranie. Broniłem się zawzięcie, a potem z nieznanych mi powodów wylądowałem z przyjaciółmi na bruku. - Popatrzył na chichoczących paparazzi, jakby faktycznie się zastanawiał, co się właściwie wtedy stało. - Nie bardzo znam tutejsze zwyczaje - dodał ciszej. Zawstydzony swoją niewiedzą spuścił oczy. Na sali zawrzało. Wszyscy doskonale znali, wspomniane panie i zaczęli współczuć temu młodemu mężczyźnie, narażonemu na ich niewybredne ataki. Szeptali między sobą gorączkowo, a czas biegł nieubłaganie...
- Chodzi o wypowiedź podczas wywiadu z Ofrą. Jak długo trwa pana romans ze znanym pisarzem?
- Och... - Demkowicz zarumienił się widowiskowo. - Nie mam niestety żadnego romansu.
- Nie ma sensu zaprzeczać. Dokładnie pan opisał miłość swojego życia i zupełnie nie przypomina pięknej narzeczonej.
- Ale to nnie ttak...- lekko się zająknął. Podniósł lśniące niczym klejnoty czarne oczy na tłum. - Od dawna marzyłem o spotkaniu pana Zaubera. Przeczytałem prawie wszystkie jego powieści. - W tym miejscu Andriei nawet niewiele rozminął się z prawdą. Przez wiele godzin od zobaczenia zdjęcia Zoji myślał co zrobi, jak dorwie w swoje łapy pisarza, a w samolocie zaciekle przeglądał szmiry napisane przez wstrętnego podrywacza jego malej siostrzyczki. - Kiedy wytwórnia zaproponowała skomponowanie muzyki do serialu, byłem podniecony możliwością jego poznania.
- Jednak wasza znajomość nie wygląda na zwykły stosunek idol - fan.
- No cóż... - W jego oczach pojawił się ogień, który sprawił, że anielska twarz stała się jeszcze bardziej pociągająca. Większość obecnych niemal wstrzymała oddech. - Na miejscu okazało się, że Adam jest nie tylko świetnym pisarzem, ale i uroczym mężczyzną.
- Zauber jest od pana dobre sześć lat starszy i bardzo elokwentny. Z pewnością bez trudu zawrócił w głowie takiemu młodemu mężczyźnie.
- Niezupełnie...- zaczerwienił się jeszcze bardziej. Postanowił podziękować profesorce za zmuszenie go do lekcji aktorstwa.
- Czyli...?
- To ja próbowałem uwieść jego, ale nic z tego nie wyszło.
- Nie chce pan chyba powiedzieć, że ktoś oparł się takiemu pięknemu chłopcu?
- Eech... Adam to inteligentny mężczyzna, a ja popełniłem mnóstwo niezręcznych gaf. Nie był zachwycony. Nie wyrzucił mnie z domu tylko dlatego, że jest związany kontraktem przez wytwórnię. - Na chwilę ukrył twarz w dłoniach i obserwował tłum przez palce. Chyba mieli wrażenie, że biorą udział w romantycznym filmie.
- I co ma pan zamiar teraz zrobić?
- Jak to co? - Wyprostował się i spojrzał stanowczo, prosto w najbliższą kamerę.  - Zakochałem się i mam zamiar walczyć o tę miłość ze wszelkich sił. Zawsze dawałem z siebie wszystko na koncertach, więc teraz mam nadzieję, że moi wspaniali fani wesprą mnie w tej, tak ważnej sprawie. Potrzebuję ich pomocy, ponieważ nie mam zbytnio doświadczenia. Jestem przekonany, że serce Adama w końcu zmięknie. - Położył zaciśniętą dłoń na piersi. - Poczekam na niego tyle, ile będzie trzeba. Choćby do końca życia. - Zakończył płomienną deklarację. Na sali zaległa głucha cisza. Niektórzy mieli w rękach chusteczki. Czarodziejski głos Andrieia miał hipnotyzującą moc, a w połączeniu z anielskim wyglądem dosłownie uwiódł tłum.
- Panowie, panowie kończymy. - Menadżer na dyskretny znak Demkowicza podniósł się z krzesła.
- Jak to kończymy?
- Dopiero zaczęliśmy.
- Mamy jeszcze wiele pytań.
Rozległy się ze wszystkich stron okrzyki i błagania. Luis był jednak nieugięty.
- Obiecaliśmy kwadrans, a zrobiło się pół godziny.
Dziesięć minut później obaj panowie siedzieli już w limuzynie, mknącej w kierunku studia nagrań. Zmęczony piosenkarz popijał schłodzoną wodę mineralną. Menadżer cierpliwie czekał aż się odezwie pierwszy, w końcu nie wytrzymał.
- Andriei, jak tylko dostaniesz wymarzone Grammy, zacznij grać w filmach. Dramaty będą w sam raz. Oskara zdobędziesz bez najmniejszego trudu. - Mężczyzna był pełen podziwu dla swojego podopiecznego, wodzącego przez całą konferencję za nos, gromadę dziennikarzy.
- Jestem muzykiem, nie aktorem.
- Trochę przesadziłeś z tą deklaracją uczuć do Zaubera. Długo ci tego nie zapomną, nie będzie łatwo się z tego wykręcić.
- Nie mam zamiaru się z niczego wykręcać - oświadczył spokojnie.
- Żartujesz prawda? - Pytanie zabrzmiało nieco histerycznie.
- Bynajmniej. - Jedna aksamitna brew powędrowała do góry. - Naprawdę kocham Adama.
- O... Mój... Boże...! - Luis zaczął się gwałtownie wachlować ręką. O kurwa, kurwa nad kurwami. Jak on się z tego wytłumaczy wytwórni, Demkowiczom, Katii?
- Tylko mi tu nie mdlej idioto! - Prysnął na szalejącego głupka wodą. Znali się już tyle czasu, więc jak mógł pomyśleć, że rzuca tak poważne wyznanie na wiatr. Chyba nie sądził, że będzie się go pytał o pozwolenie z kim może sypiać? Licho z nim. Teraz najważniejszy był Adam, a zaraz po nim trasa koncertowa po USA.
   

2 komentarze:

  1. Hej z utesknieniem czekam na ciag dalszy :D Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    haha Demkowicz jest zakochany, bedzie  teraz starał się zdobyć Adama :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń